[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Usłyszała pani moją rozmowę w hallu.
- Tak. Właśnie wychodziłam z hotelu, żeby się spotkać z Bobem. Posłyszałam, że
tamten człowiek mówił do pana  panie majorze i że coś panu przywiózł...
- Ale tego  coś nie znalazła pani tutaj?
- Nie. Nie zdążyłam wszystkiego dokładnie przeszukać.
- A z kim pani siedziała w kawiarni? Taki wysoki mężczyzna bez lewej ręki.
- Ahmed Bakelis.
- Turek czy Arab?
- Sama dobrze nie wiem. Raz mówi, że jest Grekiem, potem znowu, że Arabem.
Podobno matka jego była Niemką. Mieszka stale w Wiedniu. Dużo podróżuje. Opowiada
różne rzeczy. Ale czy wszystko prawda?
- A Wikary? - spytał Downar.
W oczach dziewczyny zobaczył stracą,
- Niech mnie pan o niego nie pyta. BÅ‚agam.
- Tak go siÄ™ pani boi?
- Okropnie. To straszny człowiek. On może zabić.
- Niech pani będzie zupełnie spokojna. Nic pani nie grozi. Od tej chwili jest pani pod
mojÄ… opiekÄ….
Z całej siły chwyciła go za rękę.
- Zrobię wszystko, żeby tylko od nich się uwolnić. Już nie mogę, nie mam sił. Gdyby to
dłużej trwało, odebrałabym sobie życie. Nieraz myślałam o samobójstwie, ale nie miałam
odwagi.
- Pomogę pani skończyć z tym życiem. Proszę mi powiedzieć, czy Wikary wie, jak ja
wyglÄ…dam.
- Nie. Porozumiewałam się z nim telefonicznie. Nie widział pana.
- To dobrze. Niech mi pani jeszcze powie, co pani wie o złotym centaurze. To taka
maskotka.
- Złotego centaura miał w swoim mercedesie Roger. Nie przyniósł mu szczęścia. Zabił
siÄ™.
- Gdzie dostał taką maskotkę?
- Przywiózł mu ją Ahmed z Aten. Tak przynajmniej mówił.
- A tym mercedesem jezdził także i Wikary.
- Tak. Czasami. Wiem, że Roger nie lubił pożyczać mu wozu.
- Niech mi pani powie, kto tym razem wywozi towar?
- To pan wszystko wie? - zdziwiła
- Jeszcze nie wszystko, ale już sporo - uśmiechnął się Downar. - Więc kto?
- Tego mi nigdy nie mówią. Może Wikary, może Ahmed, może jeszcze ktoś, kogo nie
znam...
Downar pokiwał głową.
- Rozumiem. Chciałbym pani coś zaproponować, panno Alicjo.
- Słucham. Zrobię wszystko, co pan każe.
- Niech pani wyjdzie teraz z hotelu, niech pani wsiądzie w taksówkę i niech pani
pojedzie do Gdańska, do pana Ahmeda Bakelisa.
: - Boję się, bardzo się boję - powiedziała cicho.
Spojrzał na nią uważnie. Zastanawiał się.
- No dobrze. Pojedziemy razem.
- Czy ja muszę z panem jechać? Jestem taka zmęczona...
-Niestety, muszę panią zabrać ze sobą.
- Przecież panu nie ucieknę.
- To nie o to chodzi.
Podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę.
- Strasznie tu duszno - powiedziała Alicja. Zbliżyła się do balkonu i nim zdążył temu
zapobiec, rozsunęła zasłony.
- Co pani robi?
- Wpuszczam trochę świeżego powietrza. Nie ma czym oddychać.
Machnął ręką i połączył się z komendą.
- Przyślijcie mi zaraz wóz. Niech czeka na mnie tam, gdzie wtedy, na ulicy
Majkowskiego. Za dziesięć minut wychodzę z hotelu. Powiedzcie kierowcy, że pojedzie ze
mną do Gdańska.
- Bardzo jestem zmęczona - westchnęła.
- Ja także. Drugą noc nie śpię.
- Ma pan dużo pracy. Uśmiechnął się.
- Takie osoby jak pani przysparzajÄ… mi jej.
- Ach, żeby pan wiedział, jak ja mam tego wszystkiego dość.
- Ma pani teraz okazję zacząć nowe życie.
- Czy zamkną mnie do więzienia?
- To będzie zależało - powiedział wymijająco. - Idziemy. Czy ma pani płaszcz? Zbiera
siÄ™ na burzÄ™.
- Nie.
- Mniejsza z tym. W wozie pani nie zmoknie.
Czarna wołga czekała już na nich w głębi ulicy. Przy kierownicy siedział młody,
przystojny chłopak. Miał czarne, wypomadowane włosy. Pachniał brylantyną.
Co oni tu takich gigolaków angażują na kierowców? - pomyślał Downar. Głośno zaś
powiedział:
- A gdzie to sierżant Kolec?
- Poszedł do domu, towarzyszu majorze. Dwadzieścia cztery godziny miał służbę.
DokÄ…d jedziemy?
- Nie powiedzieli wam, że jedziemy do Gdańska?
- Powiedział mi oficer dyżurny, ale wolę się upewnić. Mogło się coś zmienić.
- Nic się nie zmieniło. Jedziemy do Gdańska, do komendy wojewódzkiej.
Downar z Alicją ulokowali się na tylnym siedzeniu. Pachnący brylantyną brunet zapalił
motor.
Ruszyli, rozwijając od razu dużą szybkość.
- Nie tak ostro, kolego - powiedział Downar.
Nie dojechali do Gdańska. Mniej więcej w połowie drogi wóz zaczął zwalniać, aż
wreszcie zupełnie stanął.
- Co się stało?
Kierowca wysiadł.
- Coś mi w motorze nawala, cholera jasna. - Otworzył maskę i zaczął szukać
uszkodzenia. - Gdyby towarzysz major mógł mi poświecić latarką...
Downar wysiadł, wziął od chłopaka latarkę i pochylił się nad motorem. Znał się trochę
na tym.
W tym momencie poczuł na plecach lufę pistoletu.
- Hände hoch!
Zaskoczenie było zupełne. Podniósł ręce do góry.
Kierowca szybkim ruchem wyrwał mu broń spod marynarki, wyjął magazynek i kulę z
lufy i rozładowany pistolet wsunął z powrotem do futerału.
- Teraz może się pan tym bawić, panie majorze - powiedział z uśmiechem, zadowolony
ze swojego dowcipu.
Downar nie poruszył się. Mężczyzna stojący za nim ciągle naciskał mu lufą kręgosłup.
- Komen Sie mit! - padł zdecydowany rozkaz.
Za zakrętem stał szary lincoln. Alicję ulokowano przy kierowcy. Downar usiadł z tyłu z
prawej strony koło mężczyzny z pistoletem. Dopiero teraz wyraznie zobaczył jego twarz. Był
to ten jednoręki cudzoziemiec, którego widział wtedy w kawiarni z Alicją. Ahmed Bakelis.
Nie wypuszczał z ręki pistoletu.
Ruszyli w kierunku Oliwy. Lincoln pochłaniał przestrzeń z nieprzepisową szybkością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™ - a co jeÅ›li lubiÄ™ rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.