[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czy pocałunek.
- To prawda, wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek inny na świecie, ale jest jeszcze coś, o
czym chciałem ci powiedzieć... Jest mi bardzo trudno
o tym mówić... Czuję się tak, jakbym zdradzał małą, niewinną Bobbie...
- Bobbie? - Tego się nie spodziewała. - Nie rozumiem...
Wstał i podszedł do kominka. Cały czas odwrócony był do niej plecami. Starał się być
bardzo rzeczowy.
- Matka Bobbie była bardzo piękną kobietą
i miała w sobie coś, jakiś niepojęty czar, przyciągała mężczyzn jak magnes. Długie lata
byłem nią zafascynowany, jak każdy, kto miał z nią do czynienia. Gdy powiedziała mi, że
zaszła w ciążę, i nie wahałem się ani chwili, pobraliśmy się w ciągu miesiąca. I co więcej,
czułem się tak, jakby
uśmiechnął się do mnie los, byłem szczęśliwy. -Odwrócił się, miał przymrużone oczy i
mocno zaciskał wargi.
- Nie musisz mi nic tłumaczyć - powiedziała cicho. - Rozumiem... - Serce jej jednak biło ze
zdwojoną szybkością. Wiedziała o tym nazbyt dobrze, że kochał swoją żonę do szaleństwa
i na nic, dosłownie na nic już nie liczyła.
- Wiedziałem o tym, że Patrycja uwielbia być w centrum zainteresowania, ale sądziłem, że
to tylko... - zawiesił głos. - Myślałem, że to nieistotny szczegół. Miała okropne
dzieciństwo, więc próbowałem ją jakoś usprawiedliwiać, bo ona nie cieszyła się z dziecka,
które wkrótce miało przyjść na świat. Ale już wkrótce zrozumiałem, że kobieta, którą tak
bardzo pokochałem, była wytworem mojej wyobrazni.
W oczach Jeanie malowało się całkowite zaskoczenie i przerażenie zarazem.
- Sądziłam zawsze, że...
- Ze byliśmy idealną parą? - zapytał z sarkazmem. - Nie dziwię się, wszyscy tak uważali.
Bardzo dobrze odgrywaliśmy nasze role. Gdy urodziła się Bobbie, zaczął się prawdziwy
koszmar. Patrycja stwierdziła, że nienawidziła być w ciąży, ale dziecko napawa ją wręcz
odrazą i nie ma zamiaru się nim zajmować. Wszystkie obowiązki matki przejęła więc
Monika. Podejrzewałem, że w grę wcho-
dzili również inni mężczyzni. Patrycja potrafiła być jednak bardzo przebiegła i...
dyskretna.
Jeanie nie wierzyła własnym uszom. Czy to możliwe, żeby ten mężczyzna uchodzący
przez długie lata za cierpiącego wdowca, tak naprawdę był rozgoryczonym ojcem
odrzuconej przez matkę córeczki? Próbowała ogarnąć jakoś to wszystko, o czym po-
wiedział jej teraz Ward, ale nie bardzo potrafiła.
- Jedyne co Patrycja mogła zaoferować Bobbie, to popołudnia spędzane u swoich
znajomych. Monika bardzo zachęcała ją zresztą, by zabierała ze sobą małą, bo uważała, że
może jakimś cudem uda się jej w ten sposób nawiązać z córką kontakt, i że może jeszcze
wszystko wróci do normy.
W rzeczywistości, jak się pózniej okazało, Bobbie siedziała często w samochodzie
przypięta w foteliku, podczas gdy jej matka zabawiała się ze swoimi kochankami w
pobliskich hotelach. Tego dnia, w którym wydarzył się wypadek, moja żona wracała
właśnie z jednej z takich libacji. Wszystko wyszło na jaw dopiero w trakcie śledztwa.
Policja odwaliła w tym wypadku kawał dobrej roboty, potrafili zachować dyskrecję i dobre
maniery.
- Ach, Ward, Boże, nigdy w życiu bym się tego nie spodziewała. Nawet nie wiesz, jak jest
mi przykro...
- To jeszcze nie wszystko. - Widziała, z jakim
trudem panuje nad nerwami. - W tym wypadku Patrycja zginęła na miejscu, ale Bobbie
była w ciężkim stanie i potrzebowała prędko transfuzji. Okazało się, że ma bardzo rzadką
grupę krwi i nie ja jestem jej biologicznym ojcem... Tylko że to nie jest już dla mnie ważne,
Jeanie, choć może tego nie zrozumiesz. Bobbie jest moją córką.
- Boże... - jęknęła tylko. - Boże, Ward... -Nagle wszystko stało się jasne. Po śmierci żony
całkowicie wycofał się z życia, a raczej żył ze swoją koszmarną tajemnicą na uboczu, w
swoim świecie. Po takich doświadczeniach miał prawo nie ufać kobietom.
- Nikt o tym nie wie, nawet Monika, i nikt nigdy się o tym nie dowie. Bobbie też nie.
Gdybyś widziała, jak ta mała istota walczyła o życie...
Jeanie spojrzała na niego i dostrzegła w jego oczach łzy. Dała mu znak ręką, żeby już
przestał się zadręczać, żeby zamilkł.
- Nie, pozwól mi dokończyć, muszę dokończyć. Bobbie jest moim ukochanym dzieckiem,
własnego nie kochałbym bardziej, możesz mi wierzyć. W niczym na szczęście nie
przypomina swojej matki i nie chcę, naprawdę nie chcę wiedzieć, kto jest jej biologicznym
ojcem. Jest moja i tak zostanie.
- Oczywiście, że tak zostanie - powiedziała pospiesznie.
Dlaczego akurat jej opowiedział to wszystko?
Czyżby miał do niej tak duże zaufanie, czyżby ją pokochał? Lecz z drugiej strony nigdy nie
poprosił, by z nim została na noc ani nie wypytywał o jej zamiary, nie próbował wpłynąć
na nią, żeby zmieniła swoją decyzję... Nie, nie mógł jej kochać, z pewnością po tym, co
przeżył, żadna kobieta nie mogła zawładnąć jego sercem. Było martwe.
- Ward, dlaczego opowiedziałeś mi to wszystko? - spytała cicho.
- Bo... - wpatrywał się w nią tym swoim nieprzeniknionym spojrzeniem - przyszedł już
czas, byś się o wszystkim dowiedziała.
- Dziękuję ci za tak ogromne zaufanie... - nadal nic nie rozumiała.
- Pójdę się przebrać - powiedział nagle, odwrócił się i wyszedł z pokoju.
A ona siedziała zapatrzona w ogień i nie mogła się nawet poruszyć. Była jak
zahipnotyzowana. Kiedy pojawił się ponownie w salonie, wstała
i podeszła do niego. Uniosła do góry dłoń i delikatnie pogładziła jego policzek.
- Jakaż ona była głupia, nie potrafiła docenić, co miała.
Ujął delikatnie jej dłoń i przycisnął do ust.
- Nie współczuj mi, proszę, nie rób tego. Powiedz mi lepiej, dlaczego zaprzeczyłaś w
biurze temu, że spotykamy się po pracy? Przecież bez przerwy umawiamy się na randki.
- Tak? Umawiamy się?
- No nie, Jeanie, ten podlec tak ci namieszał w głowie, że nie jesteś nawet w stanie poznać,
kiedy prawdziwy mężczyzna zabiega o twoje względy - powiedział przez zaciśnięte usta. -
Tak bardzo jesteś w nim zakochana, że nic nie dostrzegasz, ale nie zaprzeczysz chyba, że
coś między nami jest?
Stała osłupiała, mobilizując wszystkie siły, żeby się nie rozpłakać. Skąd mógł wiedzieć, ile
te słowa dla niej znaczą. I choć nie było w nich ani jednego o miłości czy o związku, to
jednak poruszyły ją do głębi.
- Joseph i Dan nie lubią, kiedy ich pracownicy umawiają się na randki... - bąknęła.
- Ale już niedługo nie będziesz u nich pracować - oznajmił triumfalnie. - A poza tym
zupełnie nie interesuje mnie, co oni myślą. Chodz, napij się kawy.
- Słucham? - wykrztusiła z trudem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.