[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wzgórzu przedziwne ma zwyczaje. Trzymaliby cię tam przez jedną noc uciech, a kiej byś wyszedł,
tutaj już sto lat by przeszło. W one lata oni by mogli robić to, w czym ty im wyraznie na przeszkodzie
stoisz.
Holger zadrżał.
To jednak rzucało zupełne nowe światło na jego status w tym świecie. Nie do pomyślenia było,
żeby Alfrik i Morgan le Fay ciągle mylili go z jakimś bohaterem, którego tarczę z herbem
przypadkowo znalazł. Tak więc to on sam, Holger Carlsen; sierota i uchodzca, był w jakiś sposób
centralnym punktem nadciągającego kryzysu. Jednak zupełnie nie mógł sobie wyobrazić, w jaki.
Możliwe, że przeniesienie z innego świata dało mu& co? Aurę? W każdym razie siły Chaosu musiały
przeciągnąć go na swoją stronę, a gdyby im się to nie udało  pozbyć się go.
Oszałamiająca gościnność, z Meriven wliczoną w koszty, była prawdopodobnie próbą
pozyskania go. Miał też zamydlić mu oczy, podczas gdy Alfrik wzywał Morgan le Fay i toczył z nią
narady. Najwyrazniej wspólnie zdecydowali, że lepiej jest nie ryzykować, ale wykorzystać jego
niewiedzę i uwięzić go wewnątrz Elfiego Wzgórza na następne sto lub dwieście lat.
Ale dlaczego po prostu nie wsadzili mu noża pod żebra? To powinno być dość proste. Być może
atak pustego w środku rycerza był właśnie próbą zrobienia czegoś takiego. Kiedy to się nie
powiodło, Alfrik zmienił taktykę i użył podstępu. Skąd jednak książę o nim wiedział? Oczywiście,
Matka Gerda. Demon, którego przyzwała musiał powiedzieć jej o Holgerze coś, co spowodowało, że
natychmiast skierowała go do swych potężnych znajomych w Faerie. Bez wątpienia, używając magii,
przesłała również wiadomości o nim. Pewnie miała nadzieję, że Alfrik sobie z nim poradzi.
Co takiego mógł powiedzieć ten demon? I następne pytanie  jakich sposobów teraz, gdy
zawiodły siła i podstęp, Zrodkowy Zwiat się chwyci?
W każdym razie ta droga powrotu do domu była już zamknięta. Będzie musiał się rozejrzeć za
inną. Sądząc z tego, co słyszał i widział, obok czarnych istnieli również biali czarownicy. Może
mógłby się zwrócić do któregoś z nich. Nie miał zamiaru mieszać się w tutejszy konflikt, jeżeli mógł
tego uniknąć. Tylko jedna wojna naraz, proszę! Alfrik zrobiłby najlepiej, gdyby działał szczerze,
spełnił jego prośbę i odesłał go do domu.
Wszystko jednak wskazuje na to, że chyba pdprostu nie był w stanie tego zrobić.
Coś roześmiało się we mgle, nisko i obrzydliwie. Holger podskoczył. Hugi zatkał uszy palcami.
Usłyszeli szum skórzanych skrzydeł. Wciąż jednak mogli zobaczyć tylko przesyconą wilgocią
szarość.
 Ten stwór chyba jest przed nami  szepnął Holger.  Jeżeli skręcimy&
 Nie.  Usta Alianory drżały, jednak jej głos był zdecydowany.  To sztuczka, żeby nas ze
ścieżki sprowadzić. Jak zgubimy się w tych chmurach, rzeczywiście możemy pożegnać się z nadzieją.
 Dobrze  powiedział Holger z głębi gardła, nagle pełnego piasku.  Ja pojadę pierwszy.
To była szarpiąca nerwy jazda, jakieś kształty prześlizgiwały się i przemykały na granicy
wzroku, powietrze było gęste od syków i mlaskania, jęków, wycia i chichotów. W pewnej chwili
przed Holgerem pojawiła się ślepa, straszliwa twarz. Wisiała, krzywiąc się, w oparach mgły. Holger
parł uparcie naprzód i ta twarz wycofała się przed nim. Hugi zacisnął oczy i powtarzał w kółko:
 Byłem dobrym krasnoludem. Byłem dobrym krasnoludem. Byłem dobrym krasnoludem.
Wydawało się, że minęła wieczność zanim mgła się podniosła. Byli na granicy krainy półmroku.
Papillon i jednorożec pierwsi wyczuli słońce. Puścili się galopem i wystrzelili w jasność, witając ją
głośnym rżeniem.
Zbliżał się już wieczór. Wyszli w innym miejscu niż to, w którym weszli. Długie cienie skał i
wysokich, iglastych drzew kładły się na wzgórza, porośnięte gęsto ciernistymi krzewami. Zimne
powiewy wiatru prześlizgiwały się po twarzy Holgera, gdzieś niedaleko szumiał wodospad.
Normalny świat. Po  ilu to dniach?  w Faerie był to widok, który mógł chwycić za serce.
 Po zmroku Faryzeusze nadal mogą nas ścigać  powiedziała Alianora.  Jednak tutaj ich czary
nie będą miały takiej mocy, więc nasze szanse rosną.
Jej głos był matowy od zmęczenia. Holger również poczuł, jak bardzo jest wyczerpany.
Zmusili wierzchowce do szybszego biegu, żeby przed zachodem słońca odjechać najdalej, jak to
możliwe. Obóz rozbili wysoko na zboczu wzgórza, gęsto porośniętym sosnami. Holger ściął mieczem
dwie proste gałęzie i zrobił z nich krzyż. Wbił go w ziemię obok ogniska, które mieli zamiar
podsycać przez cała noc. Zrodki ostrożności, podjęte przez krasnoluda były bardziej pogańskie 
krąg kamieni i żelaznych przedmiotów, układany przy wtórze mamrotania jakichś zaklęć.
 Teraz  powiedziała Alianora  chyba uda nam się przetrwać nocne godziny.  Uśmiechnęła
się do Holgera.  Jeszcze ci nie powiedziałam, jak dzielnie walczyłeś tam w zamku. Ach, to był
wspaniały widok!
 Hmm& , och& dziękuję  Holger spojrzał na swoje buty, czubami kopiące dołki w ziemi. Nie
miał nic przeciwko temu, żeby być podziwianym przez piękną dziewczynę, tylko& = sam nie
wiedział co. %7łeby ukryć zmieszanie usiadł i obejrzał sztylet, który odebrał Alfrikowi. Kościana
rękojeść i nieproporcjonalnie duża, miseczkowa osłona były przymocowane do cienkiego ostrza,
wykonanego, jak mu się zdawało, z magnezu. Ten metal w czystej postaci był zbyt miękki, żeby
można było z niego zrobić dobrą broń, nie wspominając już o tym, że łatwo się zapalał. Jednak
ponieważ Alfrik wyraznie sobie ten sztylet cenił, Holger postanowił go zatrzymać. Pogrzebał w
jukach i poza całkiem zwyczajnym wyposażeniem, jak na przykład butelka oleju, znalazł zapasową
mizerykordię. Hugi mógł ją nosić nagą. Holger przymocował pochwę po niej do pasa obok swego
stalowego noża i schował do niej magnezowy sztylet. W tym czasie Alianora, z tych zapasów, które
im jeszcze zostały, przygotowała posiłek.
Zamknęła się nad nimi noc. Holger, na którego wypadła trzecia warta, wyciągnął się jak długi
na miękkim posłaniu z leśnego runa. Ogień promieniował ciepłem i czerwienią. Nerwy Duńczyka,
jeden po drugim, uspokajały się. Nie wolno mu usnąć, nie w tych okolicznościach. Szkoda. Sen był
mu bardzo potrzebny&
Obudził się gwałtownie. Alianora potrząsała jego ramieniem. Jej oczy w tym niepewnym,
migotliwym świetle wydawały się ogromne. Jej głos był suchym szeptem.
 Słuchaj! Tam coś jest!
Wstał, biorąc miecz do ręki i wbił wzrok w otaczającą ich ciemność. Tak, teraz on także coś
usłyszał, lekki tupot wielu stóp, pad  pad  pad, i zobaczył odblask światła w skośnych oczach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.