[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jąc jej krągłe piersi,
Z żaru tlącego się między nimi wybuchł ogień. Gorący
oddech Marka mieszaÅ‚ siÄ™ z jej wÅ‚asnym, pÅ‚ytkim i nierów­
nym. Kiedy poczuła jego ręce na udach, przesuwające się
coraz wyżej, jak w gorączce rozpięła mu koszulę i zaczęła
całować pierś, słysząc dzwonienie w uszach.
Mark zaklÄ…Å‚.
R S
- Co? - Otworzyła nieprzytomne oczy.
To, co wzięła za szum krwi, było zwykłym dzwonkiem.
Ktoś dobijał się do drzwi.
- Udajemy, że nas nie ma- szepnął, lecz chwilę pózniej
dobiegły do nich głosy.
- Mamusiu! Gdzie jesteÅ›? Mamo...
- O Boże, wrócili - syknął przez zęby. - A miało ich
nie być cały dzień...
Zaczęła się szybko ubierać. Przeciągając guziki przez
dziurki i wygładzając na sobie spódnicę, czuła, że drżą jej
palce. Któreś z dzieci pukało już do okna. Wiedziała, że
nie mogły ich widzieć na podłodze, lecz kiedy tylko by się
podniosła, znalazłaby się od razu w polu widzenia. Musiała
więc ubrać się do końca.
Mark ubierał się z wściekłością.
- Czyj to byÅ‚ pomysÅ‚, żeby w ogóle mieć dzieci? - par­
sknął, gdy gramoliła się z podłogi.
- Twój! - odburknęła, ruszając w stronę drzwi.
- Chyba miałem nie po kolei w głowie!
Kiedy otworzyÅ‚a drzwi, Martha spojrzaÅ‚a na niÄ… niespo­
kojnie. Na rękach trzymała zawiniętą w koc Florę.
- MieliÅ›my maÅ‚y wypadek - powiedziaÅ‚a. - Musieli­
śmy wrócić wcześniej. Przepraszam.
Na ułamek sekundy Sandry z przerażenia przestało bić
serce, ale już za moment wiedziała, że Florze nic się nie
staÅ‚o. UÅ›miechajÄ…c siÄ™ promiennie, wyciÄ…gaÅ‚a rÄ…czki stÄ™sk­
nione za mamą. Wzięła ją od Marthy i od razu domyśliła
siÄ™, co siÄ™ mogÅ‚o stać. Otulona pledem maÅ‚a byÅ‚a nagusieÅ„­
ka, miała też wilgotne i potargane włosy.
- Wpadłam do stawku - poinformowała ochoczo.
- Niestety - potwierdziła Martha. - Spuściłam ją
R S
z oczu dosłownie na sekundę, kiedy kupowałam im lody.
Usłyszałam pluski... Na szczęście było tam bardzo płytko.
Wyciągnęłam ją natychmiast, ale zdążyła przemoczyć
ubranie. Musiałam z niej wszystko zdjąć.
- Nie mam na sobie nic - powiedziaÅ‚a Flora z zadowo­
loną miną. - Ciocia Martha zdjęła mi wszystkie ubranka.
Chłopcy byli już w domu. Buszowali w kuchni, skąd
dochodziły ich ożywione głosy. Opowiadali coś ojcu.
- No, panienko, czas na kąpiel. - Sancha pogładziła Florę
po głowie. - Wstąpisz na herbatę? - zaprosiła Marthę.
- Nie, dziękuję. Chyba powinnam pójść do domu i też
zrobić sobie kąpiel. Przemoczyłam buty i mam całe nogi
mokre.
Sancha roześmiała się.
- Bardzo mi przykro. To przez tÄ™ mojÄ… paskudÄ™. Wielkie
dzięki za wszystko.
- Nie ma za co. Wierz mi, dla mnie ten dzień też był
sympatyczny... nawet ta niespodziewana kÄ…piel.
- Powiedz dziękuję cioci - nakazała Florze Sancha.
- DziÄ™kujÄ™. - MaÅ‚a wychyliÅ‚a siÄ™ z ramion matki i nie­
oczekiwanie cmoknęła Marthę w nos.
- Do widzenia, skarbie. - Martha z czułością pochyliła
się nad dziewczynką, po czym uśmiechnęła się do Sandry.
- Widzę, że i ty nie próżnowałaś. Masz wreszcie kolory na
twarzy. - Widząc, że Sancha czerwieni się jeszcze mocniej,
roześmiała się i ruszyła w kierunku własnego domu.
NiedÅ‚ugo potem, przebrana w ulubionÄ… piżamkÄ™ w plu­
szowe misie i czerwone serduszka, Flora siedziaÅ‚a jak anio­
łek w swoim wysokim krzesełku, zajadając jajecznicę,
a chÅ‚opcy, którzy kÄ…pali siÄ™ po niej i również byli już w pi­
żamach, wcinali fasolę z chlebem, wciąż jeszcze przeży-
R S
wając wycieczkę do zoo. Mark popijał herbatę. Zadawał
synom pytania i sÅ‚uchaÅ‚ ich chaotycznych odpowiedzi. By­
li w siódmym niebie, mając go tylko dla siebie, i prześci-
giwali siÄ™ w walce o jego uwagÄ™.
Sancha prawie nie zabieraÅ‚a gÅ‚osu. ZauważyÅ‚a z pew­
nym zdziwieniem, że kolacja przebiega nadzwyczaj spraw­
nie i schludnie. Nawet Flora niczego nie rozlała.
O siódmej cała trójka spała już smacznie, wyczerpana
wrażeniami caÅ‚ego dnia. Sancha mogÅ‚a spokojnie zejść z po­
wrotem na dół. Mark siedział w saloniku. Z nogami opartymi
wygodnie o stolik do kawy oglądał mecz w telewizji. Przez
chwilÄ™ staÅ‚a w drzwiach, patrzÄ…c na niego z uczuciem szczÄ™­
ścia. Po raz pierwszy od wielu miesięcy w jej małym światku
wszystko było tak jak trzeba. Uświadomiła sobie nagle, że za
parÄ™ godzin trzeba siÄ™ bÄ™dzie poÅ‚ożyć, i poczuÅ‚a żywsze pul­
sowanie krwi. Mark podniósł wzrok i na widok jej zmienionej
twarzy uśmiechnął się przekornie.
- Wiem, o czym myślisz - szepnął.
- ZastanawiaÅ‚am siÄ™, co byÅ› chciaÅ‚ na kolacjÄ™. - Wzru­
szyła ramionami, lecz rumieńców nie dało się ukryć.
- Aadnie to tak kłamać? - zakpił serdecznie. - A może
już nic nie rób? Pojadę do chińskiej restauracji i wezmę coś
na wynos. Obrócę w dziesięć minut.
- Zwietnie. Nie robiliśmy tak od dawna.
- Wielu rzeczy nie robiliÅ›my od bardzo dawna - wy­
mruczał, patrząc na nią spod zmrużonych powiek.
Udała, że nie dostrzega podtekstu.
- Marzy mi się potrawka z kurczaka i ryż z jajkiem
i groszkiem - powiedziała.
Przeciągnął się, unosząc ręce za głowę i wyprostowując
nogi.
R S
- A mnie coÅ› zupeÅ‚nie innego. Ale niech bÄ™dzie. Przy­
wiozę ci kurczaka, a sobie kawałek jagnięciny z papryką
w sosie z czarnej fasoli. Ty też to lubisz, prawda?
Kiwnęła głową.
- Mam zaparzyć do tego miętową herbatę, czy napijesz
siÄ™ wina?
- Zaparz herbatÄ™.
Kiedy wyszedł, nakryła do stołu. Wyjęła z kredensu
porcelanowe czareczki w drobny niebieski wzorek, wsta­
wiÅ‚a do kuchenki trzy wiÄ™ksze półmiski, żeby siÄ™ podgrza­
ły, i czekając, aż zagotuje się woda, ustawiła na stole dwie
świece.
Wrócił po dziesięciu minutach. Słysząc zgrzyt klucza
w zamku, zalała szybko herbatę w dzbanku od kompletu.
Zapach wypeÅ‚niÅ‚ kuchniÄ™. Mark wrÄ™czyÅ‚ jej dużą papiero­
wÄ… torbÄ™ i pociÄ…gnÄ…Å‚ nosem.
- Pięknie pachnie.
Umył i osuszył ręce, a potem zasiadł do stołu. Sancha
wyłożyła jedzenie na podgrzane półmiski. Okazało się, że
prócz głównych dań kupił również krewetkowe krakersy
oraz półmisek chińskich warzyw z grzankami.
- StarczyÅ‚oby tego dla szeÅ›ciu osób - powiedziaÅ‚a ura­
dowana.
- Zrobimy sobie bankiecik - zgodził się z satysfakcją.
- Tak mi zapachniało w tej restauracji, że od razu nabrałem
apetytu. Myślałem nawet, żeby wziąć jeszcze kaczkę, ale
musiałbym dłużej czekać. - Upił łyk herbaty i przymknął
oczy. - Mmm... Pyszne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™ - a co jeÅ›li lubiÄ™ rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.