[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzbudzi pani nawet połowy zamieszania, do jakiego z pewnością dojdzie, kiedy
powiem przedstawicielowi władz, że osłania pani mordercę.
Lavender znów chwyciła go za ramię.
- Proszę! Nie zrobi pan tego!
- Boi się pani o siebie czy o kogoś innego? - spytał Barney ostro.
- To nie tak. - Lavender aż się skrzywiła, próbując
znalezć takie wyjaśnienie sytuacji, które nie wiązałoby się ze zdradzeniem
wszystkich sekretów. - Chodzi tylko o to, że moje oświadczenie przysporzyłoby
wiele niepotrzebnych kłopotów i cierpień. A nikt nie opłakuje śmierci Sywella.
- Tyle że nie do pani należy wyrokowanie, czy ktoś powinien być za to ukarany,
czy nie - powiedział Bar ney, tym razem naprawdę zły. - Musi pani bardzo zależeć
na tym kimś.
- Nie w taki sposób, jak pan myśli - zaprotestowała Lavender. - Ale jestem gotowa
na wszystko, żeby zapobiec ujawnieniu prawdy. Proszę...
- Co właściwie pani proponuje, panno Brabant? -Ton Bameya stał się nagle
podejrzanie łagodny. - Chce pani pozostać przy szantażu czy uciec się do przekup-
stwa? Wybór należy do pani!
Lavender przeszyła go groznym wzrokiem.
- Nie zamierzałam nikogo szantażować ani przekupywać! Zwietnie pan o tym wie.
Barney roześmiał się drwiąco.
- Naprawdę? Odnoszę wrażenie, panno Brabant, że nie znam pani tak dobrze, jak
mi się wydawało. Ale jest na to sposób.
W tym momencie Lavender ku swemu najwyższemu zdumieniu uświadomiła
sobie, że on zamierza ją pocałować. Była zupełnie zdezorientowana. Bronienie
siebie samej przed jego oskarżeniami pochłonęło ją na tyle, że nawet nie przyszło
jej do głowy, że mogłaby potrzebować ochrony przed czymś innym, bardziej
niebezpiecznym. Chociaż wydawało jej się, że Barney pocałuje ją na balu u
Covinghamów, tak się nie stało i tak naprawdę nie przypuszczała, że kiedykolwiek
do tego dojdzie. Od czasu do czasu myślała o tym z lekkim przyjemnym
dreszczykiem jako o czymś zakazanym i nieprawdopodobnym. Ale teraz...
Jednak mimo tej całej zatrważającej świadomości nie odsunęła się od Barneya.
Czuła, jak ramieniem obejmuje jej talię i przyciągają do siebie. Czuła jego duże
dłonie na swoim smukłym ciele, lecz dotyk jego warg okazał się delikatny, co
całkowicie ją rozbroiło.
Miała znikome doświadczenie, jeśli chodzi o mężczyzn, a zalotnicy, których
poznała podczas pobytu w Londynie, bardzo szybko ją znudzili. Z pewnością
nigdy w życiu nie przeżywała tak czysto fizycznych doznań, które tylko Barney
był w stanie w niej wzbudzić, doznań, które narastały przez całe ich spotkanie.
Nawet nie była w stanie sobie wyobrazić czegoś takiego.
Kiedy Barney wreszcie ją puścił, zmysłowe podniecenie musowało w jej
krwiobiegu jak szampan. Przez chwilę nie pamiętała, gdzie jest, i poczuła
rozczarowanie i dziwną pustkę, gdy uwolnił ją z objęć. Wyciągnęła ku niemu dłoń.
Uchwycił ją i pocałował, po czym puścił.
- Nie - mówił cicho, ochryple. - Lavender, nie wolno nam. To moja wina i
przepraszam.
Lavender chciała mu się rzucić w ramiona i przekonać, żeby zmienił zdanie, ale
Barney już się od niej odsuwał, cofając się w cień drzew.
- Czas na mnie. Wybacz mi.
Rozumiała, co miał na myśli. Ona była córką admirała Brabanta i nie mogła
należeć do niego, ale przed chwilą nie miało to znaczenia. Tym razem od niego nie
uciekła. Odwróciła się i odeszła powoli, nie spiesząc się. I ani razu nie obejrzała
się za siebie.
ROZDZIAA SZSTY
Lavender leżała na plecach w trawie pod jabłoniami, zapatrzona w bladoniebieskie
niebo prześwitujące między gałęziami. Jakiś czas temu pozbyła się słomkowego
kapelusza i rozpuszczone włosy spłynęły jej na ramiona. Zamiast włożyć którąś ze
swoich zwyczajnych, gładkich sukien, zdecydowała się na batystową, w
ró-żowo-białe pasy, której nie zakładała przynajmniej od pięciu lat. Była to jedna z
tych, które Julia skrytykowała jako niemodne i stanowczo za infantylne dla kogoś
w jej wieku, toteż Lavender wrzuciła ją na dno szafy, mimo że podobały jej się
jasne, pogodne kolory. Teraz, leżąc w sadzie, zachodziła w głowę, jak mogła być
tak niemądra, by słuchać rad złośliwej kuzynki.
Był kolejny dzień babiego lata i wszyscy utrzymywali, że pogoda popsuje się lada
chwila, wraz z nadejściem burzy. W trawie wokół Lavender walały się po-
rozrzucane kolorowe kredki, papier, niedokończony rysunek świerzbnicy polnej,
no i naturalnie książka Rozważna i romantyczna. Z początku Lavender próbowała
zująć się rysowaniem, wkrótce jednak doszła do wniosku, że w takim upale
wymaga to zbyt wiele wysiłku, toteż przekręciła się na brzuch i zabrała do czytania
książki. Pochłonąwszy opowieść o Elinor i Mariannę,
pomyślała, że jeszcze przed dziesięcioma dniami porównywała się ze starszą z
sióstr, rozsądną i praktyczną, podczas gdy teraz była gotowa postąpić wbrew
całemu światu, nie oglądając się na nic, tak jak młodsza z nich.
Jak doszło do takiej transformacji? Lavender rozmarzonym wzrokiem śledziła
niewielkie białe chmurki płynące po niebie. Może zmiana dokonywała się już od
jakiegoś czasu, a może nastąpiła nagle. Nie była pewna. Po jej debiucie
towarzyskim w Londynie wydarzyło się tak wiele nieszczęść - wkrótce po śmierci
matki zmarł starszy brat, a potem ta długa choroba ojca. I przez cały ten czas Julia
tkwiła tu jak dokuczliwy rzep, odbierając Lavender pewność siebie i podważając
jej pozycję w jej własnym domu, jako że była od niej starsza. Dopiero po powrocie
Lewisa i jego ślubie z Caroline w Hewly Manor znów zapanował spokój.
A teraz... Lavender pokręciła głową, a kąciki jej ust wygięły się w lekkim
uśmiechu. Teraz był Barney Hammond. Już kiedyś przychodziło jej do głowy, że
ją lubi, a teraz zdobyła pewność, że jest tak w istocie. Nieważne, że się pokłócili,
kiedy niezręcznie próbowała go nakłonić do zachowania jej sekretu; wiedziała, że
z łatwością może to naprawić, opowiadając mu o wszystkim. Lavender długo i
często myślała o spotkaniu w lesie przed dwoma dniami i wspomnienie pocałunku
rozgrzewało ją o wiele bardziej niż słońce, które teraz prażyło z prawie
bezchmurnego nieba. Oplatające ją ramiona Barneya koiły i podniecały
jednocześnie, były obietnicą tego, co miało wkrótce nadejść, lekarstwem na
zgryzotę. Rozumiała jego opór, przekonanie, że nie jest dla niej wystarczająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.