[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przychodni.
- Jak będzie z twoją kolacją? - Postanowiła trzymać się kwestii praktycznych.
- Zostaw w piekarniku. Zjem po powrocie. Podszedł do niej i wziął ją w ramiona. - Do
jutra. Zjemy lunch i wyjdziemy gdzieś, dobrze?
Ledwo skinęła głową. Pocałował ją z pasją.
- To będzie cholernie długa noc - szepnął.
Z uśmiechem wziął ją pod ramię i zeszli po schodach do holu. W tej samej chwili z kuchni
wyszły dziewczynki oraz matka Gideona. Badawczym wzrokiem przyglądała się Beth.
- Mamo, to jest Beth Turner. Pomaga nam tymczasem. Beth, moja matka.
Ujęła wyciągniętą dłoń pani Pendragon i zmusiła się do spojrzenia prosto w przenikliwe
szare oczy.
- A więc to ty jesteś Beth. Claire dużo mi o tobie mówiła.
- Mam nadzieję, że dobrego - odparła gładko, jednak wiedząc dokładnie, co zostało
powiedziane, zarumieniła się lekko.
- O tak, moja droga. Dużo dobrego. No to, dziewczynki, w drogę. Odbierzesz je w niedzielę
wieczorem, Gideonie?
- Tak. Około szóstej?
- Umówmy się na pół do piątej. Zjemy razem podwieczorek. I przywiez Beth. Jestem pewna,
że Rupert z przyjemnością ją pozna.
Zaskoczona Beth bez słowa obserwowała ich odjazd. A więc pani Pendragon ma zamiar
przyjrzeć się jej bliżej. Ciekawe, co powiedziałby Gideon, gdyby słyszał rozmowę, którą
podsłuchała?
Następnego dnia nie wszystko szło zgodnie z planem - zwłaszcza na początku. Kiedy
zajmowała się przygotowaniem lunchu, zadzwonił Gideon z prośbą, by przyszła pomóc mu w
gabinecie.
- Chodzi o przyjaciółkę Claire, Annabel. Ma paskudnie skaleczoną rękę. Przejechała sobie
nożem przez całą szerokość dłoni, wszystkie palce są przecięte.
- Zaraz będę.
Nie traciła czasu na przebieranie. Umyła po prostu ręce, włożyła kurtkę i szybkim krokiem
poszła do gabinetu.
Molly skierowała ją do pokoju, w którym wykonywano drobne zabiegi chirurgiczne. Był
tam Gideon, dziewczynka w wieku Claire oraz zdenerwowana kobieta, najwyrazniej jej matka.
- Annie, nie mogę zrozumieć, jak mogłaś być tak nieostrożna - mówiła właśnie do dziecka.
- Obsunęła mi się ręka.
Beth spojrzała na ściągniętą bólem, pełną buntu twarz Annabel. Ton jej głosu wskazywał, że
dziewczynka zamknęła się w sobie i nie ma zamiaru rozmawiać z nikim o wypadku, a
szczególnie z matką.
Gideon odprowadził kobietę do drzwi i po jej wyjściu zaczął zszywać ranę. Beth asystowała
mu w ciszy i obserwowała dziecko.
Przecięty był każdy palec, jakby położyła je na nożu, zacisnęła i przeciągnęła po nim
szybkim ruchem.
- Czy będą trwale uszkodzone? - spytała po chwili Annabel.
- Nie sądzę, ale obawiam się, że nie wystąpisz na festiwalu, który odbędzie się w tym
tygodniu.
Beth wydało się, że na twarzy dziewczynki dostrzegła ulgę.
- Kiedy się wygoją?
- Za parę tygodni. Zcięgna szczęśliwie są nienaruszone i uszkodzenie nerwów nie jest
poważne, ale mięśnie zostały niestety przecięte. Będziesz musiała mieć dużo cierpliwości i
wytrwałości, żeby odzyskać pełną sprawność i grać na pianinie.
Nieważne - powiedziała cicho dziewczynka. Pod warunkiem, że będę mogła nimi ruszać.
Gideon spojrzał ponad jej głową na Beth i bez słowa zawiązał ostatni szew.
- W porządku. Siostro Tumer, proszę zabandażować. Pójdę porozmawiać z twoją mamą,
Annie.
- Bardzo będzie bolało? - spytała po jego wyjściu Annabel, przyglądając się szwom
podobnym do rzędu pajączków wędrujących przez jej palce.
- Przez dzień czy dwa palce będą dość wrażliwe. Lepiej ich nie mocz. Na wszelki wypadek
pokryję je sztuczną skórą, a potem lekko zabandażuję, żeby utrzymać w czystości.
Annabel westchnęła. Beth zdecydowała się podjąć ryzyko.
- Dlaczego to zrobiłaś, Annie?
Zaskoczona dziewczynka podniosła wzrok i napotkawszy spojrzenie Beth, spuściła oczy.
- Kto tak powiedział?
- Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz, ale obiecuję, że jeśli mi powiesz, zachowam to w
tajemnicy. Po prostu, kiedy młodzi ludzie robią sobie coś takiego, zwykle jest to wołanie o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
przychodni.
- Jak będzie z twoją kolacją? - Postanowiła trzymać się kwestii praktycznych.
- Zostaw w piekarniku. Zjem po powrocie. Podszedł do niej i wziął ją w ramiona. - Do
jutra. Zjemy lunch i wyjdziemy gdzieś, dobrze?
Ledwo skinęła głową. Pocałował ją z pasją.
- To będzie cholernie długa noc - szepnął.
Z uśmiechem wziął ją pod ramię i zeszli po schodach do holu. W tej samej chwili z kuchni
wyszły dziewczynki oraz matka Gideona. Badawczym wzrokiem przyglądała się Beth.
- Mamo, to jest Beth Turner. Pomaga nam tymczasem. Beth, moja matka.
Ujęła wyciągniętą dłoń pani Pendragon i zmusiła się do spojrzenia prosto w przenikliwe
szare oczy.
- A więc to ty jesteś Beth. Claire dużo mi o tobie mówiła.
- Mam nadzieję, że dobrego - odparła gładko, jednak wiedząc dokładnie, co zostało
powiedziane, zarumieniła się lekko.
- O tak, moja droga. Dużo dobrego. No to, dziewczynki, w drogę. Odbierzesz je w niedzielę
wieczorem, Gideonie?
- Tak. Około szóstej?
- Umówmy się na pół do piątej. Zjemy razem podwieczorek. I przywiez Beth. Jestem pewna,
że Rupert z przyjemnością ją pozna.
Zaskoczona Beth bez słowa obserwowała ich odjazd. A więc pani Pendragon ma zamiar
przyjrzeć się jej bliżej. Ciekawe, co powiedziałby Gideon, gdyby słyszał rozmowę, którą
podsłuchała?
Następnego dnia nie wszystko szło zgodnie z planem - zwłaszcza na początku. Kiedy
zajmowała się przygotowaniem lunchu, zadzwonił Gideon z prośbą, by przyszła pomóc mu w
gabinecie.
- Chodzi o przyjaciółkę Claire, Annabel. Ma paskudnie skaleczoną rękę. Przejechała sobie
nożem przez całą szerokość dłoni, wszystkie palce są przecięte.
- Zaraz będę.
Nie traciła czasu na przebieranie. Umyła po prostu ręce, włożyła kurtkę i szybkim krokiem
poszła do gabinetu.
Molly skierowała ją do pokoju, w którym wykonywano drobne zabiegi chirurgiczne. Był
tam Gideon, dziewczynka w wieku Claire oraz zdenerwowana kobieta, najwyrazniej jej matka.
- Annie, nie mogę zrozumieć, jak mogłaś być tak nieostrożna - mówiła właśnie do dziecka.
- Obsunęła mi się ręka.
Beth spojrzała na ściągniętą bólem, pełną buntu twarz Annabel. Ton jej głosu wskazywał, że
dziewczynka zamknęła się w sobie i nie ma zamiaru rozmawiać z nikim o wypadku, a
szczególnie z matką.
Gideon odprowadził kobietę do drzwi i po jej wyjściu zaczął zszywać ranę. Beth asystowała
mu w ciszy i obserwowała dziecko.
Przecięty był każdy palec, jakby położyła je na nożu, zacisnęła i przeciągnęła po nim
szybkim ruchem.
- Czy będą trwale uszkodzone? - spytała po chwili Annabel.
- Nie sądzę, ale obawiam się, że nie wystąpisz na festiwalu, który odbędzie się w tym
tygodniu.
Beth wydało się, że na twarzy dziewczynki dostrzegła ulgę.
- Kiedy się wygoją?
- Za parę tygodni. Zcięgna szczęśliwie są nienaruszone i uszkodzenie nerwów nie jest
poważne, ale mięśnie zostały niestety przecięte. Będziesz musiała mieć dużo cierpliwości i
wytrwałości, żeby odzyskać pełną sprawność i grać na pianinie.
Nieważne - powiedziała cicho dziewczynka. Pod warunkiem, że będę mogła nimi ruszać.
Gideon spojrzał ponad jej głową na Beth i bez słowa zawiązał ostatni szew.
- W porządku. Siostro Tumer, proszę zabandażować. Pójdę porozmawiać z twoją mamą,
Annie.
- Bardzo będzie bolało? - spytała po jego wyjściu Annabel, przyglądając się szwom
podobnym do rzędu pajączków wędrujących przez jej palce.
- Przez dzień czy dwa palce będą dość wrażliwe. Lepiej ich nie mocz. Na wszelki wypadek
pokryję je sztuczną skórą, a potem lekko zabandażuję, żeby utrzymać w czystości.
Annabel westchnęła. Beth zdecydowała się podjąć ryzyko.
- Dlaczego to zrobiłaś, Annie?
Zaskoczona dziewczynka podniosła wzrok i napotkawszy spojrzenie Beth, spuściła oczy.
- Kto tak powiedział?
- Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz, ale obiecuję, że jeśli mi powiesz, zachowam to w
tajemnicy. Po prostu, kiedy młodzi ludzie robią sobie coś takiego, zwykle jest to wołanie o [ Pobierz całość w formacie PDF ]