[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie ustaliliśmy wcześniej daty mojego przyjazdu.
- Napiszesz teraz?
- Nie. Najpierw pojadę do niej i porozmawiam.
- Powiedz jej, że mam do Gerharda zaufanie, że jestem pewna, że
jej tajemnica jest u niego bezpieczna.
- Czy powinienem też powiedzieć o Rebekce?
- Nie, nie trzeba matki niepotrzebnie niepokoić. Gerhard uważa, że
Rebekka niczego więcej się nie dowie. A jeśli nawet jej się uda, to nic
nie wskóra. Wiem, że Gerhard ma nad nią władzę, posiada coś, dzięki
czemu trzyma ją w szachu.
- Tak, jestem pewien, że ta wiedzma ma wiele na sumieniu. Jest w
czym wybierać.
- Pamiętaj, że ufam Gerhardowi.
- Czy naprawdę, Emily? Czujesz to w głębi duszy? Jesteś w nim
zakochana, ale czy rzeczywiście mu ufasz?
Skinęła głową, ale nie podobały jej się słowa brata. Ufała Gerhar-
dowi, musiała mu ufać. Dokonała wyboru. Poza tym tęskniła za uko-
chanym o każdej porze dnia, tęskniła i płonęła, i nigdy nie miała go
R
L
dość. To na niego czekała. Była tego pewna. Tak pewna, jak człowiek
może być pewien.
Pauline nalała wina do kieliszków.
- Przyniosę zupę - oznajmiła, zatrzymując na chwilę wzrok na
pięknych dłoniach ojca Liama.
Napełniła zupą wazę, łudząc się w duchu, że będzie mu smakowało.
Znalazła książkę kucharską z zanotowanymi ręcznie starannym pismem
Olgi przepisami i wybrała zupę kalafiorową. Nie wydawała się zbyt
skomplikowana.
Ksiądz wodził za Pauline wzrokiem, gdy podawała posiłek.
- Nie ma Olgi? - spytał nagle. - Nie widziałem jej, odkąd wróciłem
do domu, i sama dziś podajesz do stołu.
- Dostała telegram. Jej siostra zachorowała i dałam jej wolne.
Podniósł łyżkę z zupą, ale zaraz ją odłożył.
- W takim razie nie powinienem tu zostać. Co powiedzą ludzie?
Pauline poczuła, jak jej serce zabiło mocno i szybko, jak gdyby
miało ochotę wyskoczyć z piersi. Dlaczego tak się przejmował ludzkim
gadaniem? Czy nie rozumiał, że ona jest inna? %7łe nie dba o to, co po-
wiedzą sąsiedzi? Zostawiła wszystko za sobą, kiedy Robert ją zdradził.
Moralność? To uganianie się za służącymi, byle nikt się nie dowiedział.
Nie chciała być częścią tej starej jak świat, zgniłej gry. Wielu świa-
tłych ludzi w tym kraju przyznawało, że nadeszły nowe czasy, że ko-
biety i mężczyzni mają równe prawa i że obowiązują ich te same zasa-
dy.
- Boję się spać sama - wyznała i poczuła, że się czerwieni. Skłama-
ła. W pewnym sensie. Panicznie się bała, że go straci.
- Ty, która kupiłaś dom Dorothei? - spytał, a w jego wzroku poja-
wiło się coś dziwnego.
- Tutaj jest inaczej. Park jest taki wielki i ciemny - rzekła niepew-
nie. - W takim mieście jak Bergen... Na pewno jest tu mnóstwo nie-
uczciwych ludzi. Przestępców i im podobnych.
143
R
L
- Ale na Jomfruland są tylko upiory - zauważył i podniósł kieliszek.
- W takim razie zostanę. Na zdrowie, Pauline. Wino jest wyborne.
Przypomina mi pewną kolację dawno temu.
- W Irlandii?
- Nie, we Francji, w klasztorze. - Uśmiechnął się, wziął łyżkę i jadł
z apetytem. Nawet jeśli pomyślał, że zupa nie jest tak smaczna, jak ta,
którą przyrządzała Olga, to udał, że tego nie zauważył.
Siedzieli przed kominkiem i wpatrywali się w płomienie. Pauline
upiła łyk z kieliszka. Poczuła, że na widok profilu Liama na tle ognia
robi jej się gorąco i ogarnia ją szaleństwo.
- Jedzenie było pyszne, Pauline - rzekł ksiądz i odwrócił się do
niej. - Ale ńie musisz sobie robić tyle trudu z mojego powodu. Powin-
naś malować, to dla ciebie najważniejsze. Ja mogę się zadowolić chle-
bem i serem. Więcej mi nie trzeba. Chyba nie sądzisz, że jestem roz-
pieszczony? %7łyję skromnie.
Chciała zaprotestować i powiedzieć, że zrobiła to z radością. Dla
niego. Ale nie odezwała się. Nie chciała psuć nastroju. Pragnęła tylko
tak siedzieć, przyglądać się Liamowi i czuć, jak wino rozgrzewa całe
ciało i dodaje jej śmiałości. Wino i oczekiwanie na to, co się stanie tej
nocy.
Ksiądz upił łyk i przez chwilę wydawał się nieobecny. Potem
uśmiechnął się tym swoim szybkim, promiennym uśmiechem. Zawsze
odbierała go jak nagłe szczęście, które ją spotkało.
- Wiesz co, Pauline? Podoba mi się tu w Bergen. Czuję się tak,
jakbym wziął urlop od samego siebie. - Potrząsnął głową. - To pewnie
brzmi dziwnie, ale w dużym mieście człowiek jakoś inaczej doznaje
wolności. Aatwiej mu jest oddychać tutejszym powietrzem i ma do
dyspozycji większą przestrzeń.
Skinęła głową. Dokładnie takie samo wrażenie odnosiła w szkole.
Wprawdzie wychowała się w stolicy, ale tam otaczali ją krewni, ich
wymagania i oczekiwania odnośnie jej poprawnego zachowania. Tutaj
była wolna. Naprawdę wolna.
R
L
- Jesteś wyjątkową kobietą, Pauline. Chciałbym... W innym życiu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
nie ustaliliśmy wcześniej daty mojego przyjazdu.
- Napiszesz teraz?
- Nie. Najpierw pojadę do niej i porozmawiam.
- Powiedz jej, że mam do Gerharda zaufanie, że jestem pewna, że
jej tajemnica jest u niego bezpieczna.
- Czy powinienem też powiedzieć o Rebekce?
- Nie, nie trzeba matki niepotrzebnie niepokoić. Gerhard uważa, że
Rebekka niczego więcej się nie dowie. A jeśli nawet jej się uda, to nic
nie wskóra. Wiem, że Gerhard ma nad nią władzę, posiada coś, dzięki
czemu trzyma ją w szachu.
- Tak, jestem pewien, że ta wiedzma ma wiele na sumieniu. Jest w
czym wybierać.
- Pamiętaj, że ufam Gerhardowi.
- Czy naprawdę, Emily? Czujesz to w głębi duszy? Jesteś w nim
zakochana, ale czy rzeczywiście mu ufasz?
Skinęła głową, ale nie podobały jej się słowa brata. Ufała Gerhar-
dowi, musiała mu ufać. Dokonała wyboru. Poza tym tęskniła za uko-
chanym o każdej porze dnia, tęskniła i płonęła, i nigdy nie miała go
R
L
dość. To na niego czekała. Była tego pewna. Tak pewna, jak człowiek
może być pewien.
Pauline nalała wina do kieliszków.
- Przyniosę zupę - oznajmiła, zatrzymując na chwilę wzrok na
pięknych dłoniach ojca Liama.
Napełniła zupą wazę, łudząc się w duchu, że będzie mu smakowało.
Znalazła książkę kucharską z zanotowanymi ręcznie starannym pismem
Olgi przepisami i wybrała zupę kalafiorową. Nie wydawała się zbyt
skomplikowana.
Ksiądz wodził za Pauline wzrokiem, gdy podawała posiłek.
- Nie ma Olgi? - spytał nagle. - Nie widziałem jej, odkąd wróciłem
do domu, i sama dziś podajesz do stołu.
- Dostała telegram. Jej siostra zachorowała i dałam jej wolne.
Podniósł łyżkę z zupą, ale zaraz ją odłożył.
- W takim razie nie powinienem tu zostać. Co powiedzą ludzie?
Pauline poczuła, jak jej serce zabiło mocno i szybko, jak gdyby
miało ochotę wyskoczyć z piersi. Dlaczego tak się przejmował ludzkim
gadaniem? Czy nie rozumiał, że ona jest inna? %7łe nie dba o to, co po-
wiedzą sąsiedzi? Zostawiła wszystko za sobą, kiedy Robert ją zdradził.
Moralność? To uganianie się za służącymi, byle nikt się nie dowiedział.
Nie chciała być częścią tej starej jak świat, zgniłej gry. Wielu świa-
tłych ludzi w tym kraju przyznawało, że nadeszły nowe czasy, że ko-
biety i mężczyzni mają równe prawa i że obowiązują ich te same zasa-
dy.
- Boję się spać sama - wyznała i poczuła, że się czerwieni. Skłama-
ła. W pewnym sensie. Panicznie się bała, że go straci.
- Ty, która kupiłaś dom Dorothei? - spytał, a w jego wzroku poja-
wiło się coś dziwnego.
- Tutaj jest inaczej. Park jest taki wielki i ciemny - rzekła niepew-
nie. - W takim mieście jak Bergen... Na pewno jest tu mnóstwo nie-
uczciwych ludzi. Przestępców i im podobnych.
143
R
L
- Ale na Jomfruland są tylko upiory - zauważył i podniósł kieliszek.
- W takim razie zostanę. Na zdrowie, Pauline. Wino jest wyborne.
Przypomina mi pewną kolację dawno temu.
- W Irlandii?
- Nie, we Francji, w klasztorze. - Uśmiechnął się, wziął łyżkę i jadł
z apetytem. Nawet jeśli pomyślał, że zupa nie jest tak smaczna, jak ta,
którą przyrządzała Olga, to udał, że tego nie zauważył.
Siedzieli przed kominkiem i wpatrywali się w płomienie. Pauline
upiła łyk z kieliszka. Poczuła, że na widok profilu Liama na tle ognia
robi jej się gorąco i ogarnia ją szaleństwo.
- Jedzenie było pyszne, Pauline - rzekł ksiądz i odwrócił się do
niej. - Ale ńie musisz sobie robić tyle trudu z mojego powodu. Powin-
naś malować, to dla ciebie najważniejsze. Ja mogę się zadowolić chle-
bem i serem. Więcej mi nie trzeba. Chyba nie sądzisz, że jestem roz-
pieszczony? %7łyję skromnie.
Chciała zaprotestować i powiedzieć, że zrobiła to z radością. Dla
niego. Ale nie odezwała się. Nie chciała psuć nastroju. Pragnęła tylko
tak siedzieć, przyglądać się Liamowi i czuć, jak wino rozgrzewa całe
ciało i dodaje jej śmiałości. Wino i oczekiwanie na to, co się stanie tej
nocy.
Ksiądz upił łyk i przez chwilę wydawał się nieobecny. Potem
uśmiechnął się tym swoim szybkim, promiennym uśmiechem. Zawsze
odbierała go jak nagłe szczęście, które ją spotkało.
- Wiesz co, Pauline? Podoba mi się tu w Bergen. Czuję się tak,
jakbym wziął urlop od samego siebie. - Potrząsnął głową. - To pewnie
brzmi dziwnie, ale w dużym mieście człowiek jakoś inaczej doznaje
wolności. Aatwiej mu jest oddychać tutejszym powietrzem i ma do
dyspozycji większą przestrzeń.
Skinęła głową. Dokładnie takie samo wrażenie odnosiła w szkole.
Wprawdzie wychowała się w stolicy, ale tam otaczali ją krewni, ich
wymagania i oczekiwania odnośnie jej poprawnego zachowania. Tutaj
była wolna. Naprawdę wolna.
R
L
- Jesteś wyjątkową kobietą, Pauline. Chciałbym... W innym życiu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]