[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie, ale co z tego?  Wzruszyła ramionami,  Co będzie, jeśli ulegniemy temu
zainteresowaniu? Co się stanie, jeśli dojdę do wniosku, \e ty i dziewczynki zawsze
będziecie nale\eć do Brendy, a ty zdasz sobie sprawę, \e ja nigdy nie będę Brendą?
Co nas wtedy uchroni przed tym, byśmy znienawidzili się nawzajem?
 Przy takim rozumowaniu mo\emy równie dobrze od razu się rozstać 
stwierdził Riley.
 śartujesz sobie, a ja mówię powa\nie  obruszyła się Amy.
 Trochę  przyznał.
 Czułam, \e do tego dojdzie.  Spuściła ponuro głowę.
 No właśnie. Proponuję zatem mały test.  Riley podszedł bli\ej.
 Jakiego rodzaju?  Amy zainteresowała się i wyraznie o\ywiła.
 Skończyłaś ju\ zakupy świąteczne?  spytał.
 Co to ma do rzeczy?
 Zaczekaj. To proste pytanie. Odpowiedz tak albo nie. Czy skończyłaś ju\
zakupy świąteczne?  powtórzył.
 No dobrze.  Amy westchnęła.  Zabawię się w ten test. Odpowiedz brzmi nie.
Potrzebny mi jeszcze ostatni element, \eby prezenty dla dziewczynek były takie, jak
Brenda sobie wymarzyła.
 Mo\esz mi powiedzieć, co to? Gdzie musisz się po to udać?  spytał Riley.
 Muszę kupić plecak dla ka\dej z nich, \eby zapakować w nie prezenty.
Riley przekrzywił głowę z zainteresowaniem.  Naprawdę zaczynam się
zastanawiać, co te\ Brenda dla nich przygotowała. Co ty przygotowujesz.
 To tajemnica  powiedziała Amy.
 Mam pomysł. W sobotę po południu pojedziemy razem do Waco. Poproszę
Marvę, \eby wzięła dziewczynki, a my pójdziemy sobie na kolację albo do kina,
dokąd będziesz chciała. To będzie nasza randka. Przekonamy się, czy na koniec się
nie znienawidzimy.
 Dobrze wiesz, co miałam na myśli  uśmiechnęła się.
 To nie stałoby się w ciągu jednego dnia.
 Mimo to zgódz się  poprosił.  To będzie randka próbna. Zobaczymy, co z
tego wyniknie  dodał po chwili.
Amy kusiła ta propozycja, nawet bardzo.
 To niemądre  \achnęła się jednak.
 A więc niech będzie głupie. No, dalej. Co ty na to, ?
 zachęcał Riley.
Mogła się krygować i powiedzieć, \e da mu znać. Mogła oszukiwać samą siebie,
\e jeśli będzie zwlekać z odpowiedzią, być mo\e zmądrzeje i odmówi. Ale nigdy się
nie krygowała, a teraz okazuje się, \e nawet nie jest tak rozsądna, jak jej się zawsze
wydawało.
 Dobrze  skinęła głową.  W sobotę po południu. To będzie test. Zobaczymy,
co z tego wyniknie. Doskonale. śadnej presji, zgoda.
 Zgoda.
Amy odwróciła się na pięcie i poszła w stronę drzwi.
 Muszę nadać te przesyłki  rzuciła.
Za drzwiami uzmysłowiła sobie, \e równie dobrze mogła mu przecie\ po prostu
odmówić.
W piątek rano Rileya nie było w biurze. Amy nie miała du\o pracy, więc
większość czasu spędziła, krą\ąc po , pokoju i rozmyślając. Wcią\ brzmiały jej w
uszach kpiące słowa:  Czy zawsze tak się ubierasz? .
To zwariowane wspólne wyjście w sobotę ma być ich próbną randką. No có\,
zobaczymy.
Ile to ju\ czasu upłynęło od jej ostatniej randki? I z kim się wtedy umówiła?
Niewa\ne. Mę\czyzna nie był wa\ny. Wa\ne było, co wtedy na sobie miała.
Nie, wa\ne jest to, co wło\y na siebie jutro, skoro jedyną rzeczą, jaką naprawdę
umiała nosić, był mundur maskujący na pustyni. Albo d\insy. Na d\insach się znała. 
 Czy zawsze tak się ubierasz? .
Tak, do diabła! Właśnie tak. Ale jutro ubierze się inaczej. Gdyby tylko wiedziała
jak. Za to doskonale wiedziała, dokąd się udać w tej sprawie.
Dochodziło południe. Zamknęła biuro i pojechała w kierunku, w którym miała
nadzieję znalezć szkołę podstawową. Nietrudno ją było zauwa\yć. Z budynku
wylewał się strumień przedszkolaków i zerówkowiczów, podą\ających do autobusów,
które miały ich rozwiezć do domów. Popatrzyła na podjazdy po drugiej stronie ulic,
ale nie zauwa\yła na \adnym sedana pani Green.
Zapewne trzymają w gara\u taki wspaniały wóz, zwłaszcza gdy pada i jest zimno,
pomyślała Amy, choć akurat ten dzień był słoneczny i ciepły. Okazało się jednak, \e
wcale nie potrzebuje widoku samochodu, \eby zidentyfikować dom państwa
Greenów. Wystarczyło, \eby podą\yła wzrokiem za Cindy, która wyszła z
przedszkola, przebiegła przez ulicę i wpadła do ogrodu przed jednym z domów.
Babcia czekała ju\ na nią na ganku.
 Brendo  szepnęła Amy.  Twoje dzieci są w dobrych rękach. Twoja matka
bardzo je kocha.
Po chwili wjechała na podjazd domu Greenów. Cindy i Marva były ju\ w środku.
Amy zadzwoniła i wzięła głęboki oddech. Stawała twarzą w twarz z uzbrojonymi
rebeliantami, ale to było nic w porównaniu ze smokiem w spódnicy.
Drzwi się otworzyły. Marva Green wyglądała na zaskoczoną jej widokiem i
najwyrazniej nie bardzo wiedziała, jak się zachować.
 Bardzo przepraszam, \e zjawiam się bez uprzedzenia  zaczęła Amy  ale
miałam wra\enie, \e pani raczej by odło\yła słuchawkę, ni\ zaprosiła mnie do siebie.
Ochłonąwszy trochę, Marva przybrała swój wyniosły wyraz twarzy.
 Jak się domyślam, powiesz mi, dlaczego chciałaś być zaproszona  rzekła.
Amy znowu głęboko zaczerpnęła powietrza.
 Potrzebuję pani pomocy  oświadczyła bez ogródek.
 Słucham?
 Nie jestem pani córką. Kochałam Brendę. Zastąpiła mi siostrę, której nigdy nie
miałam, a bardzo chciałam mieć. Ale nie pragnę być Brendą, ani zająć jej miejsca,
nawet gdybym mogła, a i tak nie mogę. Chcę pozostać sobą i mieć własne miejsce w
\yciu. Czy będzie to miejsce u boku Rileya?  ciągnęła.  Nie wiadomo, to się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.