[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpoczywał. Legalne interesy przynosiły mu pewne zyski, na półlegalne też nie mógł
narzekać. Interesy nielegalne jakoś się nie kleiły. Od dawna nie trafiło mu się nic
zajmującego.
- Jestem bezrobotnym geniuszem - westchnął dolewając sobie whisky do szklanki. -
Jakiż talent marnuję...
Leniwie przejrzał raporty swoich konfidentów. Co też ciekawego robią Pan
Samochodzik i Paweł Daniec? Nic ciekawego. Jezdzili trochę służbowo za granicę, Pan
Samochodzik do Wilna, a jego pomocnik do Szwecji. Szukali książki Symeona Syreniusa.
Wzrok Batury leniwie przesunął się po regale wypełnionym starodrukami i zatrzymał
na czarnej okładce. Prawdę powiedziawszy, nie chciało mu się wstawać.
- I po kiego grzyba szukają książki, którą można kupić na co trzeciej aukcji
starodruków? - mruknął.
Obrazy pędzla Kossaka nie udzieliły mu odpowiedzi. Batura zamyślił się głęboko.
Swój egzemplarz zielnika kupił w Kownie pół roku temu. Na aukcji musiał przelicytować
jakiegoś litewskiego studencinę... Sporo książek wtedy kupił. Ale tę zapamiętał z uwagi na
konkurenta. Litwin, wycofując się z licytacji, był wyraznie wściekły i pokazał mu ciekawy
gest: przesunął dłonią po brzuchu.
Jerzy wiedział, co ten gest oznacza. Był to tajemny masoński znak rozciętego brzucha
- obietnica, że w przyszłości się policzą... Ziewnął leniwie, ukołysany alkoholem i sączącą się
z głośników muzyką. Zadarł w życiu z kilkunastoma bandziorami, zadarł z tajnymi służbami,
zadarł z Panem Samochodzikiem, ale jak do tej pory nie zadarł z żadnym masonem ...
- Ciekawe doświadczenie - mruknął leniwie.
W tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
Batura wsadził rewolwer do kieszeni szlafroka i poczłapał do wejścia. Zlustrował
gościa przez panoramiczny wizjer. Listonosz. Znał go doskonale. A zatem nie ma żadnego
niebezpieczeństwa, można otworzyć...
- Przesyłka polecona do pana - doręczyciel podsunął mu formularz.
Batura podpisał i zwrócił z paczuszką do salonu. Adres nadawcy nic mu nie mówił.
Przesyłka została wysłana z Warszawy, przez jakiegoś Vytautasa. Postawił ją na stole i
wyciągnął z szuflady precyzyjny miernik. Zbadał pudełko, nie dotykając go nawet palcem.
%7ładnej aktywności elektrycznej ani radiowej. A zatem nie jest to bomba zegarowa ani
detonowana za pomocą radia. Wyjął wykrywacz metalu. Wewnątrz paczki ni było ani grama
żelaza. Odetchnął z ulgą.
Dwa razy próbowano go zabić przy użyciu przesyłek pocztowych. Za pierwszym
razem miał dużo szczęścia. Po podniesieniu pokrywki pudełka uruchomiła się zainstalowana
wewnątrz pułapka na myszy. Jej uderzenie miało zdetonować spłonkę i ładunek dynamitowy,
jednak zapalnik był wadliwy...
Za drugim razem dostał paczką lornetkę. To chyba ruska mafia planowała go wtedy
wyeliminować. Lornetka wyglądała normalnie, tylko że przy próbie jej wyregulowania z
obiektywów wyskakiwały sprężynowe ostrza... Wzdrygnął się na wspomnienie. Gdyby kręcił
trzymając ją przy oczach...
Delikatnie pociął papier nożykiem introligatorskim. Ostatecznie co za problem
zainstalować wewnątrz laskę dynamitu i zapalnik z rtęci piorunującej, który zdetonuje
zerwanie sznurka? Ostrożnie zdjął opakowanie.
Tekturowe pudełeczko wzmocnione taśmą klejącą. Zdjąć pokrywkę? Nie ma głupich!
Nadal posługując się nożykiem odciął jedną ściankę. Wyciągnął wyściółkę z jakiejś
włókniny. Wewnątrz znajdowała się niewielka, porcelanowa cukiernica firmy Rosenthal. Na
oko sądząc, miała ze sto dwadzieścia lat. Wydobył ją ostrożnie. I obejrzał.
- Cudowna - mruknął.
Podniósł wieczko. Trzasnął odrywany butapren i prosto w twarz Jerzego trysnął obłok
gazu. Odskoczył, ale już było za pózno.
- Iperyt, dorwali mnie w końcu - jęknął i bez czucia zwalił się na ziemię.
Na szczęście tym razem nikt nie chciał go zabijać. Vytautas użył zwykłego gazu
usypiającego...
***
Po drugiej stronie ulicy zaparkowany był mały fiat z przyciemnianymi szybami. Na
masce nalepiono godło przestawiające automat kałasznikowa skrzyżowany z kijem
baseballowym, a na drzwiczkach naklejkę z napisem:  Mafia - samochód służbowy .
Vytautas miewał nieco spaczone poczucie humoru.
Opuścił lornetkę. Z miejsca, gdzie zaparkował, widział wnętrze salonu. Przeciwnik
wyłączony z walki. Wysiadł z samochodu z plecakiem przerzuconym przez ramię. Złapał za
górną ramę ogrodzenia i mocno odbiwszy się od ziemi, przesadził je jednym susem. Przeszedł
przez ogród. Okna willi od tej strony były zabezpieczone kratami. Obok znajdowały się drzwi
prowadzące na taras. Były uchylone, ale Litwin tylko skrzywił się na ten widok. Skoro zabrał
cały sprzęt potrzeby do szturmowania tej twierdzy, nie może iść na łatwiznę... Z plecaka
wydobył specjalne nożyce do cięcia krat. Miały rączki o długości półtora metra i ostrza
wykonane z tytanu.
Przecięcie centymetrowej grubości stalowego pręta nie było łatwe, ale poradził sobie.
Przyłożył, zacisnął, chrupnęło. Jeszcze dziewięć. Dwadzieścia minut pózniej odstawił wyciętą
kratę na rabatkę. Okno też było niezłe, antywłamaniowe szyby, których nie przerąbie siekierą,
stalowe ramy. Było jednak uchylone...
Vytautas wydobył z plecaka odpowiednio przerobiony lewarek samochodowy i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.