[ Pobierz całość w formacie PDF ]
południu.
Wczorajszy dzień i pół nocy spędziła na poszukiwaniu w Internecie informacji na temat hrabiego
de Saint Germain i całej reszty tego kramu, o którym jej opowiedziałam. Odrzuciła mo-
je natrętne podziękowania, twierdząc, że to wszystko sprawiło
jej ogromną radochę.
- A więc ten hrabia de Saint Germain jest bardzo tajemniczą postacią historyczną. Nie ma
pewności nawet co do daty jego urodzenia. Jego pochodzenie kryje wiele tajemnic - mówiła
z przejęciem. - Rzekomo miał się w ogóle nie starzeć, a przyczyny tego jedni upatrywali w magii,
inni zaś w zbilansowanej diecie.
- Ale on był stary - wtrąciłam. - Może i dobrze się trzymał, ale na pewno był stary.
- No więc to jedno się nie sprawdziło - powiedziała Leslie. Musiał być fascynującą osobowością,
bo występuje w wielu powieściach, a w niektórych kręgach związanych z ezoteryką jest kimś w
rodzaju guru, wtajemniczonym, cokolwiek to znaczy.
Należał do licznych tajnych stowarzyszeń, wolnomularzy i różokrzyżowców, i jeszcze paru innych,
był świetnym muzykiem, grał na skrzypcach i komponował, mówił płynnie tuzinem języków i...
teraz się mocno trzymaj, podróżował w czasie. W każdym razie utrzymywał, że byl świadkiem wielu
różnych zdarzeń, przy których nie mógł być obecny.
- Taaak, najwidoczniej mógł.
- No, obłęd. Poza tym parał się alchemią. W Niemczech miał własną pracownię alchemiczną, w
której prowadził wszelkiego rodzaju eksperymenty.
- Alchemią? To ma coś wspólnego z kamieniem filozoficznym, prawda?
- Tak. I z magią. Ale kamień filozoficzny dla każdego oznacza coś innego. Jedni chcieli tylko w
sztuczny sposób uzyskać złoto, co doprowadziło do wielce dziwacznych wybryków. Wszyscy
królowie i książęta byli strasznie napaleni na ludzi, którzy utrzymywali, że są alchemikami, bo oni
wszyscy byli oczywiście strasznie napaleni na złoto. W czasie prób wyprodukowania złota uzyskano
206
wprawdzie między innymi porcelanę, ale najczęściej nie uzyskiwano nic i dlatego alchemicy często
byli ogłaszani heretykami i oszustami, wtrącani do więzienia albo skracani o głowę.
- Sami sobie byli winni - powiedziałam. - Trzeba było lepiej uważać na lekcjach chemii.
- Ale w rzeczywistości alchemikom nie chodziło wcale o złoto. Tak naprawdę była to tylko
przykrywka dla ich eksperymentów. Kamień filozoficzny jest w znacznie większym stopniu
symbolem nieśmiertelności. Alchemicy myśleli, że jeśli wymieszają właściwe składniki: oczy
ropuchy, krew dziewicy, włosy z ogona czarnego kota... cha, cha, nie, to był tylko żart... no więc jeśli
wymieszają właściwe składniki i zastosują właściwą procedurę chemiczną, to na końcu otrzymają
substancję, której wypicie uczyni człowieka nieśmiertelnym. Zwolennicy hrabiego de Saint Germain
utrzymują, że był w posiadaniu takiej receptury i w związku z tym jest nieśmiertelny. Wprawdzie
zródła powiadają, że zmarł w Niemczech w 1784 roku, ale istnieją inne zródła i relacje osób, które
miały go spotkać żywego jeszcze wiele lat pózniej.
- Hmm, hmm - mruknęłam. - Nie wierzę, że jest nieśmiertelny. Ale może stanie się nieśmiertelny?
Może to jest ta tajemnica skrywana za tajemnicą? To, co się stanie, gdy krąg się zamknie?
- Możliwe. Ale to jest tylko jedna strona medalu, forsowana przez zaprzysięgłych miłośników
ezoterycznych teorii spiskowych, którzy czasem chętnie manipulują danymi zródłowymi. Krytyczni
obserwatorzy zakładają, że mity krążące wokół hrabiego de Saint Germain należy w większości
zawdzięczać jedynie fantazji jego fanów oraz jego własnej, zręcznej inscenizacji.
Leslie klepała to wszystko tak płynnie i z takim entuzjazmem, że musiałam się roześmiać.
- No to idz do pana Whitmana i zapytaj go, czy możesz o tym napisać referat - zaproponowałam. -
Tyle tego wyszukałaś, że przypuszczalnie mogłabyś napisać całą książkę.
- Nie sądzę, żeby Wiewiór potrafił docenić moje wysiłki -powiedziała Leslie. - W końcu jest
jednym z fanów hrabiego de Saint Germain, jako Strażnik musi nim być. A zatem dla mnie jest
zupełnie jasne, że to on jest złym duchem w całej tej historii, to znaczy de Saint Germain, a nie
Wiewiór. Groził ci i dusił cię. A twoja mama ostrzegła cię, żebyś miała się przed nim na baczności.
Ona wie więcej, niż się do tego przyznaje. A wiedzieć może właściwie tylko od tej całej Lucy.
207
- Sądzę, że wszyscy wiedzą więcej, niż się do tego przyznają - westchnęłam. - W każdym razie
wiedzą więcej ode mnie. Nawet ty!
Leslie roześmiała się.
- Potraktuj mnie po prostu jako zewnętrzny moduł swojego mózgu. A wokół swego pochodzenia
hrabia robił zawsze wielką tajemnicę. Nazwisko i tytuł zostały w każdym razie wymyślone.
Prawdopodobnie był nieślubnym synem Marii Anny von Habsburg, wdowy po hiszpańskim królu
Karolu II. Jeśli chodzi o ojca, w grę może wchodzić wiele osób. Inna teoria brzmi, iż jest synem
transylwańskiego księcia, który wychował się we Włoszech u ostatniego księcia z rodu Medyceuszy.
Tak czy tak, żadnej z tych teorii dowieść nie sposób i każdy porusza się po omacku. Ale my dwie
mamy teraz nową teorię.
- Mamy?
Leslie przewróciła oczami.
- Oczywiście! Wiemy, że jedno z jego rodziców musiało pochodzić z rodziny de Villiers.
- A skąd my to wiemy?
- Och, Gwen! Sama powiedziałaś, że pierwszy podróżnik w czasie nazywał się de Villiers, a więc
hrabia musi być prawowitym lub nieprawowitym członkiem tego rodu, chyba to rozumiesz, prawda?
W przeciwnym razie jego potomkowie nie nosiliby tego nazwiska.
- Hmm, no tak - przyznałam niepewnie. Nie do końca jeszcze rozumiałam tę całą sprawę z
dziedziczeniem. - Ale moim zdaniem w historii z transylwańskim księciem też coś jest. To przecież
nie może być przypadek, że ten Rakoczy właśnie stamtąd pochodzi.
- Jeszcze tego poszukam - obiecała Leslie. - Uwaga! Drzwi przed nami zakołysały się i ktoś
wszedł do damskiej toalety. Ta osoba - założyłyśmy oczywiście, że to była ona"
- weszła do kabiny obok. Siedziałyśmy cichutko, dopóki nie wyszła.
- Nie umyła rąk, fuj! - wzdrygnęła się Leslie. - Cieszę się, że nie wiem, kto to był.
- Papierowe ręczniki się skończyły - powiedziałam. Powoli zaczynały mi cierpnąć nogi. - Myślisz,
że będziemy miały kłopoty? Pani Counter na pewno zauważy, że nas nie ma. A nawet jeśli nie, to na
pewno zaraz ktoś wypapla.
208
- Dla pani Counter wszyscy uczniowie i tak wyglądają tak samo. Od piątej klasy mówi na mnie
Lilly, a ciebie myli z Cynthia. Akurat z nią! Nie, nie, to tutaj jest znacznie ważniejsze niż geografia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
południu.
Wczorajszy dzień i pół nocy spędziła na poszukiwaniu w Internecie informacji na temat hrabiego
de Saint Germain i całej reszty tego kramu, o którym jej opowiedziałam. Odrzuciła mo-
je natrętne podziękowania, twierdząc, że to wszystko sprawiło
jej ogromną radochę.
- A więc ten hrabia de Saint Germain jest bardzo tajemniczą postacią historyczną. Nie ma
pewności nawet co do daty jego urodzenia. Jego pochodzenie kryje wiele tajemnic - mówiła
z przejęciem. - Rzekomo miał się w ogóle nie starzeć, a przyczyny tego jedni upatrywali w magii,
inni zaś w zbilansowanej diecie.
- Ale on był stary - wtrąciłam. - Może i dobrze się trzymał, ale na pewno był stary.
- No więc to jedno się nie sprawdziło - powiedziała Leslie. Musiał być fascynującą osobowością,
bo występuje w wielu powieściach, a w niektórych kręgach związanych z ezoteryką jest kimś w
rodzaju guru, wtajemniczonym, cokolwiek to znaczy.
Należał do licznych tajnych stowarzyszeń, wolnomularzy i różokrzyżowców, i jeszcze paru innych,
był świetnym muzykiem, grał na skrzypcach i komponował, mówił płynnie tuzinem języków i...
teraz się mocno trzymaj, podróżował w czasie. W każdym razie utrzymywał, że byl świadkiem wielu
różnych zdarzeń, przy których nie mógł być obecny.
- Taaak, najwidoczniej mógł.
- No, obłęd. Poza tym parał się alchemią. W Niemczech miał własną pracownię alchemiczną, w
której prowadził wszelkiego rodzaju eksperymenty.
- Alchemią? To ma coś wspólnego z kamieniem filozoficznym, prawda?
- Tak. I z magią. Ale kamień filozoficzny dla każdego oznacza coś innego. Jedni chcieli tylko w
sztuczny sposób uzyskać złoto, co doprowadziło do wielce dziwacznych wybryków. Wszyscy
królowie i książęta byli strasznie napaleni na ludzi, którzy utrzymywali, że są alchemikami, bo oni
wszyscy byli oczywiście strasznie napaleni na złoto. W czasie prób wyprodukowania złota uzyskano
206
wprawdzie między innymi porcelanę, ale najczęściej nie uzyskiwano nic i dlatego alchemicy często
byli ogłaszani heretykami i oszustami, wtrącani do więzienia albo skracani o głowę.
- Sami sobie byli winni - powiedziałam. - Trzeba było lepiej uważać na lekcjach chemii.
- Ale w rzeczywistości alchemikom nie chodziło wcale o złoto. Tak naprawdę była to tylko
przykrywka dla ich eksperymentów. Kamień filozoficzny jest w znacznie większym stopniu
symbolem nieśmiertelności. Alchemicy myśleli, że jeśli wymieszają właściwe składniki: oczy
ropuchy, krew dziewicy, włosy z ogona czarnego kota... cha, cha, nie, to był tylko żart... no więc jeśli
wymieszają właściwe składniki i zastosują właściwą procedurę chemiczną, to na końcu otrzymają
substancję, której wypicie uczyni człowieka nieśmiertelnym. Zwolennicy hrabiego de Saint Germain
utrzymują, że był w posiadaniu takiej receptury i w związku z tym jest nieśmiertelny. Wprawdzie
zródła powiadają, że zmarł w Niemczech w 1784 roku, ale istnieją inne zródła i relacje osób, które
miały go spotkać żywego jeszcze wiele lat pózniej.
- Hmm, hmm - mruknęłam. - Nie wierzę, że jest nieśmiertelny. Ale może stanie się nieśmiertelny?
Może to jest ta tajemnica skrywana za tajemnicą? To, co się stanie, gdy krąg się zamknie?
- Możliwe. Ale to jest tylko jedna strona medalu, forsowana przez zaprzysięgłych miłośników
ezoterycznych teorii spiskowych, którzy czasem chętnie manipulują danymi zródłowymi. Krytyczni
obserwatorzy zakładają, że mity krążące wokół hrabiego de Saint Germain należy w większości
zawdzięczać jedynie fantazji jego fanów oraz jego własnej, zręcznej inscenizacji.
Leslie klepała to wszystko tak płynnie i z takim entuzjazmem, że musiałam się roześmiać.
- No to idz do pana Whitmana i zapytaj go, czy możesz o tym napisać referat - zaproponowałam. -
Tyle tego wyszukałaś, że przypuszczalnie mogłabyś napisać całą książkę.
- Nie sądzę, żeby Wiewiór potrafił docenić moje wysiłki -powiedziała Leslie. - W końcu jest
jednym z fanów hrabiego de Saint Germain, jako Strażnik musi nim być. A zatem dla mnie jest
zupełnie jasne, że to on jest złym duchem w całej tej historii, to znaczy de Saint Germain, a nie
Wiewiór. Groził ci i dusił cię. A twoja mama ostrzegła cię, żebyś miała się przed nim na baczności.
Ona wie więcej, niż się do tego przyznaje. A wiedzieć może właściwie tylko od tej całej Lucy.
207
- Sądzę, że wszyscy wiedzą więcej, niż się do tego przyznają - westchnęłam. - W każdym razie
wiedzą więcej ode mnie. Nawet ty!
Leslie roześmiała się.
- Potraktuj mnie po prostu jako zewnętrzny moduł swojego mózgu. A wokół swego pochodzenia
hrabia robił zawsze wielką tajemnicę. Nazwisko i tytuł zostały w każdym razie wymyślone.
Prawdopodobnie był nieślubnym synem Marii Anny von Habsburg, wdowy po hiszpańskim królu
Karolu II. Jeśli chodzi o ojca, w grę może wchodzić wiele osób. Inna teoria brzmi, iż jest synem
transylwańskiego księcia, który wychował się we Włoszech u ostatniego księcia z rodu Medyceuszy.
Tak czy tak, żadnej z tych teorii dowieść nie sposób i każdy porusza się po omacku. Ale my dwie
mamy teraz nową teorię.
- Mamy?
Leslie przewróciła oczami.
- Oczywiście! Wiemy, że jedno z jego rodziców musiało pochodzić z rodziny de Villiers.
- A skąd my to wiemy?
- Och, Gwen! Sama powiedziałaś, że pierwszy podróżnik w czasie nazywał się de Villiers, a więc
hrabia musi być prawowitym lub nieprawowitym członkiem tego rodu, chyba to rozumiesz, prawda?
W przeciwnym razie jego potomkowie nie nosiliby tego nazwiska.
- Hmm, no tak - przyznałam niepewnie. Nie do końca jeszcze rozumiałam tę całą sprawę z
dziedziczeniem. - Ale moim zdaniem w historii z transylwańskim księciem też coś jest. To przecież
nie może być przypadek, że ten Rakoczy właśnie stamtąd pochodzi.
- Jeszcze tego poszukam - obiecała Leslie. - Uwaga! Drzwi przed nami zakołysały się i ktoś
wszedł do damskiej toalety. Ta osoba - założyłyśmy oczywiście, że to była ona"
- weszła do kabiny obok. Siedziałyśmy cichutko, dopóki nie wyszła.
- Nie umyła rąk, fuj! - wzdrygnęła się Leslie. - Cieszę się, że nie wiem, kto to był.
- Papierowe ręczniki się skończyły - powiedziałam. Powoli zaczynały mi cierpnąć nogi. - Myślisz,
że będziemy miały kłopoty? Pani Counter na pewno zauważy, że nas nie ma. A nawet jeśli nie, to na
pewno zaraz ktoś wypapla.
208
- Dla pani Counter wszyscy uczniowie i tak wyglądają tak samo. Od piątej klasy mówi na mnie
Lilly, a ciebie myli z Cynthia. Akurat z nią! Nie, nie, to tutaj jest znacznie ważniejsze niż geografia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]