[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewyszukanym pieszczotom naszych ludzi. Ich głośne piski przebijały przez ogólną wrzawę.
Coś nierealnego było w tej scenie, jakaś naciągana lekkomyślność i wymuszona wesołość.
Nie dojrzałem tutaj Aluny, więc odwróciłem się i przez łukowate, mahoniowe drzwi
przeszedłem do obwieszonej jedwabiami sali. Przeszedłem przez nią i wszedłem do następnej.
W tej panował półmrok i niemal wpadłem na starego Shakkaru. Cofnął się, wydał się bardzo
zmieszany. Nie wiedziałem czy z powodu naszego spotkania, czy może z jakiegoś innego.
Spostrzegłem, że jego dłoń zacisnęła się na kosztownej szacie. Akkheba powiedział, że
wszyscy kapłani założyli na naszą cześć uroczyste szaty.
- Chcę rozmawiać z Aluną. Gdzie ona jest? - spytałem.
- W tej chwili zajęta jest wykonywaniem swoich obowiązków i nie możesz jej
widzieć. Przyjdz do świątyni jutro.
Odsunął się ode mnie, a niewyrazna bladość rozjaśniła jego śniadą cerę. W jego głosie
usłyszałem drżenie. Pojąłem, że się mnie śmiertelnie boi i że chce się ode mnie uwolnić. To
obudziło moje podejrzenia. Chwyciłem go za gardło i wykręciłem rękę, w której trzymał
długi nóż wyciągnięty przed chwilą spod szaty.
- Gdzie ona jest, szakalu? - warknąłem. - Powiedz albo&
W moim uścisku wisiał jak lalka. Bił piętami o podłogę, a głowę niemal do oporu miał
odchyloną do tyłu. Ze strachu przed śmiercią rozszerzyły się oczy. Szarpnął gwałtownie
głową i trochę rozluznił uścisk.
- W świątyni Ishtar - wysapał. - Chcą poświęcić ją bogini. Daruj mi życie, a opowiem
ci wszystko o całym sekrecie i intrydze.
Ale usłyszałem dosyć. Podniosłem go do góry pasek i kolano, okręciłem i w następnej
chwili go mózg obryzgał kolumnę. Wyskoczyłem przez otwarte drzwi, przebiegłem między
rzędami masywnych filarów i wypadłem na ulicę.
Wszędzie panowała niezmącona cisza. Tej nocy na dworze nie było tłumów, chociaż
świętowano pokonanie wroga. Drzwi były zamknięte, a okna pozasłaniane. Oświetlenie było
słabe i nie wiedziałem ani jednego wartownika. Wszystko było dziwne i nierealne, cisza
widmowego miasta, w którym jedynym dzwiękiem były piski i odgłosy uczty odbywającej się
w wielkim holu. W blasku pochodni widziałem płac targowy. Tam leżeli ranni. Widziałem
starego Asgrimma - siedział z przodu stołu, ręce miał poplamione zakrzepniętą krwią, a jego
porysowana i zakurzona kolczuga wyglądała spod jedwabnego płaszcza. Wychudzoną twarz
ocieniały wielkie, czarne pióra falujące nad nim. Zarówno przy stole jak i przed nim
dziewczęta obściskiwały i całowały na wpół pijanych Aesirów. Zdjęły im ciężkie hełmy i
poluzowały kolczugi, gdyż wino ich rozgrzewało.
W pobliżu nogi od stołu Kelka niczym wygłodniały wilk obgryzał nogę wołu. Jakieś
chichoczące dziewczęta nagabywały go, przymilały się by dał swój miecz. Aż nagle
rozwścieczony ich zalotami i natarczywością zadał swojej czołowej dręczycielce takie
uderzenie wołową kością, że padła bez czucia na podłogę. Ale piskliwy śmiech i dzika
wesołość nie ustawały. Skojarzyli mi się nagle z gromadą wampirów i szkieletów radujących
się z uczty złożonej z pyłu i popiołów.
Ruszyłem w dół wymarłą ulicą, przebiegłem przez dziedziniec i wpadłem do domu
kapłanów. Oprócz niewolników nie było tam nikogo widać. Przeszedłem przez otoczony
kolumnami portyk świątyni. Wewnątrz panował mrok, szedłem więc po omacku. W
wewnętrznym sanktuarium płonęło słabe światło. Stanąłem jak wryty. Przy ołtarzu stali
pomniejsi kapłani i nagie kobiety. Ich postawa wyrażała uwielbienie, śpiewali monotonną
pieśń ofiarną. W rękach trzymali puchary, do których wyżłobionymi w kamieniu bruzdami
ściekała krew. Na ołtarzu kwiląc cicho jak zdychająca łania leżała Aluna.
W sanktuarium unosiła się chmura kadzidlanego dymu. Mój wzrok też przysłoniła
chmura, czczona jak ognie piekielne. Z nieludzkim wrzaskiem, który odbił się okropnym
echem od sklepienia sufitu, wpadłem do środka i czaszki rozpryskiwały się pod szaleńczymi
uderzeniami mojego miecza. Moje wspomnienia z tej rzezi są obłąkane i bardzo chaotyczne.
Pamiętam szaleńcze krzyki, furkot stali, łoskot morderczych uderzeń, trzaski pękających
kości, bryzgającą krew i umykające z rozwianym włosem postacie. Słyszałem jak piskliwymi
głosami przyzywali swoich bogów. A ja pośród nich szalałem w milczącej furii, jak obłąkany
od zapachu krwi wilk wśród stada owiec. A jednak kilkoro uciekło.
Wyraznie pamiętam ponure, krwawe tło szaleństwa - gibką nagą kobietę stojącą blisko
ołtarza. Przerażenie ją unieruchomiło, oczy wyszły jej wierzch, a przy ustach wciąż trzymała
puchar. Złapałem ją lewą ręką i cisnąłem na marmurowe schody z taką furią, że musiałem
roztrzaskać każdą kość w jej ciele. Co się tyczy reszty, nie pamiętam dobrze. Krótki, szalony
wir okrucieństwa rzucił świątynię poszarpanymi zwłokami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.