[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z ogromnym tobołem na plecach szła rozradowana.
Brtko na oścież otworzył przed nią drzwi sklepu.
 Proszę wejść, proszę, mam bogaty wybór towarów...
Wesoły nastrój jarmarku odgania chmury, rozprasza smutek.
Wieśniaczki mogą do woli grzebać w błyskotkach, broszkach,
guzikach i klamrach, nacieszyć oko i serce ich blaskiem i migotaniem,
choćby nie kupiły ani za grosz. A któraż oparłaby się chęci postawienia
na swoim, zadokumentowania swoich gustów i kaprysów? Targują się
zażarcie, do ostatniego tchu. Nie dadzą się przecież ocyganić tym
szachrajom handlarzom.
Rozalia Lautmanowa kipiała energią, nic ją nie bolało, na nic się
nie skarżyła, bo tę chwilę należało kuć jak drogocenny kruszec,
na gorąco, delikatnie i umiejętnie, nie żałując rąk ani serca.
 Dla ciebie, aniele, mam tu coś całkiem ekstra.  Mrugnęła
obiecująco do kobieciny przed kontuarem. Schyliwszy się, szukała
po omacku pod ladą pudełka, ale spod uniesionych wysoko brwi
obserwowała klientkę, ciekawa odpowiedzi.
Brtko powrócił z ulicy jak zwycięski podoficer. Popychał przed
sobą, niczym wziętego do niewoli jeńca, pomarszczoną starowinę
o ptasiej piersi, która była zbyt zmęczona, aby stawiać opór. Babina
zaaferowana była swoimi sprawami, ale półuchem może i słuchała
wymownego przewodnika:
 Nas już nie będzie, a guziki zostaną... śmiało, babciu... taką
mnogość guzików mamy, że główną ulicę moglibyśmy nimi
wybrukować, a jeszcze całą waszą familię razem z wnuczętami
wysztafirujemy. %7łyczycie sobie złote czy raczej oficerskie? Chodzcie
za mną... mój rejon jest tutaj, od tyłu...
Zadaniem Brtka bowiem było chwytanie tego, co się prześliznęło
przez sito Lautmanowej, jedno drugiemu nie wchodziło w paradę.
 Primasort guziki! Błyszczące guziki! Tanie guziki! 
wykrzykiwał za kontuarem Brtko głosem rozochoconego przekupnia.
Zdejmował z regału pudełko po pudełku, palcem odliczał guziki, uderzał
jednym o drugi.  To nie jest kość, to metal, prawdziwa stal, proszę, jak
dzwięczy. Sto razy was przeżyje...
Rozalia Lautmanowa pomału, jakby podnosiła ogromny ciężar,
otwierała pudło z chustkami na głowę. Kupowała tylko jedna kobieta, ale
przyszło ich więcej, zapełniły sklep, oglądały, targowały się.
Wytworzyły tę cudowną atmosferę napięcia, która sprawia, że słowa
płyną z ust nieprzerwanym strumieniem, a ich sile przekonującej trudno
się oprzeć. Czujesz, że nie mówisz w próżnię, że wszyscy cię słuchają.
 Oj, co to za piękne chustki, ręcznie haftowane, drogocenny towar
 zachwalała Rozalia Lautmanowa swoje skarby.  Wy możecie nogi
uchodzić, taki fajnowny towar dziś nigdzie nie znajdziecie. Czemu nie,
spróbujcie, poszukajcie, a potem przyjdzcie mi powiedzieć. Ja
poczekam, ja mam czas...
 Ile chce za chustkę?  spytała jedna z kobiet sąsiadki, a ta
krzyknęła:
 A jaka cena, Rozalio, ile chcesz za chustkę?
 Ile? Ile?  przyłączyło się więcej głosów.
 Tu jest żółta  ciągnęła Lautmanowa  tu cytrynowa albo może
być fioletowa, niebieska, wybór większy jak na bazarze, wszystkie
za jedne pieniądze, każda jedna sztuka, każdy jeden kolor trzy korony,
ani halerz mniej...
Ostatnie słowa utonęły w podniesionym przez kobiety harmiderze.
Na skutek ciągłego poruszania głową okulary zsunęły się
Lautmanowej z czoła na nos. Jakby nie słysząc gwałtownych protestów
przeciw cenie, ostentacyjnie uniosła do oczu jedną z chustek, ale
daremnie szukała skazy na tym wspaniałym towarze.
 Jakość pierwsza, pierwszy sort  przydała wagi swemu
oświadczeniu słowem, które powinno zrobić wrażenie.  Wiecie co, wy
spróbujcie znalezć taki towar gdzie indziej, ajaj, idzcie, ja nie mam
wątpliwości, że przyjdziecie z powrotem, albo czekajcie, dlaczego nie
obejrzeć z bliska...  Brała jedną chustkę po drugiej i zręcznie
rozpościerała je w powietrzu, tak aby zagrały barwami w smugach
światła, delektując się przy tym wywołanym podziwem. Bo nie chodzi
tylko o to, żeby sprzedać. Sprzedać, to nie znaczy wymienić towar
na pieniądze. Sprzedać, to znaczy dowieść samej sobie, że możliwy jest
cud powrotu młodości, obrotności sprytniejszego. Sprzedać, to nie
znaczy oszukać, sprzedać, to znaczy zarobić i nie zostać oszukanym.
Grzechem jest oszukać kogoś, ale czy nie większym grzechem jest
pozwolić się oszukać komuś?  Asortyment pierwszy  powtórzyła
Lautmanowa z naciskiem.
 Asatryment czy nie asatryment to jeden diabeł, za dwie korony
oddasz?  zaatakowała wrzaskliwie tłusta baba z tobołem na plecach,
pokazując dwa palce na znak, ile koron proponuje.
 Hohoho  ściągnęła wargi Lautmanowa. Nie potrzebowała
słyszeć, i tak wiedziała, o co chodzi. Wyciągnęła dłoń, jakby w obronie
przed atakiem, a drugą ręką przysunęła do siebie pudło z chustkami.
 Za trzy korony dostaniesz lepszą u Rubina  powiedziała inna
kobieta, a pozostałe natychmiast ją poparły.
Rozalia tylko się uśmiechała, ale czoło miała sfałdowane, jakby
usłyszała wesoły dowcip ze smutną puentą. Wprawdzie dziś głuchota
dawała jej się tak samo we znaki jak wczoraj i przedwczoraj, jednak
nietrudno było się domyślić, o co kobietom chodzi. Urażona takim
poganianiem  bo czymże innym było zaproponowanie ceny  zaczęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.