[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, ale nie zamierzała rozmawiać
o tym z właścicielką miejscowej gazety. Nie chciała podsycać plotek
w miasteczku. Lorna chyba to zrozumiała.
Przez kilka kolejnych minut jadły w milczeniu. Julia ukradkiem
zerkała na Foresta. Miała wrażenie, że jej oczy są magnesami, a on
kawałkiem metalu. Bez względu na to, w którą stronę usiłowała
patrzeć, zawsze w końcu wracała do niego spojrzeniem.
Wiedziała, że on czuje podobnie. Wciąż napotykała jego wzrok.
Raz jedno, raz drugie szybko odwracało spojrzenie. Czerwienili się.
Julia była niemal wdzięczna Lornie za sygnał do wyjścia. Wstały,
a Julia znowu poczuła na sobie spojrzenie Foresta. Było gorące i
wygłodniałe. Wyszły.
- Lorno, wierzysz w duchy? - zapytała w drodze do redakcji.
- W duchy? - Lorna była wyraznie zaskoczona. - Chodzi ci o
pobrzękiwanie łańcuchami, białe zjawy i nawiedzone cmentarze? -
Pokręciła głową. - Nie, nie wierzę w żadne nadnaturalne bzdury. A
czemu pytasz?
- Z ciekawości.
Lorna spojrzała na nią sceptycznie.
- Z ciekawości, tak? Naucz się lepiej kłamać. Zapomniałaś, że
jestem dziennikarką? Mam nosa do niezwykłych historii. A teraz mój
nos mnie swędzi jak wszyscy diabli.
Julia zaśmiała się z wysiłkiem. %7łałowała, że poruszyła ten temat.
- To prawdopodobnie nic takiego.
- No, mów wreszcie - nalegała Lorna.
- Odkąd mieszkam w Kingsdon Manor, dwa razy słyszałam
dziwne dzwięki.
- Jakie dzwięki?
Lorna otworzyła drzwi do redakcji i weszły do środka. Julia
usiadła za swoim biurkiem, a jej szefowa zajęła miejsce na krześle
naprzeciwko.
- Co za dzwięki słyszałaś? - powtórzyła pytanie.
- Płacz. Płacz dziecka - Julia uśmiechnęła się z zażenowaniem. -
Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale myślę, że to mógł być duch
Christophera Kingsdona.
Lorna przez długą chwilę przyglądała się jej bez słowa. W końcu
odrzuciła głowę do tyłu i wybuchnęła śmiechem.
- Och, Julio, chyba sama w to nie wierzysz, prawda? Julia zalała
się rumieńcem.
- Wiem, co słyszałam - zaprotestowała. - Słyszałam szlochanie
dziecka. To nie był Bobby. Brzmiało to niesamowicie, jak płacz nie z
tego świata. Jakby to rozpaczał jakiś duch...
- Mam wrażenie, że Forest nie był zachwycony twoim
przyjazdem tutaj.
- Zgadza się, ale co to ma do rzeczy? Lorna uśmiechnęła się z
cierpliwością.
- Nie brałaś pod uwagę ewentualności, że ktoś specjalnie
produkuje te dziwne dzwięki, żebyś się przestraszyła i wzięła nogi za
pas?
Julia już miała zaprotestować, ale coś ją powstrzymało.
Zmarszczyła brwi. Czy to możliwe? Kiedy napisała do Foresta list z
pytaniem, czy mogą przyjechać, nie odpowiedział jej. Pamiętała, jaki
był nieprzyjemny, kiedy stanęła w drzwiach. To on pierwszy
wspomniał jej o duchu. Czy naprawdę sfabrykował te niesamowite
dzwięki, żeby ich wystraszyć? Czy słyszała płacz ducha z Kingsdon
Manor, czy też był to dowcip szalonego mieszkańca Kingsdon
Manor?
ROZDZIAA SIÓDMY
Forest siedział przy stole warsztatowym. Próbował skupić się na
figurce, którą trzymał w dłoniach i oderwać myśli od kobiety, która
zawładnęła nimi absolutnie. Julia. Samo jej imię sprawiało, że krew w
jego żyłach zamieniała się w płynny ogień. Poruszyła w nim głód,
który bardzo, bardzo długo udawało mu się skutecznie stłumić.
Zasępił się. Przesunął dłonią po kawałku drewna. Wziął papier
ścierny i zaczął je wygładzać.
Zawahał się, gdy usłyszał szeptanie na dole schodów i poczuł
zapach rozgrzanych słońcem włosów oraz gumy do żucia. Mrowiło go
w plecach. Wiedział, że ktoś go obserwuje. To był chłopiec. Bobby.
Obrócił się i zobaczył go, zerkającego do środka zza uchylonych
drzwi.
- Co ty tutaj robisz?
Bobby wszedł niepewnie do pracowni. Z ciekawością rozglądał
się dookoła. Wzruszył ramionami i usiłował nie patrzeć na Foresta.
- Mama mi powiedziała, że masz tu różne rzeczy. - Zrobił krok w
stronę półek. - O, rany, sam to wszystko zrobiłeś?
Forest walczył z impulsem, który kazał mu ryknąć na chłopca,
żeby się stąd natychmiast wynosił. Od przyjazdu Julii i Bobby'ego
trzymał się od nich z daleka, bo nie chciał, żeby mu zaczęło na kimś
zależeć, nie pragnął znalezć w swoim sercu miejsca dla kolejnego
dziecka.
A jednak, gdy patrzył na Bobby'ego, uświadomił sobie, że wcale
nie chce go stąd odsyłać. Zapach chłopczyka wypełnił całe
pomieszczenie niczym nie dające spokoju wspomnienie. Forest czuł
emanującą z dziecka nieokiełznaną energię.
- Czy twoja matka wie, że tutaj jesteś? - zapytał. Bobby pokręcił
głową i zmarszczył brwi.
- Powiedziała mi, żebym się nie zbliżał do piwnicy. - Buzia mu
się rozjaśniła, gdy spojrzał znowu na figurki na półkach. - Czy
zrobiłeś też tego wielkiego konia na biegunach, który stoi w moim
pokoju?
Forest kiwnął głową.
- Dawno temu.
Bobby podszedł jeszcze bliżej.
- Mógłbyś mnie nauczyć rzezbić?
Forest spojrzał na niego zaskoczony. Christopher często się tutaj
bawił, gdy Forest pracował, ale nigdy nie wyraził ochoty do
rzezbienia.
- Chciałbym się nauczyć, jak się rzezbi takiego lisa jak ten -
powiedział Bobby wskazując drewniane zwierzątko.
- Zanim będziesz mógł wyrzezbić lisa, musisz nauczyć się go
rysować.
Forest zdawał sobie sprawę z tego, że to ryzykowne, wiedział, że
powinien się trzymać jak najdalej od chłopca, jednak w tym
momencie potrzeba bliskości była silniejsza niż strach. Chciał wrócić
do czasów sprzed dziesięciu lat, kiedy pewien wyjątkowy chłopiec
pomógł mu odnalezć uroki dzieciństwa.
Przystawił drugie krzesełko do stołu warsztatowego i wskazał je
zapraszająco Bobby'emu. Następnie wyciągnął z szuflady papier i
położył go wraz z ołówkiem przed chłopcem.
- Narysuj lisa. Zobaczymy, nad czym trzeba popracować.
- Dobrze - zgodził się z entuzjazmem Bobby. Natychmiast zabrał
się za szkicowanie. Od czasu do czasu przerywał, żeby się podrapać w
nos lub wymazać coś, co mu się nie udało.
- Czy mój tato umiał rzezbić? - zapytał.
Na myśl o Jeffreyu Forest poczuł ucisk w żołądku. Nie, twój
ojciec umiał tylko krzywdzić, ranić i nienawidzić. I nauczył mnie tego
samego.
- Nie, twój ojciec nie rzezbił - odpowiedział na pytanie.
- A ciebie kto tego nauczył? - pytał dalej Bobby, nie podnosząc
głowy znad kartki papieru.
- Nikt. Sam się nauczyłem rzezbić.
- Super! - Bobby spojrzał na Foresta i uśmiechnął się do niego
wspaniałym, szerokim uśmiechem.
Forest zabrał się za szlifowanie kawałka drewna. W głowie mu
wirowało od różnych myśli. Czy wszystkie dzieci są takie otwarte,
pełne odruchowej aprobaty? To właśnie go niegdyś zadziwiło w
Christopherze. Dzieci nie oceniały. Dawały, i robiły to w sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, ale nie zamierzała rozmawiać
o tym z właścicielką miejscowej gazety. Nie chciała podsycać plotek
w miasteczku. Lorna chyba to zrozumiała.
Przez kilka kolejnych minut jadły w milczeniu. Julia ukradkiem
zerkała na Foresta. Miała wrażenie, że jej oczy są magnesami, a on
kawałkiem metalu. Bez względu na to, w którą stronę usiłowała
patrzeć, zawsze w końcu wracała do niego spojrzeniem.
Wiedziała, że on czuje podobnie. Wciąż napotykała jego wzrok.
Raz jedno, raz drugie szybko odwracało spojrzenie. Czerwienili się.
Julia była niemal wdzięczna Lornie za sygnał do wyjścia. Wstały,
a Julia znowu poczuła na sobie spojrzenie Foresta. Było gorące i
wygłodniałe. Wyszły.
- Lorno, wierzysz w duchy? - zapytała w drodze do redakcji.
- W duchy? - Lorna była wyraznie zaskoczona. - Chodzi ci o
pobrzękiwanie łańcuchami, białe zjawy i nawiedzone cmentarze? -
Pokręciła głową. - Nie, nie wierzę w żadne nadnaturalne bzdury. A
czemu pytasz?
- Z ciekawości.
Lorna spojrzała na nią sceptycznie.
- Z ciekawości, tak? Naucz się lepiej kłamać. Zapomniałaś, że
jestem dziennikarką? Mam nosa do niezwykłych historii. A teraz mój
nos mnie swędzi jak wszyscy diabli.
Julia zaśmiała się z wysiłkiem. %7łałowała, że poruszyła ten temat.
- To prawdopodobnie nic takiego.
- No, mów wreszcie - nalegała Lorna.
- Odkąd mieszkam w Kingsdon Manor, dwa razy słyszałam
dziwne dzwięki.
- Jakie dzwięki?
Lorna otworzyła drzwi do redakcji i weszły do środka. Julia
usiadła za swoim biurkiem, a jej szefowa zajęła miejsce na krześle
naprzeciwko.
- Co za dzwięki słyszałaś? - powtórzyła pytanie.
- Płacz. Płacz dziecka - Julia uśmiechnęła się z zażenowaniem. -
Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale myślę, że to mógł być duch
Christophera Kingsdona.
Lorna przez długą chwilę przyglądała się jej bez słowa. W końcu
odrzuciła głowę do tyłu i wybuchnęła śmiechem.
- Och, Julio, chyba sama w to nie wierzysz, prawda? Julia zalała
się rumieńcem.
- Wiem, co słyszałam - zaprotestowała. - Słyszałam szlochanie
dziecka. To nie był Bobby. Brzmiało to niesamowicie, jak płacz nie z
tego świata. Jakby to rozpaczał jakiś duch...
- Mam wrażenie, że Forest nie był zachwycony twoim
przyjazdem tutaj.
- Zgadza się, ale co to ma do rzeczy? Lorna uśmiechnęła się z
cierpliwością.
- Nie brałaś pod uwagę ewentualności, że ktoś specjalnie
produkuje te dziwne dzwięki, żebyś się przestraszyła i wzięła nogi za
pas?
Julia już miała zaprotestować, ale coś ją powstrzymało.
Zmarszczyła brwi. Czy to możliwe? Kiedy napisała do Foresta list z
pytaniem, czy mogą przyjechać, nie odpowiedział jej. Pamiętała, jaki
był nieprzyjemny, kiedy stanęła w drzwiach. To on pierwszy
wspomniał jej o duchu. Czy naprawdę sfabrykował te niesamowite
dzwięki, żeby ich wystraszyć? Czy słyszała płacz ducha z Kingsdon
Manor, czy też był to dowcip szalonego mieszkańca Kingsdon
Manor?
ROZDZIAA SIÓDMY
Forest siedział przy stole warsztatowym. Próbował skupić się na
figurce, którą trzymał w dłoniach i oderwać myśli od kobiety, która
zawładnęła nimi absolutnie. Julia. Samo jej imię sprawiało, że krew w
jego żyłach zamieniała się w płynny ogień. Poruszyła w nim głód,
który bardzo, bardzo długo udawało mu się skutecznie stłumić.
Zasępił się. Przesunął dłonią po kawałku drewna. Wziął papier
ścierny i zaczął je wygładzać.
Zawahał się, gdy usłyszał szeptanie na dole schodów i poczuł
zapach rozgrzanych słońcem włosów oraz gumy do żucia. Mrowiło go
w plecach. Wiedział, że ktoś go obserwuje. To był chłopiec. Bobby.
Obrócił się i zobaczył go, zerkającego do środka zza uchylonych
drzwi.
- Co ty tutaj robisz?
Bobby wszedł niepewnie do pracowni. Z ciekawością rozglądał
się dookoła. Wzruszył ramionami i usiłował nie patrzeć na Foresta.
- Mama mi powiedziała, że masz tu różne rzeczy. - Zrobił krok w
stronę półek. - O, rany, sam to wszystko zrobiłeś?
Forest walczył z impulsem, który kazał mu ryknąć na chłopca,
żeby się stąd natychmiast wynosił. Od przyjazdu Julii i Bobby'ego
trzymał się od nich z daleka, bo nie chciał, żeby mu zaczęło na kimś
zależeć, nie pragnął znalezć w swoim sercu miejsca dla kolejnego
dziecka.
A jednak, gdy patrzył na Bobby'ego, uświadomił sobie, że wcale
nie chce go stąd odsyłać. Zapach chłopczyka wypełnił całe
pomieszczenie niczym nie dające spokoju wspomnienie. Forest czuł
emanującą z dziecka nieokiełznaną energię.
- Czy twoja matka wie, że tutaj jesteś? - zapytał. Bobby pokręcił
głową i zmarszczył brwi.
- Powiedziała mi, żebym się nie zbliżał do piwnicy. - Buzia mu
się rozjaśniła, gdy spojrzał znowu na figurki na półkach. - Czy
zrobiłeś też tego wielkiego konia na biegunach, który stoi w moim
pokoju?
Forest kiwnął głową.
- Dawno temu.
Bobby podszedł jeszcze bliżej.
- Mógłbyś mnie nauczyć rzezbić?
Forest spojrzał na niego zaskoczony. Christopher często się tutaj
bawił, gdy Forest pracował, ale nigdy nie wyraził ochoty do
rzezbienia.
- Chciałbym się nauczyć, jak się rzezbi takiego lisa jak ten -
powiedział Bobby wskazując drewniane zwierzątko.
- Zanim będziesz mógł wyrzezbić lisa, musisz nauczyć się go
rysować.
Forest zdawał sobie sprawę z tego, że to ryzykowne, wiedział, że
powinien się trzymać jak najdalej od chłopca, jednak w tym
momencie potrzeba bliskości była silniejsza niż strach. Chciał wrócić
do czasów sprzed dziesięciu lat, kiedy pewien wyjątkowy chłopiec
pomógł mu odnalezć uroki dzieciństwa.
Przystawił drugie krzesełko do stołu warsztatowego i wskazał je
zapraszająco Bobby'emu. Następnie wyciągnął z szuflady papier i
położył go wraz z ołówkiem przed chłopcem.
- Narysuj lisa. Zobaczymy, nad czym trzeba popracować.
- Dobrze - zgodził się z entuzjazmem Bobby. Natychmiast zabrał
się za szkicowanie. Od czasu do czasu przerywał, żeby się podrapać w
nos lub wymazać coś, co mu się nie udało.
- Czy mój tato umiał rzezbić? - zapytał.
Na myśl o Jeffreyu Forest poczuł ucisk w żołądku. Nie, twój
ojciec umiał tylko krzywdzić, ranić i nienawidzić. I nauczył mnie tego
samego.
- Nie, twój ojciec nie rzezbił - odpowiedział na pytanie.
- A ciebie kto tego nauczył? - pytał dalej Bobby, nie podnosząc
głowy znad kartki papieru.
- Nikt. Sam się nauczyłem rzezbić.
- Super! - Bobby spojrzał na Foresta i uśmiechnął się do niego
wspaniałym, szerokim uśmiechem.
Forest zabrał się za szlifowanie kawałka drewna. W głowie mu
wirowało od różnych myśli. Czy wszystkie dzieci są takie otwarte,
pełne odruchowej aprobaty? To właśnie go niegdyś zadziwiło w
Christopherze. Dzieci nie oceniały. Dawały, i robiły to w sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]