[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kuchennego, by skończyć przygotowywanie sałaty.
- Pomóc ci? - zapytała.
- Możesz zająć się sosem - rzekł, a potem niespodzianie
dla samego siebie zapytał: - Nie ciekawi cię, czy mam
odpowiednie kwalifikacje do pracy w szkole?
- Nie wybrałbyś takiej wersji życiorysu, gdybyś nie był w
stanie jej jakoś udokumentować. Może nie wszystko o tobie
wiem, lecz z pewnością nie jesteś głupi.
Samuel rozdzielił sałatę do dwóch naczyń i znowu sam
siebie zaskoczył, mówiąc:
- Naprawdę przez parę lat studiowałem w college'u
Langa.
Robił to pod innym nazwiskiem i nie ukończył tej
prywatnej szkoły, bo skończyły się pieniądze ze stypendium.
Licencjat zdobył już na państwowej uczelni.
Jane skinęła głową.
- A więc znasz tamtejszych studentów oraz profesorów i
możesz o nich bez obaw mówić.
Rzeczywiście tak było, więc czemu chciał o tym
dyskutować?
- Nie zrobiłem magisterium, lecz posiadam wiedzę.
Zawsze interesowałem się historią, tylko nie zdobyłem stopnia
naukowego.
- Niepokoi cię to? - spytała, kładąc mu rękę na ramieniu. -
%7łałujesz, że nie skończyłeś studiów?
- Ważne, że mam potrzebne wiadomości - uznał, krojąc
starannie pomidory.
- Ale brak ci doświadczenia w kształceniu przyszłych
magistrów - zauważyła Jane - i to cię martwi. Luka między
tym, kim jesteś, a kim chciałbyś być.
- Nie! - Samuel się zirytował. - Przywykłem do pełnienia
różnych ról w życiu.
- Ale teraz winno być inaczej. Sam mi mówiłeś. Wreszcie
chcesz być sobą.
Miała rację i to gniewało Samuela. Nie pragnął, by tak
jasno zdawała sobie sprawę z jego problemów.
- Czemu nie zapalisz świec? - spytał chłodnym tonem.
Przez chwilę nie odpowiedziała, a potem podeszła do stołu.
- Mają być też świece? - spytała z uśmiechem. - Jak
świętować to świętować, prawda?
Samuel usłyszał trzask zapałki, a więc Jane spełniła jego
życzenie.
- Siadaj - powiedział, stawiając na stole naczynia z sałatą.
- Zaraz przyniosę resztę.
- Ja też mam powód do świętowania - przyznała. -
Zapisałam się na to szkolenie organizatorów akcji
ratunkowych w sytuacjach zagrożenia.
- To dobrze.
- Nie wiem, czemu to zrobiłam - wyznała. - Nie
zamierzam robić kariery w tej dziedzinie. Dobrze mi się
pracuje w charakterze nauczycielki.
- ,Mam wrażenie, że nie jesteś pewna trafności własnych
decyzji - zauważył Samuel, nakładając gulasz na talerze. -
Może wolisz jakiś krótszy kurs? Są przecież szkolenia tego
typu dla nauczycieli, a może organizuje coś Czerwony Krzyż?
- Nie, nie interesują mnie inne szkolenia. Początkowo
rzeczywiście nie wiedziałam, czemu to robię, ale teraz już
wiem. Brałam udział w wielu kursach, choć niektórzy mogli
sądzić, że nie mam do tego predyspozycji, jednak nigdy nie
uczestniczyłam w takim poważnym szkoleniu i po prostu
bardzo chcę je zaliczyć.
Jane była wyraznie zafascynowana swoim pomysłem, a to
cieszyło Samuela.
- Ja też nie składałem ofiar z motyli azteckim bogom, a
jednak mogę o tym uczyć, bo posiadam wiedzę na temat
rytuałów.
- Naprawdę lubisz historię. Zresztą nie powinnam być
zaskoczona po tylu pytaniach, które zadałeś na temat
Atherton. Historia to przecież opowieść o korzeniach
ludzkości.
Samuelowi zaparło oddech. Nawet jego były szef nie
zgadłby, skąd się brało jego zainteresowanie historią. Patrick
również pasjonował się tą dziedziną wiedzy i wiązało się to z
jego fascynacją naukami politycznymi, tyle że pasje ich obu
miały to samo podłoże. Jane przedstawiła sedno sprawy w
jednym krótkim zdaniu.
- Bardzo smaczne - pochwaliła gulasz. - Jeśli będzie ci
przeszkadzał brak magisterium, zawsze możesz je zrobić i
zająć się przygotowywaniem pracy doktorskiej -
kontynuowała temat jego edukacji.
Samuel nie zdążył odpowiedzieć, bo zadzwonił telefon.
Zresztą nie zastanawiał się dotąd nad uzupełnianiem
wykształcenia pod nazwiskiem Charmaneaux, bo zbyt
pochłaniała go myśl o stabilizacji życiowej.
- To do ciebie - powiedziała Jane. - Jakiś Patrick.
Telefon nie był niespodzianką, choć Patrick nie
obiecywał, że zadzwoni w określonym terminie. To, co miał
do powiedzenia, również nie zaskoczyło Samuela. Szef
jeszcze raz próbował namówić go do powrotu do agencji i ku
własnemu zdumieniu, Samuel przez chwilę rozważał taką
możliwość.
- Kto to był? - spytała Jane po zakończeniu rozmowy.
- Ktoś, kogo nie znasz - odrzekł, uznając, iż czas przejść
do drugiej części wieczoru.
W tym celu sięgnął do kredensu po elegancko zapakowane
pudełko.
- Ktoś z twego dawnego życia, prawda?
- Nie mogę o nim z tobą rozmawiać. - Samuel wiedział,
że Jane nie oczekiwała takiego zakończenia rozmowy, ale nie
miał ochoty dłużej myśleć o przeszłości i związanych z nią
wahaniach.
Położył pudełko przed Jane.
- Dajmy temu spokój - poprosił. - To dla ciebie.
Popatrzyła na prezent, lecz go nie rozpakowała.
- Tęsknisz za przeszłością, za tym, co kiedyś robiłeś?
- zapytała.
- Nie - odparł. - Chcę zacząć życie od nowa. Z tobą.
- Przyklęknął obok krzesła Jane i położył dłoń na jej
udzie.
- Nie zamierzasz tego otworzyć?
Jane uśmiechnęła się i zaczęła rozwiązywać kokardę
pracowicie zawiązaną po południu przez jej przyjaciółkę,
Lizę.
- Och! - zawołała na widok kolorowego, mięciutkiego
misia.
- Nawet oczy ma z materiału, więc dziecko ich nie
wydłubie i nie połknie - wyjaśnił z dumą Samuel. - Wiem, że
nie przywykłaś do myśli o dziecku, ale wierzę, że ją polubisz -
dodał niepewnie.
- Tak. - Jane odpowiedziała uśmiechem. - Póki nie
trzymałam tego misia w rękach, dziecko nie wydawało mi się
realne. To znaczy wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie
czułam tego, bo nawet mdłości ustały. Lecz teraz... - Otarła
łzy wzruszenia. - Teraz mogę je sobie wyobrazić. Będzie
miało twoje niebieskie oczy.
- Nie, twoje. Takie duże i jakby zdziwione - rzekł,
sadzając misia na stole i obejmując Jane. - Będzie też miało
twój uśmiech - dodał, całując kącik jej warg. - Wyjdz za mnie,
proszę.
Tym razem Jane się nie wahała. Zarzuciła mu ręce na
szyję i przytuliła się do niego.
- Tak, tak. Bardzo cię kocham.
Samuel nie poruszył się. Słowa Jane dzwięczały mu w
uszach. Ujął jej twarz w dłonie i mocno pocałował. Bardzo jej
pragnął i nie mógł powstrzymać żądzy. Jane miała na sobie
sztruksową sukienkę i obcisłą bieliznę. Samuel, całując ją,
jednocześnie podciągał materiał sukienki. Językiem i wargami
wyrażał uczucia oraz pragnienia. Gdy sięgnął dłonią pod
majteczki, znieruchomiała, lecz nie stawiała oporu. Kiedy jego
palce zaczęły pieścić miejsce między udami, Jane rozluzniła
się i pieszczotliwie przesunęła dłonią po jego szyi.
Samuel powtarzał w myśli jej słowa. Ręka mu drżała, gdy
zsuwał delikatną bieliznę. Chciał coś powiedzieć, ale nie
wiedział, co. Ukląkł i zdjął pantofle Jane, a potem pończochy.
Dziewczyna wsparła się na jego plecach, by nie stracić
równowagi, gdy pozbywała się dolnych części garderoby.
Wyprostował się. W oczach Jane malowało się pytanie,
lecz nie było w nich strachu. Odgarnął włosy z jej twarzy i
pocałował w policzek, a potem w kącik warg. Czuł, jak drżą
jej usta.
Stół był mały i zastawiony naczyniami. Nawet gdyby je
zdjąć, nie zostałoby dużo miejsca. Blat kuchenny nie wydawał
się odpowiedni, więc Samuel chwycił Jane za pośladki i uniósł
nieco, a ona instynktownie oplotła go nogami. Było jej dobrze,
gdy przycisnął ją do siebie. Jęknął i jeszcze raz pocałował.
Pomyślał o kanapie i już zrobił kilka kroków, gdy Jane
przycisnęła się doń mocniej, co obudziło w nim jeszcze
gorętszą żądzę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
kuchennego, by skończyć przygotowywanie sałaty.
- Pomóc ci? - zapytała.
- Możesz zająć się sosem - rzekł, a potem niespodzianie
dla samego siebie zapytał: - Nie ciekawi cię, czy mam
odpowiednie kwalifikacje do pracy w szkole?
- Nie wybrałbyś takiej wersji życiorysu, gdybyś nie był w
stanie jej jakoś udokumentować. Może nie wszystko o tobie
wiem, lecz z pewnością nie jesteś głupi.
Samuel rozdzielił sałatę do dwóch naczyń i znowu sam
siebie zaskoczył, mówiąc:
- Naprawdę przez parę lat studiowałem w college'u
Langa.
Robił to pod innym nazwiskiem i nie ukończył tej
prywatnej szkoły, bo skończyły się pieniądze ze stypendium.
Licencjat zdobył już na państwowej uczelni.
Jane skinęła głową.
- A więc znasz tamtejszych studentów oraz profesorów i
możesz o nich bez obaw mówić.
Rzeczywiście tak było, więc czemu chciał o tym
dyskutować?
- Nie zrobiłem magisterium, lecz posiadam wiedzę.
Zawsze interesowałem się historią, tylko nie zdobyłem stopnia
naukowego.
- Niepokoi cię to? - spytała, kładąc mu rękę na ramieniu. -
%7łałujesz, że nie skończyłeś studiów?
- Ważne, że mam potrzebne wiadomości - uznał, krojąc
starannie pomidory.
- Ale brak ci doświadczenia w kształceniu przyszłych
magistrów - zauważyła Jane - i to cię martwi. Luka między
tym, kim jesteś, a kim chciałbyś być.
- Nie! - Samuel się zirytował. - Przywykłem do pełnienia
różnych ról w życiu.
- Ale teraz winno być inaczej. Sam mi mówiłeś. Wreszcie
chcesz być sobą.
Miała rację i to gniewało Samuela. Nie pragnął, by tak
jasno zdawała sobie sprawę z jego problemów.
- Czemu nie zapalisz świec? - spytał chłodnym tonem.
Przez chwilę nie odpowiedziała, a potem podeszła do stołu.
- Mają być też świece? - spytała z uśmiechem. - Jak
świętować to świętować, prawda?
Samuel usłyszał trzask zapałki, a więc Jane spełniła jego
życzenie.
- Siadaj - powiedział, stawiając na stole naczynia z sałatą.
- Zaraz przyniosę resztę.
- Ja też mam powód do świętowania - przyznała. -
Zapisałam się na to szkolenie organizatorów akcji
ratunkowych w sytuacjach zagrożenia.
- To dobrze.
- Nie wiem, czemu to zrobiłam - wyznała. - Nie
zamierzam robić kariery w tej dziedzinie. Dobrze mi się
pracuje w charakterze nauczycielki.
- ,Mam wrażenie, że nie jesteś pewna trafności własnych
decyzji - zauważył Samuel, nakładając gulasz na talerze. -
Może wolisz jakiś krótszy kurs? Są przecież szkolenia tego
typu dla nauczycieli, a może organizuje coś Czerwony Krzyż?
- Nie, nie interesują mnie inne szkolenia. Początkowo
rzeczywiście nie wiedziałam, czemu to robię, ale teraz już
wiem. Brałam udział w wielu kursach, choć niektórzy mogli
sądzić, że nie mam do tego predyspozycji, jednak nigdy nie
uczestniczyłam w takim poważnym szkoleniu i po prostu
bardzo chcę je zaliczyć.
Jane była wyraznie zafascynowana swoim pomysłem, a to
cieszyło Samuela.
- Ja też nie składałem ofiar z motyli azteckim bogom, a
jednak mogę o tym uczyć, bo posiadam wiedzę na temat
rytuałów.
- Naprawdę lubisz historię. Zresztą nie powinnam być
zaskoczona po tylu pytaniach, które zadałeś na temat
Atherton. Historia to przecież opowieść o korzeniach
ludzkości.
Samuelowi zaparło oddech. Nawet jego były szef nie
zgadłby, skąd się brało jego zainteresowanie historią. Patrick
również pasjonował się tą dziedziną wiedzy i wiązało się to z
jego fascynacją naukami politycznymi, tyle że pasje ich obu
miały to samo podłoże. Jane przedstawiła sedno sprawy w
jednym krótkim zdaniu.
- Bardzo smaczne - pochwaliła gulasz. - Jeśli będzie ci
przeszkadzał brak magisterium, zawsze możesz je zrobić i
zająć się przygotowywaniem pracy doktorskiej -
kontynuowała temat jego edukacji.
Samuel nie zdążył odpowiedzieć, bo zadzwonił telefon.
Zresztą nie zastanawiał się dotąd nad uzupełnianiem
wykształcenia pod nazwiskiem Charmaneaux, bo zbyt
pochłaniała go myśl o stabilizacji życiowej.
- To do ciebie - powiedziała Jane. - Jakiś Patrick.
Telefon nie był niespodzianką, choć Patrick nie
obiecywał, że zadzwoni w określonym terminie. To, co miał
do powiedzenia, również nie zaskoczyło Samuela. Szef
jeszcze raz próbował namówić go do powrotu do agencji i ku
własnemu zdumieniu, Samuel przez chwilę rozważał taką
możliwość.
- Kto to był? - spytała Jane po zakończeniu rozmowy.
- Ktoś, kogo nie znasz - odrzekł, uznając, iż czas przejść
do drugiej części wieczoru.
W tym celu sięgnął do kredensu po elegancko zapakowane
pudełko.
- Ktoś z twego dawnego życia, prawda?
- Nie mogę o nim z tobą rozmawiać. - Samuel wiedział,
że Jane nie oczekiwała takiego zakończenia rozmowy, ale nie
miał ochoty dłużej myśleć o przeszłości i związanych z nią
wahaniach.
Położył pudełko przed Jane.
- Dajmy temu spokój - poprosił. - To dla ciebie.
Popatrzyła na prezent, lecz go nie rozpakowała.
- Tęsknisz za przeszłością, za tym, co kiedyś robiłeś?
- zapytała.
- Nie - odparł. - Chcę zacząć życie od nowa. Z tobą.
- Przyklęknął obok krzesła Jane i położył dłoń na jej
udzie.
- Nie zamierzasz tego otworzyć?
Jane uśmiechnęła się i zaczęła rozwiązywać kokardę
pracowicie zawiązaną po południu przez jej przyjaciółkę,
Lizę.
- Och! - zawołała na widok kolorowego, mięciutkiego
misia.
- Nawet oczy ma z materiału, więc dziecko ich nie
wydłubie i nie połknie - wyjaśnił z dumą Samuel. - Wiem, że
nie przywykłaś do myśli o dziecku, ale wierzę, że ją polubisz -
dodał niepewnie.
- Tak. - Jane odpowiedziała uśmiechem. - Póki nie
trzymałam tego misia w rękach, dziecko nie wydawało mi się
realne. To znaczy wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie
czułam tego, bo nawet mdłości ustały. Lecz teraz... - Otarła
łzy wzruszenia. - Teraz mogę je sobie wyobrazić. Będzie
miało twoje niebieskie oczy.
- Nie, twoje. Takie duże i jakby zdziwione - rzekł,
sadzając misia na stole i obejmując Jane. - Będzie też miało
twój uśmiech - dodał, całując kącik jej warg. - Wyjdz za mnie,
proszę.
Tym razem Jane się nie wahała. Zarzuciła mu ręce na
szyję i przytuliła się do niego.
- Tak, tak. Bardzo cię kocham.
Samuel nie poruszył się. Słowa Jane dzwięczały mu w
uszach. Ujął jej twarz w dłonie i mocno pocałował. Bardzo jej
pragnął i nie mógł powstrzymać żądzy. Jane miała na sobie
sztruksową sukienkę i obcisłą bieliznę. Samuel, całując ją,
jednocześnie podciągał materiał sukienki. Językiem i wargami
wyrażał uczucia oraz pragnienia. Gdy sięgnął dłonią pod
majteczki, znieruchomiała, lecz nie stawiała oporu. Kiedy jego
palce zaczęły pieścić miejsce między udami, Jane rozluzniła
się i pieszczotliwie przesunęła dłonią po jego szyi.
Samuel powtarzał w myśli jej słowa. Ręka mu drżała, gdy
zsuwał delikatną bieliznę. Chciał coś powiedzieć, ale nie
wiedział, co. Ukląkł i zdjął pantofle Jane, a potem pończochy.
Dziewczyna wsparła się na jego plecach, by nie stracić
równowagi, gdy pozbywała się dolnych części garderoby.
Wyprostował się. W oczach Jane malowało się pytanie,
lecz nie było w nich strachu. Odgarnął włosy z jej twarzy i
pocałował w policzek, a potem w kącik warg. Czuł, jak drżą
jej usta.
Stół był mały i zastawiony naczyniami. Nawet gdyby je
zdjąć, nie zostałoby dużo miejsca. Blat kuchenny nie wydawał
się odpowiedni, więc Samuel chwycił Jane za pośladki i uniósł
nieco, a ona instynktownie oplotła go nogami. Było jej dobrze,
gdy przycisnął ją do siebie. Jęknął i jeszcze raz pocałował.
Pomyślał o kanapie i już zrobił kilka kroków, gdy Jane
przycisnęła się doń mocniej, co obudziło w nim jeszcze
gorętszą żądzę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]