[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przerwy rzeczy, które koniecznie trzeba było zrobić. Jedną z nich był pedicure. -
W jej oczach znów zatańczyły wesołe iskierki. - Nie miałam pojęcia, że to takie
przyjemne. Sheila położyła mi na stopy parafinę. Możesz to sobie wyobrazić? I
na ręce też. Dotknij.
Ujął jej wyciągniętą z absolutną niewinnością dłoń. Była drobna i wąska, a
skóra delikatna jak u niemowlęcia. Musiał się pohamować, by nie skubnąć jej
zębami.
- Bomba.
- Prawda? - Darcy uśmiechnęła się, zadowolona z siebie i pogłaskała grzbiet
dłoni. - Charles powiedział, że powinnam mieć również masaż całego ciała,
jakąś kąpiel błotną i... nawet nie pamiętam. Zapisał to wszystko na kartce i
wysłał mnie do Alice w centrum odnowy biologicznej, która ustala terminy wi-
zyt. Mam tam być o dziesiątej, po wizycie w klubie zdrowia, ponieważ Charles
uważa, że zaniedbałam również mój żołądek. Jest bardzo surowy. Czy mogę
prosić o jeszcze?
- Jasne. - Nalał jej szampana, odczuwając na poły rozbawienie, na poły
pożądanie.
- To cudowne miejsce. Jest tu wszystko. Na każdym kroku wspaniałe
niespodzianki. To tak, jak gdybym mieszkała w zamku. - Przymknęła z
rozkoszy oczy, pijąc szampana. - Zawsze tego pragnęłam. Będę zaczarowaną
księżniczką, a książę wdrapie się po murze i oswoi smoka. Nienawidziłam, gdy
zabijano smoki - są takie magiczne i wspaniałe. W każdym razie książę
przybędzie, zdejmie ze mnie czar i cały zamek ożyje, będzie pełen kolorów i
dzwięków, muzyki i tańca. I wszyscy będą szczęśliwi. Już na zawsze.
Przerwała, śmiejąc się z siebie.
- Szampan uderzył mi do głowy. Wcale nie o tym chciałam z tobą rozmawiać.
Twój wuj...
- Porozmawiamy o tym przy kolacji. - Mac wyjął kieliszek z jej dłoni i
odstawił na stół. Zauważył leżącą tam małą błyszczącą torebkę wieczorową i
podał ją Darcy.
Gdy szli do windy, spojrzała na niego z ukosa.
- Czy dostanę do kolacji jeszcze odrobinę szampana? Teraz on nie mógł
powstrzymać śmiechu.
- Kochanie, możesz dostać wszystko, czego tylko zapragniesz.
- Pomyśleć tylko. - Z błogim uśmiechem oparła się o ścianę z przydymionego
szkła.
Mac wcisnął guzik na najwyższe piętro, na którym mieściła się restauracja.
Kupiła sobie perfumy, pomyślał, wdychając świeży, idealny dla niej zapach.
Stwierdził, że najlepszym miejscem dla jego rąk będą kieszenie.
- Byłaś w kasynie?
- Nie. Tyle miałam innych rzeczy do roboty. Trochę się rozejrzałam, ale nie
wiedziałam, od czego zacząć.
- Wydaje mi się, że początek był całkiem niezły.
Uśmiechnęła się do niego promiennie, gdy drzwi cicho się rozsunęły.
- Prawda?
Przeszli przez nieduży hol ozdobiony palmami i znalezli się w sali
restauracyjnej, którą oświetlały świece. Przez białe lniane zasłony w oknach
sączyła się srebrzysta poświata.
- Dobry wieczór, panie Blade. Dobry wieczór pani. - Szef sali skłonił się
lekko. Ze swoimi smolistoczamymi włosami i pękatą figurą skojarzył się Darcy
z Tweedledee z opowieści Lewisa Carrolla.
Jeszcze jedna królicza nora, pomyślała, gdy zaprowadzono ich do owalnego
stolika pod oknem. Pomyślała, że nie chce nigdy odnalezć drogi.
- Pani życzy sobie szampana, Steven.
- Oczywiście. Zaraz przyniosę.
- %7łycie tutaj musi być niezwykle podniecające. To odrębny świat. Lubisz to,
prawda?
- Bardzo. Urodziłem się z parą kostek w jednej dłoni i talią kart w drugiej.
Moi rodzice poznali się przy stoliku do gry w oczko. Mama pracowała jako
rozdająca na statku wycieczkowym, a ojciec zapragnął jej w chwili, gdy tylko ją
zobaczył.
- Romans na statku - rzekła z westchnieniem. - Była oczywiście piękna.
- Tak, jest piękna.
- A on był zapewne ciemny i przystojny. I może trochę niebezpieczny.
- Więcej niż trochę. Moja mama lubi ryzyko.
- I oboje wygrali. Masz liczną rodzinę.
- Niesforną.
- Tylko dzieci są zawsze zazdrosne o duże niesforne rodziny. Założę się, że
nigdy nie jesteś samotny.
- Nigdy. - Ona była, pomyślał. Bez wątpienia. - Samotność nie jest kwestią
wyboru. - Skinął potakująco głową, patrząc na etykietkę na butelce szampana,
którą zaproponował starszy kelner.
Zafascynowana tym rytuałem Darcy obserwowała każdy krok kelnera,
eleganckie wirowanie białej serwetki, zręczne ruchy rąk, stłumiony wystrzał
korka z butelki. Na dyskretny znak Maca, kelner nalał do spróbowania odrobinę
szampana do kieliszka Darcy.
- Cudowny. Zupełnie jak gdybym piła złoto.
Zasłużyła sobie tą uwagą na zadowolony uśmiech kelnera, który skończył
nalewać złocisty płyn i zamaszystym ruchem umieścił butelkę w srebrnym
kubełku z lodem.
- A teraz - powiedział Mac, stukając delikatnie kieliszkiem o jej kieliszek -
opowiedz mi o rozmowie z wujem.
- Tak. Dopiero gdy zadzwoniłam, dotarło to do mnie. Caine MacGregor,
Boston. Zaczęłam się jąkać. - Skrzywiła się. - Okazał mi wiele cierpliwości. -
Zaśmiała się krótko. - Były minister sprawiedliwości jest moim prawnikiem. To
takie dziwne. Powiedział, że zajmie się wszystkim: moim świadectwem urodze-
nia i całą biurokracją. Zapewnił, że nie potrzebuje na to zbyt dużo czasu.
- MacGregorowie mają swoje sposoby na przyśpieszanie toku spraw.
- Tak wiele czytałam o twojej rodzinie. - Darcy wzięła z roztargnieniem kartę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.