[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przechodził Bourtai? Mo\ecie z tego wywnioskować, jak pilne było wezwanie Ozarka.
Ustawić się& A mo\e mam przekazać Ozarkowi, \e jego kapitan odmawia wykonania jego
rozkazu?
Ponownie podrzucił do góry miecz i oczy kapitana śledziły uwa\nie jego lot.
Cymmeryjczyk jednak zamiast chwytać broń postąpił krok do przodu i złapał \ołnierza za
gardło. Miecz tymczasem wbił się w ziemię ostrzem, a rękojeść zadr\ała groznie. Conan
Strona 31
Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia
odrzucił kapitana o dobrych kilka metrów od siebie.
Odmawiasz wykonywania rozkazów, głupcze! ryknął. Sformujcie dla mnie
eskortę i marsz do pałacu Ozarka!
Ręka barbarzyńcy sięgnęła za plecy i z łatwością odnalazła rękojeść broni. Miecz pewnym
ruchem powędrował do pochwy.
Na twarzy kapitana malowała się wściekłość i nienawiść. Niezdarnie podniósł się z ziemi
otrzepując brodę i ubranie z pyłu.
Dobrze syknął. I tak ci, którzy idą do Ozarka nie wezwani, pózniej nie potrzebują
ju\ \adnego wezwania. Tak czy inaczej z radością będę patrzył na twój koniec!
Conan usatysfakcjonowany wściekłością stra\nika, odsłonił zęby w wilczym uśmiechu.
Aatwo było kierować tymi psami. Wystarczyło tylko trochę krzyku, zwłaszcza, \e uwa\ali go
za wielkiego czarnoksię\nika. Z rozmysłem uderzył \ołnierza w twarz wierzchem dłoni. Na
ustach tamtego pojawiła się rubinowa kropla krwi.
Niewolnik pozwala sobie sarkać na Ozarka? spytał zimnym głosem. Zobaczymy
jak Ozark odniesie się do krytykowania jego rozkazów przez niewolników!
Krew kontrastowała ostro ze zbielałymi ustami przestraszonego teraz stra\nika, kapiąc na
gęstą brodę.
Nie panie, jestem wierny memu władcy, wielkiemu Ozarkowi mamrotał. Ozark
jest wspaniały i miłosierny. On& tak, natychmiast stworzę eskortę dla potę\nego Conana!
Odwrócił się do swych \ołnierzy patrzących z ciekawością na całe zajście i zaczął
wykrzykiwać gardłowe polecenia. Gwardziści sformowali dwuszereg, potem otoczyli Conana
podwójnym kordonem i ruszyli w stronę pałacu. Przed nimi rozlegał się coraz głośniejszy
rytm wystukiwany przez buty maszerującego legionu. Cymmeryjczyk uwa\nie przyjrzał się
zbiegowi ulic, gdzie obydwa oddziały powinny się spotkać. Skrzy\owanie było wąskie,
niemo\liwe było u\ywanie w nim łuków. Gdyby ju\ doszło do walki, jego stal zbierze obfite
\niwo wśród stłoczonych \ołnierzy. Conan zaśmiał się, odrzucając do tyłu głowę i ponownie
zaczął swą marszową pieśń wydłu\ając krok tak, \e karłowaci Kitharowie musieli niemal
biec, by go dogonić. Znów wyrzucił wysoko w powietrze swój miecz, który wirując nad
głowami oddziału wyglądał jak drugie, oślepiające słońce.
Teraz, demony wichru krzyknął Conan które jesteście mym ojcem i matką, wy,
huragany, wypełnijcie me ostrze, by stało się szybkie, jak wasze błyskawice i tak samo
zabójcze dla mych wrogów! Ojcze i matko, tchnijcie w stal swe błogosławieństwo i
najsilniejszą magię!
Po twym wezwaniu Conan zauwa\ył, \e \ołnierze wokół niego odsunęli się nieco.
Stra\nicy z pierwszego szeregu mijali właśnie zakręt i zaczęli miotać w swym dziwnym
języku gniewne okrzyki, brzmiące jak przekleństwa. Kapitan szybko ruszył do czoła eskorty,
sprawdzić przyczynę zamieszania. Cymmeryjczyk nawet nie zwolnił kroku.
Naprzód wykrzyknął tubalnie. Naprzód do pałacu Ozarka, gdy\ mój pan Ozark
wezwał mnie przed swe oblicze!
Gniewne głosy przybrały na sile i stra\nicy zatrzymali się, lecz Conan parł przed siebie
rozrzucając na boki brodatych karłów. Tłum \ołnierzy naciskał na niego z wszystkich stron i
piersią barbarzyńcy wstrząsnął śmiech. Jeśli miało dojść do bitwy&
Pokonał zakręt górując nad Kitharami głową i ramionami, i stanął naprzeciw legionu
barbarzyńców blokującego drogę przed jego eskortą.
Hej, Vigomarze! zakrzyknął.
Do przodu wystąpił zakuty w \elazo mę\czyzna, na którego hełmie widniał wizerunek
niedzwiedzia.
Vigomara nie ma wśród nas mruknął. Teraz ja dowodzę, jestem Hidaqor.
Zatem zabierz swych niewolników z mej drogi zagrzmiał Conan. Zostałem
wezwany przez mego pana Ozarka! Naprzód, stra\nicy! Usuńcie tych niewolników z mej
drogi!
Twarz Hidaqora nabrzmiała krwią, lecz Cymmeryjczyk zdawał się tego nie zauwa\ać i
posuwał się naprzód otoczony przez karłowatych stra\ników z pochylonymi groznie
włóczniami.
Hidaqorze! rzucił olbrzym. Dołącz ze swym legionem do mej eskorty, jeśli
czegoś ode mnie chcesz. Będziesz jednak musiał poczekać, a\ wypełnię wolę Ozarka!
Stanął twarzą w twarz z pierwszym szeregiem legionu tworzącego ścianę tarcz, jednak w
rękach wojowników nie było mieczy. Nie otrzymali \adnego rozkazu, a Hidaqor zwlekał.
Rozstąpić się! Rozkazał Conan tonem nie cierpiącym sprzeciwu, który tak dobrze
znał z wielu gladiatorskich aren. Rozstąpić się i w dwuszeregu stanąć pod ścianami!
Salutujcie, niewolnicy! Oddajcie hołd. Salutujcie katowi Ozarka, który zostanie dziś baronem
Strona 32
Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia
lub księciem!
Przez chwilę jego wzrok napotkał spojrzenia wielu zimnych, niebieskich oczu i niejedna
dłoń spoczęła na rękojeści miecza, lecz Conan jeszcze raz wyrzucił swą broń wysoko w
powietrze i z szyderczym śmiechem na ustach podjął miecz. Hidaqor ponuro powtórzył jego
rozkaz, a legion podzielił się i przepuścił eskortę Cymmeryjczyka, po czym dołączył do niej z
tyłu. Conan szedł przed stra\ą.
Hidaqorze, do mnie zakrzyknął. Rozkazuje ci ksią\ę!
Po chwili wahania rudowłosy wojownik podbiegł do Conana z mieczem przyło\onym do
piersi na znak hołdu.
Nic się nie stało powiedział spokojnie Cymmeryjczyk. Szedłeś, by dostarczyć
mnie przed oblicze Ozarka i tam te\ się znajdę. Gdzie jest Vigomar?
Spod przyłbicy cię\kiego hełmu, spoglądały na niego powa\nie i twardo, zimne, błękitne
oczy. Jego rude włosy powiewały na wietrze opadając często na potę\ne ramiona, lecz nie
mogły się równać z czarną grzywą Conana.
Vigomar jest pod stra\ą w swym namiocie odparł krótko Hidaqor. Otrzyma po
sto batów za ka\dego Kithara, który zginął, gdy on dowodził legionem, a co dziesiąty z jego
ludzi zostanie zabity, jeśli potrafisz ich zabić&
Conan zaśmiał się, a w jego oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
przechodził Bourtai? Mo\ecie z tego wywnioskować, jak pilne było wezwanie Ozarka.
Ustawić się& A mo\e mam przekazać Ozarkowi, \e jego kapitan odmawia wykonania jego
rozkazu?
Ponownie podrzucił do góry miecz i oczy kapitana śledziły uwa\nie jego lot.
Cymmeryjczyk jednak zamiast chwytać broń postąpił krok do przodu i złapał \ołnierza za
gardło. Miecz tymczasem wbił się w ziemię ostrzem, a rękojeść zadr\ała groznie. Conan
Strona 31
Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia
odrzucił kapitana o dobrych kilka metrów od siebie.
Odmawiasz wykonywania rozkazów, głupcze! ryknął. Sformujcie dla mnie
eskortę i marsz do pałacu Ozarka!
Ręka barbarzyńcy sięgnęła za plecy i z łatwością odnalazła rękojeść broni. Miecz pewnym
ruchem powędrował do pochwy.
Na twarzy kapitana malowała się wściekłość i nienawiść. Niezdarnie podniósł się z ziemi
otrzepując brodę i ubranie z pyłu.
Dobrze syknął. I tak ci, którzy idą do Ozarka nie wezwani, pózniej nie potrzebują
ju\ \adnego wezwania. Tak czy inaczej z radością będę patrzył na twój koniec!
Conan usatysfakcjonowany wściekłością stra\nika, odsłonił zęby w wilczym uśmiechu.
Aatwo było kierować tymi psami. Wystarczyło tylko trochę krzyku, zwłaszcza, \e uwa\ali go
za wielkiego czarnoksię\nika. Z rozmysłem uderzył \ołnierza w twarz wierzchem dłoni. Na
ustach tamtego pojawiła się rubinowa kropla krwi.
Niewolnik pozwala sobie sarkać na Ozarka? spytał zimnym głosem. Zobaczymy
jak Ozark odniesie się do krytykowania jego rozkazów przez niewolników!
Krew kontrastowała ostro ze zbielałymi ustami przestraszonego teraz stra\nika, kapiąc na
gęstą brodę.
Nie panie, jestem wierny memu władcy, wielkiemu Ozarkowi mamrotał. Ozark
jest wspaniały i miłosierny. On& tak, natychmiast stworzę eskortę dla potę\nego Conana!
Odwrócił się do swych \ołnierzy patrzących z ciekawością na całe zajście i zaczął
wykrzykiwać gardłowe polecenia. Gwardziści sformowali dwuszereg, potem otoczyli Conana
podwójnym kordonem i ruszyli w stronę pałacu. Przed nimi rozlegał się coraz głośniejszy
rytm wystukiwany przez buty maszerującego legionu. Cymmeryjczyk uwa\nie przyjrzał się
zbiegowi ulic, gdzie obydwa oddziały powinny się spotkać. Skrzy\owanie było wąskie,
niemo\liwe było u\ywanie w nim łuków. Gdyby ju\ doszło do walki, jego stal zbierze obfite
\niwo wśród stłoczonych \ołnierzy. Conan zaśmiał się, odrzucając do tyłu głowę i ponownie
zaczął swą marszową pieśń wydłu\ając krok tak, \e karłowaci Kitharowie musieli niemal
biec, by go dogonić. Znów wyrzucił wysoko w powietrze swój miecz, który wirując nad
głowami oddziału wyglądał jak drugie, oślepiające słońce.
Teraz, demony wichru krzyknął Conan które jesteście mym ojcem i matką, wy,
huragany, wypełnijcie me ostrze, by stało się szybkie, jak wasze błyskawice i tak samo
zabójcze dla mych wrogów! Ojcze i matko, tchnijcie w stal swe błogosławieństwo i
najsilniejszą magię!
Po twym wezwaniu Conan zauwa\ył, \e \ołnierze wokół niego odsunęli się nieco.
Stra\nicy z pierwszego szeregu mijali właśnie zakręt i zaczęli miotać w swym dziwnym
języku gniewne okrzyki, brzmiące jak przekleństwa. Kapitan szybko ruszył do czoła eskorty,
sprawdzić przyczynę zamieszania. Cymmeryjczyk nawet nie zwolnił kroku.
Naprzód wykrzyknął tubalnie. Naprzód do pałacu Ozarka, gdy\ mój pan Ozark
wezwał mnie przed swe oblicze!
Gniewne głosy przybrały na sile i stra\nicy zatrzymali się, lecz Conan parł przed siebie
rozrzucając na boki brodatych karłów. Tłum \ołnierzy naciskał na niego z wszystkich stron i
piersią barbarzyńcy wstrząsnął śmiech. Jeśli miało dojść do bitwy&
Pokonał zakręt górując nad Kitharami głową i ramionami, i stanął naprzeciw legionu
barbarzyńców blokującego drogę przed jego eskortą.
Hej, Vigomarze! zakrzyknął.
Do przodu wystąpił zakuty w \elazo mę\czyzna, na którego hełmie widniał wizerunek
niedzwiedzia.
Vigomara nie ma wśród nas mruknął. Teraz ja dowodzę, jestem Hidaqor.
Zatem zabierz swych niewolników z mej drogi zagrzmiał Conan. Zostałem
wezwany przez mego pana Ozarka! Naprzód, stra\nicy! Usuńcie tych niewolników z mej
drogi!
Twarz Hidaqora nabrzmiała krwią, lecz Cymmeryjczyk zdawał się tego nie zauwa\ać i
posuwał się naprzód otoczony przez karłowatych stra\ników z pochylonymi groznie
włóczniami.
Hidaqorze! rzucił olbrzym. Dołącz ze swym legionem do mej eskorty, jeśli
czegoś ode mnie chcesz. Będziesz jednak musiał poczekać, a\ wypełnię wolę Ozarka!
Stanął twarzą w twarz z pierwszym szeregiem legionu tworzącego ścianę tarcz, jednak w
rękach wojowników nie było mieczy. Nie otrzymali \adnego rozkazu, a Hidaqor zwlekał.
Rozstąpić się! Rozkazał Conan tonem nie cierpiącym sprzeciwu, który tak dobrze
znał z wielu gladiatorskich aren. Rozstąpić się i w dwuszeregu stanąć pod ścianami!
Salutujcie, niewolnicy! Oddajcie hołd. Salutujcie katowi Ozarka, który zostanie dziś baronem
Strona 32
Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia
lub księciem!
Przez chwilę jego wzrok napotkał spojrzenia wielu zimnych, niebieskich oczu i niejedna
dłoń spoczęła na rękojeści miecza, lecz Conan jeszcze raz wyrzucił swą broń wysoko w
powietrze i z szyderczym śmiechem na ustach podjął miecz. Hidaqor ponuro powtórzył jego
rozkaz, a legion podzielił się i przepuścił eskortę Cymmeryjczyka, po czym dołączył do niej z
tyłu. Conan szedł przed stra\ą.
Hidaqorze, do mnie zakrzyknął. Rozkazuje ci ksią\ę!
Po chwili wahania rudowłosy wojownik podbiegł do Conana z mieczem przyło\onym do
piersi na znak hołdu.
Nic się nie stało powiedział spokojnie Cymmeryjczyk. Szedłeś, by dostarczyć
mnie przed oblicze Ozarka i tam te\ się znajdę. Gdzie jest Vigomar?
Spod przyłbicy cię\kiego hełmu, spoglądały na niego powa\nie i twardo, zimne, błękitne
oczy. Jego rude włosy powiewały na wietrze opadając często na potę\ne ramiona, lecz nie
mogły się równać z czarną grzywą Conana.
Vigomar jest pod stra\ą w swym namiocie odparł krótko Hidaqor. Otrzyma po
sto batów za ka\dego Kithara, który zginął, gdy on dowodził legionem, a co dziesiąty z jego
ludzi zostanie zabity, jeśli potrafisz ich zabić&
Conan zaśmiał się, a w jego oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]