[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strumień był tak głęboki, \e woda sięgała mi ramion. Pochylony nieco zanurzyłem się po usta,
a\eby nie spostrze\ono mnie z brzegu, który był wysoki więcej ni\ na łokieć, więc mógł mnie
zauwa\yć tylko ten, kto rozmyślnie obserwował powierzchnię strumienia.
Posuwałem się naprzód powoli, krok za krokiem, a\eby nie wywołać tal. Im dalej tym
ostro\niej się poruszałem, tym głębiej zanurzałem głowę. Chwilami stawałem nasłuchując,
Tak; słyszałem głosy! Na brzegu rozmawiali ludzie, prawie szeptem. Po pewnym czasie
dosięgnąłem drzewa, nie spostrze\ony przez nikogo; teraz się czułem bezpiecznie; kto mógł w
cieniu jego rozło\ystych konarów dostrzec twarz moją?
Chwyciłem się mocno krawędzi brzegu i podciągnąłem powoli w górę, a\ oczy moje
znalazły się na równej wysokości z brzegiem. Zobaczyłem dwóch ludzi, siedzących pod pniem
drzewa i słyszałem równie\ co mówili; był to stra\nik okrętowy i jego ojciec, który właśnie w
tej chwili się odezwał:
 Oczywiście, hacjenderowi nie przyszło nawet na myśl zgodzić się na moją propozycje!
 Dałeś za mało?  zapytał syn.
 Nie; nie doszło nawet do targu, gdy\ hacjendero z miejsca oświadczył, \e nie ma zamiaru
ani \adnego powodu sprzedawać swojej posiadłości. Skoro jednak poka\ą się tutaj Indianie,
zaśpiewa inaczej! Gdyby nawet miał ochotę do sprzeda\y to ofiarowałbym tak niską cenę, \e
do zgody nie doszłoby na pewno. Nie widzę powodu, dla którego miałbym dać teraz trzy
czwarte wartości hacjendy, skoro mogę pózniej cały ten kram dostać za jedną czwartą.
 Tak tanio chyba nie!
 Przecie\ hacjenda będzie ruiną, a kapitału na odbudowanie hacjendero nie posiada. 
Jeśli nie chce iść z torbami to musi ją sprzedać!
 A jeśli mu ktoś po\yczy pieniędzy na odbudowę?!
 O tym nawet nie będzie marzył! śadnemu meksykańskiemu bogaczowi nie wpadnie do
głowy nara\ać swe piękne pieniądze; na to są za mało obrotni! Z nami sprawa stoi inaczej.
Prędzej czy pózniej będziemy musieli wynieść się ze Stanów Zjednoczonych. Utah stracone dla
nas na zawsze, a piękne miasto nad słonym jeziorem wpadnie ju\ wkrótce w ręce naszych
nieprzyjaciół! Wielo\eństwo sprzeciwia się moralności chrześcijańskiej i ustawom unii, której
adherenci mają być przecie\ najmoralniejsi; my jednak nie zgodzimy się na to, więc musi
przyjść do opuszczenia Stanów, do wędrówki, która oczywiście nie będzie miała w historii
świata nic sobie równego! Czym\e było wyjście synów Izraela z Egiptu wobec olbrzymiej
wędrówki ludów, która nastąpi, skoro święci ostatnich dni z \onami i z dziećmi, z całym
dobytkiem  wyruszą ze Stanów Zjednoczonych?!  Pytano dokąd? Na północ, do Kanady?
Nie, gdy\ Kanada jest angielska, a Anglia, tak pobo\na, a przecie\ tak grzeszna, równie\ : nie
cierpi wielo\eństwa! Na wschód, albo na zachód, a więc przez ocean?  Tak\e nie! A zatem na
południe! Tam le\y Meksyk ze swoimi olbrzymi rozłogami, ugór, który czeka na kulturę;
ustawy Meksyku nie wspominają o wielo\eństwie; nie jest więc zakazane, czyli jest
dozwolone!  Gdy rządy Meksyku dostaną się na czas dłu\szy w silne ręce, rozszerzy się on
daleko na południe  i zostanie wielkim, środkowo amerykańskim, światowym mocarstwem,
które nie ścierpi \adnej ingerencji ze strony Stanów Zjednoczonych. Tutaj jest miejsce dla nas,
tutaj będą rozsiane siedziby naszych potomków, którzy się rozmno\ą, jak piasek w oceanie!
Musimy więc zawczasu stanąć w tej okolicy silną stopą i dlatego wysuwamy naprzód macki,
\eby wybadać w jakich się znajdziemy stosunkach! Potrzeba nam hacjendy! Posiadłość ta
opływa w bogactwa i tak dogodnie le\y nam na drodze! Nie wolno jej ominąć, a skoro
właściciel nie chce sprzedać dobrowolnie, zmusimy go do tego! To pierwszy krok nasz poza
granicę; jeśli się uda  trumnie pójdą za nami inni bracia!
To był po prostu wykład o zamiarach, nadziejach i widokach mormonów na przyszłość!
Obydwaj Wellerowie chcieli zmusić hacjendera do sprzeda\y!  W jaki sposób? Jak się
zdawało z pomocą Indian! Według słów starego Wellera posiadłość miano pozbawić wartości,
a hacjendera doprowadzić do bankructwa. Chodziło tu najprawdopodobniej o napad, po którym
nastąpi zniszczenie pięknego osiedla. Nie miałem czasu zajmować się dłu\ej tą myślą, gdy\
Weller mówił dalej:
 Więc kości są ju\ rzucone, a ciąg dalszy nastąpi! Wszystko składało się dobrze i byłoby
poszło jak z płatka, gdyby nie wlazł nam w drogę ten przeklęty Niemiec! Po prostu nie chce się
wierzyć, a jednak ten jeden człowiek mo\e zniszczyć cały nasz plan! Któ\ by pomyślał, \e ten
Old Shatterhand&
 Czy to rzeczywiście Old Shatterhand?  przerwał syn  to nale\ałoby jeszcze
udowodnić. Mo\emy się mylić!
 O pomyłce nie ma ju\ mowy! Dowodów dostarczył wczoraj, gdy\ sam przyznał, \e jest
Old Shatterhandem. Pomyśl, przyszło do walki między nim a Meltonem!
 Do stu piorunów! Jak mógł Melton do tego dopuścić! Powinien przecie\ powiedzieć
sobie, \e nie mo\e się absolutnie z nim mierzyć skoro uwa\a go za Old Shatterhhanda. Có\
więc doprowadziło go do otwarcia kart?
 Nie była to nieostro\ność! Myślę, \e ja na jego miejscu postąpiłbym tak samo. Niemiec
przejrzał znaczną część naszych zamiarów. Odegrał komedię z koniem, aby dostać się do Ures.
Co się potem stało, to wiesz! Uwolnił troje Mimbrenjów, których napadliśmy; zastrzelił przy
tym syna Vete Ya! Następnie pojechał do hacjendy a\eby ostrzec właściciela; mówił mu o
napadzie Yuma na posiadłość i zarzucał Meltonowi oszustwo.
 To rzeczywiście niebezpieczny ptaszek! Dalej, dalej!
 Na szczęście hacjendero wyśmiał się z tego! Wiesz, \e skoro Melton raz postanowił
zdobyć sobie czyjeś zaufanie, to skutek pewny jak amen! Tak więc ten głupi Timoteo Pruchillo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.