[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ję, \e dzięki temu zdołamy zaskoczyć oddziały ukrywające się w tym grzybowym lesie.
Orientowaliśmy się tylko po wy\łobieniach sklepienia i zmianach pola magnetyczne-
go. Grota, która na pierwszy rzut oka wydawała się tak rozległa, nie mogła mieć naprawdę,
więcej ni\ dziesięć kilometrów długości. Posuwaliśmy się jednak ju\ dwie godziny i wcią\
nie dotarliśmy do jej drugiego końca! Podzieliłem się moimi obawami z Krenbourgiem.
- Co się dzieje? Daje słowo, \e kręcimy się w kółko. Czy wie pan którędy tutaj weszli-
śmy? Jaka jest nasza pozycja w stosunku do ścian?
- Admirale, przyznaje ze wstydem, \e nic z tego nie rozumiem. Nie mo\na ustalić na-
szej pozycji, detektory magnetyczne oszalały, a wygląd sklepienia zmienia się bezustannie...
Mo\e spróbujemy przechwycić fale radiowe i ustalić nasze poło\enie goniometrycznie?
- Niech pan przechwytuje, co pan chce, ale niech pan się nie wa\y nadawać. Jeśli nie
jest pan w stanie ustalić naszej pozycji, to musimy mieć nadzieję, \e ludzie Borona te\ nie
mogą tego zrobić! Chyba, \e to jeszcze jedna pułapka, a w takim razie szybko nas znajdą!
Krenbourg przeszedł do stanowiska operatora radiowego, który uwijał się, zaaferowa-
ny, przy swoim urządzeniu. Powrócił chwilę, potem wyraznie zmartwiony.
- Nic nie mo\na przechwycić admirale! Sklepienie pochłania fale elektromagnetycz-
ne...
- Trudno, niech pan posłu\y się radarem. Niech pan przynajmniej znajdzie skałę. To
nie mo\e trwać długo.
Tym razem poszedłem razem z nim. Chciałem mieć czyste sumienie. Operator włą-
czył swój aparat i przez chwilę zamarliśmy w oczekiwaniu spoglądając na ekran. Nic się jed-
nak na nim nie ukazało, przestrzeń dookoła nas wydawała się pusta jak gdyby transporter
znajdował się pośrodku Mgławicy Andromedy.
- To coś nowego - zauwa\yłem trochę zdziwiony. - Aparat działa bez zarzutu?
- Tak, admirale, potwierdzają to lampki kontrolne. Mogę jednak sprawdzić na wszelki
wypadek. Myślę, \e mamy do czynienia z zadziwiającym przypadkiem absorpcji. Radar jest
sprawny, to fale się nie odbijają. Mo\e tak być z dwóch powodów, albo ściany je pochłaniają,
albo rozchodzą się zygzakiem.
- Co pan mi tu opowiada?! Zdaje się, \e pan stwarza nowe prawa fizyki?
- Nie twierdzę, \e tak jest, admirale, to tylko hipoteza.
*
Zdumiony, wróciłem na miejsce. Kolumny grzybów dalej obojętnie przesuwały się
przed nami. Bezmyślnie rejestrowałem je wzrokiem obserwując przez grube szkło wizjera
celownika wozy bojowe, które torowały nam drogę. Nagle przestałem je widzieć, ich miejsce
zajęła skalna ściana.
- Cala wstecz! - krzyknął Krenbourg, który patrzył mi przez ramię.
- Co się dzieje? Czy\byśmy w końcu przeszli przez ten las?
Rozległo się wycie przekładni, transporter szarpnął, podrzucając nas jak marionetki
i ruszył w tył, ułamek sekundy przed zderzeniem ze skalną ścianą.
- Uf! W ostatniej chwili!
- Silniki stop!
Jak pod wpływem czarów kamienie zamieniły się w gąszcz wysokich gozdzieńców.
- Coś takiego! Nic z tego nie rozumiem! - zawołał ze zdumieniem Krenbourg.
- Nie podzielam pańskiego zdziwienia - odezwał się operator radaru. - Zachowanie ra-
daru tłumaczy to zjawisko.
- Ach tak? W jaki sposób?
- Słyszałem, \e w kopalniach fermu nie obowiązują prawa geometrii euklidesowej.
Trzeba znalezć odniesienie do bardziej skomplikowanych systemów wielowymiarowej prze-
strzeni. Poniewa\ posuwanie się naprzód prowadzi donikąd znaczy to, \e nasza koncepcja
prostej jest fałszywa. Propagacja fal ulega zaburzeniu. Trzeba skorzystać z innych metod.
Jeśli dobrze sobie przypominam, takie skrzywienie nie przeszkadza wcale mieszkańcom pla-
nety Ferma, na której ten transuranowiec występuje obficie. Ustalili prawa geometryczne,
którym podlega i zgodnie z tym zmodyfikowali swoje detektory.
- Więc na co pan czeka? Niech pan podłubie przy swoim urządzeniu i nie zepsuje go
przy tym. Niech pan sobie przypomni dokonywane na Fermie zmiany.
- Tak jest, kapitanie - westchnął operator.
- Czy wie pan przynajmniej na jakim systemie geometrycznym powinien się pan
oprzeć? - zapytałem złośliwie.
- Niestety nie, admirale. To bardzo szczególna sytuacja. Mieliśmy na ten temat wykła-
dy, ale nie wymagano od nas zbyt wiele. Tylko technicy w kopalniach zajmowali się tym do-
kładniej. Zrobię, co będę mógł, ale nie mogę niczego obiecać.
- Niech pan spróbuje coś sobie przypomnieć, to nasza jedyna szansa...
- Bardzo mi przykro, admirale, ale będę musiał próbować w ciemno.
- Trudno, mo\e pan nadawać, ile dusza zapragnie. Pal licho, jeśli dzięki temu nas zlo-
kalizują. Musimy się jakoś stąd wydostać! - Zwróciłem się do Krenbourga i zaproponowałem.
- A gdyby tak jeden z nas wyszedł w skafandrze i z pulsatorem?
- Szybko straciłby nas z oczu, admirale i nie byłby w stanie znalezć wyjścia?..
- Ale przecie\ nie będziemy kręcili się tak w kółko w nieskończoność. Niech pan za-
trzyma wóz, piekielnie hałasuje. Muszę się skoncentrować.
Zamyślony, gapiłem się w ekran mirowizora. Wypełniały go całkowicie grzyby
o ró\norodnych kształtach. Wydawało mi się przez chwilę, \e odró\niam znajome sylwetki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.