[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dyscyplina rozluzniła się. Stojący na straży nemedyjscy
żołnierze byli podpici i za bardzo zajęci wypatrywaniem
ładnych wiejskich dziewcząt lub bogatych kupców, z
których można by coś zedrzeć, żeby zauważać robotników,
zakurzonych podróżnych, czy rosłego wędrowca, któremu,,
wytarta opończa ledwie skrywała muskularne ciało.
Człowiek ten poruszał się z wrodzoną, zaczepną gracją,
zbyt naturalną dlań, by zdołał ją sobie uświadomić, a tym
bardziej ukryć. Szeroka opaska zakrywała mu jedno oko, a
nasunięta na czoło skórzana czapka ocieniała jego
oblicze. Dzierżąc długą i grubą laskę w zbrązowiałej
dłoni, przeszedł niedbałym krokiem pod łukowatym
sklepieniem rozjaśnionym migotliwym blaskiem pochodni i 
zignorowany przez podchmielonych strażników  wkroczył na
szerokie ulice Tarantii.
Na tych dobrze oświetlonych alejach kręcił się gęsty
tłum, a wciąż otwarte sklepy i kramy wystawiały swe
towary. Nieustannie powtarzała się jedna scena:
nemedyjscy żołnierze, pojedynczo lub w grupie,
przeciskali się przez ciżbę, z wystudiowaną arogancją,
rozpychając się łokciami. Kobiety pierzchały przed nimi,
a mężczyzni usuwali się na bok, odwracając wzrok i
zaciskając pięści. Akwilończycy byli dumnym narodem, a
najezdzcy byli ich odwiecznymi wrogami.
Rosły podróżny zacisnął dłoń na swoim kosturze, aż
pobielały mu knykcie, ale podobnie jak inni usunął się na
bok, przepuszczając zbrojnych. Wśród różnobarwnego tłumu
jego spło  wiały, zakurzony strój nie zwracał niczyjej
uwagi. Tylko raz, gdy mijał kram płatnerza i oświetlił go
blask padający przez szeroko otwarte drzwi, wydało mu
się, iż czuje na sobie czyjeś uważne spojrzenie.
Odwróciwszy się szybko zobaczył, że przypatruje mu się
człowiek w brązowym stroju wolnego robotnika. W następnej
chwili mężczyzna ten odwrócił się w nienaturalnym
pośpiechu i zniknął w przepływającym tłumie. Mimo to
Conan natychmiast skręcił w boczną uliczkę i przyspieszył
kroku. Mogła to być czyjaś zwykła ciekawość, ale wolał
nie ryzykować.
Ponura %7łelazna Wieża stała z dala od cytadeli, pośród
Strona 69
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
labiryntu zaułków i stłoczonych domów, w miejscu gdzie
obskurne kamieniczki, wciskając się w miejsca, których
unikały wykwintniejsze budynki, zajęły zazwyczaj
niedostępną dla siebie część miasta. Wieża była właściwie
prastarym zamczyskiem, które imponowało stosem ciężkich
głazów i czarnego żelaza, pełniącym w dawnych i
okrutniejszych czasach rolę cytadeli.
Niedaleko niej, zagubiona w chaosie po części
opuszczonych domów i składów, wznosiła się odwieczna
wieża strażnicza, tak stara, że już od stu lat nie
widniała na mapach miasta. Jej pierwotne przeznaczenie
utonęło w morzu niepamięci i nikt z tych, którzy w ogóle
ją dostrzegali, nie zwracał uwagi na to, że pozornie
prastary zamek, dzięki któremu nie przekształciła się w
noclegowisko żebraków i złodziei, jest w istocie
stosunkowo nowy i nadzwyczaj potężny, a tylko sprytnie
nadano mu pozór zardzewiałej starożytności. Nie więcej
niż pół tuzina mieszkańców królestwa znało sekret tej
wieży.
W potężnym, zaśniedziałym zamku nie było dziurki od
klucza, lecz przesuwające się po nim zręczne palce Conana
nacisnęły kilka wypukłości niewidocznych dla
przypadkowego obserwatora. Drzwi cicho otwarły się do
wewnątrz i król wszedł w gęsty mrok, zatrzaskując je za
sobą. Gdyby miał światło, zobaczyłby puste, cylindryczne
pomieszczenie zbudowane 2 wielkich głazów.
Poruszając się ze swobodą zdradzającą doskonałą
znajomość tego miejsca, barbarzyńca szybko namacał
uchwyty w jednej z kamiennych płyt posadzki. Uniósł ją i
bez wahania opuścił się w ziejący pod nią otwór. Pod
stopami wyczuł kamienne stopnie wiodące w dół, do  jak
wiedział  wąskiego tunelu, który prowadził wprost do
odległych o trzy ulice lochów %7łelaznej Wieży.
Dzwon cytadeli, bijący jedynie o północy lub w
godzinie śmierci króla, niespodziewanie zahuczał. W słabo
oświetlonej komnacie %7łelaznej Wieży otworzyły się drzwi i
na korytarz wyszła jakaś postać. Wnętrze wieży robiło
równie odpychające wrażenie jak jej wygląd zewnętrzny.
Masywne kamienne ściany były chropawe i pozbawione ozdób.
Płyty posadzki zostały głęboko wyżłobione przez wiele
pokoleń niepewnie kroczących stóp, a sklepienie ginęło w
cieniu rzucanym przez wątłe światło płonących w wykuszach
pochodni.
Kroczący tym korytarzem człowiek pod każdym względem
pasował swym wyglądem do otoczenia. Rosły, potężnie
zbudowany mężczyzna, odziany w obcisły, czarny jedwab
miał głowę zakrytą sięgającym ramion kapturem z dwoma
Strona 70
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
wycięciami na oczy. Niósł ciężki topór, którego kształt
wskazywał, że nie była to ani broń, ani narzędzie.
Idąc korytarzem, napotkał zrzędliwego starca,
zgarbionego pod ciężarem włóczni i latarni, które niósł w
jednej ręce.
 Nie jesteś równie akuratny jak twój poprzednik,
mości kacie  burknął.  Północ wybiła i zamaskowani
mężowie poszli już do celi jaśnie pani. Czekają na
ciebie.
 Dzwięk dzwonu wciąż niesie się echem między wieżami
 odparł kat.  A jeśli nie jestem równie skory biec na
każde wezwanie Akwilończyków jak ten pies, co sprawował
ten urząd przede mną, to dowiodę, że rękę mam równie
pewną. Pilnuj swego nosa, stary dozorco, a mnie zostaw
moje sprawy. Na Mitrę, myślę, że moje zajęcie
przyjemniejsze jest od twego, bowiem gdy ty będziesz
błądził po zimnych korytarzach i zerkał na zardzewiałe
drzwi cel, ja zetnę najładniejszą główkę w Tarantii.
Strażnik pokuśtykał korytarzem, wciąż mamrocząc coś
pod nosem, a kat podjął swą niespieszną wędrówkę. Po
kilku krokach minął załom korytarza, mimochodem
zauważając po lewej stronie lekko uchylone drzwi. Gdyby
choć chwilę pomyślał, zrozumiałby, że musiały zostać
otwarte już po przejściu starego strażnika, ale myślenie
nie było jego zawodem. Zanim pojął, że coś jest nie w
porządku, było już za pózno.
Ostrzegł go cichy szelest kroków i szmer opończy, lecz
nim zdołał się odwrócić, muskularne ramię owinęło się
wokół jego szyi, tłamsząc cisnący się na wargi okrzyk. W
krótkiej chwili, jaką mu jeszcze przeznaczono, w
przypływie przerażenia zdał sobie sprawę z siły
napastnika, z którą nie mogła się równać jego żylasta
krzepa. Raczej wyczuł, niż zobaczył wymierzony sztylet.
 Nemedyjski psie!  syknął mu do ucha głos nabrzmiały
pasją.  Już nie zetniesz żadnej akwilońskiej głowy! To
były ostatnie słowa, jakie usłyszał.
W wilgotnym lochu, oświetlonym jedynie okapującym
kagankiem, trzej mężczyzni stali nad młodą kobietą,
klęczącą na zasłanej słomą, kamiennej podłodze. Uwięziona
była odziana jedynie w krótką koszulkę; złociste loki
opadały lśniącą falą na jej białe ramiona, a ręce miała
skrępowane na plecach. Nawet w tym niepewnym świetle,
mimo swego opłakanego stanu i pobladłego ze strachu
oblicza, dziewczyna wyglądała uderzająco pięknie.
Klęczała na słomie, bez słowa patrząc na swoich
prześladowców. Mężczyzni byli zamaskowani i owinięci w
opończe, gdyż czyn, jaki mieli popełnić, nawet w podbitym
Strona 71
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
kraju wymagał noszenia masek. Mimo to znała ich
wszystkich; co jednak żadnemu z nich nie miało zaszkodzić
 gdy ta noc dobiegnie końca.
 Nasz miłościwy władca daje ci jeszcze jedną szansę,
księżniczko  najwyższy z tej trójki rzekł bez śladu
akcentu po akwilońsku.  Kazał mi powiedzieć,  że jeśli
okiełznasz swą hardą, buntowniczą naturę, jeszcze otworzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.