[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od skrajów zarywali po trosze co lepszej a dogod niejszej ziemi.
Wypasano na łąkach trzody i siano z nich zbie rano, bo nikt tam nie zaglądał.
Ziemia bez ludzi, naówczas i długo jeszcze potem, była w bardzo niskiej cenie.
Wioski z lasami i gruntami nabywano za kilka kóp groszy, za trochę sukna, kilka koni lub bydła
sztuk niewiele.
Na Wilczej Górze i jej gruntach nikt się nie
.
sadowił dlatego, że opieki by nie miał, a dziedzice, nic z tej ziemi nie mogąc wyciągnąć, prawie o
niej zapomnieli.
Kożlarogowie byliby naówczas łatwo tę posiadłość nabyć mogli za lada co, ale z -własnymi
obszarami nie wiedząc co począć, bo ii tych znaczna część pustowała bez osadników, nie troszczyli
się o powiększenie majętności.
Mało naówczas zaludnione były ziemie polskie i ogromne ich przestrzenie lasami zarosło,
nieuprawne, tak jak do ni kogo nie należały.
Każda wojna obyczajem ówczesnym prowadzona w ruch wprawiała ludność i wywoływała nowe
osady.
Przed najazda mi Połowców, a .pózniej Tatarów, przed łupieżą Krzyżaków, wojnami takimi, jak
były z Czechami, którzy tysiące ludu zaprowadzali w niewolę, biedni ludzie gromadami zbiegali w
lasy, a obawiając się często powracać na dawne, zagrożone siedziby, nowych szukali.
Naówczas widzieć było można całe rodziny z ubogim mieniem, którego najcenniejszą część skła
dały pracowite ręce, przyiyiekające się do tych miejsc, które lasy osłaniały, gdzie bujniej trawa
rosła, kędy płynęły rze ki wpraszające się na pustkowia.
Potrzeba było długich lat i spokoju, by z jednej pary ludzi rozrodziło się kilka lepianek i powstała
osada.
Mieszali się tu ludzie różnych okolic i języków, których lata powoli jedno czyły.
Około miast zniemczałych, około klasztorów, naówczas je szcze po większej części
cudzoziemską barwę mających, two rzyły się małe osady kolonistów, z różnych części Niemiec
przyciągających.
Nie wszystkie wioski były rolnicze, bo rola wiele pracy wy magała, a wiele nie dawała korzyści.
Rolnik też najwięcej się opłacać musiał, dziesięcinę dawać, płacić z łanu, podwodę, przewód,
stróże i różne pełnić uciążliwe powinności.
Nie które osady rybackie były, inne rzemieślnicze, w jednych kołodzieje siedzieli, w drugich
bartnicy, korabnicy, narocznicy, kowale itp.
Poza Surdęgą i Wilczą Górą, za Pilicą także duży ziemi
kawał dzierżeli z dawna Leliwy.
Ród był stary i rozprzestrze niony wielce; niektórzy rycerskiego rzemiosła i zamożniejsi, inni
myśliwcy a wieśniacy, ludzie obyczaju prostego i nie lu biący dworować .
Leliwowie krakowscy piastowali już wielkie dostojeństwa u boku królów, gdy tutejsi cicho
siedzieli i woleli w lasach swych gospodarzyć.
Do żywota takiego prostego a swobodne go nawyknąć można, a kto go raz polubi, nie mieniałby na
ża den inny.
Wprawdzie na pańskich dworach dorabia się do statku i czci, darowizny ziemi, bogactw i sławy ale
to wszystko opłaca się drogo, nie licząc krwi i żywota, który co dzień ważyć potrzeba.
Służyć musi, kto się chce dosłużyć, a nie każdy nagiąć się potrafi k służbie, zwłaszcza gdy sam
dłużej panować nawykł.
Naówczas ziemianin na swoich posiadłościach prawym kró likiem był, sędzią i władcą.
Takimi i Leliwy nadpilickie z da wien bywać nawykli.
Szło to z ojca na syna.
Jeden musiał ry cerską służbę pełnić, inni około domu tylko się kręcili, a swo jego państwa strzegli.
Rolnictwem się wówczas żaden ziemianin nie zabawiał, ła nów dworskich tak jak nie było.
Kmiecia sprawą bywało orać, siać i zbierać, osyp panu dać, siano panu zrobić, a z barci w lesie
dań przynieść.
Dziedzic miał też swe barci i bartników, zwierza polował w lesie i skóry z niego sprzedawał,
czasem stadniny wielkie trzymał, bydło, konie i owce.
Potrzeby były niewielkie, a gdy do tego, co ziemia dawała, rycerz łup jeszcze z wojny przy niósł
zasobno było doma.
Leliwici na Lelowie tak właśnie gospodarzyli, nie pragnąc
wiele, a mając, ile im było potrzeba.
Stary Bogusz Leliwa, który za młodu trochę wojował, a po tem już siadł doma, zwaśniwszy się o
coś z wojewodą, synów miał dwu i córkę Domnę.
Starszego syna dał na rycerską spra wę.
Ten królowi Aoktkowi służył, niewiele skorzystawszy na wyprawach swych, bo te łupu nigdy nie
przynosiły, a krwawe
.
bywały.
Młodszy przy ojcu siedział, z nim do lasów jezdził i polował, a ziemi swej pilnował.
Dwór był stary i jak chata prosty a niewytworny.
Przybudowywano doń, gdy było potrzeba, podpierano ściany, na prawiano chaty i tak się tam żyło.
Matka, póki żyła, wycho wywała córkę Domnę, a wszyscy, ojciec, brat i ona pieścili ją, bo było to
dziecko osobliwszej piękności i rozumu.
Brat matczyn, która z rodu Jaksów była, księdzem został i aż do włoskich ziem uczyć się
wędrował, a powrócił świa domy wszystkiego, co na świecie się działo, w piśmie biegły, pobożny i
rozumny tak, że go do wielkich dostojności w ko ściele posuwać chciano.
Lecz tych odmówił, na probostwie w Sieradziu siadł i tam się, jak mówiono, w pargaminach
grzebał, a drugie i sam pisał, i malował.
Ten, że do siostry swej, żony Leliwy, przywiązanym był, często tu w lasy zjeżdżał, kapliczkę sobie
drewnianą przy dworze sklecił, w niej mszę odprawiał, a gdy dłużej w Lelowie przesiadywał,
młodych nauczał, a starych zabawiał i rozumne im dawał rady.
Ten siostrzenicę swą, Domnę, polubiwszy dla rozumu, gdy bracia jej rychło bardzo po lasach hasać
zaczęli i księdza nie bardzo słuchać chcieli, uczył wszystkiego i prawie sam wychowywał.
Umiała też więcej niż matka, ojciec i bracia, a wiedziała o ludziach, krajach, o Bogu i o świecie
bożym lepiej niż oni.
Stary kapłan tak się nią cieszył jak dziełem rąk swoich.
Lecz gdy dziewczę podrastało, a już można się było troskać, komfu ją dać, bo doma na zawsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
od skrajów zarywali po trosze co lepszej a dogod niejszej ziemi.
Wypasano na łąkach trzody i siano z nich zbie rano, bo nikt tam nie zaglądał.
Ziemia bez ludzi, naówczas i długo jeszcze potem, była w bardzo niskiej cenie.
Wioski z lasami i gruntami nabywano za kilka kóp groszy, za trochę sukna, kilka koni lub bydła
sztuk niewiele.
Na Wilczej Górze i jej gruntach nikt się nie
.
sadowił dlatego, że opieki by nie miał, a dziedzice, nic z tej ziemi nie mogąc wyciągnąć, prawie o
niej zapomnieli.
Kożlarogowie byliby naówczas łatwo tę posiadłość nabyć mogli za lada co, ale z -własnymi
obszarami nie wiedząc co począć, bo ii tych znaczna część pustowała bez osadników, nie troszczyli
się o powiększenie majętności.
Mało naówczas zaludnione były ziemie polskie i ogromne ich przestrzenie lasami zarosło,
nieuprawne, tak jak do ni kogo nie należały.
Każda wojna obyczajem ówczesnym prowadzona w ruch wprawiała ludność i wywoływała nowe
osady.
Przed najazda mi Połowców, a .pózniej Tatarów, przed łupieżą Krzyżaków, wojnami takimi, jak
były z Czechami, którzy tysiące ludu zaprowadzali w niewolę, biedni ludzie gromadami zbiegali w
lasy, a obawiając się często powracać na dawne, zagrożone siedziby, nowych szukali.
Naówczas widzieć było można całe rodziny z ubogim mieniem, którego najcenniejszą część skła
dały pracowite ręce, przyiyiekające się do tych miejsc, które lasy osłaniały, gdzie bujniej trawa
rosła, kędy płynęły rze ki wpraszające się na pustkowia.
Potrzeba było długich lat i spokoju, by z jednej pary ludzi rozrodziło się kilka lepianek i powstała
osada.
Mieszali się tu ludzie różnych okolic i języków, których lata powoli jedno czyły.
Około miast zniemczałych, około klasztorów, naówczas je szcze po większej części
cudzoziemską barwę mających, two rzyły się małe osady kolonistów, z różnych części Niemiec
przyciągających.
Nie wszystkie wioski były rolnicze, bo rola wiele pracy wy magała, a wiele nie dawała korzyści.
Rolnik też najwięcej się opłacać musiał, dziesięcinę dawać, płacić z łanu, podwodę, przewód,
stróże i różne pełnić uciążliwe powinności.
Nie które osady rybackie były, inne rzemieślnicze, w jednych kołodzieje siedzieli, w drugich
bartnicy, korabnicy, narocznicy, kowale itp.
Poza Surdęgą i Wilczą Górą, za Pilicą także duży ziemi
kawał dzierżeli z dawna Leliwy.
Ród był stary i rozprzestrze niony wielce; niektórzy rycerskiego rzemiosła i zamożniejsi, inni
myśliwcy a wieśniacy, ludzie obyczaju prostego i nie lu biący dworować .
Leliwowie krakowscy piastowali już wielkie dostojeństwa u boku królów, gdy tutejsi cicho
siedzieli i woleli w lasach swych gospodarzyć.
Do żywota takiego prostego a swobodne go nawyknąć można, a kto go raz polubi, nie mieniałby na
ża den inny.
Wprawdzie na pańskich dworach dorabia się do statku i czci, darowizny ziemi, bogactw i sławy ale
to wszystko opłaca się drogo, nie licząc krwi i żywota, który co dzień ważyć potrzeba.
Służyć musi, kto się chce dosłużyć, a nie każdy nagiąć się potrafi k służbie, zwłaszcza gdy sam
dłużej panować nawykł.
Naówczas ziemianin na swoich posiadłościach prawym kró likiem był, sędzią i władcą.
Takimi i Leliwy nadpilickie z da wien bywać nawykli.
Szło to z ojca na syna.
Jeden musiał ry cerską służbę pełnić, inni około domu tylko się kręcili, a swo jego państwa strzegli.
Rolnictwem się wówczas żaden ziemianin nie zabawiał, ła nów dworskich tak jak nie było.
Kmiecia sprawą bywało orać, siać i zbierać, osyp panu dać, siano panu zrobić, a z barci w lesie
dań przynieść.
Dziedzic miał też swe barci i bartników, zwierza polował w lesie i skóry z niego sprzedawał,
czasem stadniny wielkie trzymał, bydło, konie i owce.
Potrzeby były niewielkie, a gdy do tego, co ziemia dawała, rycerz łup jeszcze z wojny przy niósł
zasobno było doma.
Leliwici na Lelowie tak właśnie gospodarzyli, nie pragnąc
wiele, a mając, ile im było potrzeba.
Stary Bogusz Leliwa, który za młodu trochę wojował, a po tem już siadł doma, zwaśniwszy się o
coś z wojewodą, synów miał dwu i córkę Domnę.
Starszego syna dał na rycerską spra wę.
Ten królowi Aoktkowi służył, niewiele skorzystawszy na wyprawach swych, bo te łupu nigdy nie
przynosiły, a krwawe
.
bywały.
Młodszy przy ojcu siedział, z nim do lasów jezdził i polował, a ziemi swej pilnował.
Dwór był stary i jak chata prosty a niewytworny.
Przybudowywano doń, gdy było potrzeba, podpierano ściany, na prawiano chaty i tak się tam żyło.
Matka, póki żyła, wycho wywała córkę Domnę, a wszyscy, ojciec, brat i ona pieścili ją, bo było to
dziecko osobliwszej piękności i rozumu.
Brat matczyn, która z rodu Jaksów była, księdzem został i aż do włoskich ziem uczyć się
wędrował, a powrócił świa domy wszystkiego, co na świecie się działo, w piśmie biegły, pobożny i
rozumny tak, że go do wielkich dostojności w ko ściele posuwać chciano.
Lecz tych odmówił, na probostwie w Sieradziu siadł i tam się, jak mówiono, w pargaminach
grzebał, a drugie i sam pisał, i malował.
Ten, że do siostry swej, żony Leliwy, przywiązanym był, często tu w lasy zjeżdżał, kapliczkę sobie
drewnianą przy dworze sklecił, w niej mszę odprawiał, a gdy dłużej w Lelowie przesiadywał,
młodych nauczał, a starych zabawiał i rozumne im dawał rady.
Ten siostrzenicę swą, Domnę, polubiwszy dla rozumu, gdy bracia jej rychło bardzo po lasach hasać
zaczęli i księdza nie bardzo słuchać chcieli, uczył wszystkiego i prawie sam wychowywał.
Umiała też więcej niż matka, ojciec i bracia, a wiedziała o ludziach, krajach, o Bogu i o świecie
bożym lepiej niż oni.
Stary kapłan tak się nią cieszył jak dziełem rąk swoich.
Lecz gdy dziewczę podrastało, a już można się było troskać, komfu ją dać, bo doma na zawsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]