[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z początku nie wiedziałam, że to moja, ponieważ nie rozpoznałam dzwonka.
A dlaczego? Ponieważ ktoś mi go zmienił!  wrzasnęłam z pasją.  Czy
masz choćby blade pojęcie, jakie to krępujące sterczeć w gronie facetów i
słuchać jęków jakiejś rozwiązłej dziwki, która oznajmia, że jest zbyt
seksowna, aby włożyć koszulkę?
George ryczał ze śmiechu.
 Cieszę się, że uważasz to za zabawne  wycedziłam złowieszczo. 
Cóż, nikt nie podziela tej opinii. Staliśmy wszyscy jak wrośnięci w ziemię,
podczas gdy roznamiętniony głosik plótł o seksie. Nie wiedzieliśmy, gdzie
oczy podziać!
Z furią spostrzegłam, że drga mu kącik ust.
 Wieki całe minęły, zanim się połapałam, że to moja komórka!  Na
64
R
L
T
samo wspomnienie poczułam się zdruzgotana.  Wyszłam na kompletną
idiotkę i to wyłącznie twoja wina!  Wepchnęłam mu w rękę telefon.
 Wiem, że zmieniłeś dzwonek, kiedy poszłam do baru po piwo, więc
teraz łaskawie zmień go z powrotem albo nie odpowiadam za siebie!
 Frith, czy dobrze rozumiem? Nie potrafisz zmienić dzwonka we
własnej komórce...?
 Próbowałam. Udało mi się tylko zwiększyć poziom głośności 
wyznałam ponuro.  Ty namieszałeś, więc teraz to napraw, i koniec.
George westchnął rozdzierająco, ale posłuchał. Zupełnie nie zwracał
uwagi na ogiera, który według mnie był coraz bardziej zdenerwowany.
 Musiałam włożyć tyle wysiłku, żeby ci faceci zaczęli mnie
poważnie traktować  dorzuciłam z goryczą.  Zepsułeś wszystko jednym
głupawym żartem. Gratuluję.
 Rozchmurz się, Frith  poradził, oddając mi aparat.  Dotąd ci
ludzie byli tobą prawdopodobnie onieśmieleni, a teraz, kiedy się przekonali,
że ty także jesteś człowiekiem i masz poczucie humoru, wasza współpraca
zacznie się dobrze układać.
 Bardzo dziękuję za dobre rady  odparłam z sarkazmem. 
Wolałabym szczere przeprosiny.
 A może dasz się zaprosić do pubu?
 Nie, dziękuję  powiedziałam chłodno i z godnością cofnęłam się do
auta. Nie osiągnęłam zamierzonego efektu, ponieważ wdepnęłam w krowi
placek.  Dzisiejszy wieczór spędzę w domu... sama!
Siedziałam za biurkiem w prowizorycznym biurze, gapiąc się posępnie
na kurtynę deszczu bębniącego w metalowy dach baraku. Robotnicy już
godzinę temu zeszli z placu budowy.
Znów byłam w kiepskim nastroju. I znów z winy George'a.
65
R
L
T
W nocy fatalnie spałam, co chwila poprawiałam poduszkę i
odrzucałam kołdrę, to znów się nią przykrywałam, i tak w koło. Kiedy w
końcu udało mi się zapaść w niespokojną drzemkę, przyśnił mi się George
przytrzymujący silną ręką ogromnego ogiera. Ja także tam byłam, tyle że po
niewłaściwej stronie bramy. George zeskoczył z konia, tak rzeczywiście
zrobił poprzedniego wieczora, ale podchodząc do mnie, tym razem puścił
wodze wolno. We śnie zamartwiałam się, że potężne zwierzę ma swobodę
ruchów, ale nie byłam w stanie się poruszyć. Stałam, przyciskając się
plecami do bramy, podczas gdy George zręcznymi palcami zaczął rozpinać
mi bluzkę.
 Nie obawiaj się Jaspera  zapewnił, gdy pisnęłam z radosnego
oczekiwania.  On nie gryzie.
Wtem koń znalazł się tuż obok, trącając mnie miękkim wilgotnym
nochalem, ja zaś odskoczyłam z sercem bijącym ze strachu i rozczarowania.
Czarny koń! Był to tak banalny symbol frustracji seksualnej, że aż się
zawstydziłam.
Zatem George miał zręczne ręce i potrafił okiełznać ogiera, wielkie mi
mecyje. I tak był najbardziej irytującym, denerwującym i wkurzającym
facetem na planecie.
A do tego padał deszcz. Gdzie tam padał, lało jak z cebra. Robotnicy
nie mieli czego szukać na placu budowy. Z westchnieniem poprawiłam
okulary, których używałam do pracy przy komputerze. %7łycie byłoby
znacznie prostsze, gdyby udało się uwzględnić w harmonogramie prac
słynną angielską pogodę.
Podniosłam głowę na dzwięk głuchego tupotu butów na metalowych
stopniach schodów. W drzwiach stanął George. Miał na sobie zniszczoną
ortalionową kurtkę i zabłocone buciory. Mokre włosy przylegały ściśle do
66
R
L
T
głowy, mimo to na jego widok natychmiast się ożywiłam. Wyostrzonymi
zmysłami wyczułam ruch naelektryzowanego powietrza, usłyszałam
bębnienie deszczu i cichy szmer komputera, szelest bawełnianej bluzki i
spodni ocierających się o krzesło.
Na wspomnienie uśmiechu, z jakim mi ją rozpinał, od razu zaschło mi
w ustach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.