[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Roman roześmiał się i ich oczy spotkały się. Sammy
poczuła suchość w ustach i przyśpieszony rytm pulsu.
Jechali teraz bardzo wolno. Zatłoczone ulice Londynu
kontrastowały z otwartymi pustymi przestrzeniami
w Padley. Sammy pomyślała, że Catherine czułaby
siÄ™ tu jak ryba w wodzie.
- Mieszkam w Hampstead. Niedaleko stÄ…d.
Sammy nagle poczuła się niepewnie. Jego mieszkanie.
Wiedziała od początku, że będą mieszkać razem, lecz
nie poświęcała temu wiele uwagi. Ostatecznie mieściło
się to w dwustronnym układzie.
Obecnie perspektywa wspólnego przemieszkiwania
napełniła ją nieokreślonym niepokojem.
Kiedy zatrzymali się przed dużym domem w stylu
wiktoriańskim, ledwie powstrzymała się przed odruchem
paniki. Schowała magnetofon do torby i zanim zdążył
otworzyć drzwi po jej stronie, wyskoczyła z samochodu.
%7ładnych przypadkowych dotknięć. Wytrącały ją
z równowagi. Lepiej przeciwdziałać faktom, które
zaskakujÄ… znienacka.
- Zajmuję dwa piętra - objaśnił otwierając drzwi
i wpuszczając ją pierwszą. - Górnego używam jako
sali gimnastycznej.
Kiedy poinformował ją wcześniej, że posiada
w Londynie mieszkanie, wyobraziła sobie coś o wiele
mniejszego. Nic dziwnego, że naigrawał się z jej
mieszkanka. W porównaniu z tym wyglądało jak
pudełko od zapałek.
Wnętrze, do którego weszli, urządzone było według
najwyższych standardów. Architekt zachował dawny
styl i atmosferę, ale usunął zatęchłość i starzyznę.
Idąc przez pokoje dostrzegła, że dywany są puszyste,
meble kuszÄ… solidnÄ… staroswieckosciÄ…, zaÅ› obrazy na
ścianach wyglądają na oryginały.
Pierwsze piętro składało się z dużego salonu, jadalni,
gabinetu i kuchni, z której na pierwszy rzut oka nikt
jeszcze nie korzystał.
- Widzę, że rzadko pan tu gotuje.
Roman wzruszył ramionami.
- Brak czasu. Lunch jadam w pracy. Reszta...
Bywam czasami w restauracji. A pani?
Reszta?... Nie trzeba było wielkiej przenikliwości,
ażeby zgadnąć, co miał na myśli. Resztą były wieczory
z kobietami przy zastawionym stole w jakimÅ›
ekskluzywnym lokalu.
- Ja też nie mam wiele czasu na gotowanie.
Zadowalam się sałatkami, owocami i kanapkami.
Stała tyłem do Romana, podziwiając malowidła,
nie zobaczyła więc uśmiechu, jaki zagościł w kącikach
jego ust.
Wstąpili na schody wysłane chodnikiem w kolorze
czerwonego wina. Drewniana balustrada błyszczała,
jak gdyby godzinę temu została powleczona politurą.
Sammy doszła do wniosku, że Roman musi mieć
gospodynię, która dba o porządek i czystość. Nie
potrafiła wyobrazić go sobie z odkurzaczem w ręku.
Sam pomysł był tak zabawny, iż wybuchnęła śmiechem.
- Czy to coś, z czego również mógłbym się pośmiać?
- Raczej nie. To coÅ› bardzo osobistego.
- Czym mogłaby pani podzielić się z przyjacielem?
Sammy poczuła jego gorący oddech na karku
i przyspieszyła kroku.
- Powiedzmy, że tak - zgodziła się, bardziej by
porzucić temat, niż by rozmyślnie go zwodzić.
- A co to za człowiek?
Roman minął ją, otworzył drzwi jej sypialni
i równocześnie zagrodził ciałem przejście. Sammy
znów znalazła się pod działaniem jego zmysłowości.
- Kto?
- Pani przyjaciel. Co to za człowiek?
A zatem uparł się ciągnąć wątek i wszystko
wskazywało na to, że nie ustąpi, dopóki nie otrzyma
odpowiedzi.
Już miała na końcu języka, że nie ma żadnego
mężczyzny, który by na nią czekał, kiedy uświadomiła
sobie, iż tym samym odrzuci ostatnie pasy bezpieczeń
stwa. Jeśli natomiast wyczaruje z wyobrazni jakiegoś
mężczyznę, sprawi tym samym, iż w jakimś sensie
będzie on istniał. To mogło nie tylko uspokoić owe
gwałtowne fale zmieszania i niepewności, które zalewały
ją, gdy spoglądała na Romana, lecz nadto zablokować
kolejne pytania natury osobistej.
- Całkiem zwyczajny człowiek. Zredniego wzrostu,
o takich sobie brązowych włosach i niczym nie
wyróżniających się niebieskich oczach.
- Imponujący opis. Jutro usłyszę, że nazywa się
Smith.
- Drobna poprawka - odrzekła głosem ociekającym
słodyczą. - Jutro nic pan na ten temat nie usłyszy.
- Sądziłem, że większość dziewcząt lubi mówić
o swoich chłopcach.
- No cóż, jeśli już taki pan ciekaw, to pracuje on
w firmie komputerowej i zalicza siÄ™ do tego bardziej
atrakcyjnego gatunku mężczyzn, przynajmniej moim
zdaniem.
W oczach Romana odbiło się zainteresowanie.
Zapewne próbuje wyobrazić sobie teraz ów szczególny
gatunek, pomyślała złośliwie.
- NaprawdÄ™? W takim razie przepada pani za
przeciętniakami.
- Na to wygląda. - Popatrzyła wokół siebie. - Jaki
piękny dom.
Czuła sie winna z powodu tego kłamstewka
o przyjacielu. Upiększanie rzeczywistości nie leżało
w jej naturze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Roman roześmiał się i ich oczy spotkały się. Sammy
poczuła suchość w ustach i przyśpieszony rytm pulsu.
Jechali teraz bardzo wolno. Zatłoczone ulice Londynu
kontrastowały z otwartymi pustymi przestrzeniami
w Padley. Sammy pomyślała, że Catherine czułaby
siÄ™ tu jak ryba w wodzie.
- Mieszkam w Hampstead. Niedaleko stÄ…d.
Sammy nagle poczuła się niepewnie. Jego mieszkanie.
Wiedziała od początku, że będą mieszkać razem, lecz
nie poświęcała temu wiele uwagi. Ostatecznie mieściło
się to w dwustronnym układzie.
Obecnie perspektywa wspólnego przemieszkiwania
napełniła ją nieokreślonym niepokojem.
Kiedy zatrzymali się przed dużym domem w stylu
wiktoriańskim, ledwie powstrzymała się przed odruchem
paniki. Schowała magnetofon do torby i zanim zdążył
otworzyć drzwi po jej stronie, wyskoczyła z samochodu.
%7ładnych przypadkowych dotknięć. Wytrącały ją
z równowagi. Lepiej przeciwdziałać faktom, które
zaskakujÄ… znienacka.
- Zajmuję dwa piętra - objaśnił otwierając drzwi
i wpuszczając ją pierwszą. - Górnego używam jako
sali gimnastycznej.
Kiedy poinformował ją wcześniej, że posiada
w Londynie mieszkanie, wyobraziła sobie coś o wiele
mniejszego. Nic dziwnego, że naigrawał się z jej
mieszkanka. W porównaniu z tym wyglądało jak
pudełko od zapałek.
Wnętrze, do którego weszli, urządzone było według
najwyższych standardów. Architekt zachował dawny
styl i atmosferę, ale usunął zatęchłość i starzyznę.
Idąc przez pokoje dostrzegła, że dywany są puszyste,
meble kuszÄ… solidnÄ… staroswieckosciÄ…, zaÅ› obrazy na
ścianach wyglądają na oryginały.
Pierwsze piętro składało się z dużego salonu, jadalni,
gabinetu i kuchni, z której na pierwszy rzut oka nikt
jeszcze nie korzystał.
- Widzę, że rzadko pan tu gotuje.
Roman wzruszył ramionami.
- Brak czasu. Lunch jadam w pracy. Reszta...
Bywam czasami w restauracji. A pani?
Reszta?... Nie trzeba było wielkiej przenikliwości,
ażeby zgadnąć, co miał na myśli. Resztą były wieczory
z kobietami przy zastawionym stole w jakimÅ›
ekskluzywnym lokalu.
- Ja też nie mam wiele czasu na gotowanie.
Zadowalam się sałatkami, owocami i kanapkami.
Stała tyłem do Romana, podziwiając malowidła,
nie zobaczyła więc uśmiechu, jaki zagościł w kącikach
jego ust.
Wstąpili na schody wysłane chodnikiem w kolorze
czerwonego wina. Drewniana balustrada błyszczała,
jak gdyby godzinę temu została powleczona politurą.
Sammy doszła do wniosku, że Roman musi mieć
gospodynię, która dba o porządek i czystość. Nie
potrafiła wyobrazić go sobie z odkurzaczem w ręku.
Sam pomysł był tak zabawny, iż wybuchnęła śmiechem.
- Czy to coś, z czego również mógłbym się pośmiać?
- Raczej nie. To coÅ› bardzo osobistego.
- Czym mogłaby pani podzielić się z przyjacielem?
Sammy poczuła jego gorący oddech na karku
i przyspieszyła kroku.
- Powiedzmy, że tak - zgodziła się, bardziej by
porzucić temat, niż by rozmyślnie go zwodzić.
- A co to za człowiek?
Roman minął ją, otworzył drzwi jej sypialni
i równocześnie zagrodził ciałem przejście. Sammy
znów znalazła się pod działaniem jego zmysłowości.
- Kto?
- Pani przyjaciel. Co to za człowiek?
A zatem uparł się ciągnąć wątek i wszystko
wskazywało na to, że nie ustąpi, dopóki nie otrzyma
odpowiedzi.
Już miała na końcu języka, że nie ma żadnego
mężczyzny, który by na nią czekał, kiedy uświadomiła
sobie, iż tym samym odrzuci ostatnie pasy bezpieczeń
stwa. Jeśli natomiast wyczaruje z wyobrazni jakiegoś
mężczyznę, sprawi tym samym, iż w jakimś sensie
będzie on istniał. To mogło nie tylko uspokoić owe
gwałtowne fale zmieszania i niepewności, które zalewały
ją, gdy spoglądała na Romana, lecz nadto zablokować
kolejne pytania natury osobistej.
- Całkiem zwyczajny człowiek. Zredniego wzrostu,
o takich sobie brązowych włosach i niczym nie
wyróżniających się niebieskich oczach.
- Imponujący opis. Jutro usłyszę, że nazywa się
Smith.
- Drobna poprawka - odrzekła głosem ociekającym
słodyczą. - Jutro nic pan na ten temat nie usłyszy.
- Sądziłem, że większość dziewcząt lubi mówić
o swoich chłopcach.
- No cóż, jeśli już taki pan ciekaw, to pracuje on
w firmie komputerowej i zalicza siÄ™ do tego bardziej
atrakcyjnego gatunku mężczyzn, przynajmniej moim
zdaniem.
W oczach Romana odbiło się zainteresowanie.
Zapewne próbuje wyobrazić sobie teraz ów szczególny
gatunek, pomyślała złośliwie.
- NaprawdÄ™? W takim razie przepada pani za
przeciętniakami.
- Na to wygląda. - Popatrzyła wokół siebie. - Jaki
piękny dom.
Czuła sie winna z powodu tego kłamstewka
o przyjacielu. Upiększanie rzeczywistości nie leżało
w jej naturze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]