[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szybkie cz³ap-cz³ap, jakby was sam diabe³ goni³. Ruszaæ siê!
W tym samym czasie zak³adnik wyrywa³ siê jak móg³, fundu-
j¹c doskona³e przedstawienie tym, którzy nie wiedzieli, ¿e stra¿-
nik w rêkach napastników to tak naprawdê jeden z ludzi Shanno-
na. Podstêp uda³ siê w wagonach z ochron¹ i sprawdzi³ siê równie¿
w trzecim wagonie poci¹gu, gdzie za drzwiami zaryglowanymi na
stalowe sztaby znajdowa³y siê bezcenne artefakty.
Shannon nie móg³ zrozumieæ, dlaczego tak czêsto skupiano siê
na zabezpieczeniu drzwi, zapominaj¹c o oknach. Pojedyncza seria
z thompsona otworzy³a je bez trudu. Do Srodka posypa³y siê gra-
naty z gazem ³zawi¹cym, bia³a mg³a zakot³owa³a siê we wnêtrzu
wagonu, po czym drzwi odsunê³y siê gwa³townie i ze Srodka wypa-
dli kaszl¹cy konwojenci, niezgrabnie oddalaj¹c siê od poci¹gu.
Shannon i jego ludzie weszli do wagonu. W Srodku nie zastali
¿ywej duszy. Szybko odnalexli pojemniki z artefaktami. Shannon
szuka³ skrzyni z namalowan¹ za pomoc¹ szablonu piramidk¹. Ku
jego zaskoczeniu, pozbawiona by³a ciê¿kich sztab i klamer, jakie
68
mia³y pozosta³e skrzynie. Zwróci³ siê do swoich ludzi, wskazuj¹c
na resztê pojemników:
WynieScie je st¹d! Zerkn¹³ na zewn¹trz. I zgaScie to cho-
lerne ognisko pod cystern¹! Max, ty zostajesz.
Otworzyli oznakowan¹ skrzyniê. Z³ote statuetki lSni³y w oSwie-
tleniu wagonu. Shannon wzi¹³ do r¹k pos¹¿ek jakiegoS antycznego
bo¿ka. Nic a nic siê na tym nie zna³.
Max, podaj mi torbê. Przysuñ tu kilka skrzyñ, ¿ebySmy mogli
otworzyæ klapê w dachu.
Sk¹d wiedzia³eS, ¿e tu jest&
Wykonaæ!
Shannon odsun¹³ zamek torby. Wszystko by³o gotowe do u¿yt-
ku, w³¹cznie z futera³em z grubej skóry przymocowanym do lin-
ki; na jej drugim koñcu znajdowa³a siê pow³oka balonu. Wzi¹³
ma³y skórzany woreczek, który dosta³ od Indy ego w Chicago
i umieSci³ piramidkê, razem ze z³otym pos¹¿kiem, w futerale.
Max, pomó¿ mi rozkaza³. Obaj mê¿czyxni weszli na skrzy-
nie, odsunêli klapê, i wkrótce znalexli siê na dachu wagonu. Shan-
non rzuci³ okiem na zegarek. MieScili siê w czasie. Rozejrza³ siê.
Jego ludzie zgasili p³omienie pod cystern¹. W oddali dostrzeg³
uciekaj¹cych stra¿ników.
Shannon usiad³ na dachu. Odszuka³ jeden z pierScieni bezpie-
czeñstwa, u¿ywanych przez eskortê, kiedy jecha³a na oklep na
poci¹gu. Przypi¹³ do pierScienia ciê¿ki hak zabezpieczaj¹cy, na-
stêpnie rozpostar³ przypominaj¹cy szmatê balon.
Trzymaj to, Max, i choæby siê pali³o i wali³o, nie puszczaj.
Roz³o¿yli pow³okê, linki i ciê¿ki skórzany futera³ na dachu wago-
nu. Shannon przeprowadzi³ w¹sk¹ rurkê od pojemnika ze sprê¿onym
gazem, który mia³ przy sobie, do wnêtrza balonu i odkrêci³ zawór. Da³
siê s³yszeæ syk gazu wyp³ywaj¹cego do pow³oki. Wype³niony helem
balon wyrywa³ siê do lotu, ale Max dobrze go trzyma³.
W porz¹dku, Max, teraz go puszczaj, ale powoli, kapujesz?
Max mrukn¹³ coS i skin¹³ g³ow¹. Rozluxni³ uScisk i balon
wzniós³ siê na swój maksymalny pu³ap dziesiêciu metrów ponad
dachem wagonu. Do linki uwiêzi przyklejone by³y taSm¹ przewo-
dy, biegn¹ce od akumulatora znajduj¹cego siê na wagonie do dwóch
lamp umieszczonych na pow³oce, jednej na górze, drugiej na dole,
dziêki którym by³ dobrze widoczny w ciemnoSciach nocy.
Shannon pod¹¿y³ spojrzeniem wzd³u¿ torów ku zachodowi.
Nie mia³ ani chwili do stracenia. Rwiat³o na niebie stawa³o siê co-
69
raz wiêksze i jaSniejsze. Grzmot przetoczy³ siê po dolinie, odbija-
j¹c siê od wzgórz, przy towarzysz¹cym mu zgrzytliwym i zawo-
dz¹cym ryku.
Padnij! wrzasn¹³ Shannon do Maxa. I nie wstawaj!
Obaj mê¿czyxni przywarli do dachu wagonu. Rwiat³o pêdzi³o
w ich kierunku, rosn¹c coraz bardziej; ³oskot wype³ni³ im uszy.
Willard Cromwell zacisn¹³ pas bezpieczeñstwa jeszcze odro-
binê ciaSniej, póki nie usadowi³ siê wygodnie na lewym fotelu
w kokpicie forda trimotora. Po jego prawej rêce Gale Parker wo-
dzi³a palcem wzd³u¿ linii oznaczaj¹cej na mapie liniê kolejow¹.
Kiedy mijali rozpoznawalne punkty orientacyjne, podawa³a je
Cromwellowi.
To Milledgeville. Zaraz tory skrêc¹ nieznacznie na pó³noc
poinformowa³a go, przekrzykuj¹c ha³as trzech silników firmy Pratt
& Whitney.
Cromwell z³apa³ siê za prawe ucho.
Nie musisz tak siê drzeæ upomnia³ j¹. Korzystaj z tele-
fonu pok³adowego, do cholery. Wszyscy ciê Swietnie s³yszymy.
Nie zapominaj, ¿e w kabinie te¿ s³uchaj¹.
Gale przytaknê³a.
W porz¹dku. Zosta³o ju¿ tylko kilka kilometrów. Widzisz
miejsce, gdzie tory skrêcaj¹ do doliny?
Widzê odpar³ szorstko. Czu³ siê w swoim ¿ywiole; zupe³-
nie jak podczas nalotu, chocia¿ teraz musia³ byæ dok³adny jak ni-
gdy. Wcisn¹³ lewy peda³ orczyka i doda³ muSniêcie lewej lotki;
delikatny skrêt, by utrzymaæ siê dok³adnie ponad torami. W³¹cz
reflektor poinstruowa³ j¹. JesteSmy ju¿ poza miastem. Przed
nami otwarta przestrzeñ.
Indy odezwa³ siê z kabiny.
Widaæ ju¿ poci¹g?
PowinniSmy go lada chwila zobaczyæ& jest! Widzê czer-
wone Swiat³a ostatniego wagonu i kilka samochodów z w³¹czony-
mi reflektorami.
Daj mi znaæ, kiedy zobaczysz dwa Swiat³a nad poci¹giem
odpowiedzia³ Indy przez telefon pok³adowy. Po³o¿y³ siê na pod³o-
dze kabiny tu¿ przy otwartym luku; wiatr wdziera³ siê z wyciem
do wnêtrza parê centymetrów od jego twarzy. Tarkiz Belem za-
klinowa³ swe cia³o miêdzy dwoma siedzeniami i ubezpiecza³ go,
70
trzymaj¹c mocno za kostki. Indy mia³ ze swej pozycji widok na
to, co dzia³o siê kilkaset metrów przed dziobem samolotu.
Widzê te dwa Swiat³a nad poci¹giem! powiedzia³a Gale
Wygl¹daj¹ na stacjonarne.
Indy i Foulois sprawdzili chwytak umieszczony pod samolo-
tem i ci¹gn¹cy siê za nim. By³o to to samo urz¹dzenie, którego od
lat u¿ywa³y samoloty pocztowe do zabierania toreb z poczt¹ za-
wieszonych pomiêdzy dwoma wysokimi s³upami; samolot scho-
dzi³ bardzo nisko, ci¹gn¹c za sob¹ specjalny hak, i porywa³ torbê,
któr¹ nastêpnie wyci¹garka wci¹ga³a do Srodka.
PrêdkoSæ sto piêædziesi¹t, Indy zameldowa³ Cromwell.
JesteSmy dok³adnie na linii i oko³o siedemnastu metrów nad ziemi¹.
Tak trzymaæ& Poci¹g w polu widzenia, widzê futera³. Go-
towy? Raz a dobrze, Will&
Ford wynurzy³ siê z ciemnoSci nocy, a jego reflektor czyni³ go
podobnym do cyklopa gnaj¹cego przez mrok. Podwozie zamiot³o
nad dachami wagonów. Cromwell prowadzi³ maszynê równo i spo-
kojnie i odczu³ g³uche uderzenie, kiedy hak trafi³ na linkê utrzy-
muj¹c¹ balon z helem.
Zrobili to z niemal mechaniczn¹ precyzj¹. W chwili, kiedy Indy
powiedzia³ do pok³adowego telefonu: Mam! , Cromwell lew¹ rêk¹
przyci¹gn¹³ dr¹¿ek do siebie, pozostawi³ dxwignie przepustnic tam,
gdzie by³y, i zacz¹³ powoli nabieraæ wysokoSci, wytracaj¹c szyb-
koSæ do niewiele ponad stu kilometrów na godzinê. W kabinie Tar-
kiz nadal trzyma³ Indianê, podczas gdy Foulois krêci³ korb¹, nawi-
jaj¹c¹ linê na przymocowany do pod³ogi ko³owrót.
Stop! Dobrze, w³aSnie tak! poleci³ Indy. Wyci¹gn¹³ pra- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
szybkie cz³ap-cz³ap, jakby was sam diabe³ goni³. Ruszaæ siê!
W tym samym czasie zak³adnik wyrywa³ siê jak móg³, fundu-
j¹c doskona³e przedstawienie tym, którzy nie wiedzieli, ¿e stra¿-
nik w rêkach napastników to tak naprawdê jeden z ludzi Shanno-
na. Podstêp uda³ siê w wagonach z ochron¹ i sprawdzi³ siê równie¿
w trzecim wagonie poci¹gu, gdzie za drzwiami zaryglowanymi na
stalowe sztaby znajdowa³y siê bezcenne artefakty.
Shannon nie móg³ zrozumieæ, dlaczego tak czêsto skupiano siê
na zabezpieczeniu drzwi, zapominaj¹c o oknach. Pojedyncza seria
z thompsona otworzy³a je bez trudu. Do Srodka posypa³y siê gra-
naty z gazem ³zawi¹cym, bia³a mg³a zakot³owa³a siê we wnêtrzu
wagonu, po czym drzwi odsunê³y siê gwa³townie i ze Srodka wypa-
dli kaszl¹cy konwojenci, niezgrabnie oddalaj¹c siê od poci¹gu.
Shannon i jego ludzie weszli do wagonu. W Srodku nie zastali
¿ywej duszy. Szybko odnalexli pojemniki z artefaktami. Shannon
szuka³ skrzyni z namalowan¹ za pomoc¹ szablonu piramidk¹. Ku
jego zaskoczeniu, pozbawiona by³a ciê¿kich sztab i klamer, jakie
68
mia³y pozosta³e skrzynie. Zwróci³ siê do swoich ludzi, wskazuj¹c
na resztê pojemników:
WynieScie je st¹d! Zerkn¹³ na zewn¹trz. I zgaScie to cho-
lerne ognisko pod cystern¹! Max, ty zostajesz.
Otworzyli oznakowan¹ skrzyniê. Z³ote statuetki lSni³y w oSwie-
tleniu wagonu. Shannon wzi¹³ do r¹k pos¹¿ek jakiegoS antycznego
bo¿ka. Nic a nic siê na tym nie zna³.
Max, podaj mi torbê. Przysuñ tu kilka skrzyñ, ¿ebySmy mogli
otworzyæ klapê w dachu.
Sk¹d wiedzia³eS, ¿e tu jest&
Wykonaæ!
Shannon odsun¹³ zamek torby. Wszystko by³o gotowe do u¿yt-
ku, w³¹cznie z futera³em z grubej skóry przymocowanym do lin-
ki; na jej drugim koñcu znajdowa³a siê pow³oka balonu. Wzi¹³
ma³y skórzany woreczek, który dosta³ od Indy ego w Chicago
i umieSci³ piramidkê, razem ze z³otym pos¹¿kiem, w futerale.
Max, pomó¿ mi rozkaza³. Obaj mê¿czyxni weszli na skrzy-
nie, odsunêli klapê, i wkrótce znalexli siê na dachu wagonu. Shan-
non rzuci³ okiem na zegarek. MieScili siê w czasie. Rozejrza³ siê.
Jego ludzie zgasili p³omienie pod cystern¹. W oddali dostrzeg³
uciekaj¹cych stra¿ników.
Shannon usiad³ na dachu. Odszuka³ jeden z pierScieni bezpie-
czeñstwa, u¿ywanych przez eskortê, kiedy jecha³a na oklep na
poci¹gu. Przypi¹³ do pierScienia ciê¿ki hak zabezpieczaj¹cy, na-
stêpnie rozpostar³ przypominaj¹cy szmatê balon.
Trzymaj to, Max, i choæby siê pali³o i wali³o, nie puszczaj.
Roz³o¿yli pow³okê, linki i ciê¿ki skórzany futera³ na dachu wago-
nu. Shannon przeprowadzi³ w¹sk¹ rurkê od pojemnika ze sprê¿onym
gazem, który mia³ przy sobie, do wnêtrza balonu i odkrêci³ zawór. Da³
siê s³yszeæ syk gazu wyp³ywaj¹cego do pow³oki. Wype³niony helem
balon wyrywa³ siê do lotu, ale Max dobrze go trzyma³.
W porz¹dku, Max, teraz go puszczaj, ale powoli, kapujesz?
Max mrukn¹³ coS i skin¹³ g³ow¹. Rozluxni³ uScisk i balon
wzniós³ siê na swój maksymalny pu³ap dziesiêciu metrów ponad
dachem wagonu. Do linki uwiêzi przyklejone by³y taSm¹ przewo-
dy, biegn¹ce od akumulatora znajduj¹cego siê na wagonie do dwóch
lamp umieszczonych na pow³oce, jednej na górze, drugiej na dole,
dziêki którym by³ dobrze widoczny w ciemnoSciach nocy.
Shannon pod¹¿y³ spojrzeniem wzd³u¿ torów ku zachodowi.
Nie mia³ ani chwili do stracenia. Rwiat³o na niebie stawa³o siê co-
69
raz wiêksze i jaSniejsze. Grzmot przetoczy³ siê po dolinie, odbija-
j¹c siê od wzgórz, przy towarzysz¹cym mu zgrzytliwym i zawo-
dz¹cym ryku.
Padnij! wrzasn¹³ Shannon do Maxa. I nie wstawaj!
Obaj mê¿czyxni przywarli do dachu wagonu. Rwiat³o pêdzi³o
w ich kierunku, rosn¹c coraz bardziej; ³oskot wype³ni³ im uszy.
Willard Cromwell zacisn¹³ pas bezpieczeñstwa jeszcze odro-
binê ciaSniej, póki nie usadowi³ siê wygodnie na lewym fotelu
w kokpicie forda trimotora. Po jego prawej rêce Gale Parker wo-
dzi³a palcem wzd³u¿ linii oznaczaj¹cej na mapie liniê kolejow¹.
Kiedy mijali rozpoznawalne punkty orientacyjne, podawa³a je
Cromwellowi.
To Milledgeville. Zaraz tory skrêc¹ nieznacznie na pó³noc
poinformowa³a go, przekrzykuj¹c ha³as trzech silników firmy Pratt
& Whitney.
Cromwell z³apa³ siê za prawe ucho.
Nie musisz tak siê drzeæ upomnia³ j¹. Korzystaj z tele-
fonu pok³adowego, do cholery. Wszyscy ciê Swietnie s³yszymy.
Nie zapominaj, ¿e w kabinie te¿ s³uchaj¹.
Gale przytaknê³a.
W porz¹dku. Zosta³o ju¿ tylko kilka kilometrów. Widzisz
miejsce, gdzie tory skrêcaj¹ do doliny?
Widzê odpar³ szorstko. Czu³ siê w swoim ¿ywiole; zupe³-
nie jak podczas nalotu, chocia¿ teraz musia³ byæ dok³adny jak ni-
gdy. Wcisn¹³ lewy peda³ orczyka i doda³ muSniêcie lewej lotki;
delikatny skrêt, by utrzymaæ siê dok³adnie ponad torami. W³¹cz
reflektor poinstruowa³ j¹. JesteSmy ju¿ poza miastem. Przed
nami otwarta przestrzeñ.
Indy odezwa³ siê z kabiny.
Widaæ ju¿ poci¹g?
PowinniSmy go lada chwila zobaczyæ& jest! Widzê czer-
wone Swiat³a ostatniego wagonu i kilka samochodów z w³¹czony-
mi reflektorami.
Daj mi znaæ, kiedy zobaczysz dwa Swiat³a nad poci¹giem
odpowiedzia³ Indy przez telefon pok³adowy. Po³o¿y³ siê na pod³o-
dze kabiny tu¿ przy otwartym luku; wiatr wdziera³ siê z wyciem
do wnêtrza parê centymetrów od jego twarzy. Tarkiz Belem za-
klinowa³ swe cia³o miêdzy dwoma siedzeniami i ubezpiecza³ go,
70
trzymaj¹c mocno za kostki. Indy mia³ ze swej pozycji widok na
to, co dzia³o siê kilkaset metrów przed dziobem samolotu.
Widzê te dwa Swiat³a nad poci¹giem! powiedzia³a Gale
Wygl¹daj¹ na stacjonarne.
Indy i Foulois sprawdzili chwytak umieszczony pod samolo-
tem i ci¹gn¹cy siê za nim. By³o to to samo urz¹dzenie, którego od
lat u¿ywa³y samoloty pocztowe do zabierania toreb z poczt¹ za-
wieszonych pomiêdzy dwoma wysokimi s³upami; samolot scho-
dzi³ bardzo nisko, ci¹gn¹c za sob¹ specjalny hak, i porywa³ torbê,
któr¹ nastêpnie wyci¹garka wci¹ga³a do Srodka.
PrêdkoSæ sto piêædziesi¹t, Indy zameldowa³ Cromwell.
JesteSmy dok³adnie na linii i oko³o siedemnastu metrów nad ziemi¹.
Tak trzymaæ& Poci¹g w polu widzenia, widzê futera³. Go-
towy? Raz a dobrze, Will&
Ford wynurzy³ siê z ciemnoSci nocy, a jego reflektor czyni³ go
podobnym do cyklopa gnaj¹cego przez mrok. Podwozie zamiot³o
nad dachami wagonów. Cromwell prowadzi³ maszynê równo i spo-
kojnie i odczu³ g³uche uderzenie, kiedy hak trafi³ na linkê utrzy-
muj¹c¹ balon z helem.
Zrobili to z niemal mechaniczn¹ precyzj¹. W chwili, kiedy Indy
powiedzia³ do pok³adowego telefonu: Mam! , Cromwell lew¹ rêk¹
przyci¹gn¹³ dr¹¿ek do siebie, pozostawi³ dxwignie przepustnic tam,
gdzie by³y, i zacz¹³ powoli nabieraæ wysokoSci, wytracaj¹c szyb-
koSæ do niewiele ponad stu kilometrów na godzinê. W kabinie Tar-
kiz nadal trzyma³ Indianê, podczas gdy Foulois krêci³ korb¹, nawi-
jaj¹c¹ linê na przymocowany do pod³ogi ko³owrót.
Stop! Dobrze, w³aSnie tak! poleci³ Indy. Wyci¹gn¹³ pra- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]