[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Menger uznał, że to dość dziwne. Zwrócił się więc do Vingi z zapytaniem, czy nie zachowała
jakichś dokumentów.
Nie, po śmierci rodziców nie widziała żadnych papierów.
Teraz Menger zadał tendencyjne pytanie: Czy sąd nie uważa, że to dość dziwne, iż adwokat
i zaufany przyjaciel rodziny kupił tak zrujnowany i wystawiony na licytację majątek?
Sorensen odparł pospiesznie, że jego zdaniem to wcale dziwne nie jest. W tym czasie
bowiem on już od dawna adwokatem rodziny nie był, zrezygnował ze zbyt kłopotliwych
obowiązków na długo przed śmiercią Tarka.
- Ale teraz Elistrand jest znowu w dobrym stanie?
- O, tak, to wzorowy majątek!
- To doprawdy zdumiewające! Zajęcie adwokata musi być bardzo intratne - rzekł Menger
cierpko. - Bo mimo wszystko minęły zaledwie dwa lata, od kiedy pan Sorensen objął
majątek, a wtedy podobno Elistrand znajdowało się w stanie kompletnego upadku!
Menger wezwał swego pierwszego świadka, panią Anne Persdatter.
Vinga zerwała się z miejsca.
- Anne! - zawołała uradowana.
Starsza kobieta szepnęła wzruszona:
- Niech panienkę Bóg błogosławi, panno Vingo! Wyrosła panienka na prawdziwego anioła!
Słysząc to Heike dostał ataku kaszlu.
Menger kładł od czasu do czasu dłoń na piersiach, jakby chciał sprawdzić, jak długo płuca
jeszcze wytrzymają, i przesłuchiwał świadka. Tak, Anne Persdatter była zatrudniona w
Elistrand, tak, przez wiele lat. W czasach państwa Tark miała tam bardzo dobrze. To byli
wspaniali ludzie!
161
Owszem, słyszała ostry głos pana Vemunda, kiedy adwokat Sorensen po raz ostatni
przyjechał do Elistrand. To było na krótko przed śmiercią obojga państwa.
- Jak krótko?
- Myślę, że to było w tym samym tygodniu. Tak, chyba tak, bo akurat miałam wtedy robić...
Tu nastąpiły długie wyjaśnienia, które Menger musiał w końcu przerwać, nie miały bowiem
nic wspólnego ze sprawą. Powiedział natomiast:
- Wydawało mi się, że adwokat Sorensen przestał pracować dla Elistrand na długo przed
śmiercią państwa Tark.
- Nie, proszę pana. Adwokat Sorensen był zatrudniony u pana Tarka do ostatniej chwili.
Sorensen poruszył się niespokojnie. Jakby jego fotel stał się nagle bardzo niewygodny...
- Anne Persdatter, proszę nam opowiedzieć, jak to było, kiedy pan Vemund podniósł głos!
- No, ja nie mogłam tego nie słyszeć, szanowni panowie, ja nigdy nie podsłuchuję z własnej
woli, ale wtedy tam byłam. I pan Vemund krzyczał, że adwokat oszukuje we wszystkim, co
robi. %7łe wygląda na to, jakby sam chciał przejąć Elistrand.  Nawet się tak kiedyś wyraziłeś,
Sigurd , krzyczał pan Tark... Pan Vemund znaczy.  Ale się przeliczyłeś. Tylko ze względu na
dawną przyjazń nie zamelduję o twoich sprawkach. Ale żądam rzetelnych rachunków, tego
tutaj nie mam zamiaru przyjąć!
Urodziwa twarz Sorensena zrobiła się zielonkawa.
Skąd się wzięła ta baba? Dlaczego nikt mu nie powiedział, że byli świadkowie tamtej
rozmowy?
Menger pytał dalej:
- Czy adwokat Sorensen prowadził rachunki Vemunda Tarka?
- Nie, wydaje mi się, że nie. Nigdy nie widziałam. Takie sprawy państwo załatwiali sami.
Zwłaszcza pani Elisabet, która była bardzo zdolna. Adwokat Sorensen załatwiał tylko
niektóre interesy. Udziały i akcje...
- Pani była ochmistrzynią w Elistrand przez wiele lat.
Kiedy pani odeszła?
- Wymówiono mi po pogrzebie państwa.
- Kto wymówił? Panna Vinga?
162
- Nie, nie, to biedactwo było całkiem załamane, myślę, że nawet nie wiedziała, co się wokół
niej dzieje. To adwokat Sorensen mi wymówił.
- Ale on przecież już tam nie pracował?
- Twierdził, że jego obowiązkiem jest pomagać rodzinie swoich przyjaciół. A ja musiałam mu
wierzyć.
- To przeczy twierdzeniu pana Sorensena, że opuścił swoje stanowisko na długo przedtem.
No, dobrze. Czy tylko pani została zwolniona?
- Nie, większość służby musiała odejść. Niektórzy otrzymali nowe miejsca, innych po prostu
wyrzucono. Biedna panienka Vinga, było nam jej bardzo żal, żyła tam coraz bardziej
samotna, a my, jedno po drugim, musieliśmy opuszczać nasze kochane Elistrand.
Menger podziękował świadkowi i ponownie wezwał Sorensena. Pozwany nie miał bowiem
obrońcy, uważał, że sam sobie znakomicie poradzi. W takiej sprawie...!
Teraz jednak włosy mu się lepiły od potu, a cienkie strużki wypływały spod peruki na skronie.
Chyba nie tylko dlatego, że w sali było bardzo gorąco. Poty musiały mieć głębszą przyczynę.
Choć powietrze w sali rzeczywiście stawało się gęste. Cierpka woń tabaki mieszała się ze
smrodem nie przewietrzonych wyjściowych ubrań publiczności i sędziów. Vinga wyglądała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.