[ Pobierz całość w formacie PDF ]
smutną, ale nie załamaną. Zerkam na mężczyznę za moimi plecami i dostrzegam w jego wzroku to samo zrozumienie.
- Słucham? - Fryzjer przerywa moje zamyślenie. - Chce pani zgolić się na łyso? Jest pani pewna? Ma pani takie zdrowe włosy. - Przesuwa po nich
palcami. - Czy to naturalny kolor?
- Tak. Kiedyś je farbowałam, ale przestałam ze względu na...
O mały włos nie powiedziałam dziecko". Do oczu nabiegają mi łzy i opuszczam głowę, ale fryzjer myśli, że kiwam w kierunku mojego brzucha, ukrytego
pod fartuchem.
- Przestała pani ze względu na co? - pyta.
Nadal wpatruję się w stopy, udając, że robię coś z jedną z nich. Dziwaczny manewr. Nie jestem w stanie wymyślić żadnej odpowiedzi, więc udaję, że go
nie słyszałam.
- Słucham?
- Mówiła pani, że przestała farbować włosy z jakiegoś powodu.
- Och. Em... - Nie płacz. Nie płacz. Jeżeli teraz zaczniesz, nigdy nie przestaniesz. - Och, nie wiem - mamroczę, pochylając się i bawiąc torebką stojącą na
ziemi. To przejdzie. Przejdzie. Któregoś dnia w końcu przejdzie, Joyce. - Chemikalia. Przerwałam ze względu na chemikalia.
- Rozumiem. No dobrze, może coś takiego? - Chwyta moje włosy i zbiera je z tyłu. - Meg Ryan we Francuskim pocałunku? Stawia mi włosy we wszystkich
kierunkach. Wyglądam, jakbym wsadziła palce do kontaktu. - Seksowna fryzura prosto z łóżka". Albo to. - Znów mierzwi mi włosy.
- Czy możemy się pospieszyć? Czeka na mnie taksówka.
Spoglądam przez okno. Tata gawędzi z kierowcą. Obaj śmieją się z czegoś. Uspokajam się nieco.
- Ttttttttttttttak. Takiej decyzji nie można przyspieszać. Ma pani dużo włosów.
- Nie szkodzi. Pozwalam się panu spieszyć. Niech pan to wszystko zgoli. - Spoglądam na samochód.
- Musimy zostawić kilka centymetrów, kochanie. - Zwraca moją twarz do lustra. - Nie chcemy wyglądać jak Sigourney Weaver w Obcym, co? GI Janes
mają wstęp wzbroniony do tego salonu. Zrobimy pani grzywkę na bok, bardzo elegancką i modną. Będzie pani z tym bardzo do twarzy. Podkreśli linię
policzków. Co pani na to?
Nie obchodzą mnie policzki. Chcę się pozbyć włosów.
- A może coś takiego? - Zabieram mu nożyczki, obcinam kucyk i oddaję mu obie rzeczy.
Fryzjer wciąga powietrze z piskiem.
- Może w takim razie... na pazia.
Amerykanin spogląda z otwartymi ustami na nożyczki i dobre dwadzieścia centymetrów włosów zwisające z dłoni mojego fryzjera. Odwraca się do
swojego i chwyta jego nożyczki.
- Proszę nie robić czegoś takiego z moimi włosami! - zastrzega.
- Oczywiście, że nie, sir. - Fryzjer z plerezą wywraca oczami.
Amerykanin znów drapie się po lewym ramieniu.
- Chyba mnie coś ugryzło.
Usiłuje podwinąć rękaw. Odwracam się na siedzeniu, próbując spojrzeć na jego ramię.
- Proszę się nie ruszać!
- Proszę się nie ruszać!
Obaj fryzjerzy mówią zgodnym chórem. Spoglądają na siebie i śmieją się głośno.
- Coś dziwnego dzisiaj wisi w powietrzu - komentuje jeden z nich.
Spoglądamy na siebie z Amerykaninem. Rzeczywiście, coś dziwnego.
- Spoglądamy w lustro, bardzo proszę. - Mężczyzna odwraca głowę.
Mój fryzjer kładzie dwa palce pod moją brodą i przesuwa moją głowę z powrotem do lustra. Wręcza mi kucyk.
- Pamiątka.
- Nie chcę tego.
Odmawiam wzięcia włosów w rękę. Każdy ich centymetr należy do czasów, które minęły. Chwil pełnych myśli, życzeń, nadziei, pragnień i marzeń, które
odeszły. Chcę nowego początku. Nowych włosów.
Zaczyna obcinać włosy, a ja obserwuję każdy kosmyk opadający na ziemię. Czuję, że głowa robi się lżejsza.
Włosy, które rosły w dniu, gdy kupiliśmy łóżeczko dla dziecka. Cięcie.
Włosy, które rosły, kiedy wybieraliśmy kolor farby na ściany do pokoju dziecięcego, butelki, smoczki i ubranka. Wszystko zbyt wcześnie, ale byliśmy tacy
podnieceni... Cięcie.
Włosy, które rosły w dniu, w którym wybieraliśmy imiona. Cięcie.
Włosy, które rosły w dniu, w którym ogłosiliśmy wieści rodzinie i przyjaciołom. Cięcie.
Dzień pierwszego USG. Dzień w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Dzień, w którym zostało poczęte moje dziecko. Cięcie. Cięcie. Cięcie.
Co boleśniejsze wspomnienia pozostaną przez jakiś czas tuż przy skórze i pod ni ą w cebulkach włosów. Będę musiała poczekać, aż wykiełkują, zanim
ich też się pozbędę. Wtedy wszystkie ślady przeszłości odejdą i będę mogła zacząć znowu żyć.
Docieram do kasy, kiedy Amerykanin płaci za obcięcie.
- Aadnie pani w takiej fryzurze - komentuje, przyglądając się mi.
Odruchowo usiłuję zatknąć włosy za ucho, ale niczego nie ma. Czuję się lżejsza, niemal upojona lekkością aż do zawrotu głowy.
- Panu też.
- Dziękuję. - Otwiera drzwi i przytrzymuje.
- Dziękuję. - Wychodzę na zewnątrz.
- Zbyt pani uprzejma - mówi.
- Pan też. - Uśmiecham się. - Dziękuję.
- Ja też. - Kiwa głową.
Zmiejemy się. Oboje spoglądamy na czekające na nas taksówki, a potem znowu na siebie, zaciekawienia Mężczyzna uśmiecha się do mnie.
- Pierwsza czy druga taksówka? - pyta.
- Dla mnie?
Kiwa głową.
- Mój kierowca nie przestaje gadać.
Przyglądam się obu samochodom. Tata siedzi w drugiej, pochyla się do przodu, gawędząc z kierowcą.
- Pierwsza. Mój tata nie przestaje gadać.
Amerykanin przygląda się drugiemu wozowi, w którym tata przytyka właśnie twarz do okna i wpatruje się we mnie, jakbym była zjawą.
- W takim razie druga - rzuca mężczyzna i wędruje do swojej taksówki, oglądając się za siebie dwa razy.
- Hej! - protestuję i przyglądam się mu jak zaczarowana.
Podchodzę do mojej taksówki, otwieramy i zamykamy drzwi jednocześnie. Taksówkarz i tata spoglądają na mnie, jakby zobaczyli ducha.
- Co? - Serce bije mi szybko. - Co się stało? Powiedz mi!
- Twoje włosy - odpowiada tata z przerażoną miną. Wyglądasz jak chłopak!
8
Taksówka zbliża się do mojego domu w Phisboro i żołądek zaciska mi się boleśnie.
- Zabawne, że ten mężczyzna w taksówce przed nami też kazał czekać kierowcy. Prawda, Gracie?
- Joyce. I tak, to było zabawne - odpowiadam. Noga podskakuje mi ze zdenerwowania.
- Czy teraz to właśnie robią ludzie, którzy chcą obciąć włosy?
- Robią co, tato?
- Zostawiają taksówki przed salonami, żeby na nich czekały.
- Nie wiem.
Tata przesuwa się na brzeg siedzenia i pochyla do przodu, w kierunku kierowcy.
- Jack, a co ty na to? Czy w dzisiejszych czasach ludzie tak właśnie się zachowują kiedy chcą iść do fryzjera? ^
- Co takiego?
- Zostawiają taksówki przed salonem, żeby na nich czekały.
- Nigdy przedtem mnie o to nie proszono - wyjaśnia uprzejmie taksówkarz.
Tata rozsiada się wygodniej, usatysfakcjonowany.
- Tak właśnie myślałem, Gracie.
- Mam na imię Joyce! - warczę.
- Joyce. To zbieg okoliczności. Wiesz, co mówią o takich przypadkach?
- Tak. - Skręcamy w moją ulicę i czuję mdłości.
- %7łe nie ma czegoś takiego, jak zbieg okoliczności - kończy tata, chociaż odpowiedziałam twierdząco. - Zwięta prawda - mówi do siebie. - Nie ma takiej
rzeczy. O, to Patrick. - Macha. - Mam nadzieję, że mi nie pomacha w odpowiedzi. - Obserwuje przyjaciela z Klubu Poniedziałkowego, opierającego się na
balkoniku do spacerów. - O, i David też wyszedł na spacer, z psem. - Znów macha, chociaż David zatrzymuje się, żeby jego zwierzak mógł zrobić kupę, i
spogląda w zupełnie inną stronę. Mam wrażenie, że tata czuje się kimś specjalnym, siedząc w taksówce. Rzadko z nich korzysta, ponieważ go nie stać i
zazwyczaj udaje się tylko do miejsc, do których można dotrzeć piechotą lub autobusem.
- Dom, kochany dom - obwieszcza. - Ile ci jestem winien, Jack? - Pochyla się do przodu, wyciągając banknot o wartości pięciu euro.
- Obawiam się, że dwadzieścia euro.
- Słucham? - Tata spogląda na niego oszołomiony.
- Zapłacę, tato. Schowaj pieniądze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
smutną, ale nie załamaną. Zerkam na mężczyznę za moimi plecami i dostrzegam w jego wzroku to samo zrozumienie.
- Słucham? - Fryzjer przerywa moje zamyślenie. - Chce pani zgolić się na łyso? Jest pani pewna? Ma pani takie zdrowe włosy. - Przesuwa po nich
palcami. - Czy to naturalny kolor?
- Tak. Kiedyś je farbowałam, ale przestałam ze względu na...
O mały włos nie powiedziałam dziecko". Do oczu nabiegają mi łzy i opuszczam głowę, ale fryzjer myśli, że kiwam w kierunku mojego brzucha, ukrytego
pod fartuchem.
- Przestała pani ze względu na co? - pyta.
Nadal wpatruję się w stopy, udając, że robię coś z jedną z nich. Dziwaczny manewr. Nie jestem w stanie wymyślić żadnej odpowiedzi, więc udaję, że go
nie słyszałam.
- Słucham?
- Mówiła pani, że przestała farbować włosy z jakiegoś powodu.
- Och. Em... - Nie płacz. Nie płacz. Jeżeli teraz zaczniesz, nigdy nie przestaniesz. - Och, nie wiem - mamroczę, pochylając się i bawiąc torebką stojącą na
ziemi. To przejdzie. Przejdzie. Któregoś dnia w końcu przejdzie, Joyce. - Chemikalia. Przerwałam ze względu na chemikalia.
- Rozumiem. No dobrze, może coś takiego? - Chwyta moje włosy i zbiera je z tyłu. - Meg Ryan we Francuskim pocałunku? Stawia mi włosy we wszystkich
kierunkach. Wyglądam, jakbym wsadziła palce do kontaktu. - Seksowna fryzura prosto z łóżka". Albo to. - Znów mierzwi mi włosy.
- Czy możemy się pospieszyć? Czeka na mnie taksówka.
Spoglądam przez okno. Tata gawędzi z kierowcą. Obaj śmieją się z czegoś. Uspokajam się nieco.
- Ttttttttttttttak. Takiej decyzji nie można przyspieszać. Ma pani dużo włosów.
- Nie szkodzi. Pozwalam się panu spieszyć. Niech pan to wszystko zgoli. - Spoglądam na samochód.
- Musimy zostawić kilka centymetrów, kochanie. - Zwraca moją twarz do lustra. - Nie chcemy wyglądać jak Sigourney Weaver w Obcym, co? GI Janes
mają wstęp wzbroniony do tego salonu. Zrobimy pani grzywkę na bok, bardzo elegancką i modną. Będzie pani z tym bardzo do twarzy. Podkreśli linię
policzków. Co pani na to?
Nie obchodzą mnie policzki. Chcę się pozbyć włosów.
- A może coś takiego? - Zabieram mu nożyczki, obcinam kucyk i oddaję mu obie rzeczy.
Fryzjer wciąga powietrze z piskiem.
- Może w takim razie... na pazia.
Amerykanin spogląda z otwartymi ustami na nożyczki i dobre dwadzieścia centymetrów włosów zwisające z dłoni mojego fryzjera. Odwraca się do
swojego i chwyta jego nożyczki.
- Proszę nie robić czegoś takiego z moimi włosami! - zastrzega.
- Oczywiście, że nie, sir. - Fryzjer z plerezą wywraca oczami.
Amerykanin znów drapie się po lewym ramieniu.
- Chyba mnie coś ugryzło.
Usiłuje podwinąć rękaw. Odwracam się na siedzeniu, próbując spojrzeć na jego ramię.
- Proszę się nie ruszać!
- Proszę się nie ruszać!
Obaj fryzjerzy mówią zgodnym chórem. Spoglądają na siebie i śmieją się głośno.
- Coś dziwnego dzisiaj wisi w powietrzu - komentuje jeden z nich.
Spoglądamy na siebie z Amerykaninem. Rzeczywiście, coś dziwnego.
- Spoglądamy w lustro, bardzo proszę. - Mężczyzna odwraca głowę.
Mój fryzjer kładzie dwa palce pod moją brodą i przesuwa moją głowę z powrotem do lustra. Wręcza mi kucyk.
- Pamiątka.
- Nie chcę tego.
Odmawiam wzięcia włosów w rękę. Każdy ich centymetr należy do czasów, które minęły. Chwil pełnych myśli, życzeń, nadziei, pragnień i marzeń, które
odeszły. Chcę nowego początku. Nowych włosów.
Zaczyna obcinać włosy, a ja obserwuję każdy kosmyk opadający na ziemię. Czuję, że głowa robi się lżejsza.
Włosy, które rosły w dniu, gdy kupiliśmy łóżeczko dla dziecka. Cięcie.
Włosy, które rosły, kiedy wybieraliśmy kolor farby na ściany do pokoju dziecięcego, butelki, smoczki i ubranka. Wszystko zbyt wcześnie, ale byliśmy tacy
podnieceni... Cięcie.
Włosy, które rosły w dniu, w którym wybieraliśmy imiona. Cięcie.
Włosy, które rosły w dniu, w którym ogłosiliśmy wieści rodzinie i przyjaciołom. Cięcie.
Dzień pierwszego USG. Dzień w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Dzień, w którym zostało poczęte moje dziecko. Cięcie. Cięcie. Cięcie.
Co boleśniejsze wspomnienia pozostaną przez jakiś czas tuż przy skórze i pod ni ą w cebulkach włosów. Będę musiała poczekać, aż wykiełkują, zanim
ich też się pozbędę. Wtedy wszystkie ślady przeszłości odejdą i będę mogła zacząć znowu żyć.
Docieram do kasy, kiedy Amerykanin płaci za obcięcie.
- Aadnie pani w takiej fryzurze - komentuje, przyglądając się mi.
Odruchowo usiłuję zatknąć włosy za ucho, ale niczego nie ma. Czuję się lżejsza, niemal upojona lekkością aż do zawrotu głowy.
- Panu też.
- Dziękuję. - Otwiera drzwi i przytrzymuje.
- Dziękuję. - Wychodzę na zewnątrz.
- Zbyt pani uprzejma - mówi.
- Pan też. - Uśmiecham się. - Dziękuję.
- Ja też. - Kiwa głową.
Zmiejemy się. Oboje spoglądamy na czekające na nas taksówki, a potem znowu na siebie, zaciekawienia Mężczyzna uśmiecha się do mnie.
- Pierwsza czy druga taksówka? - pyta.
- Dla mnie?
Kiwa głową.
- Mój kierowca nie przestaje gadać.
Przyglądam się obu samochodom. Tata siedzi w drugiej, pochyla się do przodu, gawędząc z kierowcą.
- Pierwsza. Mój tata nie przestaje gadać.
Amerykanin przygląda się drugiemu wozowi, w którym tata przytyka właśnie twarz do okna i wpatruje się we mnie, jakbym była zjawą.
- W takim razie druga - rzuca mężczyzna i wędruje do swojej taksówki, oglądając się za siebie dwa razy.
- Hej! - protestuję i przyglądam się mu jak zaczarowana.
Podchodzę do mojej taksówki, otwieramy i zamykamy drzwi jednocześnie. Taksówkarz i tata spoglądają na mnie, jakby zobaczyli ducha.
- Co? - Serce bije mi szybko. - Co się stało? Powiedz mi!
- Twoje włosy - odpowiada tata z przerażoną miną. Wyglądasz jak chłopak!
8
Taksówka zbliża się do mojego domu w Phisboro i żołądek zaciska mi się boleśnie.
- Zabawne, że ten mężczyzna w taksówce przed nami też kazał czekać kierowcy. Prawda, Gracie?
- Joyce. I tak, to było zabawne - odpowiadam. Noga podskakuje mi ze zdenerwowania.
- Czy teraz to właśnie robią ludzie, którzy chcą obciąć włosy?
- Robią co, tato?
- Zostawiają taksówki przed salonami, żeby na nich czekały.
- Nie wiem.
Tata przesuwa się na brzeg siedzenia i pochyla do przodu, w kierunku kierowcy.
- Jack, a co ty na to? Czy w dzisiejszych czasach ludzie tak właśnie się zachowują kiedy chcą iść do fryzjera? ^
- Co takiego?
- Zostawiają taksówki przed salonem, żeby na nich czekały.
- Nigdy przedtem mnie o to nie proszono - wyjaśnia uprzejmie taksówkarz.
Tata rozsiada się wygodniej, usatysfakcjonowany.
- Tak właśnie myślałem, Gracie.
- Mam na imię Joyce! - warczę.
- Joyce. To zbieg okoliczności. Wiesz, co mówią o takich przypadkach?
- Tak. - Skręcamy w moją ulicę i czuję mdłości.
- %7łe nie ma czegoś takiego, jak zbieg okoliczności - kończy tata, chociaż odpowiedziałam twierdząco. - Zwięta prawda - mówi do siebie. - Nie ma takiej
rzeczy. O, to Patrick. - Macha. - Mam nadzieję, że mi nie pomacha w odpowiedzi. - Obserwuje przyjaciela z Klubu Poniedziałkowego, opierającego się na
balkoniku do spacerów. - O, i David też wyszedł na spacer, z psem. - Znów macha, chociaż David zatrzymuje się, żeby jego zwierzak mógł zrobić kupę, i
spogląda w zupełnie inną stronę. Mam wrażenie, że tata czuje się kimś specjalnym, siedząc w taksówce. Rzadko z nich korzysta, ponieważ go nie stać i
zazwyczaj udaje się tylko do miejsc, do których można dotrzeć piechotą lub autobusem.
- Dom, kochany dom - obwieszcza. - Ile ci jestem winien, Jack? - Pochyla się do przodu, wyciągając banknot o wartości pięciu euro.
- Obawiam się, że dwadzieścia euro.
- Słucham? - Tata spogląda na niego oszołomiony.
- Zapłacę, tato. Schowaj pieniądze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]