[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Były takie przypadki.
Paskudne.
Ginęli ludzie.
Oto kilka faktów, które powinniście poznać:
* Jeśli uważacie, że to choroba, nie ma na to lekarstwa".
Dopóki nie wyjaśni się, skąd się bierze talent łowców snów, nie
będzie na niego lekarstwa.
* Przez pięćdziesiąt lat próbowałam go zmienić, ale potrafię go
tylko kontrolować - czasami.
Prowadzenie samochodu
Możliwe, że zdajecie już sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie
prowadzenie samochodu. Być może mieliście już dziwny wypadek. I
wciąż żyjecie. Ale z powodu ryzyka - nawet przy zamkniętych oknach
- jesteście tykającą bombą.
Były już takie przypadki.
Czytaliście o tym w gazetach, prawda?
Ktoś traci przytomność na autostradzie. Zjeżdża na przeciwny
pas. Zabija trzyosobową rodzinę.
Aowcy snów. Aowiący przypadkiem sny osoby śpiącej w
samochodzie obok.
Przez szklane szyby obu aut.
Takie rzeczy się zdarzają.
To się zdarzyło.
A ja nigdy sobie nie wybaczyłam.
Nie prowadzcie samochodu.
Ryzykujecie nie tylko swoje życie, ale życie niewinnych osób.
Możecie mnie zlekceważyć.
Proszę, żebyście tego nie robili.
Jeśli chcecie czytać dalej, odwróćcie kartkę".
Godzina 16.53
Janie - trzęsąc się, płacząc, pamiętając uczniów podstawówki -
czyta dalej.
Skutki uboczne
To najtrudniejsza część. Jeśli dacie radę ją przeczytać, to już
koniec.
Być może uznacie, że nie jest tak zle, jak zapowiadałam. Mam
taką nadzieję.
Bycie łowcą snów ma kilka skutków ubocznych.
Doświadczyliście już osłabienia z powodu utraty kalorii. Z wiekiem
robi się coraz gorzej.
Im jesteście silniejsi, im lepiej przygotowani, tym lepiej
będziecie sobie radzili. Zawsze miejcie przy sobie coś do jedzenia.
Sny zdarzają się w najbardziej niespodziewanych miejscach.
Im więcej snów złowicie, tym większej ilości osób możecie
pomóc. Taka jest prawda, to prawo średnich.
Ale im więcej snów złowicie, tym dotkliwsze będą skutki
uboczne.
Tym szybciej osłabniecie.
Musicie nauczyć się kontrolować to, które sny łowicie.
wiczyć wydostawanie się z nich, co objaśniałam w wielu
aktach spraw, w których brałam udział.
Przestudiujcie je.
Przećwiczcie kroki, procesy myślowe, ćwiczenia relaksacyjne.
Ale musieliście się już zorientować, że to błędne koło. Bo im
więcej ćwiczycie, tym gorzej wychodzi na tym wasze ciało.
Musicie uważnie wybierać sny, jeśli zdecydujecie się
wykorzystać swój dar do pomagania innym.
Jest też alternatywa.
Izolacja.
Jeśli się odizolujecie, możecie prowadzić normalne życie... Na
tyle normalne, na ile pozwala izolacja, ma się rozumieć.
A teraz macie ostatnią szansę, żeby przestać czytać".
Godzina 17.39
Janie odwraca wzrok. Czyta tę część jeszcze raz. Huczy jej w
głowie. Ale czyta do samego końca.
"Jakość życia
W swoim życiu poznałam osobiście trójkę łowców snów. Jestem
ostatnim żyjącym z nich. W chwili, kiedy to piszę, nie znam innych.
Ale jestem przekonana, że gdzieś tam jesteście.
Powiem wam najpierw, że nie ja pisałam ten dziennik. Pisze go
moja asystentka, ponieważ moje dłonie są zbyt powykręcane.
Straciłam władzę w dłoniach i palcach w wieku trzydziestu
czterech lat.
Trójka moich znajomych łowców snów miała odpowiednio
trzydzieści pięć, trzydzieści jeden i trzydzieści trzy lata, gdy nie byli
już w stanie utrzymać pióra.
Takie są skutki łowienia snów".
Godzina 18.00
Po twarzy Janie płyną łzy. Przyciska do ust przemoczony rękaw.
I czyta dalej.
I wreszcie.
To, co uważam za najgorsze.
Gdy po raz pierwszy złowiłam cudzy sen, miałam jedenaście lat.
A przynajmniej dalej nie sięgam pamięcią.
Początkowo sny były nieliczne i zdarzały się rzadko, zapewne
podobnie jak u was, chyba że dzieliliście z kimś pokój.
W szkole średniej ich liczba wzrosła.
College. W klasie, w bibliotece, podczas przechadzki przez
kampus w wiosenny dzień... nie mówiąc o współlokatorce. W
college'u sny są wszędzie. Kilka z najgorszych doświadczeń w życiu.
A potem, pewnego dnia, przestaniecie.
Przestaniecie widzieć.
Bo będziecie całkowicie, nieodwracalnie, bezdusznie ślepi.
Moi znajomi łowcy snów: dwadzieścia trzy lata, dwadzieścia
sześć lat, dwadzieścia jeden lat.
Ja miałam dwadzieścia dwa lata.
Im więcej snów złowicie, tym szybciej oślepniecie.
Domyślaliście się tego, prawda?
Może już macie osłabiony wzrok.
Tak mi przykro, drodzy przyjaciele.
Wybierzcie mądrze swoją przyszłość.
Mogę was pocieszyć tylko w taki sposób:
Kiedy już oślepniecie, każda senna podróż będzie znów podróżą
ku światłu i w snach zobaczycie rzeczy takimi, jakimi widzieliście je
w życiu.
Cudze sny to wasze okna. Są całym waszym światłem. Wszędzie
oprócz snów będzie was otaczać ciemność.
Pytam was zatem, kto nie pragnąłby żyć dla jeszcze jednego
snu? Jeszcze jednej szansy ujrzenia ukochanej osoby, kiedy będzie się
starzała, kolejnej szansy zobaczenia siebie, jeśli będzie o was śniła.
Nie macie wyboru.
Jesteście skazani na ten dar, na to przekleństwo.
Teraz wiecie, co was czeka.
Zostawiam wam promyk nadziei: nie żałuję mojej decyzji o
pomaganiu innym poprzez łowienie snów.
Nie cofnęłabym ani jednego snu.
Teraz jest dobra chwila, żeby usiąść i pomyśleć. Zapłakać. A
potem znów się podnieść.
Znajdzcie powiernika. Skoro czytacie te słowa, musicie mieć
kogoś takiego. Powiedzcie jemu lub jej, czego może się spodziewać.
Możecie zabrać się do roboty. Albo ukrywać się bez końca,
opózniając skutki. To wasza decyzja.
Niczego nie żałuję,
Martha Stubin, łowczyni snów".
Janie wpatruje się w książeczkę. Przewraca kartki, wiedząc, że
nie ma w niej nic więcej. Wiedząc, że to nie żart.
Patrzy na swoje dłonie. Porusza palcami. Widzi je,
pomarszczone knykcie i krótko obcięte paznokcie. Sposób, w jaki się
kurczą i prostują. A potem rozgląda się po pokoju.
Zdejmuje okulary.
Myśli intensywnie i zna już odpowiedz. Sny, bóle głowy,
powykręcane dłonie pani Stubin i jej niewidzące oczy. Jej własny
słabnący wzrok. Wiedziała.
Wiedziała to już od pewnego czasu.
Tylko nie chciała o tym myśleć. Nie chciała w to uwierzyć.
Może Cabel już wie, myśli. Te jego głupie tablice okulistyczne.
Może to dlatego musiał zrobić sobie przerwę. Wie, że Janie się sypie.
I nie poradzi sobie z kolejnym z jej problemów.
Janie jest tak oszołomiona, że nie jest już w stanie płakać.
Bierze kluczyki do samochodu i rzuca się do drzwi, ale sobie
przypomina.
Pani Stubin z powodu snu zabiła w wypadku trzy osoby.
Janie patrzy przez okno na Ethel, a potem powoli osuwa się na
podłogę, łkając, bo jej świat się skończył.
Nie wstaje.
Nie.
Nie tej nocy.
25 marca 2006, godzina 8.37
Janie wciąż leży na podłodze salonu, przed frontowymi drzwiami. Jej
matka przechodzi nad nią raz, dwa, nie zwracając na nią uwagi, po
czym znika w ciemnych czeluściach swojej sypialni. Widywała już
Janie śpiącą na podłodze.
Janie nie rusza się, kiedy ktoś puka do drzwi. Kolejne pukanie,
bardziej natarczywe, nie robi na niej wrażenia. A potem słowa:
- Nie zmuszaj mnie, żebym wyważyła drzwi, Hannagan!
Janie unosi głowę. Patrzy na klamkę.
- Otwarte - mówi tępo, choć stara się odnosić do gościa z
szacunkiem.
I Kapitan jest już w środku, w salonie Janie. W malutkim domku
wydaje się Janie o wiele większa.
- Co jest grane, Janie? - pyta, zaniepokojona widokiem Janie na
podłodze.
Janie kręci głową i mówi cienkim głosem:
- Chyba umieram.
Janie siada. Czuje, że wzór dywanu odcisnął jej się na policzku.
Policzek przypomina teraz w dotyku gruzłowate blizny Cabela.
- Miałam zamiar spotkać się z panią wczoraj - mówi, patrząc na
kluczyki leżące na podłodze obok niej. - Dochodziłam już do drzwi,
kiedy to do mnie dotarło. Jazda samochodem. I to wszystko. I po
prostu... - Kręci głową. - Ja ślepnę, pani Kapitan. Tak jak pani Stubin.
Kapitan stoi, milczy. Czeka cierpliwie, aż Janie wyjaśni.
Wyciąga do niej rękę. Pomaga jej wstać i ją obejmuje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Były takie przypadki.
Paskudne.
Ginęli ludzie.
Oto kilka faktów, które powinniście poznać:
* Jeśli uważacie, że to choroba, nie ma na to lekarstwa".
Dopóki nie wyjaśni się, skąd się bierze talent łowców snów, nie
będzie na niego lekarstwa.
* Przez pięćdziesiąt lat próbowałam go zmienić, ale potrafię go
tylko kontrolować - czasami.
Prowadzenie samochodu
Możliwe, że zdajecie już sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie
prowadzenie samochodu. Być może mieliście już dziwny wypadek. I
wciąż żyjecie. Ale z powodu ryzyka - nawet przy zamkniętych oknach
- jesteście tykającą bombą.
Były już takie przypadki.
Czytaliście o tym w gazetach, prawda?
Ktoś traci przytomność na autostradzie. Zjeżdża na przeciwny
pas. Zabija trzyosobową rodzinę.
Aowcy snów. Aowiący przypadkiem sny osoby śpiącej w
samochodzie obok.
Przez szklane szyby obu aut.
Takie rzeczy się zdarzają.
To się zdarzyło.
A ja nigdy sobie nie wybaczyłam.
Nie prowadzcie samochodu.
Ryzykujecie nie tylko swoje życie, ale życie niewinnych osób.
Możecie mnie zlekceważyć.
Proszę, żebyście tego nie robili.
Jeśli chcecie czytać dalej, odwróćcie kartkę".
Godzina 16.53
Janie - trzęsąc się, płacząc, pamiętając uczniów podstawówki -
czyta dalej.
Skutki uboczne
To najtrudniejsza część. Jeśli dacie radę ją przeczytać, to już
koniec.
Być może uznacie, że nie jest tak zle, jak zapowiadałam. Mam
taką nadzieję.
Bycie łowcą snów ma kilka skutków ubocznych.
Doświadczyliście już osłabienia z powodu utraty kalorii. Z wiekiem
robi się coraz gorzej.
Im jesteście silniejsi, im lepiej przygotowani, tym lepiej
będziecie sobie radzili. Zawsze miejcie przy sobie coś do jedzenia.
Sny zdarzają się w najbardziej niespodziewanych miejscach.
Im więcej snów złowicie, tym większej ilości osób możecie
pomóc. Taka jest prawda, to prawo średnich.
Ale im więcej snów złowicie, tym dotkliwsze będą skutki
uboczne.
Tym szybciej osłabniecie.
Musicie nauczyć się kontrolować to, które sny łowicie.
wiczyć wydostawanie się z nich, co objaśniałam w wielu
aktach spraw, w których brałam udział.
Przestudiujcie je.
Przećwiczcie kroki, procesy myślowe, ćwiczenia relaksacyjne.
Ale musieliście się już zorientować, że to błędne koło. Bo im
więcej ćwiczycie, tym gorzej wychodzi na tym wasze ciało.
Musicie uważnie wybierać sny, jeśli zdecydujecie się
wykorzystać swój dar do pomagania innym.
Jest też alternatywa.
Izolacja.
Jeśli się odizolujecie, możecie prowadzić normalne życie... Na
tyle normalne, na ile pozwala izolacja, ma się rozumieć.
A teraz macie ostatnią szansę, żeby przestać czytać".
Godzina 17.39
Janie odwraca wzrok. Czyta tę część jeszcze raz. Huczy jej w
głowie. Ale czyta do samego końca.
"Jakość życia
W swoim życiu poznałam osobiście trójkę łowców snów. Jestem
ostatnim żyjącym z nich. W chwili, kiedy to piszę, nie znam innych.
Ale jestem przekonana, że gdzieś tam jesteście.
Powiem wam najpierw, że nie ja pisałam ten dziennik. Pisze go
moja asystentka, ponieważ moje dłonie są zbyt powykręcane.
Straciłam władzę w dłoniach i palcach w wieku trzydziestu
czterech lat.
Trójka moich znajomych łowców snów miała odpowiednio
trzydzieści pięć, trzydzieści jeden i trzydzieści trzy lata, gdy nie byli
już w stanie utrzymać pióra.
Takie są skutki łowienia snów".
Godzina 18.00
Po twarzy Janie płyną łzy. Przyciska do ust przemoczony rękaw.
I czyta dalej.
I wreszcie.
To, co uważam za najgorsze.
Gdy po raz pierwszy złowiłam cudzy sen, miałam jedenaście lat.
A przynajmniej dalej nie sięgam pamięcią.
Początkowo sny były nieliczne i zdarzały się rzadko, zapewne
podobnie jak u was, chyba że dzieliliście z kimś pokój.
W szkole średniej ich liczba wzrosła.
College. W klasie, w bibliotece, podczas przechadzki przez
kampus w wiosenny dzień... nie mówiąc o współlokatorce. W
college'u sny są wszędzie. Kilka z najgorszych doświadczeń w życiu.
A potem, pewnego dnia, przestaniecie.
Przestaniecie widzieć.
Bo będziecie całkowicie, nieodwracalnie, bezdusznie ślepi.
Moi znajomi łowcy snów: dwadzieścia trzy lata, dwadzieścia
sześć lat, dwadzieścia jeden lat.
Ja miałam dwadzieścia dwa lata.
Im więcej snów złowicie, tym szybciej oślepniecie.
Domyślaliście się tego, prawda?
Może już macie osłabiony wzrok.
Tak mi przykro, drodzy przyjaciele.
Wybierzcie mądrze swoją przyszłość.
Mogę was pocieszyć tylko w taki sposób:
Kiedy już oślepniecie, każda senna podróż będzie znów podróżą
ku światłu i w snach zobaczycie rzeczy takimi, jakimi widzieliście je
w życiu.
Cudze sny to wasze okna. Są całym waszym światłem. Wszędzie
oprócz snów będzie was otaczać ciemność.
Pytam was zatem, kto nie pragnąłby żyć dla jeszcze jednego
snu? Jeszcze jednej szansy ujrzenia ukochanej osoby, kiedy będzie się
starzała, kolejnej szansy zobaczenia siebie, jeśli będzie o was śniła.
Nie macie wyboru.
Jesteście skazani na ten dar, na to przekleństwo.
Teraz wiecie, co was czeka.
Zostawiam wam promyk nadziei: nie żałuję mojej decyzji o
pomaganiu innym poprzez łowienie snów.
Nie cofnęłabym ani jednego snu.
Teraz jest dobra chwila, żeby usiąść i pomyśleć. Zapłakać. A
potem znów się podnieść.
Znajdzcie powiernika. Skoro czytacie te słowa, musicie mieć
kogoś takiego. Powiedzcie jemu lub jej, czego może się spodziewać.
Możecie zabrać się do roboty. Albo ukrywać się bez końca,
opózniając skutki. To wasza decyzja.
Niczego nie żałuję,
Martha Stubin, łowczyni snów".
Janie wpatruje się w książeczkę. Przewraca kartki, wiedząc, że
nie ma w niej nic więcej. Wiedząc, że to nie żart.
Patrzy na swoje dłonie. Porusza palcami. Widzi je,
pomarszczone knykcie i krótko obcięte paznokcie. Sposób, w jaki się
kurczą i prostują. A potem rozgląda się po pokoju.
Zdejmuje okulary.
Myśli intensywnie i zna już odpowiedz. Sny, bóle głowy,
powykręcane dłonie pani Stubin i jej niewidzące oczy. Jej własny
słabnący wzrok. Wiedziała.
Wiedziała to już od pewnego czasu.
Tylko nie chciała o tym myśleć. Nie chciała w to uwierzyć.
Może Cabel już wie, myśli. Te jego głupie tablice okulistyczne.
Może to dlatego musiał zrobić sobie przerwę. Wie, że Janie się sypie.
I nie poradzi sobie z kolejnym z jej problemów.
Janie jest tak oszołomiona, że nie jest już w stanie płakać.
Bierze kluczyki do samochodu i rzuca się do drzwi, ale sobie
przypomina.
Pani Stubin z powodu snu zabiła w wypadku trzy osoby.
Janie patrzy przez okno na Ethel, a potem powoli osuwa się na
podłogę, łkając, bo jej świat się skończył.
Nie wstaje.
Nie.
Nie tej nocy.
25 marca 2006, godzina 8.37
Janie wciąż leży na podłodze salonu, przed frontowymi drzwiami. Jej
matka przechodzi nad nią raz, dwa, nie zwracając na nią uwagi, po
czym znika w ciemnych czeluściach swojej sypialni. Widywała już
Janie śpiącą na podłodze.
Janie nie rusza się, kiedy ktoś puka do drzwi. Kolejne pukanie,
bardziej natarczywe, nie robi na niej wrażenia. A potem słowa:
- Nie zmuszaj mnie, żebym wyważyła drzwi, Hannagan!
Janie unosi głowę. Patrzy na klamkę.
- Otwarte - mówi tępo, choć stara się odnosić do gościa z
szacunkiem.
I Kapitan jest już w środku, w salonie Janie. W malutkim domku
wydaje się Janie o wiele większa.
- Co jest grane, Janie? - pyta, zaniepokojona widokiem Janie na
podłodze.
Janie kręci głową i mówi cienkim głosem:
- Chyba umieram.
Janie siada. Czuje, że wzór dywanu odcisnął jej się na policzku.
Policzek przypomina teraz w dotyku gruzłowate blizny Cabela.
- Miałam zamiar spotkać się z panią wczoraj - mówi, patrząc na
kluczyki leżące na podłodze obok niej. - Dochodziłam już do drzwi,
kiedy to do mnie dotarło. Jazda samochodem. I to wszystko. I po
prostu... - Kręci głową. - Ja ślepnę, pani Kapitan. Tak jak pani Stubin.
Kapitan stoi, milczy. Czeka cierpliwie, aż Janie wyjaśni.
Wyciąga do niej rękę. Pomaga jej wstać i ją obejmuje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]