[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kostki. Przez bardzo krótki moment, szybko i niemal nieświadomie, wyobraziłam sobie, jak
Cornelius mnie rani. Jak mnie kładzie na schody.
Odwróciłam się, aby na niego spojrzeć. Moja stopa tkwiła w jego ręku. Usiadłam na
schodku ponad nim. Objęłam rękoma jego głowę. Ciągle miał na uszach słuchawki i moje
ręce dotknęły właśnie ich.
Uśmiechnął się. Miałam rozpiętą dolną część sukienki. Jego ręka nadal trzymała moją
stopę. Pomyślałam, że w jednej chwili wszystko się zmieniło i to w sposób nieodwołalny, gdy
nagle Cornelius pochylił się i zdjął coś z mojej łydki.
Miała pani na nodze liść stwierdził obojętnie.
Wypuścił z ręki moją stopę.
Wstałam zarumieniona i, już nie martwiąc się o własny tyłek, weszłam po schodach.
Cornelius wkroczył za mną do mieszkania i rzucił plecak na sofę.
Moja siostra pani dziękuje zauważył.
Weszłam do kuchni.
Angel, chłopak twojej siostry zabił kogoś stwierdziłam. John Wayne Gacy
pominął ten drobiazg.
Nigdy nie rozmawia pani ze mną poważnie. Zawsze tylko jakieś gadu-gadu .
Wszedł za mną do kuchni. Stale toczymy jakąś wojnę dodał.
Zawahał się.
Chciałbym, żeby mnie pani traktowała jak równego sobie, ale nie wiem, jak to
osiągnąć szepnął.
Popatrzył na mnie.
Co pani przeszkadza?
Na pewno nie kolor skóry. To znaczy rasa... Chodzi o coś innego.
O co?!
Byłoby mi łatwiej, gdybym umiała rozmawiać z tobą w sposób ironiczny albo
żartobliwy.
Spojrzał na mnie tak, jak nigdy dotąd. Niecierpliwie. Trochę ze znudzeniem. Jak
gdyby po raz pierwszy uznał, że nie jestem tak inteligentna, jak sądził.
Co pani chce przez to powiedzieć?
%7łe nie powinno cię tutaj być.
Dlaczego?
Straciłam zimną krew.
Spodziewam się kogoś.
Pieprz to, kobieto.
Co mam pieprzyć?
To.
Milczałam.
Ma pani coś do picia?
Czego się napijesz?
Czegoś z gazem odparł spokojnie.
Jego nagła rezygnacja, niepewność i utrata woli sprawiły, że przestałam go lubić.
Poczułam się rozczarowana.
Otworzyłam dla niego colę. Przez otwarte okno mój nos zaatakował zapach deszczu i
mokrych, brudnych psów biegających po parku. W krzakach za żelazną balustradą płotu stał
jakiś mężczyzna i patrzył w moją stronę.
Dostrzegłam w szybie odbicie Corneliusa na tle jaworów. Wkrótce zapadnie noc.
Ciemność zawładnie wyspą. Myślałam o rzekach, które płynęły po naszej wyspie i
zastanawiałam się, czy sycamore jest słowem indiańskim; wyobrażenie rzeki sprawiło, że
pomyślałam o Indianach. Kiedyś przez park Waszyngtona płynął strumień. Holendrzy
nazywali go kuyl. Był to spory strumień, który płynął na południe aż do koniuszka wyspy
Manhattan, gdzie rozlewał się szeroko, zmieniając się w bagna pełne chmar dzikiego ptactwa.
Mineta jest na pewno słowem indiańskim. Wiem, że to sentymentalizm rozmyślać o
Indianach i strumieniach płynących pod Szóstą Aleją. Cornelius wygląda trochę jak Indianin,
ma ciemną skórę i ładny haczykowaty nos.
Pięć centymetrów od mojego karku... Mój kark. Kark przywodzi mi na myśl japońskie
kobiety, te z epoki Heian. Ich kark był bladym pasem między wyściełanym kołnierzem
kimona z siedemnastu warstw jedwabiu i czarną linią polakierowanych włosów. Poza tym,
przyznam się, że kark przywodzi mi również na myśl różową, zarumienioną, wilgotną szyję
pewnej na wpół ubranej Francuzki z osiemnastowiecznego obrazu Bouchera. Drobinki pudru
z koafiury spadły na gołe, pulchne ramię kobiety, kiedy towarzyszący jej na obrazie
dżentelmen próbował ją zatrzymać przy sobie w pokoju. Trochę jak Cornelius mnie.
Cornelius był bezwstydny.
Bezwstydny to dobre słowo.
Ja również zachowałam się bezwstydnie.
Odwróciłam się i pocałowałam go, przyciągając jego głowę ku swojej, a równocześnie
przykryłam jego uszy moimi dłońmi niczym muszlami konchami ukojenia . Nigdy nie
zaznam spokoju.
Gwałtownie odsunęłam go od siebie nie był to ruch swobodny ani płynny po czym
chwyciłam brzeg sukienki, zadarłam ją i zdjęłam przez głowę; machałam nerwowo rękami i
szarpałam kołnierzyk, który wplątał mi się we włosy.
Cornelius odpiął mi stanik, z wprawą naciskając zatrzask między moimi piersiami.
Królowa Kurczaków najwyrazniej nie musiała udzielać mu lekcji. Zrobił krok w tył i uważnie
mi się przyjrzał.
Stałam plecami do okna. Mężczyzna w parku również mnie obserwował.
Znajdowałam się między nim a Corneliusem.
Mój student rozpiął zamek dżinsów, sięgnął do środka, wyjął i lekko uniósł w dłoni
penisa. Nie był obrzezany i wyglądał dla mnie tak jak wszystkie nie obrzezane penisy
niczym wąż w ogrodzie Eden. Gdy o tym pomyślałam, poczułam rozpacz.
Pocałowałam Corneliusa, wpychając mu język w usta, i w pewnej chwili zdałam sobie
sprawę z tego, że nie wiem, jak przerwać rozwój wydarzeń. Zapomniałam już, jak to się robi.
Każda kobieta powinna umieć powiedzieć dość . Och, to nie Corneliusa chciałam
powstrzymać, ale siebie.
Mój student głaskał moje piersi, szczypał sutki, lizał je i ssał. Czułam podniecenie
między nogami, czułam, że zwierają mi się mięśnie, a krew coraz szybciej pędzi w żyłach.
Odepchnęłam go. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
kostki. Przez bardzo krótki moment, szybko i niemal nieświadomie, wyobraziłam sobie, jak
Cornelius mnie rani. Jak mnie kładzie na schody.
Odwróciłam się, aby na niego spojrzeć. Moja stopa tkwiła w jego ręku. Usiadłam na
schodku ponad nim. Objęłam rękoma jego głowę. Ciągle miał na uszach słuchawki i moje
ręce dotknęły właśnie ich.
Uśmiechnął się. Miałam rozpiętą dolną część sukienki. Jego ręka nadal trzymała moją
stopę. Pomyślałam, że w jednej chwili wszystko się zmieniło i to w sposób nieodwołalny, gdy
nagle Cornelius pochylił się i zdjął coś z mojej łydki.
Miała pani na nodze liść stwierdził obojętnie.
Wypuścił z ręki moją stopę.
Wstałam zarumieniona i, już nie martwiąc się o własny tyłek, weszłam po schodach.
Cornelius wkroczył za mną do mieszkania i rzucił plecak na sofę.
Moja siostra pani dziękuje zauważył.
Weszłam do kuchni.
Angel, chłopak twojej siostry zabił kogoś stwierdziłam. John Wayne Gacy
pominął ten drobiazg.
Nigdy nie rozmawia pani ze mną poważnie. Zawsze tylko jakieś gadu-gadu .
Wszedł za mną do kuchni. Stale toczymy jakąś wojnę dodał.
Zawahał się.
Chciałbym, żeby mnie pani traktowała jak równego sobie, ale nie wiem, jak to
osiągnąć szepnął.
Popatrzył na mnie.
Co pani przeszkadza?
Na pewno nie kolor skóry. To znaczy rasa... Chodzi o coś innego.
O co?!
Byłoby mi łatwiej, gdybym umiała rozmawiać z tobą w sposób ironiczny albo
żartobliwy.
Spojrzał na mnie tak, jak nigdy dotąd. Niecierpliwie. Trochę ze znudzeniem. Jak
gdyby po raz pierwszy uznał, że nie jestem tak inteligentna, jak sądził.
Co pani chce przez to powiedzieć?
%7łe nie powinno cię tutaj być.
Dlaczego?
Straciłam zimną krew.
Spodziewam się kogoś.
Pieprz to, kobieto.
Co mam pieprzyć?
To.
Milczałam.
Ma pani coś do picia?
Czego się napijesz?
Czegoś z gazem odparł spokojnie.
Jego nagła rezygnacja, niepewność i utrata woli sprawiły, że przestałam go lubić.
Poczułam się rozczarowana.
Otworzyłam dla niego colę. Przez otwarte okno mój nos zaatakował zapach deszczu i
mokrych, brudnych psów biegających po parku. W krzakach za żelazną balustradą płotu stał
jakiś mężczyzna i patrzył w moją stronę.
Dostrzegłam w szybie odbicie Corneliusa na tle jaworów. Wkrótce zapadnie noc.
Ciemność zawładnie wyspą. Myślałam o rzekach, które płynęły po naszej wyspie i
zastanawiałam się, czy sycamore jest słowem indiańskim; wyobrażenie rzeki sprawiło, że
pomyślałam o Indianach. Kiedyś przez park Waszyngtona płynął strumień. Holendrzy
nazywali go kuyl. Był to spory strumień, który płynął na południe aż do koniuszka wyspy
Manhattan, gdzie rozlewał się szeroko, zmieniając się w bagna pełne chmar dzikiego ptactwa.
Mineta jest na pewno słowem indiańskim. Wiem, że to sentymentalizm rozmyślać o
Indianach i strumieniach płynących pod Szóstą Aleją. Cornelius wygląda trochę jak Indianin,
ma ciemną skórę i ładny haczykowaty nos.
Pięć centymetrów od mojego karku... Mój kark. Kark przywodzi mi na myśl japońskie
kobiety, te z epoki Heian. Ich kark był bladym pasem między wyściełanym kołnierzem
kimona z siedemnastu warstw jedwabiu i czarną linią polakierowanych włosów. Poza tym,
przyznam się, że kark przywodzi mi również na myśl różową, zarumienioną, wilgotną szyję
pewnej na wpół ubranej Francuzki z osiemnastowiecznego obrazu Bouchera. Drobinki pudru
z koafiury spadły na gołe, pulchne ramię kobiety, kiedy towarzyszący jej na obrazie
dżentelmen próbował ją zatrzymać przy sobie w pokoju. Trochę jak Cornelius mnie.
Cornelius był bezwstydny.
Bezwstydny to dobre słowo.
Ja również zachowałam się bezwstydnie.
Odwróciłam się i pocałowałam go, przyciągając jego głowę ku swojej, a równocześnie
przykryłam jego uszy moimi dłońmi niczym muszlami konchami ukojenia . Nigdy nie
zaznam spokoju.
Gwałtownie odsunęłam go od siebie nie był to ruch swobodny ani płynny po czym
chwyciłam brzeg sukienki, zadarłam ją i zdjęłam przez głowę; machałam nerwowo rękami i
szarpałam kołnierzyk, który wplątał mi się we włosy.
Cornelius odpiął mi stanik, z wprawą naciskając zatrzask między moimi piersiami.
Królowa Kurczaków najwyrazniej nie musiała udzielać mu lekcji. Zrobił krok w tył i uważnie
mi się przyjrzał.
Stałam plecami do okna. Mężczyzna w parku również mnie obserwował.
Znajdowałam się między nim a Corneliusem.
Mój student rozpiął zamek dżinsów, sięgnął do środka, wyjął i lekko uniósł w dłoni
penisa. Nie był obrzezany i wyglądał dla mnie tak jak wszystkie nie obrzezane penisy
niczym wąż w ogrodzie Eden. Gdy o tym pomyślałam, poczułam rozpacz.
Pocałowałam Corneliusa, wpychając mu język w usta, i w pewnej chwili zdałam sobie
sprawę z tego, że nie wiem, jak przerwać rozwój wydarzeń. Zapomniałam już, jak to się robi.
Każda kobieta powinna umieć powiedzieć dość . Och, to nie Corneliusa chciałam
powstrzymać, ale siebie.
Mój student głaskał moje piersi, szczypał sutki, lizał je i ssał. Czułam podniecenie
między nogami, czułam, że zwierają mi się mięśnie, a krew coraz szybciej pędzi w żyłach.
Odepchnęłam go. [ Pobierz całość w formacie PDF ]