[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- I zaśpiewamy - dodał z cwaniackim uśmiechem piegus.
Dziewczyna crfwyciła mnie mocno za rękaw koszuli, pocią-
gnęła w bok.
- Nie zwracaj na nich uwagi.
Nie należę do zabijaków i nie lubię awantur, lecz w tym
układzie nie wypadało uciekać. Spojrzałem na nich wyzywają-
co. Byli ode mnie starsi i roślejsi. Ich trzech - ja jeden.
Wiedziałem, że to nie przelewki i chętnie nie zwróciłbym na
nich uwagi, lecz wobec dziewczyny nie mogłem stchórzyć.
Stanąłem więc w bojowej postawie.
- Hej, czego szukacie? - zawołałem gniewnie. - Idzcie
swoją drogą.
- Prosiłam cię, żebyś się nie odzywał - jęknęła błagalnie
dziewczyna.
Trzeci z nich, czarny, krępy, z sypiącym się pod nosem
"'ąsikiem zabiegł nam drogę.
- Odpływaj, szczeniaku, pókim dobry! -Aypnąłgniewnie,
jakby chciał mi dać do zrozumienia, że mam się ulotnić.
- Widziałem jeszcze lepszych.
- Zamknij dziób i nie głosuj!
164
- A ty nie tak ostro, bo się przelęknę. Jak szukasz szczęścia,
to nie u mnie.
- Zgaś go, Heniek! - zawołał z boku gitarzysta.
Dziewczyna krzyknęła głośno:
- Czego chcecie od tego chłopca?!
- Rozsądku - zaśmiał się piegus i posuwistym krokiem
zbliżył się do dziewczyny. Zasłoniłem ją, lecz ten odepchnął
mnie mocno i chwycił ją za rękę. - Chodz z nami. Ten
szczeniak nie pasuje do ciebie.
Przeholował. Targnęło mną. Rzuciłem się na niego z pięś-
ciami, lecz zanim zdążyłem zadać cios, ten z wąsikiem podciął
mi nogi. Upadłem na ziemię. Piegus był już na mnie. Chciał
mnie przydusić do ziemi, lecz wywinąłem się. Zaczęliśmy się
siłować. Był mocny i zwinny, nie mogłem mu dać rady, ale
broniłem się zaciekle. Nie wiem, jak długo z nim wałczyłem,
lecz w pewnym momencie poczułem straszliwe uderzenie
w ucho. To ten krępy z wąsikiem kopnął mnie leżącego.
Zwinąłem się z bólu. Traciłem siły... Słyszałem krzyk dziew-
czyny:
- Bohaterowie, trzech na jednego! Chuligani!
Nagle piegus puścił mnie. Zaczął uciekać. Podniosłem się
z ziemi. Obok zobaczyłem dziewczynę, a dalej uciekających.
Za nimi wielkimi susami sunął jakiś mężczyzna. Tamci rozpie-
rzchli się wachlarzykiem, każdy w inną stronę. Mężczyzna
ścigał tego krępego wyrostka. Nie dogonił go jednak, gdyż
tamten wpadł w gęstą sośninę ciągnącą się zagajnikami pod
wydmami.
Wyprostowałem się z trudem. Dotknąłem ucha. Piekło
boleśnie. Czułem, że puchnie, a w ustach miałem słodki
smak krwi. Dziewczyna podała mi chusteczkę.
- Co ci jest?
- Nic. Zaraz przejdzie.
- jesteś blady.
- To ci się tylko tak zdaje.
165
Zbliżyła się i delikatnie wycierała mi twarz chustką.
- Tak strasznie się bałam.
- Niepotrzebnie. Gdyby był jeden...
- To zwykli chuligani, łobuzy...
- Tak, ale było ich trzech. - Otrzepywałem się z piasku.
Przyglądała mi się bacznie i nagle roześmiała się.
- Czego się śmiejesz?
- No, bo... ubóstwiam takie sytuacje.
- Ty wszystko ubóstwiasz.
- Wszystko, co ciekawe i odbiega od przeciętności. Wie-
działam, że tak się zachowasz. Przecież to piękne jak
w książce.
- Piękne - mruknąłem z przekąsem. - Bardzo piękne,
tylko mi ucho puchnie. Ale to nic...
- Zupełnie w stylu Waltera Scotta. Wyobraz sobie: jest
wieczór w mglistych górach Szkocji, przepastnym borem
jedzie księżniczka i nagie napadają na nią zbójcy... I zjawia się
dzielny rycerz.
~ Daj spokój z Walterem Scottem. Mogłem oberwać takie
baty, żebym się stąd nie wykaraskał, a ty mi o romantycznej
przygodzie... Muszę już iść - powiedziałem z nutką żalu, bo
dziewczyna bardzo mi się podobała i chętnie bym z nią jeszcze
został.
- Szkoda. Myślałam, że mnie odprowadzisz. - W głosie jej
wyczułem żal.
- Bardzo się spieszę. Chciałbym zastać ojca w domu.
- To może jutro się spotkamy.
- Może...
~ Ja tutaj przychodzę na plażę.
Podałem jej rękę.
- To cześć. Trzymaj się.
- Zmieszne, nawet nie wiem, jak ci na imię.
- Maciek.
- Mnie Dorota.
166
- Cześć, Dorota.
- Do zobaczenia.
Odszedłem szybko, nie chcąc przedłużać tego pożegnania.
Nagle, gdy włożyłem rękę w kieszeń, poczułem gładką grudkę
bursztynu. Zatrzymałem się.
- Dorota!
Była już daleko. Podbiegłem więc do niej.
- Wez ode mnie na pamiątkę. Może się już nie zobaczymy.
Trzymała chwilę złocistą grudkę bursztynu w dłoni.
- Jaki piękny. A ty... jesteś naprawdę miły.
4
Huśtawka, daję słowo - raz na wozie, raz pod wozem,
a właściwie nie wiadomo gdzie. Raz windujesz się do góry
i zdaje ci się, że cały świat do ciebie należy, to znowu spadasz
na łeb, na szyję i myślisz, że jesteś na dnie. Widocznie takie już
życie i nic na to nie poradzisz. Trzeba być linoskoczkiem albo
kaskaderem, żeby sobie kości nie pogruchotać.
W takim właśnie nastroju szedłem na ulicę Przymorską,
a właściwie biegłem, bo chciałem jak najszybciej zobaczyć się
z ojcem. Tym razem nie miałem już żadnych oporów. Raz
kozie śmierć. Zobaczę, jaki ten mój stary. Powiem mu po
prostu:  Widziałem cię w telewizji i chciałem się z tobą
spotkać. Nie myśl, że będę o coś prosił. Ja nie z tych, co się
dopraszają. Pogadamy jak mężczyzna z mężczyzną..." Tak
sobie to pięknie ułożyłem i gdy nacisnąłem dzwonek, byłem
zupełnie spokojny.
Ale ojca nie zastałem. Na odgłos dzwonka odezwała się
cisza, która w takich wypadkach najchętniej się odzywa.
Stałem więc pod drzwiami jak przywiędły tulipan i na nic
zdało się moje kozakowanie... Znowu coś mnie ogarnęło, nie
będę nawet pisał co, bo to byłoby nudne. Powlokłem się dokąd
nogi niosły, a nogi zaniosły mnie znowu na plażę.
Było pusto, cicho, tyłko mewy z krzykiem siadały na palach
falochronów, a morze szumiało sennie i kojąco. Usiadłem
w plażowym koszu i bezmyślnie patrzyłem na przybój. Wyda-
ło mi się, że jestem Robinsonem wyrzuconym przez fale na
brzeg samotnej wyspy i oczekuję czegoś, co nigdy się nie
spełni. A morze było wciąż ogromne, bezbrzeżne, a przestrzeń
168
otchłanna, wsysająca człowieka jak tajfun bezbronnego ptaka.
Poczułem wielkie znużenie. Nie miałem już sił szukać
noclegu, więc postanowiłem przenocować na plaży; zdrowo,
tanio i oryginalnie. Złączyłem więc dwa kosze, tak że zrobiłem
z nich wspaniały bungalow, włożyłem na siebie wszystkie
ciuchy, jakie miałem w plecaku - sweter, wiatrówkę, ciepłe
skarpety, czapkę - i kołysany melodią fal chciałem zasnąć... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.