[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym, lipcowym powietrzem, pachnącego kwiatami ogrodu zmarłych?
Kohoutkowi nigdy nie przyszło to do głowy, ale nim zdążył odpowie-
dzieć, jego osowiałe dziecko ożywiło się nagle i krzyknęło:
 Patrzcie! Patrzcie! Jeleń!
W górze cmentarza, pomiędzy krzyżami, spokojnie pasła się w wysokiej
białej trawie sarna.
 To jest sarna, dziecko kochane  powiedział Kohoutek. Zwierzę unio-
sło głowę zaniepokojone krzykiem dziecka, chwilę spoglądało w ich kie-
52
runku, po czym majestatycznym krokiem ruszyło w górę i niebawem znik-
nęło pomiędzy pniami rosnących tam brzóz.
 Widzisz, Kohoutku, nawet zwierzęta leśne wiedzą, że jest tu bezpiecz-
nie. Nikt tu nie będzie do nich strzelał. Zmarli myśliwi nie wstaną z grobów,
by urządzić na nich nagonkę. Trawa wyrastająca ze szczątków naszych
protestanckich przodków jest tu żyzna i ożywcza niczym idee reformacji.
Cmentarz jest dobrym i spokojnym miejscem, a miłość i śmierć blisko sie-
bie stoją. Tyle przecież wiesz, Kohoutku, tego uczyli nawet w szkołach pod
moskiewskim jarzmem.
 Tak, tyle wiem  powiedział Kohoutek z sarkazmem i usiłował sobie
przypomnieć jakieś szczegóły, ale wyraznie mu nie szło.
 Skoro wiesz, to pozwolisz, że powiem ci, co mam do powiedzenia. A
poza tym muszę to zrobić tutaj i teraz, bo kiedy indziej i gdzie indziej nie
ma sposobności. W domu, we wszystkich naszych rozmowach bierze udział
twoja matka, do kawiarni ani na spacery raczej nie chodzimy, wieczory i
noce spędzamy, generalnie rzecz ujmując, osobno, ty często wyjeżdżasz...
Choć ostatnio wyjeżdżasz trochę rzadziej, czyżbyś znalazł coś na miejscu, a
może sprowadził się ktoś w twoje strony?
 Dobrze, mów  w głosie Kohoutka dało się wyczuć niejaką irytację  i
pośpiesz się.
 Ależ to, co powiem będzie bardzo krótkie, parę zdań zaledwie.  %7łona
Kohoutka znów spojrzała w górę cmentarza, gdzie pomiędzy brzozami błą-
kało się ich osowiałe dziecko.
 A więc zakaz tego, co wiesz, obejmował cię od zawszę  zaczęła raz
jeszcze.  Gdy byłeś młodym chłopcem, nawet własne ciało było ci zabro-
nione. Musiałeś się więc nieustannie ukrywać, gorączkowo konspirować
swe zainteresowania, chyłkiem zadawać się z samym sobą, ukradkiem stu-
diować wiadome lektury, w poczuciu nieustannego zagrożenia kontemplo-
wać wiadome wizerunki. Tak minęło ci pózne dzieciństwo i burzliwe lata
dojrzewania. Niestety, bardzo wcześnie, o wiele za wcześnie, w wieku sie-
demnastu lat zaledwie, poznałeś mnie, siedemnastoletnią kobietę. Rychło
się zorientowałeś, iż ja nie należę do obozu przeciwnika, iż nie należę do
mrocznej społeczności tych, którzy nieustannie zakazują ci dostępu do owo-
cu zakazanego... Wręcz przeciwnie, pozwalałam ci na wszystko, a nawet
niekiedy nakłaniałam cię do wszystkiego, ponieważ byłeś miłym i ładnie
pachnącym chłopcem, Kohoutku. Zdawać się więc mogło, że czasy znie-
wolenia, strachu i wiecznej konspiracji minęły bezpowrotnie. Nic bardziej
mylnego. Dalej byliśmy dziećmi  żona Kohoutka delikatnie wzięła go pod
ramię  i dalej musieliśmy się ukrywać. Teraz zakaz podwojony, rozmno-
żony na mnie i na ciebie stał się w pewnym sensie o wiele bardziej uciążli-
wy. Dawniej ukrywałeś wyłącznie swe paskudne myśli, książki, ewentual-
nie jakieś brzydkie obrazki. Teraz oboje musieliśmy ukrywać siebie sa-
mych, musieliśmy ukrywać przed światem nasze lgnące do siebie ciała.
Konspirowanie w teorii jest przecież o wiele prostsze od konspirowania w
praktyce. Co więcej, ja, Kohoutku, zaczęłam z wolna dezerterować. Zaczę-
łam z wolna przechodzić do obozu twych odwiecznych przeciwników, za-
częłam z wolna ci zabraniać, zaczęłam cię miarkować. Tropiłam twoje my-
śli biegnące w kierunku innych niż ja kobiet, represjonowałam twoje nie
tam gdzie trzeba skierowane spojrzenia, druzgotałam twoje nadzieje tyczące
53
prób poznania kogokolwiek poza mną. Wkrótce stałam się twoją najsurow-
szą strażniczką, zakazałam ci absolutnie wszystkiego poza sobą, przy czym,
jeśli idzie o mnie samą, Kohoutku, wiesz dobrze, iż także nie zezwalałam ci
na wszystko, niektóre rzeczy obwarowane były ścisłymi zakazami, niektóre
twoje pragnienia nigdy nie mogły zostać zrealizowane, ponieważ raz na
zawsze zostały ci zakazane. A poza tym, choć to ja byłam twoją najsurow-
szą strażniczką, nas oboje dalej obowiązywały powszechne zakazy, tropili
nas rodzice, moje zazdrosne koleżanki, twoi głupawi koledzy, recepcjoniści
w hotelach, właściciele pensjonatów, portierzy, wszyscy. Gdy pobraliśmy
się, sytuacja właściwie nie uległa poprawie. Nie mieliśmy mieszkania,
gniezdziliśmy się najpierw w dwupokojowym mieszkaniu moich starych,
gdzie bardziej niż o miłości myślałam o nadmiernie skrzypiącym łóżku, a
potem przenieśliśmy się tutaj, gdzie, po pierwsze, niewiele jest lepiej, po
drugie  jest już za pózno. Ty, Kohoutku, zacząłeś od pewnego czasu roz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.