[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nicości Nathemy.
Sprowadzając statek do lądowania, wyczuła już z nagłą i nieugiętą pewnością, że Revan
przebywa gdzieś tutaj, na tym świecie.
- On tu jest, Tee-Three - poinformowała swojego towarzysza, z trudem hamując
podniecenie. - Czuję to.
Droid pisnął energicznie.
- To nie będzie takie proste - odparła. - Muszę się trochę rozejrzeć, odetchnąć tym
miejscem.
T3 dla odmiany zagwizdał trwożnie.
- Tylko trzymaj się mnie i naśladuj we wszystkim - uśmiechnęła się. - Nic nam się nie
stanie.
Kilka minut pózniej sprawnie posadziła Jastrzębia na jednym z wielu stanowisk
lądowniczych portu.
- Nikt tutaj nie wie, że jestem Jedi - przypomniała droidowi przed zejściem z rampy. -
Postarajmy się, aby tak zostało.
Miecz świetlny miała bezpiecznie ukryty, a brązowe szaty zmieniła na czarne spodnie i
czerwony kaftan bez rękawów. Nie sądziła, aby ktokolwiek tutaj rozpoznał tradycyjny strój Jedi, ale
nie chciała ryzykować.
Przy statku czekała na nich celniczka - kobieta w średnim wieku. To był dobry znak - skoro
ludzie mogli na tej planecie piastować oficjalne funkcje rządowe, widocznie na Dromund Kaas było
ich sporo. Z całą pewnością nie ściągnie więc na siebie uwagi samą przynależnością do rasy
ludzkiej.
- Twój statek nie jest zarejestrowany - przemówiła kobieta w basicu tonem oskarżycielskim,
ale znużonym. - Musisz pójść ze mną.
Meetra nie zdziwiła się, że powitano ją w znajomym języku. Sithowie stanowili kiedyś
imperium kontrolujące wiele światów, kultur i społeczności, więc to oczywiste, że prędzej czy
pózniej musieli znalezć wspólny język. Basic, jako najbardziej rozpowszechniony, wydawał się
naturalnym i najprostszym wyborem.
- Wolałabym, aby moje przybycie i działania pozostały nierejestrowane - odparła.
- To da się załatwić - odrzekła kobieta, dyskretnie się rozglądając, żeby sprawdzić, czy nikt
nie może jej usłyszeć. - Oczywiście taka wyjątkowa usługa jest płatna dodatkowo.
Meetra nie miała pojęcia, jakiej waluty używają na Dromund Kaas, ale szczerze wątpiła, czy
przyjmą republikańskie kredyty.
- Wymieniłam moje fundusze na coś, co łatwiej ze sobą nosić - wyjaśniła, pokazując
niewielki, ale perfekcyjnie oszlifowany diament.
Oczy celniczki zabłysły, kiedy utkwiła je w drogocennym klejnocie.
- Jeśli moje przybycie nie zostanie zarejestrowane, dopilnuję, żebyś otrzymała nagrodę, jak
tylko wymienię kamyk na coś łatwiejszego do wydawania - obiecała Meetra.
Kobieta podejrzliwie zmrużyła powieki.
- Mam zasady, przyjmuję tylko płatność z góry.
- Zrób wyjątek ten jeden raz, skoro obie jesteśmy ludzmi - zasugerowała Meetra, delikatnie
dotykając umysłu celniczki poprzez Moc.
- Wydaje mi się, że ten jeden raz mogę zrobić wyjątek - uprzejmie odparła kobieta i lekko
wzruszyła ramionami. - Skoro obie jesteśmy ludzmi...
- Wiedziałam, że się dogadamy - uśmiechnęła się Meetra w odpowiedzi. - Cóż, nie
spodziewam się, żebyś znała nazwisko kogoś w mieście, kto dałby mi za te kamienie uczciwą cenę.
- Larvit będzie najlepszy - podsunęła celniczka. - Twardo się targuje, ale nie będzie chciał
cię oszukać. Podam ci wskazówki.
Meetra postanowiła, że uda się do sklepu Larvita pieszo, zamiast wynajmować śmigacz.
Spacer ulicami miasta Kaas pozwoli jej oswoić się z atmosferą planety i jej mieszkańcami. Aatwiej
będzie się dopasować.
Ludność zdawała się składać głównie z czerwonoskórych Sithów i z ludzi, ubranych w
podobne, znormalizowane uniformy lub mundury wojskowe. Zauważyła garstkę Zabraków i
Twi leków, którzy, w przeciwieństwie do Sithów i ludzi nie nosili mundurów, za to wszyscy bez
wyjątku byli wyposażeni w obroże paraliżujące. Meetra ze zdumieniem stwierdziła, że nieszczęśni
niewolnicy muszą być potomkami więzniów, pojmanych przez Sithów tysiąc lat wcześniej, w
czasie Wielkiej Wojny Nadprzestrzennej.
Wskazówki, które podała jej celniczka, były proste i bez trudu doprowadziły ją do celu. Z
zewnątrz sklep Larvita nie wyglądał na miejsce, gdzie ktoś prowadzi nielegalną działalność. Miał
wejście od ulicy, a w jego oknie pyszniły się te same oficjalne pieczęcie rządowe, które Meetra
widziała na niemal każdym mijanym po drodze budynku.
Weszła do środka i szybko rozejrzała się po otoczeniu. Sklep wydawał się krzyżówką
lombardu z małą hurtownią. Wysoki, siwowłosy mężczyzna za ladą miał na sobie czerwoną koszulę
i czarne spodnie, jedno i drugie świeżo uprasowane. Na lewym rękawie nosił kilka belek, które
prawdopodobnie oznaczały jakąś rangę wojskową, a kieszonkę na lewej piersi zdobił taki sam
symbol, jak ten, który widniał na oknie.
Meetra spodziewała się trafić na mroczną spelunkę czarnego rynku, tymczasem znalazła się
w oficjalnym, kontrolowanym przez rząd sklepie. Nie miała jednak dokąd pójść, więc podeszła do
siwowłosego mężczyzny i rzuciła na ladę garść klejnotów.
- Proszę przedstawić imperialną kartę identyfikacyjną... - zaczął, ale rutynowe żądanie
zamarło mu na ustach, kiedy ujrzał sporą fortunkę toczącą się po blacie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
nicości Nathemy.
Sprowadzając statek do lądowania, wyczuła już z nagłą i nieugiętą pewnością, że Revan
przebywa gdzieś tutaj, na tym świecie.
- On tu jest, Tee-Three - poinformowała swojego towarzysza, z trudem hamując
podniecenie. - Czuję to.
Droid pisnął energicznie.
- To nie będzie takie proste - odparła. - Muszę się trochę rozejrzeć, odetchnąć tym
miejscem.
T3 dla odmiany zagwizdał trwożnie.
- Tylko trzymaj się mnie i naśladuj we wszystkim - uśmiechnęła się. - Nic nam się nie
stanie.
Kilka minut pózniej sprawnie posadziła Jastrzębia na jednym z wielu stanowisk
lądowniczych portu.
- Nikt tutaj nie wie, że jestem Jedi - przypomniała droidowi przed zejściem z rampy. -
Postarajmy się, aby tak zostało.
Miecz świetlny miała bezpiecznie ukryty, a brązowe szaty zmieniła na czarne spodnie i
czerwony kaftan bez rękawów. Nie sądziła, aby ktokolwiek tutaj rozpoznał tradycyjny strój Jedi, ale
nie chciała ryzykować.
Przy statku czekała na nich celniczka - kobieta w średnim wieku. To był dobry znak - skoro
ludzie mogli na tej planecie piastować oficjalne funkcje rządowe, widocznie na Dromund Kaas było
ich sporo. Z całą pewnością nie ściągnie więc na siebie uwagi samą przynależnością do rasy
ludzkiej.
- Twój statek nie jest zarejestrowany - przemówiła kobieta w basicu tonem oskarżycielskim,
ale znużonym. - Musisz pójść ze mną.
Meetra nie zdziwiła się, że powitano ją w znajomym języku. Sithowie stanowili kiedyś
imperium kontrolujące wiele światów, kultur i społeczności, więc to oczywiste, że prędzej czy
pózniej musieli znalezć wspólny język. Basic, jako najbardziej rozpowszechniony, wydawał się
naturalnym i najprostszym wyborem.
- Wolałabym, aby moje przybycie i działania pozostały nierejestrowane - odparła.
- To da się załatwić - odrzekła kobieta, dyskretnie się rozglądając, żeby sprawdzić, czy nikt
nie może jej usłyszeć. - Oczywiście taka wyjątkowa usługa jest płatna dodatkowo.
Meetra nie miała pojęcia, jakiej waluty używają na Dromund Kaas, ale szczerze wątpiła, czy
przyjmą republikańskie kredyty.
- Wymieniłam moje fundusze na coś, co łatwiej ze sobą nosić - wyjaśniła, pokazując
niewielki, ale perfekcyjnie oszlifowany diament.
Oczy celniczki zabłysły, kiedy utkwiła je w drogocennym klejnocie.
- Jeśli moje przybycie nie zostanie zarejestrowane, dopilnuję, żebyś otrzymała nagrodę, jak
tylko wymienię kamyk na coś łatwiejszego do wydawania - obiecała Meetra.
Kobieta podejrzliwie zmrużyła powieki.
- Mam zasady, przyjmuję tylko płatność z góry.
- Zrób wyjątek ten jeden raz, skoro obie jesteśmy ludzmi - zasugerowała Meetra, delikatnie
dotykając umysłu celniczki poprzez Moc.
- Wydaje mi się, że ten jeden raz mogę zrobić wyjątek - uprzejmie odparła kobieta i lekko
wzruszyła ramionami. - Skoro obie jesteśmy ludzmi...
- Wiedziałam, że się dogadamy - uśmiechnęła się Meetra w odpowiedzi. - Cóż, nie
spodziewam się, żebyś znała nazwisko kogoś w mieście, kto dałby mi za te kamienie uczciwą cenę.
- Larvit będzie najlepszy - podsunęła celniczka. - Twardo się targuje, ale nie będzie chciał
cię oszukać. Podam ci wskazówki.
Meetra postanowiła, że uda się do sklepu Larvita pieszo, zamiast wynajmować śmigacz.
Spacer ulicami miasta Kaas pozwoli jej oswoić się z atmosferą planety i jej mieszkańcami. Aatwiej
będzie się dopasować.
Ludność zdawała się składać głównie z czerwonoskórych Sithów i z ludzi, ubranych w
podobne, znormalizowane uniformy lub mundury wojskowe. Zauważyła garstkę Zabraków i
Twi leków, którzy, w przeciwieństwie do Sithów i ludzi nie nosili mundurów, za to wszyscy bez
wyjątku byli wyposażeni w obroże paraliżujące. Meetra ze zdumieniem stwierdziła, że nieszczęśni
niewolnicy muszą być potomkami więzniów, pojmanych przez Sithów tysiąc lat wcześniej, w
czasie Wielkiej Wojny Nadprzestrzennej.
Wskazówki, które podała jej celniczka, były proste i bez trudu doprowadziły ją do celu. Z
zewnątrz sklep Larvita nie wyglądał na miejsce, gdzie ktoś prowadzi nielegalną działalność. Miał
wejście od ulicy, a w jego oknie pyszniły się te same oficjalne pieczęcie rządowe, które Meetra
widziała na niemal każdym mijanym po drodze budynku.
Weszła do środka i szybko rozejrzała się po otoczeniu. Sklep wydawał się krzyżówką
lombardu z małą hurtownią. Wysoki, siwowłosy mężczyzna za ladą miał na sobie czerwoną koszulę
i czarne spodnie, jedno i drugie świeżo uprasowane. Na lewym rękawie nosił kilka belek, które
prawdopodobnie oznaczały jakąś rangę wojskową, a kieszonkę na lewej piersi zdobił taki sam
symbol, jak ten, który widniał na oknie.
Meetra spodziewała się trafić na mroczną spelunkę czarnego rynku, tymczasem znalazła się
w oficjalnym, kontrolowanym przez rząd sklepie. Nie miała jednak dokąd pójść, więc podeszła do
siwowłosego mężczyzny i rzuciła na ladę garść klejnotów.
- Proszę przedstawić imperialną kartę identyfikacyjną... - zaczął, ale rutynowe żądanie
zamarło mu na ustach, kiedy ujrzał sporą fortunkę toczącą się po blacie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]