[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przodu i wzięła Meg w objęcia.
- O, moja droga, bardzo przepraszam! Nie chciałam
wprawiać ciÄ™ w zakÅ‚opotanie. Chodz, usiÄ…dziemy i za­
dzwonimy na Delafielda, żeby nam przyniósł wino
i ciastka. Przynajmniej bÄ™dzie miaÅ‚ jakieÅ› zajÄ™cie, bie­
daczysko.
Meg pozwoliÅ‚a pociÄ…gnąć siÄ™ w kierunku sofy i po­
wiedziała słabym głosem:
- Zechce pani spocząć, milady?
- Nie ma żadnej milady. Mów mi Di. - Uśmiechnęła
siÄ™ do Meg. - Nie bÄ…dz ze mnÄ… taka oficjalna, moja dro­
ga. Wiesz, Marcus wszystko mi opowiedział. A choć
osobiÅ›cie inaczej to sobie wyobrażaÅ‚am, szczerze mó­
wiąc, odetchnęłam z ulgą, widząc, że w końcu ożenił
siÄ™ z dziewczynÄ… z charakterem, bo chodziÅ‚o mu po gÅ‚o­
wie coś zupełnie innego. Tak się cieszę, że chyba cię
ucałuję! - Była wprost rozbrajająco szczera. - Nie
myÅ›l, że wychodzÄ…c za niego, popeÅ‚niÅ‚aÅ› jakieÅ› strasz­
liwe wykroczenie towarzyskie. Z tego, co mi powie­
dział, na pewno świetnie sobie poradzisz. Skoro jesteś
żoną Rutherforda, skandal w twojej rodzinie nie ma
najmniejszego znaczenia. Mamy dość wÅ‚asnych skan­
dali, by wszystko się wyrównało.
- To... to nie jest małżeństwo z miłości - zaczęła
Meg nieśmiało, pragnąc, by pełna życzliwości szwa-
gierka znała prawdę.
- ByÅ‚abym zdziwiona, gdyby byÅ‚o inaczej - powie­
działa Di łagodnie. - Wiesz, Marc woli się trzymać
z daleka od takich spraw... ale bÄ™dzie siÄ™ o ciebie tro­
szczyÅ‚, tego możesz być pewna. Powiedz mi, gdzie te­
raz jest ten drań?
Wysłuchawszy wyjaśnień Meg, lekko zmarszczyła
czoło, po czym oświadczyła:
- Mężczyzni! Wszyscy są beznadziejni, nawet mój
braciszek Marc.
Następnie skierowała rozmowę na przyjemniejsze te-
maty. Przede wszystkim pocieszyła Meg, że gdy tylko
sÅ‚użba otrzÄ…Å›nie siÄ™ z szoku, wszystko bÄ™dzie w porzÄ…d­
ku, a jeśli nie, przyjmie się nowych ludzi. Marcus nie
bÄ™dzie tolerowaÅ‚ żadnych uchybieÅ„ w stosunku do żo­
ny, powinna wiÄ™c zachowywać siÄ™ tak jak zawsze i ni­
czym się nie przejmować.
Meg z wahaniem wyjaÅ›niÅ‚a, że nie jest przyzwycza­
jona do służby. Di wysłuchała jej z niedowierzaniem,
a potem stwierdziła autorytatywnie, że Samuel Langley
miał nie po kolei w głowie.
- Wierz mi, moja droga, musiało mu to bardzo
utrudniać życie, a wygoda to coś, co mężczyzni gotowi
są zachować za każdą cenę.
- Nawet Marc? - spytaÅ‚a Meg z czarujÄ…cym uÅ›mie­
chem, który rozświetlił jej twarz.
- Zwłaszcza Marc - potwierdziła Di, odnotowując
w pamięci ten uśmiech i kontynuując udzielanie młodej
bratowej całego mnóstwa doskonałych rad, jak poradzić
sobie w nowej sytuacji.
- Przede wszystkim, moja droga, nie udawaj kogoÅ›
innego, niż jesteś. Tutejsza służba jest bardzo oddana
Marcowi. Gdy tylko zobaczą, że jest z tobą szczęśliwy,
zostanÄ… twoimi najgorliwszymi sojusznikami. Uwiel­
biali naszÄ… matkÄ™, a przecież byÅ‚a FrancuzkÄ…! Papa za­
wsze mawiał żartobliwie, że jej akceptacja świadczyła
o szacunku dla niego, moim zdaniem jednak mama
miała w tym co najmniej taki sam udział. Jestem pewna,
ze ciebie również zaakceptują.
- Och, nie wiedziaÅ‚am, że wasza matka byÅ‚a Fran­
cuzką. - Meg zignorowała sugestię, że Marc będzie
z niÄ… szczęśliwy. Na pewno jÄ… lubi, szczególnie w łóż­
ku, ale...
Di zachichotała szelmowsko.
- A co pomyÅ›laÅ‚aÅ› o swojej sypialni i pokoju kÄ…pie­
lowym? Chyba nie myślisz, że jakakolwiek szanująca
siÄ™ Angielka kazaÅ‚aby urzÄ…dzić tak bezwstydnÄ… Å‚azien­
kę! Mama śledziła wszystkie nowinki francuskiej mody
i uwielbiała szokować nimi towarzystwo.
Meg znów się zarumieniła, bo przypomniała sobie
reakcjÄ™ milorda, kiedy znalazÅ‚ jÄ… w wannie. Czy korzy­
stając z niej, postąpiła bezwstydnie?
Zanim zdołała się powstrzymać, spytała:
- Czy powinnam...?
- Tak - odparła stanowczo Di. - Tak często, jak ci
się podoba. Londyn już dawno otrząsnął się ze skandalu
wywołanego szokującą łazienką lady Rutherford.
ZresztÄ… myÅ›lÄ™, że dla małżonków to caÅ‚kiem miÅ‚e miej­
sce - zakończyła frywolnie.
NastÄ™pnie Di przedstawiÅ‚a w skrócie plany życia to­
warzyskiego. Postanowiła za tydzień wydać przyjęcie
dla wąskiego grona zaprzyjaznionych osób. Zostało
niewiele czasu, ale goÅ›cie siÄ™ stawiÄ…, nie ma najmniej­
szej wÄ…tpliwoÅ›ci. Marc miaÅ‚ lożę w operze, lady Ru­
therford powinna tam bywać, poznawać nowych ludzi.
No i naturalnie klub Almacka. Marc wprowadzi tam
Meg, potem będzie mogła tam chadzać w towarzystwie
odpowiednich mężczyzn stanu wolnego. WażnÄ… i wpÅ‚y­
wową postacią jest hrabina Sally Jersey, która, mając
słabość do Marca, ułatwi również życie jego żonie.
To wszystko wyglądało wspaniale, Meg niepokoiło
tylko jedno. Di założyła, że mąż poświęcać jej będzie
dużo czasu. Meg nie miała wątpliwości, że to uczyni,
nie sądziła jednak, że mu się to spodoba, a nie chciała
go drażnić.
Z wahaniem wyjaśniła szwagierce, że jej zdaniem
Marc nie będzie miał ochoty robić tych wszystkich rzeczy.
- A to czemu, na litość boską?
-Cóż. . . obiecaliÅ›my sobie, że nie bÄ™dziemy prze­
szkadzać sobie nawzajem... Poślubił mnie tylko dla
dzieci. ..dla przedÅ‚użenia rodu... no i dlatego... że mu­
siaÅ‚. - Dumnie spojrzaÅ‚a w dociekliwe oczy Di. - Zgo­
dziliśmy się, że każde z nas będzie miało własne życie
i nie będziemy mieć o to do siebie pretensji.
- Och, to cały Marc - oświadczyła złowieszczo lady
Diana Carlton. - Nie martw się, Meg. Już ja się zajmę
moim braciszkiem!-Prychnęła z oburzeniem.
Po czym, obiecawszy, że wróci i zabierze Meg na
przejażdżkę po parku o piątej po południu, pożegnała
się i wyszła. Czarujące dziecko, uznała w duchu. Dość
nieśmiała, ale to jej nie zaszkodzi, wprost przeciwnie.
Nie była też prostaczką; miała dużo godności.
Doskonale. Marc bÄ™dzie musiaÅ‚ przynajmniej polu­
bić małą Meg, chyba że jest bardziej nieludzki, niż jej
siÄ™ zdaje. ZresztÄ… ten zwiÄ…zek jest dla niego o niebo lep­
szy niż małżeństwo, nad jakim się zastanawiał i o jakim
mówił cynicznie od lat. Di świetnie rozumiała, dlaczego
brat jest przeświadczony, że kobiety chcą się za niego
wydać wyłącznie dla pieniędzy i pozycji, stąd ten jego
cynizm.
Jednak żeniąc się z Meg Fellowes, wszedł w diame-
tralnie inny zwiÄ…zek. Ciekawe, czy w peÅ‚ni zdawaÅ‚ so­
bie sprawę z tego, co zrobił. Meg nie była kobietą, która
czegokolwiek podejmuje siÄ™ pochopnie. Di doskonale
wiedziała, że Marc był gotów zaoferować swojej żonie
carte blanche, jeśli chodzi o kochanków, tak długo jak
bÄ™dzie dyskretna. I Meg wyszÅ‚a za niego na tych wa­
runkach. Czy spodziewał się, że wezmie go za słowo?
I jak by zareagował, gdyby uznał, że tak jest w istocie?
Di gotowa byÅ‚a siÄ™ zaÅ‚ożyć, że jej cyniczny brat byÅ‚­
by bez wątpienia zaskoczony własną zazdrością, gdyby
żona odważyÅ‚a siÄ™ choćby zerknąć na innego mężczyz­
nÄ™. Ciekawe, co Jack Hamilton myÅ›li o tej sytuacji. Do­
brze, gdyby przyłączył się do nich w parku dzisiejszego
popołudnia. Postanowiła posłać do niego liścik.
Lady Rutherford, wystrojona w modnÄ… paprykowo-
czerwoną suknię spacerową, wsiadła do lśniącej kolaski
lady Diany Carlton, z pewnoÅ›ciÄ… siebie, której w naj­
mniejszym stopniu nie czuła. Myśl o stawieniu czoła
londyńskiemu towarzystwu napełniła ją przerażeniem,
niemniej postanowiła zrobić wszystko, co w jej mocy,
by nikt się tego nie domyślił. Nawet Di, która była dla
niej tak miÅ‚a. Nie mogÅ‚a dopuÅ›cić do tego, by Marc po­
myÅ›laÅ‚, że jego żona nie jest w stanie udzwignąć spo­
czywających na niej zobowiązań.
Poza tym, choćby nie wiem co, nie bÄ™dzie bezczyn­
nie siedziaÅ‚a przez caÅ‚y dzieÅ„ w domu, na próżno wy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™ - a co jeÅ›li lubiÄ™ rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.