[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak, właśnie. - Wstała. - Chyba czekają na ciebie na
górze. Nie chcę cię zatrzymywać.
- Ja też życzę ci szczęścia, tego spodziewałby się po mnie
biedny Fred. On wiedział, co to jest serce.
- Szczęście! - Rosina zaśmiała się ironicznie. - Co to jest
szczęście, Thomasie? Kiedyś i ja byłam jak Kirsteen, ale nie
spotkałam żadnego Thomasa czy Freda, który by mnie tak
pokochał. Pomyśl o tym czasami.
Teraz z kolei on pocałował ją w policzek. Odsunęła się z
dwornym ukłonem.
- Wkrótce wyjedziesz do Sydney, prawda? Do widzenia
zatem i dobrej podróży, panie Dilhorne, niech życie obejdzie
się z tobą łaskawiej niż ze mną. - Zawirowała spódnicami,
wionęła perfumami i zniknęła z jego życia na zawsze.
Kiedy wrócił, zastał żonę i ojca rozmawiających, jakby się
znali od lat. Domyślił się więc ze wstydem, że ojciec już zna
szczegóły jego zawiłej kariery w Ballarat. Ojciec go kocha,
tak przynajmniej mówiła Rosina, zatem wierzył, że zrozumie
go i nie będzie potępiał wyczynów narwanego Freda, na któ
re zadufany w sobie Thomas nigdy by się nie zdobył.
Kirstie spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami.
Był niezwykle elegancki w nowym ubraniu i idealnie wypu
cowanych butach. Czasami z daleka widywała takich męż
czyzn w Melbourne, ale nie spodziewała się, że będzie roz
mawiać z kimś takim, a co dopiero - że go poślubi.
- Diabelnie niewygodne - powiedział Thomas, z niesma
kiem wskazujÄ…c na swoje ubranie. - Co gorsza, nie pasuje na
mnie teraz. Rozrosłem się przy kopaniu.
Dostrzegł rozbawienie ojca. Thomas nigdy nie narzekał.
Jego słowa zawsze były wyważone.
- Te buty są sztywne i ciasne - dodał, siadając i wycią
gając nogi. Był przyzwyczajony do luznych, nie krępujących
ruchów ubrań poszukiwaczy złota.
- Och, Fred, są śliczne; ty też jesteś śliczny.
- Nie tak śliczny jak ty. - Pochylił się i pocałował ją w
czubek nosa.
Oddała mu pocałunek.
- Czy nie masz nic przeciwko temu, synowo, że Thomas
i ja porozmawiamy na osobności? - zwrócił się do niej star
szy pan z galanterią. - Zamówiłem dla was apartament. Mąż
cię tam zaprowadzi; może odpoczniesz trochę?
Kirstie wstała i nachyliła się, całując starszego pana w
opalony policzek.
- Lubię cię, mimo że jeszcze trochę się ciebie boję. Jasne,
że nie będę miała nic przeciwko temu.
Zorientowała się, że najpierw oddalił Thomasa, by móc
pobyć z nią sam na sam, a teraz urządza wszystko tak, by
móc porozmawiać z synem w cztery oczy.
Thomas zaprowadził ją do ich pokoi. Były większe niż ojca.
Wielkie łóżko w sypialni, a w salonie wygodna kanapa i fotele.
Ktoś przyniósł kwiaty i kosz owoców oraz szklanki i wielki
dzbanek lemoniady. Ich zniszczony kuferek stał porzucony w
kącie, za wielkimi i okazałymi walizami Thomasa.
Przylgnęła do męża, bo te imponujące symbole jej nowe
go życia onieśmieliły ją; wszystko tak bardzo się różniło od
tego, co otaczało ją na farmie i w Ballarat.
Nie musiała nic mówić; Fred i tak wyczuł jej niepewność.
- Przepraszam - powiedział. - Cała ta sytuacja musi być
dla ciebie szokiem. Nic na to nie poradzę. Być może byłoby
łatwiej, gdybym pozostał Fredem.
Odsunęła go lekko.
- Och, nie, nie mógłbyś tego zrobić! Pomyśl o swoim nie
szczęśliwym ojcu i matce, i o synku.
- Tak, chyba polubisz Lachlana. To taki mały, kochany
brzdÄ…c.
- A jednak zapomniałeś o nim i o całej reszcie. Nawet o
nim. - Miała na myśli jego ojca. - Nigdy bym nie sądziła,
że można o nim zapomnieć.
- Myślę, że starałem się zapomnieć nie tylko siebie, ale
również ojca - powiedział z namysłem Thomas. - Dlatego,
że zawsze czułem, iż nie jestem takim synem, jakiego sobie
wymarzył. Teraz, widzę, że się myliłem, ale wtedy... - Po
kręcił głową.
- Obiecał, że zawiadomi tatę, iż jesteśmy bezpieczni. Po
może też Geordiemu i innym, jeżeli tylko będą tego po
trzebować. Wysłał również posłańca do Sydney z wiado
mością dla twojej biednej matki, że jesteś cały i zdrowy.
Ma nic nie mówić o mnie. Ojciec sądzi, że będzie miłą nie
spodziankÄ… dla niej, kiedy siÄ™ razem zjawimy. Poza tym uwa
ża, że powinniśmy odpocząć parę dni, zanim ruszymy do
domu.
- Myśli o wszystkim, prawda? - Thomas uśmiechnął się.
- Miło wiedzieć, że nie stracił werwy i ciągle potrafi snuć
plany. - W jego słowach nie było dawnej złośliwości, raczej
podziw.
Kirstie, wiedząc to, uśmiechnęła się i pocałowała go na
do widzenia.
- Wracaj szybko, zanim zjem wszystkie owoce i wypijÄ™
całą lemoniadę.
Pożegnalny pocałunek ogrzał mu policzek i Thomas po-
wrócił do ojca, który powitał go na w swój zwykły, oschły
sposób; nie lubił zdradzać głębszych uczuć.
- Mój drogi Fredzie - zaczął. - Mam wrażenie, że
wolę nazywać cię Fredem. Twoja żona wyjaśniła mi, jak
bardzo powinienem się cieszyć, że twa godna potępienia
skłonność do kobiet, picia i hazardu została przezwycię
żona siłą charakteru, którego ci tak brakowało.
Thomas pobladł.
- Tak, muszę przyznać, że się wyszumiałem, czego sta
rannie unikałem w młodości.
- Było niezle, co? - spytał ojciec.
Oczy Thomasa rozbłysły.
- Wspaniale, przynajmniej przez jakiÅ› czas. Potem mi to
obrzydło.
- Tak zwykle bywa u rozsądnych mężczyzn. Trochę się
za to winię. W twoim życiu szczególnie zabrakło nieod
powiedzialności. Zawsze byłeś poważnym, dzieckiem, a po
tem stałeś się poważnym, ciężko pracującym mężczyzną.
Zmierć Bethii bardzo cię dotknęła. Miałeś bardzo surowe za
sady. Jak siÄ™ czujesz jako grzesznik?
- Znacznie lepiej niż jako niedoszły święty. Och, do diab
Å‚a, z tymi butami! - Thomas zdjÄ…Å‚ trzewiki i cisnÄ…Å‚ je w
kąt, masując palce i wyciągając nogi. - Obawiam się, że
odezwał się we mnie Fred. Nie sądzę, bym się go zupełnie
pozbył.
- Nie pozbywaj się do końca Freda - doradził ojciec z
powagą. - Wątpię, czy jako Thomas byłbyś zdolny do tak
dobrego wyboru drugiej żony.
- Wiedziałem, że ją polubisz - zareagował żywo Tho
mas. - Biedny, głupi Fred omal jej nie przeoczył. Był prawie
tak samo ślepy jak Thomas. Jest największym skarbem, jaki
przywiozłem ze złotonośnych terenów.
Ojciec potaknÄ…Å‚.
- Kolejną nagrodą są przyjaciele, których tam zostawi
łem. Muszę im pomóc, zwłaszcza Geordiemu.
- Teraz, kiedy masz żonę, zapewne wrócisz do swojej
willi.
- O, tak. Im rychlej Kirstie będzie miała swój dom,
tym będzie szczęśliwsza i szybciej odnajdzie się w nowym
życiu.
Po raz pierwszy w życiu rozmawiał z ojcem jak z przyja
cielem i towarzyszem, bez strachu o to, że nie spełnia jego
oczekiwań, a także i bez złości, i bólu, który prawie znisz
czył mu życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
- Tak, właśnie. - Wstała. - Chyba czekają na ciebie na
górze. Nie chcę cię zatrzymywać.
- Ja też życzę ci szczęścia, tego spodziewałby się po mnie
biedny Fred. On wiedział, co to jest serce.
- Szczęście! - Rosina zaśmiała się ironicznie. - Co to jest
szczęście, Thomasie? Kiedyś i ja byłam jak Kirsteen, ale nie
spotkałam żadnego Thomasa czy Freda, który by mnie tak
pokochał. Pomyśl o tym czasami.
Teraz z kolei on pocałował ją w policzek. Odsunęła się z
dwornym ukłonem.
- Wkrótce wyjedziesz do Sydney, prawda? Do widzenia
zatem i dobrej podróży, panie Dilhorne, niech życie obejdzie
się z tobą łaskawiej niż ze mną. - Zawirowała spódnicami,
wionęła perfumami i zniknęła z jego życia na zawsze.
Kiedy wrócił, zastał żonę i ojca rozmawiających, jakby się
znali od lat. Domyślił się więc ze wstydem, że ojciec już zna
szczegóły jego zawiłej kariery w Ballarat. Ojciec go kocha,
tak przynajmniej mówiła Rosina, zatem wierzył, że zrozumie
go i nie będzie potępiał wyczynów narwanego Freda, na któ
re zadufany w sobie Thomas nigdy by się nie zdobył.
Kirstie spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami.
Był niezwykle elegancki w nowym ubraniu i idealnie wypu
cowanych butach. Czasami z daleka widywała takich męż
czyzn w Melbourne, ale nie spodziewała się, że będzie roz
mawiać z kimś takim, a co dopiero - że go poślubi.
- Diabelnie niewygodne - powiedział Thomas, z niesma
kiem wskazujÄ…c na swoje ubranie. - Co gorsza, nie pasuje na
mnie teraz. Rozrosłem się przy kopaniu.
Dostrzegł rozbawienie ojca. Thomas nigdy nie narzekał.
Jego słowa zawsze były wyważone.
- Te buty są sztywne i ciasne - dodał, siadając i wycią
gając nogi. Był przyzwyczajony do luznych, nie krępujących
ruchów ubrań poszukiwaczy złota.
- Och, Fred, są śliczne; ty też jesteś śliczny.
- Nie tak śliczny jak ty. - Pochylił się i pocałował ją w
czubek nosa.
Oddała mu pocałunek.
- Czy nie masz nic przeciwko temu, synowo, że Thomas
i ja porozmawiamy na osobności? - zwrócił się do niej star
szy pan z galanterią. - Zamówiłem dla was apartament. Mąż
cię tam zaprowadzi; może odpoczniesz trochę?
Kirstie wstała i nachyliła się, całując starszego pana w
opalony policzek.
- Lubię cię, mimo że jeszcze trochę się ciebie boję. Jasne,
że nie będę miała nic przeciwko temu.
Zorientowała się, że najpierw oddalił Thomasa, by móc
pobyć z nią sam na sam, a teraz urządza wszystko tak, by
móc porozmawiać z synem w cztery oczy.
Thomas zaprowadził ją do ich pokoi. Były większe niż ojca.
Wielkie łóżko w sypialni, a w salonie wygodna kanapa i fotele.
Ktoś przyniósł kwiaty i kosz owoców oraz szklanki i wielki
dzbanek lemoniady. Ich zniszczony kuferek stał porzucony w
kącie, za wielkimi i okazałymi walizami Thomasa.
Przylgnęła do męża, bo te imponujące symbole jej nowe
go życia onieśmieliły ją; wszystko tak bardzo się różniło od
tego, co otaczało ją na farmie i w Ballarat.
Nie musiała nic mówić; Fred i tak wyczuł jej niepewność.
- Przepraszam - powiedział. - Cała ta sytuacja musi być
dla ciebie szokiem. Nic na to nie poradzę. Być może byłoby
łatwiej, gdybym pozostał Fredem.
Odsunęła go lekko.
- Och, nie, nie mógłbyś tego zrobić! Pomyśl o swoim nie
szczęśliwym ojcu i matce, i o synku.
- Tak, chyba polubisz Lachlana. To taki mały, kochany
brzdÄ…c.
- A jednak zapomniałeś o nim i o całej reszcie. Nawet o
nim. - Miała na myśli jego ojca. - Nigdy bym nie sądziła,
że można o nim zapomnieć.
- Myślę, że starałem się zapomnieć nie tylko siebie, ale
również ojca - powiedział z namysłem Thomas. - Dlatego,
że zawsze czułem, iż nie jestem takim synem, jakiego sobie
wymarzył. Teraz, widzę, że się myliłem, ale wtedy... - Po
kręcił głową.
- Obiecał, że zawiadomi tatę, iż jesteśmy bezpieczni. Po
może też Geordiemu i innym, jeżeli tylko będą tego po
trzebować. Wysłał również posłańca do Sydney z wiado
mością dla twojej biednej matki, że jesteś cały i zdrowy.
Ma nic nie mówić o mnie. Ojciec sądzi, że będzie miłą nie
spodziankÄ… dla niej, kiedy siÄ™ razem zjawimy. Poza tym uwa
ża, że powinniśmy odpocząć parę dni, zanim ruszymy do
domu.
- Myśli o wszystkim, prawda? - Thomas uśmiechnął się.
- Miło wiedzieć, że nie stracił werwy i ciągle potrafi snuć
plany. - W jego słowach nie było dawnej złośliwości, raczej
podziw.
Kirstie, wiedząc to, uśmiechnęła się i pocałowała go na
do widzenia.
- Wracaj szybko, zanim zjem wszystkie owoce i wypijÄ™
całą lemoniadę.
Pożegnalny pocałunek ogrzał mu policzek i Thomas po-
wrócił do ojca, który powitał go na w swój zwykły, oschły
sposób; nie lubił zdradzać głębszych uczuć.
- Mój drogi Fredzie - zaczął. - Mam wrażenie, że
wolę nazywać cię Fredem. Twoja żona wyjaśniła mi, jak
bardzo powinienem się cieszyć, że twa godna potępienia
skłonność do kobiet, picia i hazardu została przezwycię
żona siłą charakteru, którego ci tak brakowało.
Thomas pobladł.
- Tak, muszę przyznać, że się wyszumiałem, czego sta
rannie unikałem w młodości.
- Było niezle, co? - spytał ojciec.
Oczy Thomasa rozbłysły.
- Wspaniale, przynajmniej przez jakiÅ› czas. Potem mi to
obrzydło.
- Tak zwykle bywa u rozsądnych mężczyzn. Trochę się
za to winię. W twoim życiu szczególnie zabrakło nieod
powiedzialności. Zawsze byłeś poważnym, dzieckiem, a po
tem stałeś się poważnym, ciężko pracującym mężczyzną.
Zmierć Bethii bardzo cię dotknęła. Miałeś bardzo surowe za
sady. Jak siÄ™ czujesz jako grzesznik?
- Znacznie lepiej niż jako niedoszły święty. Och, do diab
Å‚a, z tymi butami! - Thomas zdjÄ…Å‚ trzewiki i cisnÄ…Å‚ je w
kąt, masując palce i wyciągając nogi. - Obawiam się, że
odezwał się we mnie Fred. Nie sądzę, bym się go zupełnie
pozbył.
- Nie pozbywaj się do końca Freda - doradził ojciec z
powagą. - Wątpię, czy jako Thomas byłbyś zdolny do tak
dobrego wyboru drugiej żony.
- Wiedziałem, że ją polubisz - zareagował żywo Tho
mas. - Biedny, głupi Fred omal jej nie przeoczył. Był prawie
tak samo ślepy jak Thomas. Jest największym skarbem, jaki
przywiozłem ze złotonośnych terenów.
Ojciec potaknÄ…Å‚.
- Kolejną nagrodą są przyjaciele, których tam zostawi
łem. Muszę im pomóc, zwłaszcza Geordiemu.
- Teraz, kiedy masz żonę, zapewne wrócisz do swojej
willi.
- O, tak. Im rychlej Kirstie będzie miała swój dom,
tym będzie szczęśliwsza i szybciej odnajdzie się w nowym
życiu.
Po raz pierwszy w życiu rozmawiał z ojcem jak z przyja
cielem i towarzyszem, bez strachu o to, że nie spełnia jego
oczekiwań, a także i bez złości, i bólu, który prawie znisz
czył mu życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]