[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potwierdzającym jego pretensje do nazwiska Byrde, Marsh przysiągł sobie, że
nigdy nie będzie go używał. Nigdy.
W czasie bokserskiej kariery używał nazwiska matki- MacDougal. Boże,
wydawało się, że było to całe wieki temu. Teraz znów stanie się MacDougalem, w
hołdzie dla matki.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Skinął małemu pastorowi głową i na koniec poprosił go o jeszcze jedno.
- Chciałbym spisać ten akt małżeństwa i poprosić, by pan poświadczył
i podpisał ten dokument jako prawdziwą kopię z pańskich ksiąg parafialnych.
Potrzeba było tak niewiele czasu, by to zrobić. Po miesiącach podróży i
poszukiwań, Marsh miał dowód, którego pragnął, złożony i bezpieczny w
wewnętrznej kieszeni kurtki. Poklepał się po piersi, gdy ojciec Pater-son go
odprowadzał.
- Chciałbym podziękować ojcu i złożyć datek na kościół. Wyciągnął
skórzaną sakiewkę, którą trzymał na takie okoliczności, poczym dołożył
123
kilka monet z portfela. - Dziękuję - powtórzył. - Po czym pod wpływem impulsu
zapytał: - Czy mógłbym na kilka minut zostać sam w kościele?
- Ależ oczywiście, mój synu. Pastor przeniósł wzrok z Marsha na ciężką
sakiewkę w jego ręku, po czym znów spojrzał na Marsha. Był zaintrygowany, lecz
wyraznie zadowolony. - Zostań tak długo, jak zechcesz.
Sam w małym kościele, Marsh rozglądał się wokoło: na jedno okno z barwionego
szkła, na pożółkły i połatany obraz ołtarzowy.
Odpowiedni kościół do modlitwy za moją matkę, pomyślał, klękając na nierównej
podłodze. Ona nigdy nie pragnęła bogactw czy tytułów, czy nawet okazałego
domu, jaki chciał dla niej zbudować. Maureen MacDou-gal całe życie pozostała
miłą i skromną kobietą, której nie zmieniły przeciwności losu, jakie sprowadziła
na nią zdrada Camerona Byrde'a.
Choć wiedział, że w kościele nie ma miejsca dla zemsty, Marsh nie był gotów
przebaczyć swemu ojcu. Modlił się więc za matkę.
Dzięki ci, że uczyniłeś ją moją matką, to wszystko, co mógł powiedzieć. Dzięki ci,
że pozwoliłeś mi ją mieć przez te wszystkie lata.
Uspokojony i wyczerpany opuścił kościół. Stanął na małym ganku, włożył
kapelusz i rozejrzał się po słonecznej ulicy.
Dokonał właśnie tego, co postanowił, znalazł dowód na potwierdzenie swoich
roszczeń.
Teraz nadszedł czas, by wyrównać rachunki w Kelso i Byrde Manor. Musiał tam
wrócić. Również do Sary Palmer.
Sara dostrzegła Marshalla MacDougala, gdy stał po drugiej stronie ulicy. Od razu
skuliła się przy witrynie sklepu krawieckiego, mając nadzieję, że jej nie zauważy.
Jednak wyczuł jej zdumione spojrzenie, podniósł wzrok i utkwił go w niej.
Zatrzymał się w pół kroku i tylko chwilę wahał się, zanim zmienił kierunek i
ruszył w jej stronę. Miała tylko kilka sekund, by odetchnąć i posłać Mary, by
zaczekała z Flemingiem w powozie.
Od razu poznała, że coś się zmieniło. Miał wojowniczy wyraz twarzy, ajego
ciemne oczy błyszczały gniewem. Nie zaskoczyło jej to.
Amerykanin przemówił do niej otwarcie, nie bawiąc się w towarzyskie
uprzejmości.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Cieszę się, że jesteś tutaj, Saro. Nie będę musiał cię szukać.
124
Odwróciła oczy od jego poważnego spojrzenia i spojrzała na nędzny kościółek, z
którego właśnie wyszedł. Ten sam kościół, do którego ona właśnie zmierzała.
Czy to możliwe, że znalazł dowód, którego poszukiwał? Serce zaczęło jej bić
mocno. Dlaczego nie przyszła tam godzinę wcześniej?
Jednak cóż mogłaby zrobić? Zniszczyć dowód? Nie była pewna, czy zrobiłaby coś
tak nikczemnego, nawet dła matki i siostry.
Więc z lękiem czekała na to, co miało nadejść.
Ku jej zaskoczeniu ujął ją za ramię i poprowadził ulicą.
- Muszę się napić, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
-Napić? W zajezdzie?
- W zajezdzie. Nie martw się, Saro. Jest mało prawdopodobne, by twoi
przyjaciele z towarzystwa kiedyś się o tym dowiedzieli. Dla nich Dum
fries jest zbyt oddalone od ubitego szlaku. - Zaśmiał się ostro i sztucz
nie. - Mój ojciec miał rację. Jego pierwszy ślub w małym kościółku, w da
lekim Dumfries prawdopodobnie nigdy nie zostałby odkryty, gdyby jego
syn nie postanowił się zemścić.
Tego właśnie się obawiała. Sara potknęła się, lecz jego ręka mocniej zacisnęła
się najej ramieniu. Po chwili przecisnęli się przez niskie drzwi zajazdu do słabo
oświetlonej sali, w której siedziało kilku mężczyzn. Poprowadził jądo stolika w
rogu i zmusił ją, by usiadła. Dał znak barmanowi i złożył zamówienie, po czym
odsunął krzesło i usiadł na nim okrakiem.
- Tak - powiedział, zwrócony do niej twarzą z tą samą wojowniczą
miną. - Mam dowód. Moi rodzice zawarli małżeństwo tutaj, w kościele
Zwiętego Jeremiasza, w Dumfries, 15 września 1796 roku. Rok przed
drugim ślubem, z twoją matką. - Zamilkł, lecz jego słowa zdawały się
odbijać w uszach Sary groznym jak uderzenia młota echem.-Przyjmuję,
że rozumiesz wagę tego jednego, niepodważalnego faktu - ciągnął, zada
jąc ostateczny cios. Niemal ją ogłuszył.
Lecz Sara nie należała do tych, którzy pozwalają innym upajać się ich porażką.
Zebrała odwagę, zadarła podbródek i napotkała jego ciemne, uważne spojrzenie.
- O, tak. Rozumiem, co to znaczy. Ma pan swój dowód i zamierza pan go
użyć, by upokorzyć moją rodzinę i nas zrujnować. Czy słusznie mniemam?
Mięsień drgnął mu w twarzy.
- Rozumiem, dlaczego tak na to patrzysz. Choć zastanawiam się, czy
jesteś zdolna zrozumieć mój punkt widzenia. Moją matkę pozbawiono
jej praw, mimo że była prawdziwą żoną Camerona Byrde'a. Ja zostałem
pozbawiony moich praw, mimo że jestem prawowitym dziedzicem. Czy
125
możesz mnie winić o to, że chcę zabrać to, co zawsze mi się należało? -Pochylił
się do przodu i wbił się w nią oczami. - Nie chcę sprowadzić na twoją siostrę
wstydu. Chcę tylko tego, co mi się prawnie należy.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Usiadł wygodnie, gdy przyniesiono im szklanki i butelkę bursztynowego płynu.
Choć Sara nigdy przedtem nie była w zajezdzie, a teraz siedziała bez przyzwoitki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
potwierdzającym jego pretensje do nazwiska Byrde, Marsh przysiągł sobie, że
nigdy nie będzie go używał. Nigdy.
W czasie bokserskiej kariery używał nazwiska matki- MacDougal. Boże,
wydawało się, że było to całe wieki temu. Teraz znów stanie się MacDougalem, w
hołdzie dla matki.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Skinął małemu pastorowi głową i na koniec poprosił go o jeszcze jedno.
- Chciałbym spisać ten akt małżeństwa i poprosić, by pan poświadczył
i podpisał ten dokument jako prawdziwą kopię z pańskich ksiąg parafialnych.
Potrzeba było tak niewiele czasu, by to zrobić. Po miesiącach podróży i
poszukiwań, Marsh miał dowód, którego pragnął, złożony i bezpieczny w
wewnętrznej kieszeni kurtki. Poklepał się po piersi, gdy ojciec Pater-son go
odprowadzał.
- Chciałbym podziękować ojcu i złożyć datek na kościół. Wyciągnął
skórzaną sakiewkę, którą trzymał na takie okoliczności, poczym dołożył
123
kilka monet z portfela. - Dziękuję - powtórzył. - Po czym pod wpływem impulsu
zapytał: - Czy mógłbym na kilka minut zostać sam w kościele?
- Ależ oczywiście, mój synu. Pastor przeniósł wzrok z Marsha na ciężką
sakiewkę w jego ręku, po czym znów spojrzał na Marsha. Był zaintrygowany, lecz
wyraznie zadowolony. - Zostań tak długo, jak zechcesz.
Sam w małym kościele, Marsh rozglądał się wokoło: na jedno okno z barwionego
szkła, na pożółkły i połatany obraz ołtarzowy.
Odpowiedni kościół do modlitwy za moją matkę, pomyślał, klękając na nierównej
podłodze. Ona nigdy nie pragnęła bogactw czy tytułów, czy nawet okazałego
domu, jaki chciał dla niej zbudować. Maureen MacDou-gal całe życie pozostała
miłą i skromną kobietą, której nie zmieniły przeciwności losu, jakie sprowadziła
na nią zdrada Camerona Byrde'a.
Choć wiedział, że w kościele nie ma miejsca dla zemsty, Marsh nie był gotów
przebaczyć swemu ojcu. Modlił się więc za matkę.
Dzięki ci, że uczyniłeś ją moją matką, to wszystko, co mógł powiedzieć. Dzięki ci,
że pozwoliłeś mi ją mieć przez te wszystkie lata.
Uspokojony i wyczerpany opuścił kościół. Stanął na małym ganku, włożył
kapelusz i rozejrzał się po słonecznej ulicy.
Dokonał właśnie tego, co postanowił, znalazł dowód na potwierdzenie swoich
roszczeń.
Teraz nadszedł czas, by wyrównać rachunki w Kelso i Byrde Manor. Musiał tam
wrócić. Również do Sary Palmer.
Sara dostrzegła Marshalla MacDougala, gdy stał po drugiej stronie ulicy. Od razu
skuliła się przy witrynie sklepu krawieckiego, mając nadzieję, że jej nie zauważy.
Jednak wyczuł jej zdumione spojrzenie, podniósł wzrok i utkwił go w niej.
Zatrzymał się w pół kroku i tylko chwilę wahał się, zanim zmienił kierunek i
ruszył w jej stronę. Miała tylko kilka sekund, by odetchnąć i posłać Mary, by
zaczekała z Flemingiem w powozie.
Od razu poznała, że coś się zmieniło. Miał wojowniczy wyraz twarzy, ajego
ciemne oczy błyszczały gniewem. Nie zaskoczyło jej to.
Amerykanin przemówił do niej otwarcie, nie bawiąc się w towarzyskie
uprzejmości.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Cieszę się, że jesteś tutaj, Saro. Nie będę musiał cię szukać.
124
Odwróciła oczy od jego poważnego spojrzenia i spojrzała na nędzny kościółek, z
którego właśnie wyszedł. Ten sam kościół, do którego ona właśnie zmierzała.
Czy to możliwe, że znalazł dowód, którego poszukiwał? Serce zaczęło jej bić
mocno. Dlaczego nie przyszła tam godzinę wcześniej?
Jednak cóż mogłaby zrobić? Zniszczyć dowód? Nie była pewna, czy zrobiłaby coś
tak nikczemnego, nawet dła matki i siostry.
Więc z lękiem czekała na to, co miało nadejść.
Ku jej zaskoczeniu ujął ją za ramię i poprowadził ulicą.
- Muszę się napić, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
-Napić? W zajezdzie?
- W zajezdzie. Nie martw się, Saro. Jest mało prawdopodobne, by twoi
przyjaciele z towarzystwa kiedyś się o tym dowiedzieli. Dla nich Dum
fries jest zbyt oddalone od ubitego szlaku. - Zaśmiał się ostro i sztucz
nie. - Mój ojciec miał rację. Jego pierwszy ślub w małym kościółku, w da
lekim Dumfries prawdopodobnie nigdy nie zostałby odkryty, gdyby jego
syn nie postanowił się zemścić.
Tego właśnie się obawiała. Sara potknęła się, lecz jego ręka mocniej zacisnęła
się najej ramieniu. Po chwili przecisnęli się przez niskie drzwi zajazdu do słabo
oświetlonej sali, w której siedziało kilku mężczyzn. Poprowadził jądo stolika w
rogu i zmusił ją, by usiadła. Dał znak barmanowi i złożył zamówienie, po czym
odsunął krzesło i usiadł na nim okrakiem.
- Tak - powiedział, zwrócony do niej twarzą z tą samą wojowniczą
miną. - Mam dowód. Moi rodzice zawarli małżeństwo tutaj, w kościele
Zwiętego Jeremiasza, w Dumfries, 15 września 1796 roku. Rok przed
drugim ślubem, z twoją matką. - Zamilkł, lecz jego słowa zdawały się
odbijać w uszach Sary groznym jak uderzenia młota echem.-Przyjmuję,
że rozumiesz wagę tego jednego, niepodważalnego faktu - ciągnął, zada
jąc ostateczny cios. Niemal ją ogłuszył.
Lecz Sara nie należała do tych, którzy pozwalają innym upajać się ich porażką.
Zebrała odwagę, zadarła podbródek i napotkała jego ciemne, uważne spojrzenie.
- O, tak. Rozumiem, co to znaczy. Ma pan swój dowód i zamierza pan go
użyć, by upokorzyć moją rodzinę i nas zrujnować. Czy słusznie mniemam?
Mięsień drgnął mu w twarzy.
- Rozumiem, dlaczego tak na to patrzysz. Choć zastanawiam się, czy
jesteś zdolna zrozumieć mój punkt widzenia. Moją matkę pozbawiono
jej praw, mimo że była prawdziwą żoną Camerona Byrde'a. Ja zostałem
pozbawiony moich praw, mimo że jestem prawowitym dziedzicem. Czy
125
możesz mnie winić o to, że chcę zabrać to, co zawsze mi się należało? -Pochylił
się do przodu i wbił się w nią oczami. - Nie chcę sprowadzić na twoją siostrę
wstydu. Chcę tylko tego, co mi się prawnie należy.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Usiadł wygodnie, gdy przyniesiono im szklanki i butelkę bursztynowego płynu.
Choć Sara nigdy przedtem nie była w zajezdzie, a teraz siedziała bez przyzwoitki [ Pobierz całość w formacie PDF ]