[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miesięcy. Poza tym chciał uniknąć rozmowy z Darvi na temat ich przyszłości,
bo nie był jeszcze do tego przygotowany.
Zimny wiatr przenikał Darvi, gdy podążała na spotkanie do zajazdu. Na
niebie kłębiły się szare chmury, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz. W
drzwiach spotkała się z Billem Jenkinsem.
- 63 -
S
R
- Dzień dobry - przywitał się Bill i wpuścił ją do wnętrza. - Carl jest w
środku - dorzucił.
Za chwilę pojawił się sam właściciel zajazdu.
- Wygląda na to, że zaraz się rozpada - stwierdziła Darvi po powitaniu,
zdejmując z ramienia ciężką torbę, a Carl odpowiedział uśmiechem.
- W taki dzień przydałoby się rozpalić w kominku - zauważył. - Niestety,
jedyne drewno, jakie mamy, to te próbki do wykonania drzwi. O, idzie już
Rance - dodał, spoglądając w okno. - Zaraz będziemy mogli zacząć.
Nadchodzi niezła burza, pomyślał Rance Coulter, wysiadając z
samochodu. Po chwili witał się z Carlem i szukał spojrzeniem Darvi. Dotknął jej
dłoni koniuszkami palców i uśmiechnął się czule. Spojrzenia, jakie wymienili
między sobą, nie umknęły uwagi Carla.
- Widzę, że rozumiecie się znacznie lepiej niż ostatnim razem - skwitował
rzecz po ojcowsku.
Darvi zarumieniła się i spuściła wzrok. Rance obrzucił ją pełnym
serdeczności spojrzeniem i wrócił do spraw związanych z pracą.
- Myślę, że jej projekty znacznie podniosą walory obiektu - rzekł do
Carla. - Panna Stanton to utalentowana artystka. Nie powinniśmy mieć opóznień
w zakończeniu robót.
- Tak. - Carl uśmiechnął się domyślnie.
W ciągu następnych trzech godzin przeszli przez wszystkie pokoje, a
Darvi zaprezentowała projekty witraży, które w każdym apartamencie łączyły
się ze sobą tematycznie, i zaproponowała nowe usytuowanie okien.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał Rance. - Nie konsultowałaś ze
mną tego pomysłu.
Darvi zaskoczyła jego uwaga.
- Nie sądzę, bym ze względu na ciebie miała ograniczać swoją inwencję -
odparła zirytowana. - Wszystko, co proponuję w nowych projektach,
koresponduje z twoimi wzorami drzwi. Nie musisz niczego zmieniać.
- 64 -
S
R
- Przecież wiesz, że powinienem brać pod uwagę wymiary i
rozmieszczenie okien.
- Ten pomysł z trzema oknami w apartamentach na dolnym poziomie i
dwoma w sypialniach na górnym przyszedł mi do głowy wczoraj wieczorem.
Podzieliłabym się nim z tobą, gdyby... - Darvi w porę ugryzła się w język.
- Uważam, że powinniście zawrzeć pokój - powiedział Carl uspokajająco.
- Ten pomysł mi się podoba. Nie sądzę, by mała zmiana w rozmieszczeniu okien
stanowiła jakiś problem.
Właściciel zaaprobował ostatecznie cały projekt.
- Jestem ze wszystkiego zadowolony - powiedział, ściskając dłonie Darvi
i Rance'owi. - Skontaktujemy się za kilka tygodni, by uzgodnić wszystkie
terminy. Jeśli pojawią się jakieś problemy, dzwońcie do mego biura w Portland.
Pożegnali się i Carl odjechał. Wtedy zaczęło padać. Rance wziął Darvi za
rękę i uścisnął ją lekko, gdy oboje wyglądali przez okno.
- Będziesz miała sporo pracy - zauważył. - Nie znam się na witrażach, ale
sądzę, iż praca nad nimi zajmuje znacznie więcej czasu niż wykonanie drzwi.
Poza tym ja mam pomocnika w Bobbym.
Darvi uwolniła dłoń z uścisku, zdumiona, że Rance tak szybko potrafi
zmieniać nastrój. Najpierw robił jej wyrzuty przy Carlu, teraz ściska za rękę.
- Co z tobą? - zapytała. - Dlaczego tak się zachowywałeś wobec mnie
przy właścicielu zajazdu?
- A ty? Jak śmiałaś zaskakiwać mnie zmianami w ostatniej chwili?
Przecież sprawuję kontrolę nad całym przedsięwzięciem. Nie mogę tego robić,
jeśli pracujący dla mnie ludzie...
- Pracujący dla ciebie ludzie? - powtórzyła zaszokowana Darvi i aż ujęła
się pod boki. - To Carl mnie zatrudnił, nie ty, i to mimo twoich obiekcji wobec
mojej osoby.
- 65 -
S
R
W tym momencie oboje zdali sobie sprawę, iż czeka ich wiele pracy i nie
powinni komplikować sobie życia sprzeczkami, tym bardziej że już i tak wiele
zamętu wprowadził ich intymny związek.
- No dobrze - rzekł Rance. - Nie dla mnie, a ze mną.
Wziął Darvi za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował, a ona złagodniała
w uścisku męskich ramion i zapomniała o gniewie. Rance przesunął koniusz-
kiem języka po jej dolnej wardze.
- Czy moglibyśmy zajmować się tym przez resztę dnia, a może... chociaż
do pory lunchu? - zapytał.
ROZDZIAA ÓSMY
Zgoda na to, by rozpocząć pracę tuż po lunchu, trwała zaledwie kilka
minut. Narastająca namiętność zwyciężyła dobre intencje. Rance pocałował
nagie ramię Darvi i przeciągnął palcami wzdłuż jej bioder, przytulając ją do
siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
miesięcy. Poza tym chciał uniknąć rozmowy z Darvi na temat ich przyszłości,
bo nie był jeszcze do tego przygotowany.
Zimny wiatr przenikał Darvi, gdy podążała na spotkanie do zajazdu. Na
niebie kłębiły się szare chmury, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz. W
drzwiach spotkała się z Billem Jenkinsem.
- 63 -
S
R
- Dzień dobry - przywitał się Bill i wpuścił ją do wnętrza. - Carl jest w
środku - dorzucił.
Za chwilę pojawił się sam właściciel zajazdu.
- Wygląda na to, że zaraz się rozpada - stwierdziła Darvi po powitaniu,
zdejmując z ramienia ciężką torbę, a Carl odpowiedział uśmiechem.
- W taki dzień przydałoby się rozpalić w kominku - zauważył. - Niestety,
jedyne drewno, jakie mamy, to te próbki do wykonania drzwi. O, idzie już
Rance - dodał, spoglądając w okno. - Zaraz będziemy mogli zacząć.
Nadchodzi niezła burza, pomyślał Rance Coulter, wysiadając z
samochodu. Po chwili witał się z Carlem i szukał spojrzeniem Darvi. Dotknął jej
dłoni koniuszkami palców i uśmiechnął się czule. Spojrzenia, jakie wymienili
między sobą, nie umknęły uwagi Carla.
- Widzę, że rozumiecie się znacznie lepiej niż ostatnim razem - skwitował
rzecz po ojcowsku.
Darvi zarumieniła się i spuściła wzrok. Rance obrzucił ją pełnym
serdeczności spojrzeniem i wrócił do spraw związanych z pracą.
- Myślę, że jej projekty znacznie podniosą walory obiektu - rzekł do
Carla. - Panna Stanton to utalentowana artystka. Nie powinniśmy mieć opóznień
w zakończeniu robót.
- Tak. - Carl uśmiechnął się domyślnie.
W ciągu następnych trzech godzin przeszli przez wszystkie pokoje, a
Darvi zaprezentowała projekty witraży, które w każdym apartamencie łączyły
się ze sobą tematycznie, i zaproponowała nowe usytuowanie okien.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał Rance. - Nie konsultowałaś ze
mną tego pomysłu.
Darvi zaskoczyła jego uwaga.
- Nie sądzę, bym ze względu na ciebie miała ograniczać swoją inwencję -
odparła zirytowana. - Wszystko, co proponuję w nowych projektach,
koresponduje z twoimi wzorami drzwi. Nie musisz niczego zmieniać.
- 64 -
S
R
- Przecież wiesz, że powinienem brać pod uwagę wymiary i
rozmieszczenie okien.
- Ten pomysł z trzema oknami w apartamentach na dolnym poziomie i
dwoma w sypialniach na górnym przyszedł mi do głowy wczoraj wieczorem.
Podzieliłabym się nim z tobą, gdyby... - Darvi w porę ugryzła się w język.
- Uważam, że powinniście zawrzeć pokój - powiedział Carl uspokajająco.
- Ten pomysł mi się podoba. Nie sądzę, by mała zmiana w rozmieszczeniu okien
stanowiła jakiś problem.
Właściciel zaaprobował ostatecznie cały projekt.
- Jestem ze wszystkiego zadowolony - powiedział, ściskając dłonie Darvi
i Rance'owi. - Skontaktujemy się za kilka tygodni, by uzgodnić wszystkie
terminy. Jeśli pojawią się jakieś problemy, dzwońcie do mego biura w Portland.
Pożegnali się i Carl odjechał. Wtedy zaczęło padać. Rance wziął Darvi za
rękę i uścisnął ją lekko, gdy oboje wyglądali przez okno.
- Będziesz miała sporo pracy - zauważył. - Nie znam się na witrażach, ale
sądzę, iż praca nad nimi zajmuje znacznie więcej czasu niż wykonanie drzwi.
Poza tym ja mam pomocnika w Bobbym.
Darvi uwolniła dłoń z uścisku, zdumiona, że Rance tak szybko potrafi
zmieniać nastrój. Najpierw robił jej wyrzuty przy Carlu, teraz ściska za rękę.
- Co z tobą? - zapytała. - Dlaczego tak się zachowywałeś wobec mnie
przy właścicielu zajazdu?
- A ty? Jak śmiałaś zaskakiwać mnie zmianami w ostatniej chwili?
Przecież sprawuję kontrolę nad całym przedsięwzięciem. Nie mogę tego robić,
jeśli pracujący dla mnie ludzie...
- Pracujący dla ciebie ludzie? - powtórzyła zaszokowana Darvi i aż ujęła
się pod boki. - To Carl mnie zatrudnił, nie ty, i to mimo twoich obiekcji wobec
mojej osoby.
- 65 -
S
R
W tym momencie oboje zdali sobie sprawę, iż czeka ich wiele pracy i nie
powinni komplikować sobie życia sprzeczkami, tym bardziej że już i tak wiele
zamętu wprowadził ich intymny związek.
- No dobrze - rzekł Rance. - Nie dla mnie, a ze mną.
Wziął Darvi za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował, a ona złagodniała
w uścisku męskich ramion i zapomniała o gniewie. Rance przesunął koniusz-
kiem języka po jej dolnej wardze.
- Czy moglibyśmy zajmować się tym przez resztę dnia, a może... chociaż
do pory lunchu? - zapytał.
ROZDZIAA ÓSMY
Zgoda na to, by rozpocząć pracę tuż po lunchu, trwała zaledwie kilka
minut. Narastająca namiętność zwyciężyła dobre intencje. Rance pocałował
nagie ramię Darvi i przeciągnął palcami wzdłuż jej bioder, przytulając ją do
siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]