[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosy. Bardzo ładnie pachniały.
Cordelia, poruszona i zaniepokojona jego opowieścią, rozsiadła się wygodniej i
zaczęła wyglądać na zewnątrz. Vorkosigan sprawiał wrażenie lekko natchnionego, jak
człowiek, który znalazł brakujący fragment bardzo trudnej układanki. Cordelia
obserwowała zmieniającą się scenerię, napawając się jasnym blaskiem słońca i letnim
powietrzem tak chłodnym, że nie trzeba było żadnych osłon, aby się przed nim uchronić.
W zagłębieniach pomiędzy wzgórzami dostrzegła przebłyski zieleni i wody. Zauważyła
też coś innego. Widząc, w którą stronę patrzy, Vorkosigan skomentował.
226
- A zatem ich zauważyłaś?
Bothari uśmiechnął się lekko.
- Tego lotniaka, który trzyma się za nami? - upewniła się Cordelia. - Czy wiesz, kto
to jest?
- Cesarska Służba Bezpieczeństwa.
- Zawsze cię śledzą, kiedy jedziesz do stolicy?
- W ogóle nie spuszczają ze mnie oczu. Niełatwo było przekonać ludzi, że serio
myślę o wycofaniu się z życia publicznego. Przed twoim przybyciem zabawiałem się
graniem im na nerwach. Na przykład brałem po pijaku lotniaka i uprawiałem wyścigi przy
świetle księżyca w kanionach na południu. Lotniak jest nowy i bardzo szybki. To ich
doprowadzało do szału.
- Na Boga, sam opis brzmi groznie. Naprawdę to robiłeś?
Przybrał lekko zawstydzoną minę.
- Obawiam się, że tak. Wówczas nie przypuszczałem, że się tu zjawisz. To mnie
ekscytowało. Ostatni raz tak zachłystywałem się adrenaliną jako nastolatek. Pózniej
wystarczyła mi służba w wojsku.
- Dziwne, że się nie rozbiłeś.
- Raz mi się to zdarzyło - przyznał. - Drobna stłuczka. To mi przypomina, że
powinienem sprawdzić, jak przebiega naprawa. Guzdrzą się niemożliwie. Alkohol sprawił,
że zupełnie oklapłem, ale nigdy nie starczyło mi odwagi, by nie zapiąć pasów. Obyło się
bez szkód - poza samym lotniakiem i nerwami agentów kapitana Negriego.
- Dwa razy - wtrącił niespodziewanie Bothari.
- Słucham, sierżancie?
- Rozbił się pan dwa razy. - Wargi Bothariego zadrżały. - Nie pamięta pan
drugiego wypadku. Pański ojciec stwierdził, że nie jest zaskoczony. Pomogliśmy - no cóż,
wylać pana z kabiny. Przez cały dzień nie odzyskiwał pan przytomności.
- Nabierasz mnie, sierżancie? - spytał Vorkosigan zszokowany.
- Nie, admirale. Może pan obejrzeć sobie szczątki lotniaka. Są rozsypane na
przestrzeni ponad półtora kilometra w głębi Uskoku Dendarii.
227
Vorkosigan odchrząknął i skulił się w fotelu.
- Rozumiem. - Przez chwilę milczał, po czym dodał: - Jakież to nieprzyjemne mieć
dziurę w pamięci.
- Owszem - zgodził się łagodnie Bothari.
Cordelia zerknęła na podążający za nimi lotniak, widoczny w przerwie między
wzgórzami.
- Czy obserwują nas bez przerwy? Nawet mnie?
Vorkosigan uśmiechnął się widząc, jak zmieniła się na twarzy.
- Od chwili, gdy postawiłaś stopę w porcie w Vorbarr Sultanie. Tak przynajmniej
sądzę. Przypadek zrządził, iż obecnie, po Escobarze, stałem się dość znaną postacią.
Prasa, jedząca z ręki Ezara Vorbarry, zrobiła ze mnie coś w rodzaju bohatera w stanie
spoczynku, który porażkę przemienił w zwycięstwo, i tak dalej - absolutny bełkot. Po
podobnej gadaninie żołądek boli mnie jeszcze bardziej, niż po brandy. Powinienem był
lepiej się spisać. W końcu wiedziałem o wszystkim z góry. Poświęciłem zbyt wiele
krążowników, osłaniając statki transportowe - trzeba było jednak tak postąpić, dyktowała
to czysta arytmetyka...
Widziała po jego twarzy, że myśli Vorkosigana po raz tysięczny wędrują utartym
szlakiem wojskowych co by było, gdyby... . Niech diabli wezmą Escobar, pomyślała,
niech diabli wezmą twego cesarza, Serga Vorbarrę i Gesa Vorrutyera. Splot przypadków,
który sprawił, iż chłopięce marzenia o heroizmie przekształciły się w koszmarny sen o
morderstwie, oszustwie i zbrodni. Jej obecność działała na niego kojąco, ale nie
wystarczała; nadal coś było nie tak, coś z uporem nie grało.
W miarę, jak zbliżali się do Vorbarr Sultany, wzgórza obniżały się coraz bardziej,
tworząc żyzną równinę. Widzieli coraz większe skupiska ludności. Samo miasto [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
włosy. Bardzo ładnie pachniały.
Cordelia, poruszona i zaniepokojona jego opowieścią, rozsiadła się wygodniej i
zaczęła wyglądać na zewnątrz. Vorkosigan sprawiał wrażenie lekko natchnionego, jak
człowiek, który znalazł brakujący fragment bardzo trudnej układanki. Cordelia
obserwowała zmieniającą się scenerię, napawając się jasnym blaskiem słońca i letnim
powietrzem tak chłodnym, że nie trzeba było żadnych osłon, aby się przed nim uchronić.
W zagłębieniach pomiędzy wzgórzami dostrzegła przebłyski zieleni i wody. Zauważyła
też coś innego. Widząc, w którą stronę patrzy, Vorkosigan skomentował.
226
- A zatem ich zauważyłaś?
Bothari uśmiechnął się lekko.
- Tego lotniaka, który trzyma się za nami? - upewniła się Cordelia. - Czy wiesz, kto
to jest?
- Cesarska Służba Bezpieczeństwa.
- Zawsze cię śledzą, kiedy jedziesz do stolicy?
- W ogóle nie spuszczają ze mnie oczu. Niełatwo było przekonać ludzi, że serio
myślę o wycofaniu się z życia publicznego. Przed twoim przybyciem zabawiałem się
graniem im na nerwach. Na przykład brałem po pijaku lotniaka i uprawiałem wyścigi przy
świetle księżyca w kanionach na południu. Lotniak jest nowy i bardzo szybki. To ich
doprowadzało do szału.
- Na Boga, sam opis brzmi groznie. Naprawdę to robiłeś?
Przybrał lekko zawstydzoną minę.
- Obawiam się, że tak. Wówczas nie przypuszczałem, że się tu zjawisz. To mnie
ekscytowało. Ostatni raz tak zachłystywałem się adrenaliną jako nastolatek. Pózniej
wystarczyła mi służba w wojsku.
- Dziwne, że się nie rozbiłeś.
- Raz mi się to zdarzyło - przyznał. - Drobna stłuczka. To mi przypomina, że
powinienem sprawdzić, jak przebiega naprawa. Guzdrzą się niemożliwie. Alkohol sprawił,
że zupełnie oklapłem, ale nigdy nie starczyło mi odwagi, by nie zapiąć pasów. Obyło się
bez szkód - poza samym lotniakiem i nerwami agentów kapitana Negriego.
- Dwa razy - wtrącił niespodziewanie Bothari.
- Słucham, sierżancie?
- Rozbił się pan dwa razy. - Wargi Bothariego zadrżały. - Nie pamięta pan
drugiego wypadku. Pański ojciec stwierdził, że nie jest zaskoczony. Pomogliśmy - no cóż,
wylać pana z kabiny. Przez cały dzień nie odzyskiwał pan przytomności.
- Nabierasz mnie, sierżancie? - spytał Vorkosigan zszokowany.
- Nie, admirale. Może pan obejrzeć sobie szczątki lotniaka. Są rozsypane na
przestrzeni ponad półtora kilometra w głębi Uskoku Dendarii.
227
Vorkosigan odchrząknął i skulił się w fotelu.
- Rozumiem. - Przez chwilę milczał, po czym dodał: - Jakież to nieprzyjemne mieć
dziurę w pamięci.
- Owszem - zgodził się łagodnie Bothari.
Cordelia zerknęła na podążający za nimi lotniak, widoczny w przerwie między
wzgórzami.
- Czy obserwują nas bez przerwy? Nawet mnie?
Vorkosigan uśmiechnął się widząc, jak zmieniła się na twarzy.
- Od chwili, gdy postawiłaś stopę w porcie w Vorbarr Sultanie. Tak przynajmniej
sądzę. Przypadek zrządził, iż obecnie, po Escobarze, stałem się dość znaną postacią.
Prasa, jedząca z ręki Ezara Vorbarry, zrobiła ze mnie coś w rodzaju bohatera w stanie
spoczynku, który porażkę przemienił w zwycięstwo, i tak dalej - absolutny bełkot. Po
podobnej gadaninie żołądek boli mnie jeszcze bardziej, niż po brandy. Powinienem był
lepiej się spisać. W końcu wiedziałem o wszystkim z góry. Poświęciłem zbyt wiele
krążowników, osłaniając statki transportowe - trzeba było jednak tak postąpić, dyktowała
to czysta arytmetyka...
Widziała po jego twarzy, że myśli Vorkosigana po raz tysięczny wędrują utartym
szlakiem wojskowych co by było, gdyby... . Niech diabli wezmą Escobar, pomyślała,
niech diabli wezmą twego cesarza, Serga Vorbarrę i Gesa Vorrutyera. Splot przypadków,
który sprawił, iż chłopięce marzenia o heroizmie przekształciły się w koszmarny sen o
morderstwie, oszustwie i zbrodni. Jej obecność działała na niego kojąco, ale nie
wystarczała; nadal coś było nie tak, coś z uporem nie grało.
W miarę, jak zbliżali się do Vorbarr Sultany, wzgórza obniżały się coraz bardziej,
tworząc żyzną równinę. Widzieli coraz większe skupiska ludności. Samo miasto [ Pobierz całość w formacie PDF ]