[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w sobie. Rocco nie potrafił rozgryźć tej tajemnicy. Żałował, że Emma nie ufa mu na tyle,
by porozmawiać z nim na ten temat. Być może po tym, co się stało ubiegłej nocy, wresz-
cie się przełamie? Rano nie mieli czasu ze sobą rozmawiać. Emma obudziła się, ubrała i
wróciła na górę, by przygotować Holly do wyjazdu.
Kiedy państwo Marchant odjeżdżali z Holly, z oczu Emmy machającej im na po-
żegnanie popłynęły łzy.
- Wasza rozłąka potrwa tylko parę dni - pocieszył ją.
- Mhm. - Zmusiła się do uśmiechu. - Nie wiem teraz, co mam ze sobą zrobić. Cor-
delia przedłużyła pobyt u Harrisów, a Holly odjechała z teściami. Chyba umrę z nudów -
westchnęła.
Rocco przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
- Nie pozwolę ci na to, cara.
- Doprawdy? - odparła z błyskiem w oku.
- Zacznijmy od wspólnego lunchu. W łóżku.
Rocco zaprowadził ją do swojej sypialni, zamknął drzwi i gorączkowo rozebrał
Emmę do naga, aby nasycić nią wszystkie swoje zmysły. Żadna kobieta nigdy go tak nie
rozpalała. Kiedy się z nią kochał, czuł, że jego ciało dosłownie staje w płomieniach. Tym
razem, gdy wspólnie z Emmą wznosili się w jednym rytmie na wyżyny ekstazy, kazał jej
otworzyć oczy. Chciał, aby wiedziała, że kocha się z nim, a nie z duchem zmarłego mę-
ża.
Wczesnym popołudniem Rocco otrzymał telefon od swojego dziadka.
Silvio D'Angelo przypomniał mu, że wieczorem wydaje w swoim domu w Genui
małe przyjęcie dla przyjaciół i kadry kierowniczej Eleganzy. Rocco zupełnie zapomniał o
tej imprezie, lecz obiecał, że się na niej stawi. W towarzystwie swojej przyjaciółki.
Emma z początku protestowała, ale Rocco za pomocą zmysłowych pocałunków
zdołał ją przekonać do przyjęcia jego zaproszenia. Wczesnym wieczorem wyruszyli do
Genui. Emma miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę, w której wyglądała tak seksownie,
że Rocco z trudem skupiał się na kierowaniu autem.
Zatrzymali się wreszcie pod zabytkową, czteropiętrową kamienicą w historycznej
części miasta. Wchodząc do środka, Emma poczuła przypływ tremy. Nie lubiła być w
centrum zainteresowania, a to właśnie pociągało ze sobą bycie oficjalną towarzyszką
Rocca D'Angelo. Jego dziadek był siwym, zgarbionym mężczyzną z pooraną zmarszcz-
kami twarzą, lecz dzięki bystrym, ciemnym oczom nie wyglądał na swoje imponujące
osiemdziesiąt parę lat.
- Jak się pani podoba mój dom, panno Marchant? - zapytał po kilku minutach.
- Proszę mówić mi po imieniu.
Starszy pan skinął głową.
- Rocco powiedział, że jesteś jego dobrą znajomą.
Emma skrzywiła się nieznacznie, słysząc to określenie.
- Tak. Przyjechałam na kilka miesięcy do Włoch, by opiekować się jego babcią,
Cordelią.
- A potem wrócisz do Anglii?
Poczuła skurcz w brzuchu na myśl o tym, lecz odpowiedziała spokojnym tonem:
- Tam mam dom i pracę.
Silvio westchnął głośno.
- Jestem już starym człowiekiem. Chciałbym już przekazać mojemu wnukowi peł-
ną władzę nad Eleganzą, ale czekam, aż przestanie wieść życie playboya. Musi się ożenić
z dobrą, włoską dziewczyną i spłodzić potomka.
- Z tego, co wiem, idea małżeństwa jest mu dosyć obca.
Staruszek machnął ręką.
- Rocco doskonale wie, jaka jest jego powinność. Eleganza jest jego najważniejszą
kochanką. Zrobi wszystko, co musi, aby w pełni posiąść firmę, którą kocha.
Poproszono gości, aby usiedli do stołu. Emma ze zdumieniem odkryła, że Rocco
został usadzony na drugim krańcu stołu, a jej przypadło miejsce obok Shayny Manzzini.
- Zatem jesteś aktualną zdobyczą Rocca, tak? - szepnęła jej do ucha Kanadyjka,
gdy podano deser, pysznie wyglądające tiramisu. Emma nie wiedziała, co powiedzieć.
Shayna jednak jak zwykle nie czekała na odpowiedz. - Nie przyzwyczajaj się do niego,
skarbie. Rocco nie bawi się w poważne związki. Nie zrobił wyjątku nawet dla matki
swojego dziecka.
Emma drżącą dłonią odłożyła łyżeczkę. Na jej twarzy widocznie odmalował się
szok, ponieważ Shayna po chwili dodała:
- Nic ci nie powiedział? Cóż, co prawda to tylko spekulacje, a nie fakt... - zawiesiła
teatralnie głos.
- Jakie spekulacje?
- Podobno Rocco ma syna z jedną ze swoich kochanek. Krąży plotka, że chłopiec i
jego matka mieszkają tutaj, w Genui, a Rocco odwiedza ich co tydzień, w każdy piątek.
To by wyjaśniało, dlaczego, zdaniem mojego męża, nikt nie jest w stanie skontaktować
się z prezesem w piątkowe popołudniowe.
- Może istnieć wiele powodów, dla których Rocco wcześniej wychodzi w piątki -
odrzekła Emma. Wierzyła w Rocca. Ta świadomość była niczym pierścień ciepła ota-
czający jej serce. Rocco ani razu jej nie okłamał. Zawsze był z nią szczery, czasami na-
wet brutalnie szczery. Tak, naprawdę mu ufała. - Nie wierzę, że Rocco ma jakieś sekret-
ne dziecko. To uczciwy człowiek.
Shayna uniosła wysoko swoje cieniutko wyskubane brwi.
- O, widzę, że jesteś w nim po uszy zakochana - rzuciła z drwiną. - Pamiętaj, że cię
ostrzegałam.
W drodze powrotnej Rocco zapytał:
- Jesteś bardzo milcząca, cara. Coś się stało?
- Nie. Po prostu... o czymś myślę.
Ziarno zwątpienia, które zasiała w niej Shayna, już zaczęło zachwaszczać umysł
Emmy. Nie mogła nic na to poradzić. Wciąż czuła w głębi serca, że mu ufa, ale przecież
istniało jakieś prawdopodobieństwo, że...
- Czy masz jakieś dzieci? - wypaliła, zanim zdołała ugryźć się w język.
Dostrzegła, jak mięśnie drgają na jego nagle posępnej twarzy.
- Dio, co to za pytanie? Oczywiście, że nie mam! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
w sobie. Rocco nie potrafił rozgryźć tej tajemnicy. Żałował, że Emma nie ufa mu na tyle,
by porozmawiać z nim na ten temat. Być może po tym, co się stało ubiegłej nocy, wresz-
cie się przełamie? Rano nie mieli czasu ze sobą rozmawiać. Emma obudziła się, ubrała i
wróciła na górę, by przygotować Holly do wyjazdu.
Kiedy państwo Marchant odjeżdżali z Holly, z oczu Emmy machającej im na po-
żegnanie popłynęły łzy.
- Wasza rozłąka potrwa tylko parę dni - pocieszył ją.
- Mhm. - Zmusiła się do uśmiechu. - Nie wiem teraz, co mam ze sobą zrobić. Cor-
delia przedłużyła pobyt u Harrisów, a Holly odjechała z teściami. Chyba umrę z nudów -
westchnęła.
Rocco przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
- Nie pozwolę ci na to, cara.
- Doprawdy? - odparła z błyskiem w oku.
- Zacznijmy od wspólnego lunchu. W łóżku.
Rocco zaprowadził ją do swojej sypialni, zamknął drzwi i gorączkowo rozebrał
Emmę do naga, aby nasycić nią wszystkie swoje zmysły. Żadna kobieta nigdy go tak nie
rozpalała. Kiedy się z nią kochał, czuł, że jego ciało dosłownie staje w płomieniach. Tym
razem, gdy wspólnie z Emmą wznosili się w jednym rytmie na wyżyny ekstazy, kazał jej
otworzyć oczy. Chciał, aby wiedziała, że kocha się z nim, a nie z duchem zmarłego mę-
ża.
Wczesnym popołudniem Rocco otrzymał telefon od swojego dziadka.
Silvio D'Angelo przypomniał mu, że wieczorem wydaje w swoim domu w Genui
małe przyjęcie dla przyjaciół i kadry kierowniczej Eleganzy. Rocco zupełnie zapomniał o
tej imprezie, lecz obiecał, że się na niej stawi. W towarzystwie swojej przyjaciółki.
Emma z początku protestowała, ale Rocco za pomocą zmysłowych pocałunków
zdołał ją przekonać do przyjęcia jego zaproszenia. Wczesnym wieczorem wyruszyli do
Genui. Emma miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę, w której wyglądała tak seksownie,
że Rocco z trudem skupiał się na kierowaniu autem.
Zatrzymali się wreszcie pod zabytkową, czteropiętrową kamienicą w historycznej
części miasta. Wchodząc do środka, Emma poczuła przypływ tremy. Nie lubiła być w
centrum zainteresowania, a to właśnie pociągało ze sobą bycie oficjalną towarzyszką
Rocca D'Angelo. Jego dziadek był siwym, zgarbionym mężczyzną z pooraną zmarszcz-
kami twarzą, lecz dzięki bystrym, ciemnym oczom nie wyglądał na swoje imponujące
osiemdziesiąt parę lat.
- Jak się pani podoba mój dom, panno Marchant? - zapytał po kilku minutach.
- Proszę mówić mi po imieniu.
Starszy pan skinął głową.
- Rocco powiedział, że jesteś jego dobrą znajomą.
Emma skrzywiła się nieznacznie, słysząc to określenie.
- Tak. Przyjechałam na kilka miesięcy do Włoch, by opiekować się jego babcią,
Cordelią.
- A potem wrócisz do Anglii?
Poczuła skurcz w brzuchu na myśl o tym, lecz odpowiedziała spokojnym tonem:
- Tam mam dom i pracę.
Silvio westchnął głośno.
- Jestem już starym człowiekiem. Chciałbym już przekazać mojemu wnukowi peł-
ną władzę nad Eleganzą, ale czekam, aż przestanie wieść życie playboya. Musi się ożenić
z dobrą, włoską dziewczyną i spłodzić potomka.
- Z tego, co wiem, idea małżeństwa jest mu dosyć obca.
Staruszek machnął ręką.
- Rocco doskonale wie, jaka jest jego powinność. Eleganza jest jego najważniejszą
kochanką. Zrobi wszystko, co musi, aby w pełni posiąść firmę, którą kocha.
Poproszono gości, aby usiedli do stołu. Emma ze zdumieniem odkryła, że Rocco
został usadzony na drugim krańcu stołu, a jej przypadło miejsce obok Shayny Manzzini.
- Zatem jesteś aktualną zdobyczą Rocca, tak? - szepnęła jej do ucha Kanadyjka,
gdy podano deser, pysznie wyglądające tiramisu. Emma nie wiedziała, co powiedzieć.
Shayna jednak jak zwykle nie czekała na odpowiedz. - Nie przyzwyczajaj się do niego,
skarbie. Rocco nie bawi się w poważne związki. Nie zrobił wyjątku nawet dla matki
swojego dziecka.
Emma drżącą dłonią odłożyła łyżeczkę. Na jej twarzy widocznie odmalował się
szok, ponieważ Shayna po chwili dodała:
- Nic ci nie powiedział? Cóż, co prawda to tylko spekulacje, a nie fakt... - zawiesiła
teatralnie głos.
- Jakie spekulacje?
- Podobno Rocco ma syna z jedną ze swoich kochanek. Krąży plotka, że chłopiec i
jego matka mieszkają tutaj, w Genui, a Rocco odwiedza ich co tydzień, w każdy piątek.
To by wyjaśniało, dlaczego, zdaniem mojego męża, nikt nie jest w stanie skontaktować
się z prezesem w piątkowe popołudniowe.
- Może istnieć wiele powodów, dla których Rocco wcześniej wychodzi w piątki -
odrzekła Emma. Wierzyła w Rocca. Ta świadomość była niczym pierścień ciepła ota-
czający jej serce. Rocco ani razu jej nie okłamał. Zawsze był z nią szczery, czasami na-
wet brutalnie szczery. Tak, naprawdę mu ufała. - Nie wierzę, że Rocco ma jakieś sekret-
ne dziecko. To uczciwy człowiek.
Shayna uniosła wysoko swoje cieniutko wyskubane brwi.
- O, widzę, że jesteś w nim po uszy zakochana - rzuciła z drwiną. - Pamiętaj, że cię
ostrzegałam.
W drodze powrotnej Rocco zapytał:
- Jesteś bardzo milcząca, cara. Coś się stało?
- Nie. Po prostu... o czymś myślę.
Ziarno zwątpienia, które zasiała w niej Shayna, już zaczęło zachwaszczać umysł
Emmy. Nie mogła nic na to poradzić. Wciąż czuła w głębi serca, że mu ufa, ale przecież
istniało jakieś prawdopodobieństwo, że...
- Czy masz jakieś dzieci? - wypaliła, zanim zdołała ugryźć się w język.
Dostrzegła, jak mięśnie drgają na jego nagle posępnej twarzy.
- Dio, co to za pytanie? Oczywiście, że nie mam! [ Pobierz całość w formacie PDF ]