[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żebym lubił, ale szanuję.
Kiedy po chwili stanęły obok ich stolika dwie kobiety:
jedna obok Leskiego, druga obok patologa, Andrzej Leski
odchylił głowę i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Kobieta
położyła ręce na jego barkach i lekko się nad nim pochyliła.
- Już? Macie dość? - spytała łagodnie.
Obaj kiwnęli głową. Mają dość, drętwo tu. Kobiety
wymieniły spojrzenia. Wiedziały, że tak będzie, jedna i druga
proponowała kameralną kolacyjkę w jednym czy drugim
domu, z wódką wyjętą z lodówki i dyskretną muzyką w tle.
Ale niech ktoś spróbuje przekonać takich dwóch twardzieli, że
byłoby odrobinę przyjemniej. Może nawet wódka by im
smakowała.
- Wódka nam smakowała - zaoponował patolog, mrugając
do Leskiego. Leski natychmiast przytaknął.
Wstając od stołu, Andrzej Leski otarł, jakby tak od
niechcenia, przypadkiem, głowę o ramię żony.
- Dzieci śpią? - spytał.
- Powinny - odparła. - Ale kto je tam wie.
- Jedzmy już - poprosił cicho, łagodnie.
- Na pewno jesteś bardzo zmęczony. - Usłyszał w jej
głosie ciepłą ironię. Przytaknął. Wtedy pomogła mu włożyć
płaszcz i poprawiając go na nim jak na dziecku, dodała już bez
ironii: - W domu odpoczniesz. Jak zwykle.
- Gdybym nie miał takiej nadziei... - powiedział,
zawieszając głos w gęstym od dymu powietrzu.
Objął ją i wyszli.
*
Na początku grudnia Ramona przyjechała do Magdy. Bez
żadnych zapowiedzi, bez planów. Tak ją coś naleciało,
tłumaczyła Magdzie, jakiś impuls, krótka chwila, zero
namysłu - wsiadła do pociągu i przyjechała.
- Ale nie tłumacz się. - Magda obłożona na środku salonu
stertą czasopism uśmiechnęła się do Ramony. - Cieszę się, że
wpadłaś.
- Naprawdę?
- No pewnie. Nawet myślałam tu któregoś dnia, że
chętnie bym z kimś pogadała. Tak od serca.
Ale z kim można pogadać tak od serca, mówiła dalej,
wygrzebując się ze sterty kolorowych czasopism - tylko z
którąś z nich. Uświadomiła sobie wtedy, że są jedynymi
osobami na świecie, którym może powiedzieć wszystko.
Trochę dziwne, że nigdy przedtem tak nie myślała, nie czuła
potrzeby dzielenia się z nimi problemami bieżącego życia.
Wystarczyło, że spotkały się raz na pięć lat... Teraz nie może
się pozbyć wrażenia, że tamte spotkania były jak fragmenty
obcego świata.
- Ja też - odparła Ramona. - Ale gdyby ich nie było... Co
robisz?
- Tak przeglądam różne rzeczy. Może bym gdzieś coś
spróbowała... Choćby z doskoku, raz na jakiś czas. Jakiś
felieton, krótki reportaż... Cokolwiek, żeby zająć czas, zmusić
się do jakiejś aktywności, wiesz, o co mi chodzi. - Podniosła
oczy na Ramonę. - Myślisz, że nie jest na to za pózno?
- Za pózno? No coś ty. Próbuj, może akurat gdzieś się
odnajdziesz.
- Mam za dużo czasu - tłumaczyła się trochę Magda,
robiąc miejsce na kanapie dla Ramony, zrzucając po prostu
część prasy na podłogę.
Nigdy nie miała tak wiele wolnego czasu. Kiedy zdała
sobie w pewnym momencie z tego sprawę, przeraziła się. Co
tu robić, zastanawiała się, chodząc od okna do okna, żeby się
nie dać, nie zgnuśnieć, nie skarłowacieć w nudzie
codzienności. Już zaczęła spać do południa, a potem obkładać
się kolorową prasą i czytać same powierzchowne głupoty. Na
szczęście szybko się ocknęła. Część kolorowych pism
wyniosła do ogrodu i spaliła. Zostawiła tylko to, co trzyma
jaki taki poziom. A teraz w tym, co zostaje, próbuje znalezć
jakieś miejsce dla siebie. Nic na siłę, oczywiście. Przygotuje
parę rzeczy, pokaże komuś. Może coś zagra. A jeśli nie, to
trudno, będzie próbować czegoś innego. Najważniejsze, że
zdała sobie w porę z pewnych rzeczy sprawę, w odpowiednim
momencie włączyła się jakaś lampka alarmowa. Tak mało
brakuje czasem, żeby usiąść przed telewizorem lub przy
oknie, patrzeć, a nic nie widzieć, i umartwiać się, że czas mija,
życie mija i wszystko, co miało się w nim zdarzyć, już się
zdarzyło. Zawsze może zdarzyć się więcej. Wystarczy tylko w
zdarzenia uwierzyć i pozwolić im zaistnieć.
- Jest tyle niesamowitych możliwości. - Uśmiechnęła się
do Ramony z wypiekami na twarzy. - Nie można bezkarnie
marnować czasu.
- Skąd nagle masz go tak wiele? - zagadnęła Ramona. -
Ciągle ten sam duży dom, ta sama duża rodzina...
No tak, ale wiele się zmieniło. Grześ po jej powrocie od
Julii postawił całą rodzinę na baczność w salonie i powiedział,
że dalej tak być nie może. Wszyscy w tej rodzinie są dorośli
(blizniaczki też niech się za takie uważają, o nic innego nigdy
im nie chodziło), a dorośli ludzie mają konkretne obowiązki.
To, jak się z nich wywiązują, określa, czy rzeczywiście są
dorosłymi czy tylko gówniarzami.
- Wasza matka, mówił - kontynuowała Magda po krótkiej
przerwie - poświęciła wam całe życie i nic z niego nie miała.
- No... - wtrąciła mimochodem Ramona. - Nie
powiedziałabym, że Marek to takie znowu nic.
Magda nie usłyszała albo udawała, że nie słyszy.
- Koniec z tym, powiedział takim tonem, że sama się
wystraszyłam, koniec tego wymigiwania się od swoich
obowiązków, koniec z tym udawaniem, że coś się robi, kiedy
nic się nie robi. Każdy w tym domu musi na swoje miejsce
zapracować. A jego guzik obchodzi, w jaki sposób to sobie
wszystko zorganizują, ile głupawych seriali przegapią i ilu
wirtualnych przyjaciół nie poznają. Blizniaczki mają się
zachowywać jak piętnastolatki, a matka jak matka, a nie jak
gosposia. Koniec!
- %7łartujesz?! I co wy na to?
- Nic. %7ładna nie miała odwagi się odezwać. Ja też. Potem
z dnia na dzień wszystko samo zaczęło się układać. Nie
powiem, że bez żadnych zgrzytów. Dziewczyny pewnych
spraw musiały się dopiero uczyć.
Zresztą, machnęła ręką, wielkie mi sprawy, sprzątnąć po
sobie, zainteresować się zakupami, obiadem... Dziewczynom
ta jej sierpniowa nieobecność bardzo się przydała, miały taki
mały przedbieg wszystkiego. Przede wszystkim zrozumiały, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
żebym lubił, ale szanuję.
Kiedy po chwili stanęły obok ich stolika dwie kobiety:
jedna obok Leskiego, druga obok patologa, Andrzej Leski
odchylił głowę i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Kobieta
położyła ręce na jego barkach i lekko się nad nim pochyliła.
- Już? Macie dość? - spytała łagodnie.
Obaj kiwnęli głową. Mają dość, drętwo tu. Kobiety
wymieniły spojrzenia. Wiedziały, że tak będzie, jedna i druga
proponowała kameralną kolacyjkę w jednym czy drugim
domu, z wódką wyjętą z lodówki i dyskretną muzyką w tle.
Ale niech ktoś spróbuje przekonać takich dwóch twardzieli, że
byłoby odrobinę przyjemniej. Może nawet wódka by im
smakowała.
- Wódka nam smakowała - zaoponował patolog, mrugając
do Leskiego. Leski natychmiast przytaknął.
Wstając od stołu, Andrzej Leski otarł, jakby tak od
niechcenia, przypadkiem, głowę o ramię żony.
- Dzieci śpią? - spytał.
- Powinny - odparła. - Ale kto je tam wie.
- Jedzmy już - poprosił cicho, łagodnie.
- Na pewno jesteś bardzo zmęczony. - Usłyszał w jej
głosie ciepłą ironię. Przytaknął. Wtedy pomogła mu włożyć
płaszcz i poprawiając go na nim jak na dziecku, dodała już bez
ironii: - W domu odpoczniesz. Jak zwykle.
- Gdybym nie miał takiej nadziei... - powiedział,
zawieszając głos w gęstym od dymu powietrzu.
Objął ją i wyszli.
*
Na początku grudnia Ramona przyjechała do Magdy. Bez
żadnych zapowiedzi, bez planów. Tak ją coś naleciało,
tłumaczyła Magdzie, jakiś impuls, krótka chwila, zero
namysłu - wsiadła do pociągu i przyjechała.
- Ale nie tłumacz się. - Magda obłożona na środku salonu
stertą czasopism uśmiechnęła się do Ramony. - Cieszę się, że
wpadłaś.
- Naprawdę?
- No pewnie. Nawet myślałam tu któregoś dnia, że
chętnie bym z kimś pogadała. Tak od serca.
Ale z kim można pogadać tak od serca, mówiła dalej,
wygrzebując się ze sterty kolorowych czasopism - tylko z
którąś z nich. Uświadomiła sobie wtedy, że są jedynymi
osobami na świecie, którym może powiedzieć wszystko.
Trochę dziwne, że nigdy przedtem tak nie myślała, nie czuła
potrzeby dzielenia się z nimi problemami bieżącego życia.
Wystarczyło, że spotkały się raz na pięć lat... Teraz nie może
się pozbyć wrażenia, że tamte spotkania były jak fragmenty
obcego świata.
- Ja też - odparła Ramona. - Ale gdyby ich nie było... Co
robisz?
- Tak przeglądam różne rzeczy. Może bym gdzieś coś
spróbowała... Choćby z doskoku, raz na jakiś czas. Jakiś
felieton, krótki reportaż... Cokolwiek, żeby zająć czas, zmusić
się do jakiejś aktywności, wiesz, o co mi chodzi. - Podniosła
oczy na Ramonę. - Myślisz, że nie jest na to za pózno?
- Za pózno? No coś ty. Próbuj, może akurat gdzieś się
odnajdziesz.
- Mam za dużo czasu - tłumaczyła się trochę Magda,
robiąc miejsce na kanapie dla Ramony, zrzucając po prostu
część prasy na podłogę.
Nigdy nie miała tak wiele wolnego czasu. Kiedy zdała
sobie w pewnym momencie z tego sprawę, przeraziła się. Co
tu robić, zastanawiała się, chodząc od okna do okna, żeby się
nie dać, nie zgnuśnieć, nie skarłowacieć w nudzie
codzienności. Już zaczęła spać do południa, a potem obkładać
się kolorową prasą i czytać same powierzchowne głupoty. Na
szczęście szybko się ocknęła. Część kolorowych pism
wyniosła do ogrodu i spaliła. Zostawiła tylko to, co trzyma
jaki taki poziom. A teraz w tym, co zostaje, próbuje znalezć
jakieś miejsce dla siebie. Nic na siłę, oczywiście. Przygotuje
parę rzeczy, pokaże komuś. Może coś zagra. A jeśli nie, to
trudno, będzie próbować czegoś innego. Najważniejsze, że
zdała sobie w porę z pewnych rzeczy sprawę, w odpowiednim
momencie włączyła się jakaś lampka alarmowa. Tak mało
brakuje czasem, żeby usiąść przed telewizorem lub przy
oknie, patrzeć, a nic nie widzieć, i umartwiać się, że czas mija,
życie mija i wszystko, co miało się w nim zdarzyć, już się
zdarzyło. Zawsze może zdarzyć się więcej. Wystarczy tylko w
zdarzenia uwierzyć i pozwolić im zaistnieć.
- Jest tyle niesamowitych możliwości. - Uśmiechnęła się
do Ramony z wypiekami na twarzy. - Nie można bezkarnie
marnować czasu.
- Skąd nagle masz go tak wiele? - zagadnęła Ramona. -
Ciągle ten sam duży dom, ta sama duża rodzina...
No tak, ale wiele się zmieniło. Grześ po jej powrocie od
Julii postawił całą rodzinę na baczność w salonie i powiedział,
że dalej tak być nie może. Wszyscy w tej rodzinie są dorośli
(blizniaczki też niech się za takie uważają, o nic innego nigdy
im nie chodziło), a dorośli ludzie mają konkretne obowiązki.
To, jak się z nich wywiązują, określa, czy rzeczywiście są
dorosłymi czy tylko gówniarzami.
- Wasza matka, mówił - kontynuowała Magda po krótkiej
przerwie - poświęciła wam całe życie i nic z niego nie miała.
- No... - wtrąciła mimochodem Ramona. - Nie
powiedziałabym, że Marek to takie znowu nic.
Magda nie usłyszała albo udawała, że nie słyszy.
- Koniec z tym, powiedział takim tonem, że sama się
wystraszyłam, koniec tego wymigiwania się od swoich
obowiązków, koniec z tym udawaniem, że coś się robi, kiedy
nic się nie robi. Każdy w tym domu musi na swoje miejsce
zapracować. A jego guzik obchodzi, w jaki sposób to sobie
wszystko zorganizują, ile głupawych seriali przegapią i ilu
wirtualnych przyjaciół nie poznają. Blizniaczki mają się
zachowywać jak piętnastolatki, a matka jak matka, a nie jak
gosposia. Koniec!
- %7łartujesz?! I co wy na to?
- Nic. %7ładna nie miała odwagi się odezwać. Ja też. Potem
z dnia na dzień wszystko samo zaczęło się układać. Nie
powiem, że bez żadnych zgrzytów. Dziewczyny pewnych
spraw musiały się dopiero uczyć.
Zresztą, machnęła ręką, wielkie mi sprawy, sprzątnąć po
sobie, zainteresować się zakupami, obiadem... Dziewczynom
ta jej sierpniowa nieobecność bardzo się przydała, miały taki
mały przedbieg wszystkiego. Przede wszystkim zrozumiały, [ Pobierz całość w formacie PDF ]