[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedziała, że nie widziała cię od poprzedniego popołudnia. Gdzie byłaś?
Poczuła się jak schwytana w pułapkę. Nie miał prawa jej wypytywać,
ale kiedy dostrzegła smutek w jego oczach, chciała wyznać mu prawdę.
- Mogłem się tego domyślić - stwierdził gorzko. -Beth powiedziała:
Znajdz Palmera, a znajdziesz też Crissie". Pomyślałem jednak, że jak
zwykle przemawia przez nią złość. Nie mogłem uwierzyć...
- Zrozum, Steve, Guy i ja jesteśmy przyjaciółmi. Wyświadczył mi
grzeczność, wioząc mnie przez cały Londyn do biura Brada. Czy już nie
mogę iść na obiad z mężczyzną bez całej tej dwuznacznej otoczki?
Pomiędzy nimi zawisło pytanie, którego Steve nie zadał, a Crissie nie
miała zamiaru wyjaśniać.
Wstała i przeskakując ze skały na skałę, dotarła do furtki w
falochronie. Zanim ją otworzyła, obejrzała się za siebie. Fotograf siedział
bez ruchu.
Mając w pamięci ostrzeżenie sierżanta, Crissie poprosiła Jannie, aby
została z nią na noc w domu.
- Oczywiście, przyjdę wieczorem. Przyprowadzę psy i zaprowadzę
Nerona do ogrodu. Jest lepszy od syren policyjnych, gdy w pobliżu kręcą się
obcy. Spodziewaj się mnie koło dziesiątej.
Steve zjawił się dużo wcześniej. Crissie zajęta była akurat pracą w
ogrodzie.
- Wybaczysz mi? - Dotknął jej ramienia. Dziewczyna wyprostowała
się i uśmiechnęła.
- Nie mam ci nic do wybaczenia.
- Przyjaciele?
130
RS
- Och, Steve, jesteś moim najdroższym i najlepszym przyjacielem.
Wybacz mi, że cię zdenerwowałam. Nie sądziłam, że zadzwonisz, ale jak
zwykle zdarzyło się to, co najmniej oczekiwane.
- Jeśli nie doszłoby do tego włamania, czy powiedziałabyś mi prawdę?
- Nie wiem. Uważam, że to nas nie dotyczy.
- Wszystko, co dotyczy ciebie, dotyczy i mnie - oświadczył z powagą.
- Zróbmy sobie coś do picia i wypijmy za schwytanie tego
włamywacza.
Usiedli w salonie.
- Zostanę na noc - obwieścił Steve. - Sierżant ostrzegł mnie, że ten
rabuś może podejrzewać, iż negatywy są tutaj.
- Mnie też ostrzegał. Jannie przyjdzie koło dziesiątej.
- To dobrze. Z taką trójką na pewno sobie nie poradzi.
- Nie mówiąc już o psach i Neronie, biegającym po tarasie.
Roześmieli się i między nimi znowu zapanowała dawna harmonia.
Wstała, by ponownie napełnić szklanki. Butelka znajdowała się na
stoliku umieszczonym przed długim i szerokim lustrem, w którym odbijał
się fragment ogrodu. Steve podszedł do niej. Delikatnie owinął kosmyk jej
włosów wokół palca i dotknął policzka. Czas stanął w miejscu i kiedy
spojrzeli w lustro na swoje odbicie, ze zdumieniem ujrzeli jeszcze jedną
twarz, wpatrującą się w nich zza krzaków. Crissie przyglądała się jej z
rosnącym przerażeniem. Dostrzegła rzadką brodę, długie, zaniedbane włosy.
Nieznajomy miał charakterystyczną, zapiętą pod szyję wiatrówkę.
- To on - wyszeptała. - Mężczyzna z kościoła. Włamywacz, którego
rozpoznał sierżant.
131
RS
Steve popchnął pannę Abbott za kanapę, potem podniósł ciężką
glinianą wazę i błyskawicznym ruchem wślizgnął się za zasłonę.
Serce Crissie waliło jak oszalałe, poczuła mdłości, po chwili jednak
zdołała się opanować. Znajdowała się akurat naprzeciwko drzwi.
Niepostrzeżenie prześlizgnęła się za fotel i teraz, gdyby ktoś zaglądał przez
okno, nie zauważyłby jej. Aby się dostać do telefonu, musiała przejść na
drugą stronę korytarza. Opadła na kolana i na czworakach dotarła do
otwartych drzwi. Gruby dywan zagłuszał wszelkie dzwięki, ale z trudem
powstrzymała się, by nie kichnąć, gdy w jej nozdrza uderzył zapach kurzu.
Przeczołgała się przez przedpokój, po czym wślizgnęła do pokoju,
zamykając za sobą drzwi. Wykręciła numer na policję; w tym samym
momencie dostrzegła strzelbę, której ojciec używał w czasie polowań.
Dotyk chłodnego metalu pod palcami dodał jej odwagi. Bocznymi drzwiami
wyszła pospiesznie z domu, okrążyła go i zbliżyła się od tyłu do krzaków. Z
tego miejsca dokładnie widziała, co się dzieje w salonie. Złość oraz strach o
Steve'a popchnęły ją do działania. Nie zawahała się nawet na chwilę, gdy
wpadła do pokoju. Steve mocował się z intruzem. Usłyszała ich chrapliwe
oddechy i wtedy uderzyła nieznajomego w tył głowy. Zapanowała pełna
grozy cisza, a potem mężczyzna upadł na podłogę.
- Steve, o Boże, Steve, nic ci się nie stało?
Rzuciła strzelbę na podłogę i podbiegła do niego. Włamywacz
krwawił. Krew spływała mu po twarzy z rany na głowie.
- Wszystko dobrze, kochanie, wszystko dobrze - powtarzał fotograf.
Przywarła do niego. Dopiero teraz ogarnęła ją słabość i gdyby Steve
nie przytrzymał jej, na pewno by upadła.
- No, no, co my tu mamy? Zliwka wpadła prosto w nasze ręce.
132
RS
- Tak bym tego nie ujęła, sierżancie - powiedziała Crissie. - Ja go
uderzyłam.
- Nieustraszona panna Abbott - skwitował sierżant, po czym zwrócił
się do konstabla stojącego za nim: - Wezwij karetkę i załóż mu bransoletki.
Steve nie chciał jechać do szpitala.
- To tylko zadrapanie. Pani domu mi je opatrzy. Przeszli do kuchni.
Crissie nalała ciepłej wody do miseczki i delikatnie przemyła ranę.
- Tylko na litość boską nie zakładaj plastra. To zwykłe zadrapanie -
powiedział i roześmiał się. Potem przyciągnął ją ku sobie i zaczął całować
jej włosy, oczy i usta. - Crissie, jesteś wspaniała.
- Zgadzam się z tym - usłyszeli głos sierżanta. - Przepraszam, że
przerywam tak romantyczną chwilę, ale muszę spisać protokół.
Crissie i Steve niechętnie odsunęli się od siebie.
- Ten facet... - zaczęła Crissie, siadając na krześle.
- Nim proszę się nie martwić. Przez jakiś czas będzie miał tylko
przykre bóle głowy.
- Nie chciałam go zranić - oświadczyła Crissie - ale zaatakował
Steve'a.
- Rzucił się na mnie z nożem - dodał Steve.
Crissie zadrżała.
- Filiżanka dobrej herbaty dobrze wam zrobi. - Sierżant napełnił
czajnik. - Wasze zeznania mogą poczekać. Wpadnijcie jutro na posterunek.
- To on, prawda? Ten mężczyzna ze zdjęcia.
- Tak. Odpowie też za kilka innych spraw.
- Biedny facet. - Steve uśmiechnął się. - Nie pomoże mu ta obolała
głowa.
133
RS
Trochę pózniej wyszli na spacer do ogrodu. Panował w nim spokój i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
powiedziała, że nie widziała cię od poprzedniego popołudnia. Gdzie byłaś?
Poczuła się jak schwytana w pułapkę. Nie miał prawa jej wypytywać,
ale kiedy dostrzegła smutek w jego oczach, chciała wyznać mu prawdę.
- Mogłem się tego domyślić - stwierdził gorzko. -Beth powiedziała:
Znajdz Palmera, a znajdziesz też Crissie". Pomyślałem jednak, że jak
zwykle przemawia przez nią złość. Nie mogłem uwierzyć...
- Zrozum, Steve, Guy i ja jesteśmy przyjaciółmi. Wyświadczył mi
grzeczność, wioząc mnie przez cały Londyn do biura Brada. Czy już nie
mogę iść na obiad z mężczyzną bez całej tej dwuznacznej otoczki?
Pomiędzy nimi zawisło pytanie, którego Steve nie zadał, a Crissie nie
miała zamiaru wyjaśniać.
Wstała i przeskakując ze skały na skałę, dotarła do furtki w
falochronie. Zanim ją otworzyła, obejrzała się za siebie. Fotograf siedział
bez ruchu.
Mając w pamięci ostrzeżenie sierżanta, Crissie poprosiła Jannie, aby
została z nią na noc w domu.
- Oczywiście, przyjdę wieczorem. Przyprowadzę psy i zaprowadzę
Nerona do ogrodu. Jest lepszy od syren policyjnych, gdy w pobliżu kręcą się
obcy. Spodziewaj się mnie koło dziesiątej.
Steve zjawił się dużo wcześniej. Crissie zajęta była akurat pracą w
ogrodzie.
- Wybaczysz mi? - Dotknął jej ramienia. Dziewczyna wyprostowała
się i uśmiechnęła.
- Nie mam ci nic do wybaczenia.
- Przyjaciele?
130
RS
- Och, Steve, jesteś moim najdroższym i najlepszym przyjacielem.
Wybacz mi, że cię zdenerwowałam. Nie sądziłam, że zadzwonisz, ale jak
zwykle zdarzyło się to, co najmniej oczekiwane.
- Jeśli nie doszłoby do tego włamania, czy powiedziałabyś mi prawdę?
- Nie wiem. Uważam, że to nas nie dotyczy.
- Wszystko, co dotyczy ciebie, dotyczy i mnie - oświadczył z powagą.
- Zróbmy sobie coś do picia i wypijmy za schwytanie tego
włamywacza.
Usiedli w salonie.
- Zostanę na noc - obwieścił Steve. - Sierżant ostrzegł mnie, że ten
rabuś może podejrzewać, iż negatywy są tutaj.
- Mnie też ostrzegał. Jannie przyjdzie koło dziesiątej.
- To dobrze. Z taką trójką na pewno sobie nie poradzi.
- Nie mówiąc już o psach i Neronie, biegającym po tarasie.
Roześmieli się i między nimi znowu zapanowała dawna harmonia.
Wstała, by ponownie napełnić szklanki. Butelka znajdowała się na
stoliku umieszczonym przed długim i szerokim lustrem, w którym odbijał
się fragment ogrodu. Steve podszedł do niej. Delikatnie owinął kosmyk jej
włosów wokół palca i dotknął policzka. Czas stanął w miejscu i kiedy
spojrzeli w lustro na swoje odbicie, ze zdumieniem ujrzeli jeszcze jedną
twarz, wpatrującą się w nich zza krzaków. Crissie przyglądała się jej z
rosnącym przerażeniem. Dostrzegła rzadką brodę, długie, zaniedbane włosy.
Nieznajomy miał charakterystyczną, zapiętą pod szyję wiatrówkę.
- To on - wyszeptała. - Mężczyzna z kościoła. Włamywacz, którego
rozpoznał sierżant.
131
RS
Steve popchnął pannę Abbott za kanapę, potem podniósł ciężką
glinianą wazę i błyskawicznym ruchem wślizgnął się za zasłonę.
Serce Crissie waliło jak oszalałe, poczuła mdłości, po chwili jednak
zdołała się opanować. Znajdowała się akurat naprzeciwko drzwi.
Niepostrzeżenie prześlizgnęła się za fotel i teraz, gdyby ktoś zaglądał przez
okno, nie zauważyłby jej. Aby się dostać do telefonu, musiała przejść na
drugą stronę korytarza. Opadła na kolana i na czworakach dotarła do
otwartych drzwi. Gruby dywan zagłuszał wszelkie dzwięki, ale z trudem
powstrzymała się, by nie kichnąć, gdy w jej nozdrza uderzył zapach kurzu.
Przeczołgała się przez przedpokój, po czym wślizgnęła do pokoju,
zamykając za sobą drzwi. Wykręciła numer na policję; w tym samym
momencie dostrzegła strzelbę, której ojciec używał w czasie polowań.
Dotyk chłodnego metalu pod palcami dodał jej odwagi. Bocznymi drzwiami
wyszła pospiesznie z domu, okrążyła go i zbliżyła się od tyłu do krzaków. Z
tego miejsca dokładnie widziała, co się dzieje w salonie. Złość oraz strach o
Steve'a popchnęły ją do działania. Nie zawahała się nawet na chwilę, gdy
wpadła do pokoju. Steve mocował się z intruzem. Usłyszała ich chrapliwe
oddechy i wtedy uderzyła nieznajomego w tył głowy. Zapanowała pełna
grozy cisza, a potem mężczyzna upadł na podłogę.
- Steve, o Boże, Steve, nic ci się nie stało?
Rzuciła strzelbę na podłogę i podbiegła do niego. Włamywacz
krwawił. Krew spływała mu po twarzy z rany na głowie.
- Wszystko dobrze, kochanie, wszystko dobrze - powtarzał fotograf.
Przywarła do niego. Dopiero teraz ogarnęła ją słabość i gdyby Steve
nie przytrzymał jej, na pewno by upadła.
- No, no, co my tu mamy? Zliwka wpadła prosto w nasze ręce.
132
RS
- Tak bym tego nie ujęła, sierżancie - powiedziała Crissie. - Ja go
uderzyłam.
- Nieustraszona panna Abbott - skwitował sierżant, po czym zwrócił
się do konstabla stojącego za nim: - Wezwij karetkę i załóż mu bransoletki.
Steve nie chciał jechać do szpitala.
- To tylko zadrapanie. Pani domu mi je opatrzy. Przeszli do kuchni.
Crissie nalała ciepłej wody do miseczki i delikatnie przemyła ranę.
- Tylko na litość boską nie zakładaj plastra. To zwykłe zadrapanie -
powiedział i roześmiał się. Potem przyciągnął ją ku sobie i zaczął całować
jej włosy, oczy i usta. - Crissie, jesteś wspaniała.
- Zgadzam się z tym - usłyszeli głos sierżanta. - Przepraszam, że
przerywam tak romantyczną chwilę, ale muszę spisać protokół.
Crissie i Steve niechętnie odsunęli się od siebie.
- Ten facet... - zaczęła Crissie, siadając na krześle.
- Nim proszę się nie martwić. Przez jakiś czas będzie miał tylko
przykre bóle głowy.
- Nie chciałam go zranić - oświadczyła Crissie - ale zaatakował
Steve'a.
- Rzucił się na mnie z nożem - dodał Steve.
Crissie zadrżała.
- Filiżanka dobrej herbaty dobrze wam zrobi. - Sierżant napełnił
czajnik. - Wasze zeznania mogą poczekać. Wpadnijcie jutro na posterunek.
- To on, prawda? Ten mężczyzna ze zdjęcia.
- Tak. Odpowie też za kilka innych spraw.
- Biedny facet. - Steve uśmiechnął się. - Nie pomoże mu ta obolała
głowa.
133
RS
Trochę pózniej wyszli na spacer do ogrodu. Panował w nim spokój i [ Pobierz całość w formacie PDF ]