[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otuchy przed nocą.
Pani McCraig roznieciła ogień na kominku w jej
komnacie. Deszcz, gnany północnym wichrem, siekł w okna.
- Od dwóch dni jest zimno, Wasza Wysokość -
powiedziała. - I jak słyszę, w Edynburgu pogoda też nie
dopisała.
- Jego Królewska Mość zmókł kilka razy - odparła Tara. -
Mam nadzieję, że książę nie zaziębi się przez tę jazdę w
deszczu.
- Jego Wysokość nigdy nie przejmował się zbytnio
pogodą - powiedziała uspokajająco pani McCraig.
Otworzyła drzwi, dygnęła i życzyła Tarze dobrej nocy.
Gdy wyszła, pokój zdał się bardzo cichy. Tara zdmuchnęła
świece i położyła się do łóżka. Nie miała ochoty na czytanie.
Jej oczy zatrzymywały się na drzwiach do komnaty księcia.
Czy choć pomyślał o niej, zanim udał się na spoczynek?
Przypomniały się jej czasy, gdy pielęgnowała go, zmieniając
opatrunek na jego ramieniu, . czuwała u jego boku uspokajając
go, gdy się rzucał w gorączce. Zastanawiała się, czy on także
to pamiętał?
Teraz już mnie nie potrzebuje, pomyślała z rozpaczą i nie
wiedziała, co sobie powiedzą następnego dnia.
A jeżeli oznajmi jej, że może zamieszkać u ojca, jeżeli ma
takie życzenie? Posmutniała, bowiem wiedziała, iż nie będzie
mogła wyjawić mu prawdziwej przyczyny, dla której chce
zostać na zamku. Jak może powiedzieć mu o swojej miłości?
Czy on jest w stanie zrozumieć, iż choć sprowadził ją wbrew
jej woli, teraz wypełniał całe jej życie, myśli, duszę, że nie
było tam już miejsca dla nikogo innego.
- Kocham go! Kocham go! O Boże, kocham! Spraw, żeby
on okazał mi choć trochę uczucia! - modliła się. - Niech
zapragnie, abym została choć po to, żebym przyczyniła się do
zbliżenia klanów, by zaprzestały walki.
Modląc się zamknęła oczy i tak zatopiła się w modlitwie,
że gdy je znów otworzyła, błyszczały w nich łzy.
I nagle znieruchomiała, bowiem niepostrzeżenie w
komnacie pojawił się książę. Widziała go, jak stał w drzwiach
łączących ich pokoje. W świetle padającym z kominka
zobaczyła, że ma na sobie dobrze zapamiętany ciemny
szlafrok. Przez chwilę nie mogła złapać oddechu, ani się
odezwać. Wreszcie książę powiedział:
- Głowa mnie boli. Tara usiadła na łóżku.
- Wcale mnie to nie dziwi. Jak mogłeś być tak niemądry i
jechać konno całe dwa dni, kiedy doktor powiedział, że masz
na siebie uważać jeszcze przez kilka miesięcy?
Książę nie odpowiedział, tylko przycisnął dłoń do czoła.
- Odczaruję ból, tak jak to czyniłam poprzednio -
powiedziała Tara. - Czy zechcesz usiąść w fotelu?
- Zimno mi, a w moim pokoju nie ma ognia - odrzekł
książę.
- Na pewno się przeziębiłeś! - wykrzyknęła Tara. - Połóż
się do łóżka i nakryj pierzyną. Ja dorzucę do ognia.
Mówiąc to wyskoczyła z łóżka i podeszła do wielkiego
kominka. Z kosza stojącego obok wzięła polano. Zapomniała,
że nie ma już na sobie grubej perkalowej koszuli jak te, które
nosiła całe swe życie, ale na marszczoną szatę z najcieńszej
bawełny, rozszywaną koronką, jaką kupił jej ojciec w
Edynburgu. W świetle padającym z kominka przez cienką
materię widać było wszystkie krągłości jej ciała. Dołożyła
kilka drew do ognia, potem zwróciła się ku łożu. Podeszła i
przekonała się, że książę leży nie z brzegu, co chciała mu
zasugerować, lecz na samym jego środku. Patrzyła na niego
zakłopotana, bo łóżko było za szerokie, żeby mogła sięgnąć
jego czoła, siedząc na krawędzi.
- Sądzę, że będziesz musiał przesunąć się bliżej brzegu -
zauważyła.
- Byłoby mi wygodniej, gdybyś mnie wzięła w ramiona
jak wtedy, gdy byłem ranny na szczycie Ben Ark, i wtedy, gdy
wracałem do przytomności.
Policzki Tary zapłonęły.
- Ja... nie wiedziałam, że... ty... wiesz, co się... dzieje -
wyjąkała nieskładnie.
- W ten sposób najłatwiej było ci masować mi czoło. Tak
jak i teraz - powiedział. - Zresztą, mimo ognia, tu ciągle jest
zimno.
- No dobrze - zgodziła się Tara, czując, że musi go
posłuchać.
Zamierzała położyć się na wierzchu, ponieważ on leżał
pod pierzyną, ale w jakiś sposób, nie wiedziała jak, znalazła
się w pościeli i książę naciągnął na nich nakrycie. Wsparła się
o poduszki, a on ułożył głowę na jej piersi. Trzymała go tak
samo jak wówczas, gdy był nieprzytomny. Tylko że teraz
jedno z jego ramion opasywało jej kibić. Wówczas troszczyła
się o niego, ponieważ był chory. Teraz, mówiąc sobie, że chce
jedynie uśmierzyć jego ból, mimo wszystko poczuła dreszcz
podniecenia, który wstrząsnął nią do głębi. Właśnie dlatego że
leżała blisko niego, a głowa jego opierała się o nią, jak wtedy.
Muszę być ostrożna i nie dać mu poznać, że czuję się
inaczej niż wówczas - ostrzegała siebie.
Położyła palce na jego czole i łagodnie przesuwała nimi
od brwi po włosy, jednostajnym rytmem. W przeszłości
przekonała się, że w ten sposób udaje się złagodzić jego ból.
- Tak lepiej - powiedział zadowolonym głosem - o wiele
lepiej!
- Musisz bardziej uważać na siebie. Pan Falkirk mówił
mi, że wcale nić czułeś się na tyle dobrze, aby pojechać do
Edynburga.
- Nie było ciebie tutaj i nie mogłaś powiedzieć mi, co
mam robić - odrzekł książę.
- Może... zle postąpiłam... zostawiając ciebie... samego -
powiedziała Tara. - Ale wydawało mi się, że masz się o wiele
lepiej i nie... chciałeś mnie.
Nie udało się jej ukryć bólu w głosie, gdy wymawiała
ostatnie słowa. Nie potrafiła wymazać z pamięci
rozgoryczenia, które niby głęboka rana nie dawało o sobie
zapomnieć.
Nie odpowiedział, więc po chwili zapytała:
- Czy boli cię jeszcze ramię?
- Ramię nie - odparł. - Czuję ból w sercu. Tara drgnęła.
- W sercu? To może być poważne. Czy powiedziałeś
doktorowi?
- Nie.
- Od jak dawna cię boli?
- Od dawna. Od kiedy wyjechałaś.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, gdy byliśmy w
Edynburgu? Tam są specjaliści w każdej dziedzinie medycyny
i mógłbyś udać się do nich po poradę.
- %7ładen by mi nie pomógł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
otuchy przed nocą.
Pani McCraig roznieciła ogień na kominku w jej
komnacie. Deszcz, gnany północnym wichrem, siekł w okna.
- Od dwóch dni jest zimno, Wasza Wysokość -
powiedziała. - I jak słyszę, w Edynburgu pogoda też nie
dopisała.
- Jego Królewska Mość zmókł kilka razy - odparła Tara. -
Mam nadzieję, że książę nie zaziębi się przez tę jazdę w
deszczu.
- Jego Wysokość nigdy nie przejmował się zbytnio
pogodą - powiedziała uspokajająco pani McCraig.
Otworzyła drzwi, dygnęła i życzyła Tarze dobrej nocy.
Gdy wyszła, pokój zdał się bardzo cichy. Tara zdmuchnęła
świece i położyła się do łóżka. Nie miała ochoty na czytanie.
Jej oczy zatrzymywały się na drzwiach do komnaty księcia.
Czy choć pomyślał o niej, zanim udał się na spoczynek?
Przypomniały się jej czasy, gdy pielęgnowała go, zmieniając
opatrunek na jego ramieniu, . czuwała u jego boku uspokajając
go, gdy się rzucał w gorączce. Zastanawiała się, czy on także
to pamiętał?
Teraz już mnie nie potrzebuje, pomyślała z rozpaczą i nie
wiedziała, co sobie powiedzą następnego dnia.
A jeżeli oznajmi jej, że może zamieszkać u ojca, jeżeli ma
takie życzenie? Posmutniała, bowiem wiedziała, iż nie będzie
mogła wyjawić mu prawdziwej przyczyny, dla której chce
zostać na zamku. Jak może powiedzieć mu o swojej miłości?
Czy on jest w stanie zrozumieć, iż choć sprowadził ją wbrew
jej woli, teraz wypełniał całe jej życie, myśli, duszę, że nie
było tam już miejsca dla nikogo innego.
- Kocham go! Kocham go! O Boże, kocham! Spraw, żeby
on okazał mi choć trochę uczucia! - modliła się. - Niech
zapragnie, abym została choć po to, żebym przyczyniła się do
zbliżenia klanów, by zaprzestały walki.
Modląc się zamknęła oczy i tak zatopiła się w modlitwie,
że gdy je znów otworzyła, błyszczały w nich łzy.
I nagle znieruchomiała, bowiem niepostrzeżenie w
komnacie pojawił się książę. Widziała go, jak stał w drzwiach
łączących ich pokoje. W świetle padającym z kominka
zobaczyła, że ma na sobie dobrze zapamiętany ciemny
szlafrok. Przez chwilę nie mogła złapać oddechu, ani się
odezwać. Wreszcie książę powiedział:
- Głowa mnie boli. Tara usiadła na łóżku.
- Wcale mnie to nie dziwi. Jak mogłeś być tak niemądry i
jechać konno całe dwa dni, kiedy doktor powiedział, że masz
na siebie uważać jeszcze przez kilka miesięcy?
Książę nie odpowiedział, tylko przycisnął dłoń do czoła.
- Odczaruję ból, tak jak to czyniłam poprzednio -
powiedziała Tara. - Czy zechcesz usiąść w fotelu?
- Zimno mi, a w moim pokoju nie ma ognia - odrzekł
książę.
- Na pewno się przeziębiłeś! - wykrzyknęła Tara. - Połóż
się do łóżka i nakryj pierzyną. Ja dorzucę do ognia.
Mówiąc to wyskoczyła z łóżka i podeszła do wielkiego
kominka. Z kosza stojącego obok wzięła polano. Zapomniała,
że nie ma już na sobie grubej perkalowej koszuli jak te, które
nosiła całe swe życie, ale na marszczoną szatę z najcieńszej
bawełny, rozszywaną koronką, jaką kupił jej ojciec w
Edynburgu. W świetle padającym z kominka przez cienką
materię widać było wszystkie krągłości jej ciała. Dołożyła
kilka drew do ognia, potem zwróciła się ku łożu. Podeszła i
przekonała się, że książę leży nie z brzegu, co chciała mu
zasugerować, lecz na samym jego środku. Patrzyła na niego
zakłopotana, bo łóżko było za szerokie, żeby mogła sięgnąć
jego czoła, siedząc na krawędzi.
- Sądzę, że będziesz musiał przesunąć się bliżej brzegu -
zauważyła.
- Byłoby mi wygodniej, gdybyś mnie wzięła w ramiona
jak wtedy, gdy byłem ranny na szczycie Ben Ark, i wtedy, gdy
wracałem do przytomności.
Policzki Tary zapłonęły.
- Ja... nie wiedziałam, że... ty... wiesz, co się... dzieje -
wyjąkała nieskładnie.
- W ten sposób najłatwiej było ci masować mi czoło. Tak
jak i teraz - powiedział. - Zresztą, mimo ognia, tu ciągle jest
zimno.
- No dobrze - zgodziła się Tara, czując, że musi go
posłuchać.
Zamierzała położyć się na wierzchu, ponieważ on leżał
pod pierzyną, ale w jakiś sposób, nie wiedziała jak, znalazła
się w pościeli i książę naciągnął na nich nakrycie. Wsparła się
o poduszki, a on ułożył głowę na jej piersi. Trzymała go tak
samo jak wówczas, gdy był nieprzytomny. Tylko że teraz
jedno z jego ramion opasywało jej kibić. Wówczas troszczyła
się o niego, ponieważ był chory. Teraz, mówiąc sobie, że chce
jedynie uśmierzyć jego ból, mimo wszystko poczuła dreszcz
podniecenia, który wstrząsnął nią do głębi. Właśnie dlatego że
leżała blisko niego, a głowa jego opierała się o nią, jak wtedy.
Muszę być ostrożna i nie dać mu poznać, że czuję się
inaczej niż wówczas - ostrzegała siebie.
Położyła palce na jego czole i łagodnie przesuwała nimi
od brwi po włosy, jednostajnym rytmem. W przeszłości
przekonała się, że w ten sposób udaje się złagodzić jego ból.
- Tak lepiej - powiedział zadowolonym głosem - o wiele
lepiej!
- Musisz bardziej uważać na siebie. Pan Falkirk mówił
mi, że wcale nić czułeś się na tyle dobrze, aby pojechać do
Edynburga.
- Nie było ciebie tutaj i nie mogłaś powiedzieć mi, co
mam robić - odrzekł książę.
- Może... zle postąpiłam... zostawiając ciebie... samego -
powiedziała Tara. - Ale wydawało mi się, że masz się o wiele
lepiej i nie... chciałeś mnie.
Nie udało się jej ukryć bólu w głosie, gdy wymawiała
ostatnie słowa. Nie potrafiła wymazać z pamięci
rozgoryczenia, które niby głęboka rana nie dawało o sobie
zapomnieć.
Nie odpowiedział, więc po chwili zapytała:
- Czy boli cię jeszcze ramię?
- Ramię nie - odparł. - Czuję ból w sercu. Tara drgnęła.
- W sercu? To może być poważne. Czy powiedziałeś
doktorowi?
- Nie.
- Od jak dawna cię boli?
- Od dawna. Od kiedy wyjechałaś.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, gdy byliśmy w
Edynburgu? Tam są specjaliści w każdej dziedzinie medycyny
i mógłbyś udać się do nich po poradę.
- %7ładen by mi nie pomógł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]