[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Taksówka czeka.
- Zapłaciłem mu za to.
- Będzie cię to kosztowało majątek.
- Jestem majętny.
- Corey... puść... mnie... - powiedziała przerywa-
nym szeptem. Ka\dy fragment jego szczupłego, sprę-
\ystego ciała przylegał do niej szczelnie, Corinne nigdy
nie doświadczyła tak intymnego kontaktu z mę\czyz-
ną, co więcej, nie był jej nawet potrzebny. A teraz,
wbrew swoim słowom, wcale nie miała ochoty się
ruszyć.
- Pocałuj mnie. - Oddech Coreya owionął jej wa-
rgi.
- JesteÅ› brutalem.
- Wiem. - Nie powiedział nic więcej, lecz pocało-
wał ją tak samo jak ona jego w taksówce. Zadawał jej
słodkie tortury, pieszcząc, ssąc, chwytając lekkc
zębami. Corinne wczepiła się znów palcami w jeg
włosy, nie po to jednak, by nim potrząsnąć, lecz tv
przyciągnąć go jeszcze bli\ej. Corey wspierał się na
jednym łokciu, drugą ręką gładził jej policzki, brodę,
szyjÄ™.
PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... f& 133
- Jesteś taka piękna - tchnął w jej wargi. Gdy ją
znów pocałował, ręka zsunęła się na jej pierś.
Corinne drgnęła gwałtownie, jak pora\ona prądem.
- Spokojnie - szepnął. - Będę cię tylko dotykał.
Chcę, \ebyś się przekonała, jakie to przyjemne.
Rzeczywiście, było na tyle przyjemne, \e Corinne
fiie zdołała zmobilizować swej woli, by go powstrzy-
mać. Gdy objął pierś dłonią i zaczął ją delikatnie
masować, miała uczucie, \e porywa ją wezbrana fala,
a gdy ścisnął lekko palcami sutek, wygięła ciało w łuk.
Prąd, który ją znów przeszył, brał tym razem swój
poczÄ…tek w jej Å‚onie.
Przera\ona intensywnością doznań, wykrzyknęła
głośno imię Coreya.
- Cśśś - szepnął. - Wszystko w porządku. To mój
sposób wyra\ania miłości dla ka\dego zakątka twoje
go ciała.
Ach, te słowa, ton, jakim je wymówił, elektryzujący
dotyk włosów w jej palcach, przyciągająca siła jego
ciała! Wyszeptała znowu jego imię, czując, \e odpina
jej bluzkę, nie było to jednak błaganie, \eby przestał,
lecz by się pospieszył.
Ciepłe powietrze majowej nocy owionęło jej skórę,
w chwilę potem poczuła na niej palce Coreya. Nie
przestawał jej całować, oboje oddychali cię\ko.
- Jesteś jak jedwab... gładka i piękna... ach, Cori,
jak\e przyjemnie dotykać cię w ten sposób... - Uniósł-
szy jej głowę jedną ręką, spojrzał na nią. - Czujesz to?
- Druga dłoń wśliznęła się pod koronkę stanika. - Czy
wiesz, jaka jesteÅ› cudowna?
- Lubię, gdy mnie dotykasz - wyszeptała. - Pocałuj
mnie jeszcze, Corey...
Zamknął jej usta pocałunkiem, od którego zakręciło
jej się w głowie, odpinając jednocześnie klamer-
134 f& PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... _____________
kę stanika. Ręce mu dr\ały, gdy zsuwał go z jej piersi.
Zabrakło jej tchu, gdy jego dłonie dotknęły nagiej
skóry.
- Wiem - szepnął. Umościł się w niszy pomiędzy
jej udami, które instynktownie rozchyliła. - Kocham
cię, malutka... O, Bo\e... - Pochylił gwałtownie głowę,
zamykając usta na piersi Corinne, wodząc językiem po
stwardniałej brodawce i ssąc ją.
Corinne nigdy nie wyobra\ała sobie, \e mo\na
odczuwać taką rozkosz, takie podniecenie, taki niedo-
syt. Jego oddech sprawiał, \e ciarki przebiegały po jej
obna\onej skórze, ruchliwy język i wargi wysyłały
dreszcze w głąb jej ciała. Ale Corinne pragnęła znacz-
nie więcej, boleśnie pragnęła spełnienia, które mógł jej
dać tylko Corey.
Jęknęła cicho, podnosząc głowę i próbując zajrzeć
mu w twarz.
- Bardzo cię kocham - mówił chrapliwym szeptem
- tak bardzo, \e nie mogę ju\... i nie jest to wyłącznie
po\ądanie... to chęć zjednoczenia się z tobą, stania się
częścią ciebie. - Ujął jej twarz w dłonie, jego biodra
poruszały się rytmicznie, ocierały o nią. - Czy ty te\
mnie pragniesz, Cori?
- PragnÄ™... czegoÅ›...
Dłoń Coreya dotyknęła rozpalonego ciała. Cofnął
nieco biodra, by umo\liwić sobie dostęp do jedwab-
nych majteczek i zaczął pieścić Cori przez śliski
materiał.
Wbiła mu palce w ramiona, głowa opadła jej
bezwładnie, zacisnęła powieki, nie mogąc znieść roz-
kosznego bólu.
- Corey... ja chcÄ™...
- Wiem. - Przyglądał się z zachwytem jej rozchylo-
nym wargom, rysom zmienionym po\ądaniem, wsłu-
___________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ, % % » 135
chując w przyspieszony oddech. Opuściwszy wzrok na
jaśniejące w świetle księ\yca piersi, pomyślał, \e nigdy
nie widział nic piękniejszgo. - Co za kobieta - stwier-
dził z nabo\nym podziwem - moja kobieta.
Corinne nie przyszło tym razem do głowy, by się z
nim kłócić. Była całkowicie skoncentrowana na
swoich odczuciach, zostawiając myślenie Coreyowi.
Nagle stało się coś okropnego. Corey cofnął rękę.
Jęknęła cicho na znak protestu, ale nie zmieniło to
sytuacji.
- Musimy przestać - powiedział zasmuconym to-
nem - musimy przestać, kochanie.
- Dlaczego? Nie chcÄ™...
- W tej chwili nie chcesz, ale teraz nie myślisz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
- Taksówka czeka.
- Zapłaciłem mu za to.
- Będzie cię to kosztowało majątek.
- Jestem majętny.
- Corey... puść... mnie... - powiedziała przerywa-
nym szeptem. Ka\dy fragment jego szczupłego, sprę-
\ystego ciała przylegał do niej szczelnie, Corinne nigdy
nie doświadczyła tak intymnego kontaktu z mę\czyz-
ną, co więcej, nie był jej nawet potrzebny. A teraz,
wbrew swoim słowom, wcale nie miała ochoty się
ruszyć.
- Pocałuj mnie. - Oddech Coreya owionął jej wa-
rgi.
- JesteÅ› brutalem.
- Wiem. - Nie powiedział nic więcej, lecz pocało-
wał ją tak samo jak ona jego w taksówce. Zadawał jej
słodkie tortury, pieszcząc, ssąc, chwytając lekkc
zębami. Corinne wczepiła się znów palcami w jeg
włosy, nie po to jednak, by nim potrząsnąć, lecz tv
przyciągnąć go jeszcze bli\ej. Corey wspierał się na
jednym łokciu, drugą ręką gładził jej policzki, brodę,
szyjÄ™.
PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... f& 133
- Jesteś taka piękna - tchnął w jej wargi. Gdy ją
znów pocałował, ręka zsunęła się na jej pierś.
Corinne drgnęła gwałtownie, jak pora\ona prądem.
- Spokojnie - szepnął. - Będę cię tylko dotykał.
Chcę, \ebyś się przekonała, jakie to przyjemne.
Rzeczywiście, było na tyle przyjemne, \e Corinne
fiie zdołała zmobilizować swej woli, by go powstrzy-
mać. Gdy objął pierś dłonią i zaczął ją delikatnie
masować, miała uczucie, \e porywa ją wezbrana fala,
a gdy ścisnął lekko palcami sutek, wygięła ciało w łuk.
Prąd, który ją znów przeszył, brał tym razem swój
poczÄ…tek w jej Å‚onie.
Przera\ona intensywnością doznań, wykrzyknęła
głośno imię Coreya.
- Cśśś - szepnął. - Wszystko w porządku. To mój
sposób wyra\ania miłości dla ka\dego zakątka twoje
go ciała.
Ach, te słowa, ton, jakim je wymówił, elektryzujący
dotyk włosów w jej palcach, przyciągająca siła jego
ciała! Wyszeptała znowu jego imię, czując, \e odpina
jej bluzkę, nie było to jednak błaganie, \eby przestał,
lecz by się pospieszył.
Ciepłe powietrze majowej nocy owionęło jej skórę,
w chwilę potem poczuła na niej palce Coreya. Nie
przestawał jej całować, oboje oddychali cię\ko.
- Jesteś jak jedwab... gładka i piękna... ach, Cori,
jak\e przyjemnie dotykać cię w ten sposób... - Uniósł-
szy jej głowę jedną ręką, spojrzał na nią. - Czujesz to?
- Druga dłoń wśliznęła się pod koronkę stanika. - Czy
wiesz, jaka jesteÅ› cudowna?
- Lubię, gdy mnie dotykasz - wyszeptała. - Pocałuj
mnie jeszcze, Corey...
Zamknął jej usta pocałunkiem, od którego zakręciło
jej się w głowie, odpinając jednocześnie klamer-
134 f& PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... _____________
kę stanika. Ręce mu dr\ały, gdy zsuwał go z jej piersi.
Zabrakło jej tchu, gdy jego dłonie dotknęły nagiej
skóry.
- Wiem - szepnął. Umościł się w niszy pomiędzy
jej udami, które instynktownie rozchyliła. - Kocham
cię, malutka... O, Bo\e... - Pochylił gwałtownie głowę,
zamykając usta na piersi Corinne, wodząc językiem po
stwardniałej brodawce i ssąc ją.
Corinne nigdy nie wyobra\ała sobie, \e mo\na
odczuwać taką rozkosz, takie podniecenie, taki niedo-
syt. Jego oddech sprawiał, \e ciarki przebiegały po jej
obna\onej skórze, ruchliwy język i wargi wysyłały
dreszcze w głąb jej ciała. Ale Corinne pragnęła znacz-
nie więcej, boleśnie pragnęła spełnienia, które mógł jej
dać tylko Corey.
Jęknęła cicho, podnosząc głowę i próbując zajrzeć
mu w twarz.
- Bardzo cię kocham - mówił chrapliwym szeptem
- tak bardzo, \e nie mogę ju\... i nie jest to wyłącznie
po\ądanie... to chęć zjednoczenia się z tobą, stania się
częścią ciebie. - Ujął jej twarz w dłonie, jego biodra
poruszały się rytmicznie, ocierały o nią. - Czy ty te\
mnie pragniesz, Cori?
- PragnÄ™... czegoÅ›...
Dłoń Coreya dotyknęła rozpalonego ciała. Cofnął
nieco biodra, by umo\liwić sobie dostęp do jedwab-
nych majteczek i zaczął pieścić Cori przez śliski
materiał.
Wbiła mu palce w ramiona, głowa opadła jej
bezwładnie, zacisnęła powieki, nie mogąc znieść roz-
kosznego bólu.
- Corey... ja chcÄ™...
- Wiem. - Przyglądał się z zachwytem jej rozchylo-
nym wargom, rysom zmienionym po\ądaniem, wsłu-
___________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ, % % » 135
chując w przyspieszony oddech. Opuściwszy wzrok na
jaśniejące w świetle księ\yca piersi, pomyślał, \e nigdy
nie widział nic piękniejszgo. - Co za kobieta - stwier-
dził z nabo\nym podziwem - moja kobieta.
Corinne nie przyszło tym razem do głowy, by się z
nim kłócić. Była całkowicie skoncentrowana na
swoich odczuciach, zostawiając myślenie Coreyowi.
Nagle stało się coś okropnego. Corey cofnął rękę.
Jęknęła cicho na znak protestu, ale nie zmieniło to
sytuacji.
- Musimy przestać - powiedział zasmuconym to-
nem - musimy przestać, kochanie.
- Dlaczego? Nie chcÄ™...
- W tej chwili nie chcesz, ale teraz nie myślisz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]