[ Pobierz całość w formacie PDF ]
69
pośrednictwem tłumacza porozumiecie się z kucharzem. Muszę was na pewien czas opuścić,
aby objąć komendę. Odpływamy za chwilę.
Czy przepłyniesz nocą wśród raf?
Mam nadzieję. W dzień dokładnie obejrzałem ten teren, a zresztą na rufie stoi
marynarz obserwator i w każdej chwili nas ostrzeże. Waszą łódz wezmiemy na linę.
Sułtan i emir weszli do namiotu. Był dość obszerny, usłany matami do siedzenia i
leżenia. Po chwili usłyszeli komendę wydawaną przez Wagnera załodze.
Zajęczały łańcuchy, kotwica poszła w górę. Podniesiono dolny żagiel, statek sunął
wolno wśród raf. Był czas odpływu. Człowiek, stojący na rufie okrętu, mimo ciemności
orientował się, jak unikać niebezpiecznych miejsc. Gdy bryg ominął rafy, wciągnięto górne
żagle. Mocny wiatr zaczął w nie dmuchać i piękny okręt wypłynął na wzburzone wody.
Mniej więcej pośrodku między dwoma miastami portowymi Zejlą i Berberą
wznosi się góra Elmes, o której opowiedział kapitanowi Somalijczyk. Niezbyt odległa od
brzegu, ma kształt toczonego, odciętego kręgla. Po południowej jej stronie leży miasteczko, a
raczej obóz koczowniczy, zwany Aamał. Miasteczko zawdzięcza swe powstanie małej
rzeczce, która wypływa z góry i gubi się w ławicach piasku. Po drugiej stronie leży zródło,
przy którym został schwytany Somalijczyk.
Gdy hrabia Fernando szczęśliwie przybył tu ze swymi ludzmi, przewodnicy
zaprowadzili go do kryjówki. Postanowiono czekać tu na odpowiedni statek. Przeszedł jednak
cały dzień, a statku nie zauważono. Ponieważ w miasteczku Lamał mieszkał szczep, któremu
nie można było ufać, a czas naglił, młody Somalijczyk miał pojechać na północ i rozejrzeć się
za jakimś okrętem. Ojciec kazał mu ominąć Zejlę i przedrzeć się do portu Tadjura, dokąd z
pewnością nie dotarł żaden goniec sułtana.
Następnego dnia wieczorem zbiegowie zaprowadzili wielbłądy do zródła, by je
napoić. Przy brzegu leżał złamany łuk. Stary Somalijczyk wziął go do ręki i zaczął dokładnie
oglądać.
Tu odbyła się walka rzekł po chwili.
Skąd wiesz? zaniepokoił się don Fernando.
Ten łuk nie został złamany, ale pocięty. Mogło się to stać tylko podczas walki.
Szukajmy dalej, może jeszcze coś znajdziemy.
Było ciemno. Szukali po omacku. Nagle Mindrello natrafił na sznurek, na którym
wisiało coś okrągłego.
Znalazłem oznajmił.
70
Pokaż! poprosił Somalijczyk.
Kiedy dotknął przedmiotu, podskoczył i krzyknął rozpaczliwie.
Co się stało? don Fernando przeraził się nie na żarty.
To talizman mego syna. Napadnięto go tutaj.
Mylisz się. Pojąc wielbłąda, zgubił talizman.
Nie, nie gubi się talizmanu zawieszonego na tak mocnym sznurku. Po prostu
zerwano mu go z szyi. Schwytano chłopca i zawleczono do Zejli. Ten łuk należał do jednego
z żołnierzy emira. Poznaję po kształcie.
Jęczał głośno. Trudno go było uspokoić. Postanowiono obejrzeć to miejsce jeszcze
raz, w dzień, po czym wrócono wraz ze zwierzętami do kryjówki.
W nocy nikt nie zmrużył oka. Już o świcie wszyscy wraz z Emmą poszli do zródła.
Przede wszystkim zwrócili uwagę na strzępek jakiejś materii. Somalijczyk podniósł go i
zaczął dokładnie oglądać.
Widzicie, miałem słuszność! To kawałek szaty mego syna. Tu walczył i tu go
pokonano.
Trudno opisać rozpacz starca. Minął smutny dzień. Od czasu do czasu wychodził ktoś
na szczyt góry, by zobaczyć, czy nie ukaże się jakiś statek. Jednakże po morzu pływały tylko
statki emira. Somalijczyk znał je.
Zostaliśmy zdradzeni biadał. Emir kazał nas szukać. Musimy mieć się na
baczności, inaczej zginiemy.
Znowu upłynął dzień; ten, w którym Wagner przybył na brygu do Zejli. W nocy nic
się nie wydarzyło. Zrozpaczony Somalijczyk nie mógł znalezć sobie miejsca. A musiał
wytrzymać jak obiecywał synowi jeszcze trzy długie doby.
Po południu wszedł znowu na szczyt góry. Usiadł i patrzył na morze. Nie zauważył
oddziału jezdzców, który zbliżał się od północy. Tamci jednak go dojrzeli i zboczyli nieco w
głąb wybrzeża, by ukryć się za skałkami. Gdy Somalijczyk odwrócił głowę i zobaczył ich,
byli już blisko. Zerwał się w jednej chwili i zbiegł z góry. Puścili się galopem i dotarli do jej
podnóża prawie równocześnie z nim. Po jego stroju zorientowali się, że to ktoś ze szczepu
Somali. Nagle zginął im z oczu, jakby zapadł się pod ziemię. Dotarł szczęśliwie do kryjówki i
zawołał:
Szykujcie się do walki! Ciągnie za mną ośmiu jezdzców emira!
Miną nas uspokajał don Fernando.
Nie. Spostrzegli mnie. Nie miałem czasu zejść im z oczu. Z pewnością widzieli,
gdzie się ukryłem.
71
W takim razie musimy bronić naszego życia i tajemnicy kryjówki. Jeżeli ją znajdą,
muszą zginąć.
Don Fernando podniósł się i wziął broń do ręki. Mindrello również się nie ociągał. U
wejścia usłyszeli głos:
Tutaj zniknął. Widziałem wyraznie.
Jak mógł zapaść się pod ziemię? spytał ktoś drugi. To przecież niemożliwe.
Może jest tu jakiś otwór lub szczelina? Zbadajmy grunt. Kilkanaście męskich nóg
uderzyło o ziemię. W tym samym niemal momencie ktoś zawołał:
Chodzcie do mnie! Tutaj odezwał się głuchy dzwięk! Musi być jakiś otwór.
Sprawdzę sztyletem.
Między młodymi palmami, tworzącymi drzwi szczeliny, pojawiło się ostrze sztyletu.
Tak, to tutaj! Mój sztylet wchodzi aż po rękojeść cieszył się żołnierz.
Uwaga! syknął don Fernando. %7łycie nasze wisi na włosku! Napastnicy
odskoczyli z lękiem na widok głębokiej szczeliny, u której wejścia stało trzech dobrze
uzbrojonych mężczyzn.
Ognia! zakomenderował hrabia.
Z obu dubeltówek wystrzelono po dwa razy. Somalijczyk strzelał również. Użyto też
rewolwerów. Ludzie emira padali jak muchy. Gdy jednak zbiegowie wyszli z kryjówki i
zaczęli przeszukiwać leżących, stwierdzili, że jeden jeszcze oddycha.
Kula rewolwerowa utkwiła mu w piersi. Widać było, że jego chwile są policzone.
Somalijczyk ukląkł nad nim i spytał: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
69
pośrednictwem tłumacza porozumiecie się z kucharzem. Muszę was na pewien czas opuścić,
aby objąć komendę. Odpływamy za chwilę.
Czy przepłyniesz nocą wśród raf?
Mam nadzieję. W dzień dokładnie obejrzałem ten teren, a zresztą na rufie stoi
marynarz obserwator i w każdej chwili nas ostrzeże. Waszą łódz wezmiemy na linę.
Sułtan i emir weszli do namiotu. Był dość obszerny, usłany matami do siedzenia i
leżenia. Po chwili usłyszeli komendę wydawaną przez Wagnera załodze.
Zajęczały łańcuchy, kotwica poszła w górę. Podniesiono dolny żagiel, statek sunął
wolno wśród raf. Był czas odpływu. Człowiek, stojący na rufie okrętu, mimo ciemności
orientował się, jak unikać niebezpiecznych miejsc. Gdy bryg ominął rafy, wciągnięto górne
żagle. Mocny wiatr zaczął w nie dmuchać i piękny okręt wypłynął na wzburzone wody.
Mniej więcej pośrodku między dwoma miastami portowymi Zejlą i Berberą
wznosi się góra Elmes, o której opowiedział kapitanowi Somalijczyk. Niezbyt odległa od
brzegu, ma kształt toczonego, odciętego kręgla. Po południowej jej stronie leży miasteczko, a
raczej obóz koczowniczy, zwany Aamał. Miasteczko zawdzięcza swe powstanie małej
rzeczce, która wypływa z góry i gubi się w ławicach piasku. Po drugiej stronie leży zródło,
przy którym został schwytany Somalijczyk.
Gdy hrabia Fernando szczęśliwie przybył tu ze swymi ludzmi, przewodnicy
zaprowadzili go do kryjówki. Postanowiono czekać tu na odpowiedni statek. Przeszedł jednak
cały dzień, a statku nie zauważono. Ponieważ w miasteczku Lamał mieszkał szczep, któremu
nie można było ufać, a czas naglił, młody Somalijczyk miał pojechać na północ i rozejrzeć się
za jakimś okrętem. Ojciec kazał mu ominąć Zejlę i przedrzeć się do portu Tadjura, dokąd z
pewnością nie dotarł żaden goniec sułtana.
Następnego dnia wieczorem zbiegowie zaprowadzili wielbłądy do zródła, by je
napoić. Przy brzegu leżał złamany łuk. Stary Somalijczyk wziął go do ręki i zaczął dokładnie
oglądać.
Tu odbyła się walka rzekł po chwili.
Skąd wiesz? zaniepokoił się don Fernando.
Ten łuk nie został złamany, ale pocięty. Mogło się to stać tylko podczas walki.
Szukajmy dalej, może jeszcze coś znajdziemy.
Było ciemno. Szukali po omacku. Nagle Mindrello natrafił na sznurek, na którym
wisiało coś okrągłego.
Znalazłem oznajmił.
70
Pokaż! poprosił Somalijczyk.
Kiedy dotknął przedmiotu, podskoczył i krzyknął rozpaczliwie.
Co się stało? don Fernando przeraził się nie na żarty.
To talizman mego syna. Napadnięto go tutaj.
Mylisz się. Pojąc wielbłąda, zgubił talizman.
Nie, nie gubi się talizmanu zawieszonego na tak mocnym sznurku. Po prostu
zerwano mu go z szyi. Schwytano chłopca i zawleczono do Zejli. Ten łuk należał do jednego
z żołnierzy emira. Poznaję po kształcie.
Jęczał głośno. Trudno go było uspokoić. Postanowiono obejrzeć to miejsce jeszcze
raz, w dzień, po czym wrócono wraz ze zwierzętami do kryjówki.
W nocy nikt nie zmrużył oka. Już o świcie wszyscy wraz z Emmą poszli do zródła.
Przede wszystkim zwrócili uwagę na strzępek jakiejś materii. Somalijczyk podniósł go i
zaczął dokładnie oglądać.
Widzicie, miałem słuszność! To kawałek szaty mego syna. Tu walczył i tu go
pokonano.
Trudno opisać rozpacz starca. Minął smutny dzień. Od czasu do czasu wychodził ktoś
na szczyt góry, by zobaczyć, czy nie ukaże się jakiś statek. Jednakże po morzu pływały tylko
statki emira. Somalijczyk znał je.
Zostaliśmy zdradzeni biadał. Emir kazał nas szukać. Musimy mieć się na
baczności, inaczej zginiemy.
Znowu upłynął dzień; ten, w którym Wagner przybył na brygu do Zejli. W nocy nic
się nie wydarzyło. Zrozpaczony Somalijczyk nie mógł znalezć sobie miejsca. A musiał
wytrzymać jak obiecywał synowi jeszcze trzy długie doby.
Po południu wszedł znowu na szczyt góry. Usiadł i patrzył na morze. Nie zauważył
oddziału jezdzców, który zbliżał się od północy. Tamci jednak go dojrzeli i zboczyli nieco w
głąb wybrzeża, by ukryć się za skałkami. Gdy Somalijczyk odwrócił głowę i zobaczył ich,
byli już blisko. Zerwał się w jednej chwili i zbiegł z góry. Puścili się galopem i dotarli do jej
podnóża prawie równocześnie z nim. Po jego stroju zorientowali się, że to ktoś ze szczepu
Somali. Nagle zginął im z oczu, jakby zapadł się pod ziemię. Dotarł szczęśliwie do kryjówki i
zawołał:
Szykujcie się do walki! Ciągnie za mną ośmiu jezdzców emira!
Miną nas uspokajał don Fernando.
Nie. Spostrzegli mnie. Nie miałem czasu zejść im z oczu. Z pewnością widzieli,
gdzie się ukryłem.
71
W takim razie musimy bronić naszego życia i tajemnicy kryjówki. Jeżeli ją znajdą,
muszą zginąć.
Don Fernando podniósł się i wziął broń do ręki. Mindrello również się nie ociągał. U
wejścia usłyszeli głos:
Tutaj zniknął. Widziałem wyraznie.
Jak mógł zapaść się pod ziemię? spytał ktoś drugi. To przecież niemożliwe.
Może jest tu jakiś otwór lub szczelina? Zbadajmy grunt. Kilkanaście męskich nóg
uderzyło o ziemię. W tym samym niemal momencie ktoś zawołał:
Chodzcie do mnie! Tutaj odezwał się głuchy dzwięk! Musi być jakiś otwór.
Sprawdzę sztyletem.
Między młodymi palmami, tworzącymi drzwi szczeliny, pojawiło się ostrze sztyletu.
Tak, to tutaj! Mój sztylet wchodzi aż po rękojeść cieszył się żołnierz.
Uwaga! syknął don Fernando. %7łycie nasze wisi na włosku! Napastnicy
odskoczyli z lękiem na widok głębokiej szczeliny, u której wejścia stało trzech dobrze
uzbrojonych mężczyzn.
Ognia! zakomenderował hrabia.
Z obu dubeltówek wystrzelono po dwa razy. Somalijczyk strzelał również. Użyto też
rewolwerów. Ludzie emira padali jak muchy. Gdy jednak zbiegowie wyszli z kryjówki i
zaczęli przeszukiwać leżących, stwierdzili, że jeden jeszcze oddycha.
Kula rewolwerowa utkwiła mu w piersi. Widać było, że jego chwile są policzone.
Somalijczyk ukląkł nad nim i spytał: [ Pobierz całość w formacie PDF ]