[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem podniosłem pięć lub sześć par, ukryłem w nich twarz, wdychając ich zapach.
Co ty robisz? spytała Anna.
Podskoczyłem z przestrachu.
Chryste, przeraziłaś mnie śmiertelnie! Serce mi waliło, twarz paliła ze wstydu.
Jak długo ona tam stoi?
Szukam twojej koszulki REO Speedwagon. Wciąż trzymałem w dłoni jej majteczki. Zpiesznie
wrzuciłem je z powrotem do walizki.
Doprawdy? spytała. Bo raczej wygląda, jakbyś bawił się moją bielizną. Schowała do walizki
mydło i szampon.
Najwyrazniej nie była wściekła, wyjąłem więc stringi, podniosłem je wysoko i powiedziałem:
Wyglądają na strasznie niewygodne.
Oddaj to. Wyrwała mi stringi z ręki i wrzuciła je razem z innymi, zaciskając wargi, by się nie
roześmiać.
Gdy zdałem sobie sprawę, że nie jest na mnie wkurzona, odezwałem się z uśmiechem:
Wiesz co, Anno? Jesteś naprawdę fajna.
Miło mi, że tak uważasz.
Naprawdę szukałem twojej koszulki REO Speedwagon, ale nie mogłem jej znalezć.
Wisi na sznurze. Powinna już być sucha.
Dzięki.
Nie ma za co. Tylko już więcej nie wąchaj mojej bielizny, dobrze?
Widziałaś to?
Tak.
ROZDZIAA 15
Anna
Delfiny pływały obok mnie w lagunie. Nurkowały pod moim ciałem i wynurzały się z drugiej strony.
Wydawały bardzo śmieszne piskliwe dzwięki, a kiedy do nich mówiłam, zachowywały się tak, jakby
mnie rozumiały. Lubiliśmy z T.J. chwytać je za płetwy i śmialiśmy się, gdy pozwalały nam płynąć z nimi.
Mogłam się z nimi bawić godzinami.
T.J. przybiegł do mnie do laguny.
Anno, zgadnij, co znalazłem.
Kiedy morze wyrzuciło na brzeg drugi but T.J., nie musiał już martwić się, że znowu zrani się
w stopę, i spędzał całe godziny w głębi wyspy, szukając czegoś interesującego. Nie znalazł dotychczas
niczego, pocięły go tylko komary, ale nie zaprzestał poszukiwań. Zabijał w ten sposób czas.
No, co takiego? spytałam, głaszcząc delfina.
Włóż adidasy i chodz ze mną.
Pożegnałam się z delfinami, poszłam za nim do szałasu i włożyłam skarpetki i buty.
No dobra. Rozbudziłeś moją ciekawość. Powiedz, co to jest.
Jaskinia. Schyliłem się, by zebrać stertę patyków, a gdy je odkładałem, zauważyłem otwór. Chcę
zobaczyć, co tam jest w środku.
Dotarliśmy do jaskini po kilku minutach. T.J. ukląkł przy wejściu i wczołgał się na czworakach do
środka.
Jest węższa, niż myślałem! zawołał. Połóż się na brzuchu i czołgaj się jak żołnierz. Jest ciasno,
ale się zmieścisz. Właz.
Nie ma mowy! odkrzyknęłam. Nigdy nie wejdę do tej jaskini.
Serce biło mi szybciej, zaczęłam się pocić na samą myśl o tym.
Nic nie widzę, mogę tylko macać dookoła.
Dlaczego to robisz? A jeśli są tam szczury albo wielkie straszne pająki?
Co? Myślisz, że mogą tu być pająki?
Nie, nie przejmuj się.
Nie sądzę, by tu było cokolwiek poza kamieniami i patykami. Ale nie wiem na pewno.
Jeśli patyki są suche, wez je. Dołożymy je do naszego zapasu drew.
Dobra.
T.J. wyczołgał się z jaskini, trzymając w jednej ręce coś, co wyglądało jak piszczel, a w drugiej dłoni
miał czaszkę. Rzucił je na ziemię i zaklął:
Cholera jasna!
O mój Boże powiedziałam. Nie wiem, kto to jest, ale pobyt na wyspie nie skończył się dla
niego dobrze.
Myślisz, że to ten ktoś, kto zbudował chatę? spytał T.J. Wpatrywaliśmy się w czaszkę.
Skinęłam głową.
Tak sądzę.
Przeszliśmy do szałasu i wyjęliśmy z ogniska palące się polano, by posłużyło nam za pochodnię.
Udaliśmy się szybko do jaskini i T.J. znowu wczołgał się do środka, trzymając przed sobą pochodnię.
Nie oparz się! krzyknęłam za nim.
Nie martw się.
Jesteś w środku?
Tak.
Co widzisz?
Faktycznie jest tutaj szkielet. Ale nie ma nic poza tym. T.J. wyszedł i podał mi pochodnię.
Położę piszczel i czaszkę z powrotem w jaskini obok szkieletu.
Zwietny pomysł.
Wróciliśmy do szałasu.
O rety, to było przerażające powiedziałam.
Ile potrzeba czasu, by z ciała został tylko szkielet? spytał T.J.
W tym upale i przy tej wilgotności? Prawdopodobnie niedużo.
Jestem przekonany, że to ten facet od chaty.
Zapewne masz rację. A jeśli tak jest, to w ten sposób ubywa nam jedna szansa ratunku.
Pokręciłam głową. Nie wróci, ponieważ nigdy nie opuścił wyspy. Ale co go zabiło?
Nie mam pojęcia. T.J. dorzucił drew do ognia i usiadł obok mnie. Dlaczego nie chciałaś wejść
do jaskini? To znaczy, zanim dowiedzieliśmy się o szkielecie.
Nie cierpię małych, zamkniętych przestrzeni. Pamiętasz, opowiadałam ci o domku nad jeziorem?
Tym, do którego jezdziliśmy, gdy wybieraliśmy się z tatą na ryby?
Tak.
Sarah i ja bawiłyśmy się z innymi dziećmi, które były tam na wakacjach z rodzinami. Wokół całego
jeziora biegła droga, pod którą znajdowała się długa rura ściekowa. Inne dzieciaki miały odwagę
i przeczołgiwały się przez nią na drugą stronę. Pewnego razu postanowiłyśmy z Sarah to zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Potem podniosłem pięć lub sześć par, ukryłem w nich twarz, wdychając ich zapach.
Co ty robisz? spytała Anna.
Podskoczyłem z przestrachu.
Chryste, przeraziłaś mnie śmiertelnie! Serce mi waliło, twarz paliła ze wstydu.
Jak długo ona tam stoi?
Szukam twojej koszulki REO Speedwagon. Wciąż trzymałem w dłoni jej majteczki. Zpiesznie
wrzuciłem je z powrotem do walizki.
Doprawdy? spytała. Bo raczej wygląda, jakbyś bawił się moją bielizną. Schowała do walizki
mydło i szampon.
Najwyrazniej nie była wściekła, wyjąłem więc stringi, podniosłem je wysoko i powiedziałem:
Wyglądają na strasznie niewygodne.
Oddaj to. Wyrwała mi stringi z ręki i wrzuciła je razem z innymi, zaciskając wargi, by się nie
roześmiać.
Gdy zdałem sobie sprawę, że nie jest na mnie wkurzona, odezwałem się z uśmiechem:
Wiesz co, Anno? Jesteś naprawdę fajna.
Miło mi, że tak uważasz.
Naprawdę szukałem twojej koszulki REO Speedwagon, ale nie mogłem jej znalezć.
Wisi na sznurze. Powinna już być sucha.
Dzięki.
Nie ma za co. Tylko już więcej nie wąchaj mojej bielizny, dobrze?
Widziałaś to?
Tak.
ROZDZIAA 15
Anna
Delfiny pływały obok mnie w lagunie. Nurkowały pod moim ciałem i wynurzały się z drugiej strony.
Wydawały bardzo śmieszne piskliwe dzwięki, a kiedy do nich mówiłam, zachowywały się tak, jakby
mnie rozumiały. Lubiliśmy z T.J. chwytać je za płetwy i śmialiśmy się, gdy pozwalały nam płynąć z nimi.
Mogłam się z nimi bawić godzinami.
T.J. przybiegł do mnie do laguny.
Anno, zgadnij, co znalazłem.
Kiedy morze wyrzuciło na brzeg drugi but T.J., nie musiał już martwić się, że znowu zrani się
w stopę, i spędzał całe godziny w głębi wyspy, szukając czegoś interesującego. Nie znalazł dotychczas
niczego, pocięły go tylko komary, ale nie zaprzestał poszukiwań. Zabijał w ten sposób czas.
No, co takiego? spytałam, głaszcząc delfina.
Włóż adidasy i chodz ze mną.
Pożegnałam się z delfinami, poszłam za nim do szałasu i włożyłam skarpetki i buty.
No dobra. Rozbudziłeś moją ciekawość. Powiedz, co to jest.
Jaskinia. Schyliłem się, by zebrać stertę patyków, a gdy je odkładałem, zauważyłem otwór. Chcę
zobaczyć, co tam jest w środku.
Dotarliśmy do jaskini po kilku minutach. T.J. ukląkł przy wejściu i wczołgał się na czworakach do
środka.
Jest węższa, niż myślałem! zawołał. Połóż się na brzuchu i czołgaj się jak żołnierz. Jest ciasno,
ale się zmieścisz. Właz.
Nie ma mowy! odkrzyknęłam. Nigdy nie wejdę do tej jaskini.
Serce biło mi szybciej, zaczęłam się pocić na samą myśl o tym.
Nic nie widzę, mogę tylko macać dookoła.
Dlaczego to robisz? A jeśli są tam szczury albo wielkie straszne pająki?
Co? Myślisz, że mogą tu być pająki?
Nie, nie przejmuj się.
Nie sądzę, by tu było cokolwiek poza kamieniami i patykami. Ale nie wiem na pewno.
Jeśli patyki są suche, wez je. Dołożymy je do naszego zapasu drew.
Dobra.
T.J. wyczołgał się z jaskini, trzymając w jednej ręce coś, co wyglądało jak piszczel, a w drugiej dłoni
miał czaszkę. Rzucił je na ziemię i zaklął:
Cholera jasna!
O mój Boże powiedziałam. Nie wiem, kto to jest, ale pobyt na wyspie nie skończył się dla
niego dobrze.
Myślisz, że to ten ktoś, kto zbudował chatę? spytał T.J. Wpatrywaliśmy się w czaszkę.
Skinęłam głową.
Tak sądzę.
Przeszliśmy do szałasu i wyjęliśmy z ogniska palące się polano, by posłużyło nam za pochodnię.
Udaliśmy się szybko do jaskini i T.J. znowu wczołgał się do środka, trzymając przed sobą pochodnię.
Nie oparz się! krzyknęłam za nim.
Nie martw się.
Jesteś w środku?
Tak.
Co widzisz?
Faktycznie jest tutaj szkielet. Ale nie ma nic poza tym. T.J. wyszedł i podał mi pochodnię.
Położę piszczel i czaszkę z powrotem w jaskini obok szkieletu.
Zwietny pomysł.
Wróciliśmy do szałasu.
O rety, to było przerażające powiedziałam.
Ile potrzeba czasu, by z ciała został tylko szkielet? spytał T.J.
W tym upale i przy tej wilgotności? Prawdopodobnie niedużo.
Jestem przekonany, że to ten facet od chaty.
Zapewne masz rację. A jeśli tak jest, to w ten sposób ubywa nam jedna szansa ratunku.
Pokręciłam głową. Nie wróci, ponieważ nigdy nie opuścił wyspy. Ale co go zabiło?
Nie mam pojęcia. T.J. dorzucił drew do ognia i usiadł obok mnie. Dlaczego nie chciałaś wejść
do jaskini? To znaczy, zanim dowiedzieliśmy się o szkielecie.
Nie cierpię małych, zamkniętych przestrzeni. Pamiętasz, opowiadałam ci o domku nad jeziorem?
Tym, do którego jezdziliśmy, gdy wybieraliśmy się z tatą na ryby?
Tak.
Sarah i ja bawiłyśmy się z innymi dziećmi, które były tam na wakacjach z rodzinami. Wokół całego
jeziora biegła droga, pod którą znajdowała się długa rura ściekowa. Inne dzieciaki miały odwagę
i przeczołgiwały się przez nią na drugą stronę. Pewnego razu postanowiłyśmy z Sarah to zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]