[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wystawać ponad tłum.
- Co ten pies powiedział? - Liu Laoxia zwrócił się do Chencao.
-Już nigdy nie będziecie kupczyć naszym życiem - powiedział Chen
Mao.
- Liu Sanwang, Liu Xizi, zwiążcie Chena Mao - rozkazał Liu Laoxia.
Stali, gapiąc się na niego. Z twarzami pozbawionymi wyrazu tworzyli
gniewną armię.
- Zwiążcie go, mówię, dam każdemu z was po worku ryżu.
- Worek ryżu? Nie chcesz nas aby oszukać?
- Nie, nie oszukuję was, wy głodne diabły!
- Worek ryżu! Zwiążmy go! - I rozwścieczona armia ruszyła, by
wykonać polecenie. Chen Mao rzucił się do ucieczki, ale było za pózno.
Dzierżawcy otoczyli go ze wszystkich stron.
- Worek ryżu! - wrzeszczeli przenosząc Chena Mao nad głowami.
- Nie mamy czym go związać! - ktoś krzyknął.
- Zdejmijcie mu pasek - poradzono z tłumu i trzymanemu wysoko w
powietrzu Chenowi Mao zdjęto pasek. Mężczyzna usiłował ukryć
przyrodzenie, ale po chwili obie ręce miał związane z tyłu.
- Pozwól mi odejść, Liu Laoxia! - krzyczał gniewnie, ale nikt go nie
słuchał.
- Zciągnijcie mu spodnie! - Wieśniacy śmiali się z całego serca,
prowadząc Chena Mao do Słomianego Pawilonu, przed ojca i syna
rodziny Liu.
Chencao cofnął się na widok dyndających ponad tłumem genitaliów
Chena Mao. Czarne spodnie mężczyzny, które z niego zerwano, unosiły
się teraz na wietrze. Chencao poczuł, że robi mu się niedobrze, a całe
ciało zaczyna go dziwnie szczypać. Nagły atak szczególnego swędzenia
spowodował, że mocno objął się rękoma i ogarnęła go przemożna ochota,
by umrzeć. Co się działo? Kiedy pochylił się i splunął na ziemię, ujrzał
mnóstwo gołych stóp depczących święty ogień i połamane kadzidełka.
Podniósł jedno, ale oparzyło mu dłoń, więc je odrzucił. Kuląc ramiona,
wykrzyknął:
- Przestańcie. Idzcie stąd, do diabła!
Jego głos utonął w coraz głośniejszych okrzykach radości.
- Gdzie mamy przywiązać Chena Ermao, Starszy Panie? -pytali
dzierżawcy.
- Powieście go - odpowiedział Liu Laoxia. - Powieście go na belce
stropowej.
Chencao patrzył, jak ciało Chena Mao wznosi się ponad tłumem.
Szybko wędrowało na krokiew Słomianego Pawilonu. Z otwartymi
ustami Chen Mao wyglądał niczym martwy ptak. Ktoś powiesił mu na
szyi jego mosiężną trąbkę i teraz kołysała się zgodnie z ruchem swego
pana, w przód i w tył. Chencao pomyślał, że Chen Mao wygląda bardzo
śmiesznie, ale nie było mu do śmiechu, bo swędzenie się wzmagało.
Wtedy pomyślał - Istnieje jakiś organiczny związek między tym
człowiekiem a mną. Za każdym razem, kiedy go widzę, odczuwam
nieznośne swędzenie, a mój umysł wypełnia przeczucie nieszczęścia.
Chencao wyciągnął pistolet, uniósł i starannie wymierzył. Genitalia
Chena Mao wiszące w powietrzu wydawały się monstrualnie wielkie.
Pies - pomyślał Chencao - to naprawdę tylko pies. Kiedy patrzę na
niego, robi mi się niedobrze.
A potem zastanowił się: Ile razy już mierzyłeś do Chena Mao? Czy
pragniesz go zabić? Dlaczego w jego obliczu stajesz się tak boleśnie
słaby? Może - myśl prowadziła go dalej - obawiasz się go. Zawsze tak się
właśnie czujesz, kiedy się czegoś boisz.
Chencao opuścił rękę z bronią. Uświadomił sobie, że dzierżawcy
wpatrują się szerokimi oczyma w jego dłoń. Potarł policzek lufą patrząc,
jak mała i blada jest jego twarz, gdy się w niej odbija.
Nie potrafię zabić nikogo poza tym idiotą Yanyim. Równie dobrze
mogę zaoszczędzić kulę dla siebie.
- Zostawcie go, niech wisi i niech nikt go nie dotyka - wydał rozkaz
jego ojciec.
Kiedy Chencao pomagał ojcu zejść za wzgórza, na którym stał
Słomiany Pawilon, czuł się tak, jakby jego plecy obsiadły żądlące owady.
Nagle obejrzał się i zobaczył, że wzrok Chena Mao podąża za nimi, jego
oczy lśniły czerwienią jak kwiaty maku. I kiedy tak patrzyli na siebie,
Chen Mao otworzył usta, roześmiał się i zaczął oddawać mocz kierując
strumień w ich stronę. Chencao zauważył, że mocz Chena Mao też ma
czerwony kolor i zastanowił się, czy ma do czynienia z człowiekiem czy z
psem, ponieważ kolejny raz w powietrzu nad sobą ujrzał fantastyczny
wizerunek stworzenia z ciałem psa i twarzą człowieka.
Związany za nogi i ręce Chen Mao wisiał nagi na belce w Słomianym
Pawilonie przez niezapomniany dzień i noc. W nocy udało mu się włożyć
mosiężną trąbkę w usta i rankiem usłyszeliśmy rozbrzmiewający żałobny
dzwięk dochodzący od strony pawilonu i rozchodzący się po Klonowej
Wiosce. Była pózna jesień 1949 roku. I to, co usłyszeliśmy, było tak
naprawdę błyskawicznym przewracaniem się stron historii.
Następnego dnia do Klonowej Wioski przyszedł oddział rewolucyjny
pod przywództwem Lu Fanga. Szli od strony Końskiego Przejazdu. Z
brzegu rzeki ujrzeli nagiego mężczyznę wiszącego w Słomianym
Pawilonie i dmuchającego w mosiężną trąbkę. Był to bardzo szczególny
widok. Lu Fang, ich dowódca, powiedział mi: Kiedy odcinaliśmy Chena
Mao od belki, prawie płakaliśmy".
Usta Chena były napuchnięte, a ciało pokłute od ukąszeń małych
czarnych komarów. Lu Fang wyciągnął parę spodni z torby i dał je
Chenowi Mao, ale Chen Mao nie sięgnął po nie. Wyrwał z ręki jakiegoś
człowieka coś do jedzenia.
- Najpierw zjem trochę chleba, potem się będę ubierał - powiedział,
gdy już przełknął parę kęsów.
Lu Fang powiedział mi również, że gdy patrzył na twarz Chena Mao,
przypomniał sobie natychmiast twarz szkolnego kolegi
Liu Chencao. Rzeczywiście Liu Chencao był bardzo podobny do
Chena Mao. Wszyscy uważali, że to bardzo dziwne.
Lu Fang powiedział: Klonowa Wioska była piekielnym miejscem.
Kiedy zjawiłem się tam po raz pierwszy, czułem się tak, jakbym trafił do
labiryntu".
Lu Fang porównywał zadanie swojego oddziału do wydobywania na
powierzchnię statku spoczywającego na dnie morza. Widzisz leżący
statek, ale nie masz jak go dzwignąć, jakby wrósł tam. Wszyscy
mieszkańcy Klonowej Wioski zachowywali się niczym ryby, wodorosty
czy podwodne skały, uniemożliwiając ci zanurkowanie w głębinę. Za
każdym razem, kiedy próbowałeś, zatrzymywały cię zdradzieckie,
wiecznie zmieniające się prądy-i nie wiedziałeś, w jaki sposób wyciągnąć
statek.
Lu Fang pamiętał starego pana siedzącego przy bramie swego
domostwa w ten jesienny dzień 1949 roku i patrzącego na południe.
Każdego dnia czekał na ludzi, którzy mieli się zjawić po opium, czekał na
barki, które zacumują w jego porcie.
- Zostaliśmy uwolnieni - powiedział mu Lu Fang. - Ci, którzy
przypływali po opium, już się tu nie zjawią.
Stary człowiek milczał. Lu Fang przekroczył bramę i zobaczył główny
dziedziniec wypełniony wiklinowymi koszami różnych wielkości.
Wszystkie były pełne białego i brązowego proszku schnącego na słońcu.
Wtedy też po raz pierwszy widział kwiaty tej tajemniczej rośliny. Jej
zapach zdenerwował go, złapał za kaburę i rozejrzał się po wielkim
dziedzińcu. Czuł, że światło słoneczne przechodziło tu potężną
przemianę. Niektórzy ludzie siedzieli w ciemnych kątach swoich
pomieszczeń, reperując narzędzia rolnicze lub robiąc buty. Ich twarze nic
nie wyrażały. Lu Fang wiedział, że na zawsze zapamięta ten niezmienny
obraz Klonowej Wioski.
Idąc przez główny dziedziniec, Lu Fang zobaczył dwie kobiety [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
wystawać ponad tłum.
- Co ten pies powiedział? - Liu Laoxia zwrócił się do Chencao.
-Już nigdy nie będziecie kupczyć naszym życiem - powiedział Chen
Mao.
- Liu Sanwang, Liu Xizi, zwiążcie Chena Mao - rozkazał Liu Laoxia.
Stali, gapiąc się na niego. Z twarzami pozbawionymi wyrazu tworzyli
gniewną armię.
- Zwiążcie go, mówię, dam każdemu z was po worku ryżu.
- Worek ryżu? Nie chcesz nas aby oszukać?
- Nie, nie oszukuję was, wy głodne diabły!
- Worek ryżu! Zwiążmy go! - I rozwścieczona armia ruszyła, by
wykonać polecenie. Chen Mao rzucił się do ucieczki, ale było za pózno.
Dzierżawcy otoczyli go ze wszystkich stron.
- Worek ryżu! - wrzeszczeli przenosząc Chena Mao nad głowami.
- Nie mamy czym go związać! - ktoś krzyknął.
- Zdejmijcie mu pasek - poradzono z tłumu i trzymanemu wysoko w
powietrzu Chenowi Mao zdjęto pasek. Mężczyzna usiłował ukryć
przyrodzenie, ale po chwili obie ręce miał związane z tyłu.
- Pozwól mi odejść, Liu Laoxia! - krzyczał gniewnie, ale nikt go nie
słuchał.
- Zciągnijcie mu spodnie! - Wieśniacy śmiali się z całego serca,
prowadząc Chena Mao do Słomianego Pawilonu, przed ojca i syna
rodziny Liu.
Chencao cofnął się na widok dyndających ponad tłumem genitaliów
Chena Mao. Czarne spodnie mężczyzny, które z niego zerwano, unosiły
się teraz na wietrze. Chencao poczuł, że robi mu się niedobrze, a całe
ciało zaczyna go dziwnie szczypać. Nagły atak szczególnego swędzenia
spowodował, że mocno objął się rękoma i ogarnęła go przemożna ochota,
by umrzeć. Co się działo? Kiedy pochylił się i splunął na ziemię, ujrzał
mnóstwo gołych stóp depczących święty ogień i połamane kadzidełka.
Podniósł jedno, ale oparzyło mu dłoń, więc je odrzucił. Kuląc ramiona,
wykrzyknął:
- Przestańcie. Idzcie stąd, do diabła!
Jego głos utonął w coraz głośniejszych okrzykach radości.
- Gdzie mamy przywiązać Chena Ermao, Starszy Panie? -pytali
dzierżawcy.
- Powieście go - odpowiedział Liu Laoxia. - Powieście go na belce
stropowej.
Chencao patrzył, jak ciało Chena Mao wznosi się ponad tłumem.
Szybko wędrowało na krokiew Słomianego Pawilonu. Z otwartymi
ustami Chen Mao wyglądał niczym martwy ptak. Ktoś powiesił mu na
szyi jego mosiężną trąbkę i teraz kołysała się zgodnie z ruchem swego
pana, w przód i w tył. Chencao pomyślał, że Chen Mao wygląda bardzo
śmiesznie, ale nie było mu do śmiechu, bo swędzenie się wzmagało.
Wtedy pomyślał - Istnieje jakiś organiczny związek między tym
człowiekiem a mną. Za każdym razem, kiedy go widzę, odczuwam
nieznośne swędzenie, a mój umysł wypełnia przeczucie nieszczęścia.
Chencao wyciągnął pistolet, uniósł i starannie wymierzył. Genitalia
Chena Mao wiszące w powietrzu wydawały się monstrualnie wielkie.
Pies - pomyślał Chencao - to naprawdę tylko pies. Kiedy patrzę na
niego, robi mi się niedobrze.
A potem zastanowił się: Ile razy już mierzyłeś do Chena Mao? Czy
pragniesz go zabić? Dlaczego w jego obliczu stajesz się tak boleśnie
słaby? Może - myśl prowadziła go dalej - obawiasz się go. Zawsze tak się
właśnie czujesz, kiedy się czegoś boisz.
Chencao opuścił rękę z bronią. Uświadomił sobie, że dzierżawcy
wpatrują się szerokimi oczyma w jego dłoń. Potarł policzek lufą patrząc,
jak mała i blada jest jego twarz, gdy się w niej odbija.
Nie potrafię zabić nikogo poza tym idiotą Yanyim. Równie dobrze
mogę zaoszczędzić kulę dla siebie.
- Zostawcie go, niech wisi i niech nikt go nie dotyka - wydał rozkaz
jego ojciec.
Kiedy Chencao pomagał ojcu zejść za wzgórza, na którym stał
Słomiany Pawilon, czuł się tak, jakby jego plecy obsiadły żądlące owady.
Nagle obejrzał się i zobaczył, że wzrok Chena Mao podąża za nimi, jego
oczy lśniły czerwienią jak kwiaty maku. I kiedy tak patrzyli na siebie,
Chen Mao otworzył usta, roześmiał się i zaczął oddawać mocz kierując
strumień w ich stronę. Chencao zauważył, że mocz Chena Mao też ma
czerwony kolor i zastanowił się, czy ma do czynienia z człowiekiem czy z
psem, ponieważ kolejny raz w powietrzu nad sobą ujrzał fantastyczny
wizerunek stworzenia z ciałem psa i twarzą człowieka.
Związany za nogi i ręce Chen Mao wisiał nagi na belce w Słomianym
Pawilonie przez niezapomniany dzień i noc. W nocy udało mu się włożyć
mosiężną trąbkę w usta i rankiem usłyszeliśmy rozbrzmiewający żałobny
dzwięk dochodzący od strony pawilonu i rozchodzący się po Klonowej
Wiosce. Była pózna jesień 1949 roku. I to, co usłyszeliśmy, było tak
naprawdę błyskawicznym przewracaniem się stron historii.
Następnego dnia do Klonowej Wioski przyszedł oddział rewolucyjny
pod przywództwem Lu Fanga. Szli od strony Końskiego Przejazdu. Z
brzegu rzeki ujrzeli nagiego mężczyznę wiszącego w Słomianym
Pawilonie i dmuchającego w mosiężną trąbkę. Był to bardzo szczególny
widok. Lu Fang, ich dowódca, powiedział mi: Kiedy odcinaliśmy Chena
Mao od belki, prawie płakaliśmy".
Usta Chena były napuchnięte, a ciało pokłute od ukąszeń małych
czarnych komarów. Lu Fang wyciągnął parę spodni z torby i dał je
Chenowi Mao, ale Chen Mao nie sięgnął po nie. Wyrwał z ręki jakiegoś
człowieka coś do jedzenia.
- Najpierw zjem trochę chleba, potem się będę ubierał - powiedział,
gdy już przełknął parę kęsów.
Lu Fang powiedział mi również, że gdy patrzył na twarz Chena Mao,
przypomniał sobie natychmiast twarz szkolnego kolegi
Liu Chencao. Rzeczywiście Liu Chencao był bardzo podobny do
Chena Mao. Wszyscy uważali, że to bardzo dziwne.
Lu Fang powiedział: Klonowa Wioska była piekielnym miejscem.
Kiedy zjawiłem się tam po raz pierwszy, czułem się tak, jakbym trafił do
labiryntu".
Lu Fang porównywał zadanie swojego oddziału do wydobywania na
powierzchnię statku spoczywającego na dnie morza. Widzisz leżący
statek, ale nie masz jak go dzwignąć, jakby wrósł tam. Wszyscy
mieszkańcy Klonowej Wioski zachowywali się niczym ryby, wodorosty
czy podwodne skały, uniemożliwiając ci zanurkowanie w głębinę. Za
każdym razem, kiedy próbowałeś, zatrzymywały cię zdradzieckie,
wiecznie zmieniające się prądy-i nie wiedziałeś, w jaki sposób wyciągnąć
statek.
Lu Fang pamiętał starego pana siedzącego przy bramie swego
domostwa w ten jesienny dzień 1949 roku i patrzącego na południe.
Każdego dnia czekał na ludzi, którzy mieli się zjawić po opium, czekał na
barki, które zacumują w jego porcie.
- Zostaliśmy uwolnieni - powiedział mu Lu Fang. - Ci, którzy
przypływali po opium, już się tu nie zjawią.
Stary człowiek milczał. Lu Fang przekroczył bramę i zobaczył główny
dziedziniec wypełniony wiklinowymi koszami różnych wielkości.
Wszystkie były pełne białego i brązowego proszku schnącego na słońcu.
Wtedy też po raz pierwszy widział kwiaty tej tajemniczej rośliny. Jej
zapach zdenerwował go, złapał za kaburę i rozejrzał się po wielkim
dziedzińcu. Czuł, że światło słoneczne przechodziło tu potężną
przemianę. Niektórzy ludzie siedzieli w ciemnych kątach swoich
pomieszczeń, reperując narzędzia rolnicze lub robiąc buty. Ich twarze nic
nie wyrażały. Lu Fang wiedział, że na zawsze zapamięta ten niezmienny
obraz Klonowej Wioski.
Idąc przez główny dziedziniec, Lu Fang zobaczył dwie kobiety [ Pobierz całość w formacie PDF ]