[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myślach, zrywając się niecierpliwie z krzesła. - W pierwszym
odruchu też chciałem odesłać go do diabła.
- Perry zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju.
- Ale czuję, że ta książka to murowany sukces. Nie
chciałbym jej stracić.
- Zapowiadają się trudne negocjacje - uznała Laura.
Niedawne spotkanie przekonało ją, że Liam jest jeszcze
bardziej arogancki niż kiedyś. Trochę to dziwne, zważywszy
na to, że nie wydał przez osiem lat żadnej książki.
Jednak, tak jak Peny, była zachwycona Zwiatem Josie",
tajemniczą opowieścią o dziewczynie dorastającej w małej
irlandzkiej wiosce. Ta książka przebiłaby wszystkie, jakie
dotychczas wydało ich wydawnictwo. Problem polegał na
tym, że Liam też o tym wiedział...
- Trudne, nietrudne, ja chcę mieć tę książkę -
zapowiedział Perry z determinacją.
- A więc uzgodnij z nim warunki - poleciła lakonicznie.
- A jeśli będę musiał skonsultować się z tobą?
- Zadzwonisz - ucięła zdecydowanie. Za żadne skarby nie
chciała się spotkać z Liamem! Spojrzała na zegarek. - Jest
dziesiąta trzydzieści - powiedziała. - Umów się z nim na
czwartą. - Pomyślała, że ona opuści już wówczas redakcję, by
odebrać Bobby'ego ze szkoły.
Jak zauważyła Amy poprzedniego wieczoru, godzenie
obowiązków matki i dyrektorki wydawnictwa nie było łatwe.
Jednak przy pomocy takich ludzi jak Amy i dzięki
sprawdzonemu zespołowi wydawnictwa Laurze udawało się
sprawnie żonglować wszystkimi piłeczkami. Nie
przeszkadzało jej to, że cierpiało na tym wszystkim jej życie
osobiste: i tak miała więcej, niż kiedykolwiek się spodziewała.
- Dzięki temu nie wyjdziesz na zbyt uległego -
przekonywała Perry'ego.
- Masz rację - zgodził się. - Trochę się w tym wszystkim
pogubiłem. - Podszedł zdecydowanym krokiem do drzwi -
Zadzwonię do niego i powiem, że wygospodaruję parę minut
koło czwartej. - Zatrzymał się w otwartych drzwiach. - %7łycz
mi szczęścia.
Skinęła głową z uśmiechem. Wiedziała, że będzie go
potrzebował.
- Mówiłam, że pani Shipley jest w tej chwili zajęta i nie
może pan tam wejść! - Laura usłyszała podniesiony głos Ruth,
swojej sekretarki, a potem drzwi do gabinetu stanęły otworem.
- Czyżby? - zadrwił Liam, stając arogancko w drzwiach i
patrząc wyzywająco na Laurę, która siedziała za swym
imponującym biurkiem przy oknie.
Pomyślała bez sensu, że jest dopiero trzecia, więc Liam
powinien zjawić się w wydawnictwie dopiero za godzinę.
- Przepraszam, pani Shipley. - Niska, pulchna, rudowłosa,
bardzo kompetentna sekretarka Ruth nie posiadała się z
oburzenia. - Ten pan uparł się, żeby się z panią spotkać, choć
nie był umówiony...
- Powiedziałem tej pani, że nie muszę się z tobą umawiać
- wpadł jej w słowo Liam.
Ależ owszem, pomyślała, odkładając wolno pióro Laura -
i spotkała by cię odmowa.
- W porządku, Ruth. - Uśmiechnęła się z przymusem do
sekretarki. - Pan O'Reilly i ja jesteśmy... znajomymi.
Sekretarka wyszła, obrzuciwszy przedtem Liama
niechętnym spojrzeniem.
- Aadny gabinet - zauważył, rozglądając się po
eleganckim wnętrzu.
Trzy ściany zajmowały dębowe półki, na których
wyeksponowano książki opublikowane w wydawnictwie.
Biurko Laury wykonano z tego samego jasnego dębu, na
podłodze leżał ładny niebieski dywan.
Laura przyglądała się uważnie Liamowi, który zbliżył się
do jej biurka. Miał na sobie stare, spłowiało dżinsy, szarą
koszulę i czarną marynarkę. Nic dziwnego, że Ruth broniła jak
lwica wejścia do jej gabinetu - nie wyglądał na odnoszącego
sukcesy autora, a tym bardziej na milionera.
- Pani Shipley... - mruknął z niedowierzaniem. Laura
usłyszała w tych słowach nutkę lekceważenia.
- Pan O'Reilly - odpowiedziała zgryzliwie. - Czy może
raczej pan O'Shea?
Skoro wiedział, kim ona jest, nic było sensu dłużej
udawać, że nie odkryła jego podstępu. Tym bardziej że wcale
go nic okłamała - nie pytał przecież, jakie nosi nazwisko po
mężu.
Liam przyglądał jej się uważnie, przymrużywszy oczy,
jakby próbował odkryć, czego jeszcze o niej nic wie. Gdy nie
mogła już dłużej znieść tego świdrującego spojrzenia,
zapytała:
- Skąd wiedziałeś, jak mnie znalezć?
- Spytałem w recepcji na dole i skierowano mnie na
najwyższe piętro - odparł z błazeńską miną.
- Bardzo śmieszne, Liam - odparła ze znużeniem. - Wiesz,
że nie o to pytam.
- Naprawdę? Powiedz mi, Lauro, czy dobrze się bawiłaś,
prowadząc ze mną tę całą gierkę? - warknął, a jego niebieskie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
myślach, zrywając się niecierpliwie z krzesła. - W pierwszym
odruchu też chciałem odesłać go do diabła.
- Perry zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju.
- Ale czuję, że ta książka to murowany sukces. Nie
chciałbym jej stracić.
- Zapowiadają się trudne negocjacje - uznała Laura.
Niedawne spotkanie przekonało ją, że Liam jest jeszcze
bardziej arogancki niż kiedyś. Trochę to dziwne, zważywszy
na to, że nie wydał przez osiem lat żadnej książki.
Jednak, tak jak Peny, była zachwycona Zwiatem Josie",
tajemniczą opowieścią o dziewczynie dorastającej w małej
irlandzkiej wiosce. Ta książka przebiłaby wszystkie, jakie
dotychczas wydało ich wydawnictwo. Problem polegał na
tym, że Liam też o tym wiedział...
- Trudne, nietrudne, ja chcę mieć tę książkę -
zapowiedział Perry z determinacją.
- A więc uzgodnij z nim warunki - poleciła lakonicznie.
- A jeśli będę musiał skonsultować się z tobą?
- Zadzwonisz - ucięła zdecydowanie. Za żadne skarby nie
chciała się spotkać z Liamem! Spojrzała na zegarek. - Jest
dziesiąta trzydzieści - powiedziała. - Umów się z nim na
czwartą. - Pomyślała, że ona opuści już wówczas redakcję, by
odebrać Bobby'ego ze szkoły.
Jak zauważyła Amy poprzedniego wieczoru, godzenie
obowiązków matki i dyrektorki wydawnictwa nie było łatwe.
Jednak przy pomocy takich ludzi jak Amy i dzięki
sprawdzonemu zespołowi wydawnictwa Laurze udawało się
sprawnie żonglować wszystkimi piłeczkami. Nie
przeszkadzało jej to, że cierpiało na tym wszystkim jej życie
osobiste: i tak miała więcej, niż kiedykolwiek się spodziewała.
- Dzięki temu nie wyjdziesz na zbyt uległego -
przekonywała Perry'ego.
- Masz rację - zgodził się. - Trochę się w tym wszystkim
pogubiłem. - Podszedł zdecydowanym krokiem do drzwi -
Zadzwonię do niego i powiem, że wygospodaruję parę minut
koło czwartej. - Zatrzymał się w otwartych drzwiach. - %7łycz
mi szczęścia.
Skinęła głową z uśmiechem. Wiedziała, że będzie go
potrzebował.
- Mówiłam, że pani Shipley jest w tej chwili zajęta i nie
może pan tam wejść! - Laura usłyszała podniesiony głos Ruth,
swojej sekretarki, a potem drzwi do gabinetu stanęły otworem.
- Czyżby? - zadrwił Liam, stając arogancko w drzwiach i
patrząc wyzywająco na Laurę, która siedziała za swym
imponującym biurkiem przy oknie.
Pomyślała bez sensu, że jest dopiero trzecia, więc Liam
powinien zjawić się w wydawnictwie dopiero za godzinę.
- Przepraszam, pani Shipley. - Niska, pulchna, rudowłosa,
bardzo kompetentna sekretarka Ruth nie posiadała się z
oburzenia. - Ten pan uparł się, żeby się z panią spotkać, choć
nie był umówiony...
- Powiedziałem tej pani, że nie muszę się z tobą umawiać
- wpadł jej w słowo Liam.
Ależ owszem, pomyślała, odkładając wolno pióro Laura -
i spotkała by cię odmowa.
- W porządku, Ruth. - Uśmiechnęła się z przymusem do
sekretarki. - Pan O'Reilly i ja jesteśmy... znajomymi.
Sekretarka wyszła, obrzuciwszy przedtem Liama
niechętnym spojrzeniem.
- Aadny gabinet - zauważył, rozglądając się po
eleganckim wnętrzu.
Trzy ściany zajmowały dębowe półki, na których
wyeksponowano książki opublikowane w wydawnictwie.
Biurko Laury wykonano z tego samego jasnego dębu, na
podłodze leżał ładny niebieski dywan.
Laura przyglądała się uważnie Liamowi, który zbliżył się
do jej biurka. Miał na sobie stare, spłowiało dżinsy, szarą
koszulę i czarną marynarkę. Nic dziwnego, że Ruth broniła jak
lwica wejścia do jej gabinetu - nie wyglądał na odnoszącego
sukcesy autora, a tym bardziej na milionera.
- Pani Shipley... - mruknął z niedowierzaniem. Laura
usłyszała w tych słowach nutkę lekceważenia.
- Pan O'Reilly - odpowiedziała zgryzliwie. - Czy może
raczej pan O'Shea?
Skoro wiedział, kim ona jest, nic było sensu dłużej
udawać, że nie odkryła jego podstępu. Tym bardziej że wcale
go nic okłamała - nie pytał przecież, jakie nosi nazwisko po
mężu.
Liam przyglądał jej się uważnie, przymrużywszy oczy,
jakby próbował odkryć, czego jeszcze o niej nic wie. Gdy nie
mogła już dłużej znieść tego świdrującego spojrzenia,
zapytała:
- Skąd wiedziałeś, jak mnie znalezć?
- Spytałem w recepcji na dole i skierowano mnie na
najwyższe piętro - odparł z błazeńską miną.
- Bardzo śmieszne, Liam - odparła ze znużeniem. - Wiesz,
że nie o to pytam.
- Naprawdę? Powiedz mi, Lauro, czy dobrze się bawiłaś,
prowadząc ze mną tę całą gierkę? - warknął, a jego niebieskie [ Pobierz całość w formacie PDF ]