[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potem będzie mnie karmić i rozpieszczać moje zmysły. Zaiste. Istne cuda.
Tydzień czterdziesty pierwszy
KRÓTKA HISTORIA DAUGIEGO KAWAAKA KREDY
Był raz sobie kawał białej kredy. Długi, naostrzony jak ołówek. Kawał kredy leżał sobie na
podłodze w bliskim sąsiedztwie łóżka Zośki. Leżakowałby tam pewnie do lata, gdyby pewnego
razu nie wpadł w moje ręce. Gdyby leżał w rewirze Franka, machinalnie upchnęłabym go do
szuflady jego biurka albo włożyła do jednego z moich scrapingowych pudełek na wszystko.
Leżał jednak w strefie wpływów Zośki, fakt niespotykany wobec jej niespotykanego
zamiłowania do porządku. Wyjątkowość tego zdarzenia zainspirowała mnie do adopcji owego
długaśnego kawała kredy. Wsunęłam go do kieszeni płaszcza. I tam właśnie wykluł się pewien
pomysł.
Wracając piechotą z pracy (bledziutkie słonko jeszcze nie nastroiło mnie do roweru),
macałam w kieszeni kredowy klocek. Jako że wykładam na marnej, lecz niezle wyposażonej
uczelni, nie mam przyjemności posługiwać się kredą. Tablice interaktywne zastąpiły tradycyjne
narzędzia pracy nauczyciela. Czasem tęsknię za kawałkiem czarnej tablicy z ogryzkiem kredy
i gąbką. Kreda, tak jak papierowa książka, żyje własnym, niepowtarzalnym życiem. Wilgotnieje,
łamie się na pół, brudzi ręce, oddycha. Lubię kredę za jej krótki żywot. Byle gąbka, byle
kapuśniaczek zmywa ją z naszej pamięci. Pamiętam siebie, z mysimi ogonkami,
w podkolanówkach, rysującą kredą po ulicy. To wspomnienie połyka mnie i wypluwa gotową do
rozpoczęcia dzieła.
Postanawiam każdego dnia wypisać kredą na chodniku hasło, które ma szansę zainspirować
jednego, dwóch lub kilku. Zaczynam przed wejściem do supermarketu. Raz jeszcze muszę się
ubrać w czapkę niewidkę mglistej nocy. Hasło bowiem jest nieco przewrotne:  Zroda  dzień bez
zakupów . Ciekawe, czy kogoś to natchnie& Nazajutrz zahaczam o miejsce zbrodni. Napis jest
ledwie widoczny, musiał się czołowo zderzyć ze sporą liczbą butów, a jednak wzbudza emocje.
Jakiś chłoptaś czyta i pyta swoją mamuśkę:
 O którą środę chodzi?
 Myślę, że o każdą  rzucam w przelocie i znikam. W brzuchu podskakują mi trzęsące się ze
śmiechu wnętrzności.
Następnego dnia decyduję się na bardziej filozoficzne kredowanie. Wybieram deptak na
plantach o świcie. Wcześniej dokonuję zakupu kartonu kredy szkolnej, sztuk trzydzieści.
Ciekawe, czy wystarczy na cały tydzień. Nowe hasło jest proste, lecz wali obuchem w łeb:
 Zastanawiałeś się, czy jeszcze żyjesz? . Pchana natchnieniem, parę kroków dalej dorzucam:
 Patrz pod nogi  depczesz ZiemiÄ™! . Gryzmolenie zajmuje mi sporo czasu. Litery sÄ… jak po
fastfoodowej diecie  wielkie i grube. Ktoś w końcu musi je zobaczyć. Po jakichś dwudziestu
siedmiu minutach kończę dzieło i w sprinterskim tempie pedałuję w stronę zgrzebnego kubka
porannej kawy.
Zmarzniętymi rękami obejmuję gorące kawowe co nieco. Zośka i Franek wygrzebują się
z łóżek i obejmują moje Majkowe  więcej niż co nieco .
 Mamo, nie widziałaś może u mnie w pokoju kawałka kredy?  Zośka podejrzliwie
spoglÄ…da na moje rozgrzane rowerowym sprintem policzki.
 Widziałam i skonfiskowałam  obwieszczam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
 Dlaczego?  piskliwie protestuje Zośka.
 Bo kreda leżała w miejscu niedozwolonym dla kredy: na podłodze!  Mamuśkowatym
gestem unoszÄ™ brwi i dopijam resztkÄ™ kawy.
 Ale ja chciałam rysować dzisiaj po ulicy&  Moje dziecko czuje się wyraznie
pokrzywdzone i natychmiast demonstruje swoje uciemiężenie słynną Zosiną miną zwaną
podkówką. A to ci niespodzianka!
 Możemy porysować razem, chcesz?  proponuję z uśmiechem. Odstawiam kubek z kawą,
głaszczę córę po policzku i przeganiam z jej oczu tysiąc bezdennych smutków.
 Pewnie, że chcę!  Zośka z małego pierrota zmienia się w tańczącego pajacyka.
 Ja też chcę rysować!  Franek węszy świeżą atrakcję i w sprinterskim tempie wyskakuje
z Å‚azienki.
 Ty też będziesz rysować  obiecuję.  Każdy będzie rysował.
 A tata?  Zośka swoim zwyczajem staje się rzecznikiem odrzuconych.
 Tatę też zaciągniemy. Podstępem.  Puszczam szelmowskie oko do rozentuzjazmowanego
rodzinnego ludku.
 Ale tata jest w pracy  przypomina Zośka.
 A wy macie być w szkole!  wykrzykuję.  Już! Zmykać, chrząszcze! Przyjemności po
lekcjach  dodaję, wypychając za drzwi dwójkę diabląt.
Przyjemności& Tylko jak do tych przyjemności namówić Wojtka? Z braku pomysłów
kupuję jeszcze jedno pudełko, tym razem kolorowej, kredy. Po pracy moszczę sobie miejsce na
ławce na plantach. Zadeptane hasła wciąż jeszcze można odczytać. Dzieciaki z liceum szurają po
nich nogami i chichoczą. Studenckie kolorowe ptaki częściej patrzą w niebo. Dziadkowie czytają
napisy przedszkolakom. Panie z banku uważają, by nie ubrudzić obcasów. Ludzie duzi i mali,
poruszeni i zdegustowani  nie pozostają wszakże obojętni.
Wracam do domu nafaszerowana endorfinami. Dzieciaczki skaczą jak małpki na uginających
się od owoców gałęziach bananowca.
 Mamo, masz kredę?  Zośka od razu rzuca się do penetrowania mojej torby na zakupy.
 W hurtowej ilości  zapewniam, potrząsając kolorowym pudełkiem.
 No to kiedy idziemy?!  Franek zamienia znak zapytania w wielki wykrzyknik.  Tata już
się zgodził!
 Jak to zrobiliście?  zastanawiam się, węsząc niechybny podstęp.
 Mamy swoje sposoby.  Zośka robi konspiracyjną minę i zabiera się do wkładania butów.
 Nie, serio, jak?
 Powiedzieliśmy mu, że&  Franek, powstrzymany kopnięciem siostry, przerywa w pół
słowa.
 Miałeś nie mówić!  Zośka robi wściekłą minę, chwyta mój czerwony szalik i zaczyna
gonić ubawionego już po pachy Franka.
 Mówcie szybko, coście uknuli w tych waszych diabelskich głowach!  wrzeszczę,
odbierając Zośce skradziony szalik.
 No, powiedzieliśmy mu& No, że jak z nami pójdzie malować&  Franek krztusi się od
śmiechu  & że jak z nami pójdzie malować, to ty będziesz przez cały tydzień zmywać naczynia!
 I tata oczywiście się zgodził?  pytam, sypiąc z oczu iskry.
 Od razu  odpowiada Franek.
 Ja wam dam, konspiratorzy! To wy będziecie zmywać! W parach i na baczność. A teraz
kreda do rÄ…k i marsz po tatÄ™!  rozkazujÄ™.
Rodzinny ludek wysypuje się na ulicę, zmieniając Aagodną w wielki plac pracy twórczej.
Rysujemy zwariowane miasto, porośnięte dziwacznymi budowlami, pełne onirycznych stworów
i roślin rodem z Boscha. Zabawa zaczyna się w kucki i w biegu. W miarę upływu czasu robimy
się wystarczająco rozbestwieni, by wygodnie rozłożyć się na asfalcie. Im bardziej rozrasta się
nasze miasto, tym bardziej oblepia nas biało-zielono-niebiesko-czerwony pył. Ubrania morusają
się równie efektywnie jak nasze ręce. A jednak absolutnie nikt się tym nie przejmuje. Wszystko
nam jedno, czy jesteśmy brudni, czy cierpną nam nogi, czy sąsiad z naprzeciwka gapi się na nas
nieprzerwanie od dziesięciu minut. Nasze palce wyciskają lepką od gęstości esencję chwili.
Czysty gówniarski zachwyt.
 Dobrze jest nosić w kieszeni kawałek kredy  cichaczem napisałam przed wejściem na
uniwerek. Ciekawe, kto pierwszy to przeczyta: profesor czy student?
Dokładniejsze dane można znalezć m.in. na stronach: www.niemarnuje.pl,
www.bankizywnosci.pl, www.pah.org.pl. [wróć]
KWIECIEC
Tydzień czterdziesty drugi
STEREOTYPY NA BRUK
Wtorkowe popołudnie. Wracam z zakupów. Otwieram lodówkę. Pierwszy zgrzyt: zgrzewka
piwa błyska swoimi piwnymi oczkami, zajmując całą półkę przeznaczoną na warzywa. Dzwonek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™ - a co jeÅ›li lubiÄ™ rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.