[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pewnością przystojnym interesującym człowiekiem, który może zawrócić Rose
w główce. Czy to nie mój ojciec przykłada rękę do tej całej sprawy? Gert i
Kthe Lindner, no tak, to jeszcze da się jakoś zaaranżować... bez wchodzenia
w rodzinę. Ale Rose i Heinz Lindner? To zakończy się ślubem. I ojciec
dostanie dobrą nauczkę. Aleja się na to nie godzę. Będę czujny i otworzę ojcu
oczy, jeśli potwierdzą się moje podejrzenia."
Rozdział szesnasty
Pogoda rzeczywiście dopisała. Nastał cudowny poranek wczesnego lata.
Kathe i Heinz przejęci, wyruszyli w drogę.
Nowa suknia była gotowa i ciotka Anna nalegała, aby Kathe ją ubrała. Heinz
założył swój najlepszy garnitur z ciemnoniebieskiego szewiotu. Gdy szli przez
osiedle robotnicze w kierunku mostu, pozdrawiano ich ze wszystkich stron.
Naturalnie, rozeszła się wieść, że rodzeństwo na zaproszenie, jaśnie państwa"
uczestniczyło w przygotowaniach do zabawy w lesie. I w pewnym stopniu
wszyscy byli dumni z wyróżnienia, które stało się udziałem ludzi z ich sfery.
Gdy Kathe i Heinz przyszli na łąkę, było jeszcze zupełnie cicho i pusto.
Namioty były już rozstawione, stoły i ławy poustawiane.
Po kilku minutach łąka ożywiła się. Najpierw przyjechali samochodem Gert,
Rose i obie przedszkolanki i przywiezli ze sobą różne skrzynki i kosze. Po
chwili pojawiło się kilku robotników, którzy rozładowali pakunki.
Po powitaniu wzięli się do pracy. Gert tak organizował swoje zajęcia, aby
być w pobliżu Kathe i wykonywać tę samą co ona pracę.
Podobnie Rose i Heinz wynajdywali sobie zawsze to samo zajęcie. Obie pary
pracowały z wielką radością. Nie można było przy tym uniknąć, aby dłonie się
nie dotykały, a spojrzenia nie spotykały.
Pracując z zapałem nie spostrzegli, jak szybko mija czas.
Do dwunastej wszystko było gotowe i przedszkolanki poszły do osiedla
robotniczego, aby przyprowadzić dzieci.
Wszyscy czworo odpoczywali siedząc przy prosto ociosanym stole i czekali
na posiłek, który przygotowywała dla nich kucharka. Gert zatroszczył się nie
tylko o wino, także o lody, i zaproponował przyrządzenie kruszonu. W tym
celu przyniósł również koszyczek truskawek.
Niedługo dzieło było ukończone. Spróbowali kruszonu i uznali, że jest
dobry. Tymczasem kucharka podała posiłek. Gert napełnił kieliszki.
- Pierwszy toast za jubilatkę!
Heinz i Rose równocześnie wypili zawartość swoich kieliszków. Gert
napełnił je ponownie.
- A drugi toast za to, co kochamy!
Rumieńce pojawiły się na twarzach obu młodych dam.  Za to, co kochamy!"
- pobrzmiewało w ich sercach. I dzielnie wypiły do dna.
Niezwykle radosny nastrój zapanował wśród całej czwórki. Ale Kathe i Rose
nie wypiły już ani kropli.
Gert i Heinz dzielnie sobie radzili i wkrótce dzban z kruszonem został
opróżniony. Po wykonanej pracy posiłek smakował znakomicie. Kathe myślała
cały czas:  Muszę cieszyć się każdą godziną, sycić każdą minutą. Już nigdy nie
powtórzą się te piękne chwile i całe życie będę musiała żyć ich
wspomnieniami."
Siedzieli razem w radosnym nastroju, tak jak tylko potrafią zakochani. I gdy
w lesie zabrzmiała muzyka, zapowiadająca zbliżanie się dzieci, podnieśli się,
wśród śmiechu i żartów uprzątnęli naczynia i przygotowali się na przyjęcie
dzieci. W godzinę pózniej na łące panowało ogromne ożywienie. Dzieci bawiły
się w serso, rozbijanie garnków, ślepą kurę, tańczyły w korowodach. Gert i
Heinz bawili się z chłopcami, Rose i Kthe z dziewczynkami.
Cała czwórka potrafiła szybko zdobyć zaufanie dzieci, a przedszkolanki
wprowadziły w te zabawy trochę porządku. Wszyscy bawili się
pierwszorzędnie.
Gdy podano czekoladę i ciastka, uroczystość osiągnęła punkt kulminacyjny.
Zdumiewające było, jakie ilości słodyczy mogły spałaszować dzieci. Rose
chodziła wzdłuż stołów, głaskała dziecięce główki i cieszyła się, że dzieciom
wszystko smakuje. Właśnie gdy poczęstunek dobiegał końca i rozdzielone
zostały nagrody, na łące pojawił się radca. Z dobrotliwym uśmiechem
przyglądał się panującemu tu ożywieniu i radości.
A zabawa toczyła się dalej bez zakłóceń. Rose mogła być zadowolona.
Radość z udanej uroczystości biła z jej oczu.
Zajęła się przede wszystkim mniejszymi dziećmi. Gawędziła z nimi w
czarujący sposób.
Heinza Lindnera ogarnęło uczucie głębokiego wzruszenia, gdy obserwował
ją wśród małych podopiecznych. Spojrzenia dwojga młodych często się
krzyżowały, a wtedy ich oczy zapalały się szczególnym blaskiem.
Heinz był w trudnym do opisania nastroju. Nie mógł opacznie rozumieć
spojrzeń Rose, musiał właściwie odczytać wyraz jej oczu, gdyż nie skrywała,
co nosi w sercu. Uczciwie pokazała, jakie uczucia żywi dla niego. I to
powodowało, że krew pulsowała w nim coraz szybciej. Czy to możliwe, że
zdarzył się prawdziwy cud? Czy pokochała syna robotnika?
Wierzył dzisiaj w ten cud, gdy widział przed sobą Rose, której oczy
pozdrawiały go, a uśmiech zachęcał do wiary w tę miłość. I jego dusza
wykrzykiwała radośnie:  Kocham cię teraz i w wieczności".
Gdy tak rozkoszował się swym szczęściem, nagle przeszył go zimny dreszcz.
Jego spojrzenie, dopiero co zatopione w Rose, natrafiło na parę zimnych
przenikliwych oczu, które obserwowały go szyderczo.
To były oczy Georga Ruhlanda. Ciekawość i podejrzliwość przywiodły
Georga na leśną łąkę. Ukryty za gęstwiną leśną potajemnie obserwował obie
pary. I tak wyłowił pełne zachwytu spojrzenie Heinza, któremu odpowiedziało
urzekające spojrzenie Rose. A teraz przenikał Heinza Lindnera złośliwym i
groznym wzrokiem.
Spojrzenie Georga wprowadziło jaskrawy dysonans do radosnego nastroju
Heinza. Ale Heinz przezwyciężył się szybko i pozdrowił go ukłonem. Georg
odwzajemnił pozdrowienie i poszedł dalej udając obojętność, ale nastrój
Heinza zmącił się i jego oczy były już inne niż przedtem.
Rose natychmiast to zauważyła. Po chwili podeszła do niego.
- Dlaczego tak nagle pan posmutniał, panie Lindner? - zapytała. Heinz
odwrócił się mimo woli w stronę przechodzącego właśnie
Georga. Spojrzenie Rose poszło w tamtym kierunku. Georg ponownie się im
przyglądał i pozdrowił ją ironicznym uśmiechem. Rose spoważniała.
- Teraz już wiem, dlaczego pan nagle stracił humor, panie Lindner. Mój brat
Georg potrafi doskonale zepsuć pogodnym ludziom dobry humor. Niech pan
nie zważa na to, ja się nim nie przejmuję. Proszę już o nim nie myśleć! Czy
nasza zabawa nie jest wspaniała?
Heinz rozchmurzył się.
- Tak, łaskawa panno, w istocie. Pani wydaje mi się dobrą wróżką leśną,
która obdziela wszystkich ludzi radością. Ale pani brat mi przypomniał, że
jestem dzisiaj w zaczarowanym królestwie, które jutro nie będzie już istnieć.
Jutro nastanie znowu zwykły szary dzień!
Potrząsnęła głową nie patrząc już na Georga.
- Co to znaczy zwykły szary dzień? Proszę go tak nie nazywać. Jest szary dla
ludzi, którzy chcą go widzieć szarym.
Wyprostował się.
- Ma pani rację. Schwytałem kilka promieni słonecznych w pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.