[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jako jebliwe suki. Futurologia Doli smuci mnie. On tymczasem wyciąga koło z mułu,
oczyszcza z konarów, toczy po łące. Jest ciężkie, nie wygląda na koło od chłopskiej taczki,
ale od dworskiej. Pewnie z byłego pańskiego dworu się stoczyło. Może ktoś ukradł, niósł i
spadło mu do rzeki, dopłynęło, gdzie jest i zaryło się w muł.
- Wszystko możebne - potwierdza Jagna.
Możemy wreszcie usiąść w wyrwie na brzegu. Dola bez specjalnej ceremonii sięga za
głęboki biustonosz Jagny. Długą chwilę w nim gmera ponad potrzebę, na pewno dotyka jej
piersi - to najpiękniejsza pierś w całej wsi - wreszcie wyjmuje trzy skręty i zapalamy na znak
wiecznej zgody i zwycięstwa. Machorka jest gorzka. Papier z gazety, ale dobrze sklejony, nie
rozsypuje się, jak każdy skręt Jagny pali się znakomicie. Koło leży na brzegu, schnie. Dola
ucieszony - ojciec zrobi teczkę jeszcze wiosną, lżej będzie wywozić gnój ze stajenki. Gnoju
nie ma dużo, bo krowa chuda, po każdym ocieleniu trzeba ją podnosić i stawiać na nogi,
chwieje się bidula. Jak ma się nie chwiać, kiedy siana nie je, jednego kartofla w życiu nie
widziała, słomy brakuje już w styczniu, a w tym roku śnieg przywalił w Harej Jamie
ostrężynę i suchorosty z minionego lata, więc była na diecie dwa miesiące, stawała na tylnych
nogach, wpierdzielając strzechę przez dziury w powale. Wszystko na pewno się zmieni, kiedy
wreszcie założą spółdzielnię produkcyjną. Kułacy mają w kurwę paszy, kułackie stodoły się
od niej wypuczają, a nie dadzą, nie wspomogą krowy biedaka. Już wkrótce będzie koniec
wszystkim kułakom i krowy nie będą cierpieć głodu, wszystkie krowy we wsi będą równe,
niepodległe i pękate, wysokomleczne rekordzistki światowe, i przede wszystkim szczęśliwe.
Tak jest powiedziane u Stalina, tak u Lenina i na ostatnim zebraniu partyjnym tez tak
powiedziano ojcu Doli.
Wracamy z tym kołem, to znaczy Dola wraca, ugina się, chce, byśmy pomogli mu
nieść, ale my z Jagną mamy w dupie koło Doli. Niech se toczy, kiedy ma. Cały czas idziemy
brzegiem rzeki. Woda naniosła chrustu, będziemy palić ogniska, kiedy tylko obeschnie.
- O! - nagle - O! - krzyczymy z radości. Nie spodziewaliśmy się, że w załomie brzegu
znajdziemy - w tym roku my, nie inni - truposzka niemowlaka.
- Jest! Jest! - krzyczymy. Pierwsza dopadła go Jagna.
- Dziewuszka... wiadomo, dziewuszka - zaraz płacze.
- Jednej pizdy mniej we wsi i na świecie. A szkoda, bo to radość dla wszystkich - Dola
nie potrafi powstrzymać radości w brzuchu. - Zostańcie tu, ja zaniosę koło i zaraz wracam. W
te pędy! - mówi i znika za wierzbami przy drodze.
Patrzę. Patrzymy z Jagną na kobiecego niemowlaczka. Jagna płacze, a mnie też
smutno.
- Dlaczego tak się dzieje? - pytam.
- Dzieje się, bo to nieślubne. Ktoś zrobił to w nieopamiętaniu i nie było innego
wyjścia. Wstyd jest gorszy niż śmierć. I cięższy. Wstydu się nie zapomina. A śmierć - była i
nie ma. I koniec.
Wcześniej, bo szybciej niż myślimy, nadbiega Dola. Dyszy, dławi się gonitwą i staje
przed nami.
- Masz jeszcze skręta? - patrzy błagalnie na Jagnę.
- Nie mam.
- Masz przecież dwie piersi...
- Piersi mam dwie, dla ciebie i cztery byłoby za mało, ale skręta ani jednego...
Wyjmuje jednak zza majtek po skręcie i zapalamy.
- Co teraz? - zastanawiamy się wszyscy bez słowa.
- Musimy schować, przetrzymać, a potem pogrzebać. Przechowamy u ciebie w szopie
- mówi do mnie Dola.
- U nas szopy jeszcze nie ma, poza tym mój stary jest niepewny. Musi wszystko
powiedzieć w Partii, bo w niej jest i dostaje dla nas przydział marmolady. Jeden kilogram
miesięcznie... Mamy wielkie święto... Smarujemy wszystkie dziury w chlebie - to jest nasze
niebo w gębie. Dlatego nie ma wyjścia - albo truposzek, albo marmolada.
Chcąc nie chcąc, Jagna biegnie ukraść siostrze największą pieluchę. My czekamy.
- Ukradnie, czy nie ukradnie? - zastanawiam się niepotrzebnie, bo Dola jest pewny
powodzenia.
- Na pewno ukradnie - mówi. - Jagna to przyszły lumpenproletariat. Taki musi być w
każdym, nawet najdoskonalszym ustroju. Nawet w Królestwie Bożym będą złodzieje, kurwy,
żuliki i diabli wiedzą kto jeszcze. To nieuniknione. Naprawdę - zapewnia mnie Dola. Raj jest
opowiastką dla grzecznych dzieci.
Tymczasem nadbiega Jagna i niesie konieczną pieluchę. Sama zawija zmacerowane
zwłoczki, wcześniej główkę nieżywą ustawia, bo ma przekręconą na odwrót, dlatego właśnie
nie żyje. Zawija szczelnie i zabieramy maleństwo ze sobą, do szopy mojego Ojca, który ma
szopę i dużo miejsca w niej na wszystko.
Nikomu nic! Ani słowa!!! - nakazuje Dola. - Bo może być chryja w całej wsi.
Przyjedzie cała partia z powiatu albo z województwa, prokuratorzy, policaje, lekarze i wezmą
wszystkie baby ze wsi do przeglądu piczek. Nikomu to niepotrzebne.
W nocy nikt z nas nie śpi. Nawet Dola, który jest twardziel. Także Jagna, która będzie
lumpenproletariuszką. Ani ja, który, jak mówi Dola, już jestem idealistą. A mówi, że wie, co
mówi i nie myli się co do mnie na pewno.
Nie śpimy, obmyślając pogrzebek.
Proponuję stos. Jestem po niedawnej lekturze opisu starosłowiańskiego pogrzebu
Wisza. Dola sprzeciwia się gwałtownie. Jagna musi trzymać stronę Doli. Wiadomo, nikt jak
on nie potrafi pieścić Jagny. Trudno. Oczywiście, mają też rację. Stos może niepotrzebnie
przyciągnąć uwagę wszystkich. Wymaga dużej ilości chrustu, poza tym - smród. A resztki
stosu też trzeba starannie pogrzebać. Więcej roboty niż zabawy z takim pogrzebem.
Wybieramy spławienie rzeką. Trumienkę już mamy - w szkole robimy budki lęgowe
dla ptaków. Wybierzemy największą - sprawa załatwiona. A całość ceremonii odbędzie się
nad rzeką. Nikt nie będzie wiedział, co jest w szkatułce. Jagna zorganizuje dziewczęta-
płaczki. Będą zawodzić za tutkę dropsów każda.
Trwa spór o kapłana. Chcę być księdzem, ale Dola twierdzi, że tylko on się nadaje do
tej roli, bo ja jestem za miękki. Zacznę się mazać i zepsuję całe widowisko. Nikt jeszcze nie
widział płaczącego księdza. Nawet najlepszy, najbardziej bogobojny ksiądz, nawet papież
nigdy nie płacze. To nie jego rola. On oddaje ciało ziemi, a diabli z duchem sami sobie radzą.
Jagna trzyma sztamę z Dolą, Dola ma oparcie w Jagnie, a ja mam być asystentem-
ministrantem. Trudno...
Marzec nadal ciepły, a dni prawie upalne. Matka raz tylko weszła do szopy i mówi
Ojcu, że coś potwornie w niej śmierdzi. Ojciec jest zdania, że na pewno zdechła w zimie kura,
może kot od sąsiada, a może tchórz. Trzeba więc przyspieszyć pochówek, bo może być
wsypa. Ojciec i tak nie powiedziałby mi nic, zaleciłby trzymanie języka za zębami, ale Matka
musi wejść do tej szopy, a w niej strasznie śmierdzi ludzkim trupem.
Szaty wciąż nie są gotowe. Trzeba coś ustalić, zatem Dola-kapłan wystąpi w nocnej
koszuli Paulinki, ciotki Jagny. Jagna będzie w swojej koszuli, dziewczęta-płaczki - też w
swoich. A ja będę machał kropidłem. Wszystko dzisiaj, wieczorem, bo powraca zima i rzeka
może zamarznąć.
Jest już ten wieczór dzisiaj. Księżyc wyszedł zza Kamiennego Wzgórza i uniósł się
jak krwawy balon. Dola jest pierwszy. Stoi nad szkatułką, na której widnieje piękny
wianuszek ze świeżych stokrotek. Uwiły go dziewczęta-płaczki. One też mają na główkach
podobne wianki. Jagna - przewodnicząca płaczek trzyma wianek w palcach.
Stoimy cicho. Dola podchodzi do trumienki, kłania się, wszyscy się kłaniamy, bo to
strata dla nas wszystkich, zwłaszcza chłopców.
- Za kilka lat byłaby dla nas radością - zaczyna Dola - śnilibyśmy o niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
jako jebliwe suki. Futurologia Doli smuci mnie. On tymczasem wyciąga koło z mułu,
oczyszcza z konarów, toczy po łące. Jest ciężkie, nie wygląda na koło od chłopskiej taczki,
ale od dworskiej. Pewnie z byłego pańskiego dworu się stoczyło. Może ktoś ukradł, niósł i
spadło mu do rzeki, dopłynęło, gdzie jest i zaryło się w muł.
- Wszystko możebne - potwierdza Jagna.
Możemy wreszcie usiąść w wyrwie na brzegu. Dola bez specjalnej ceremonii sięga za
głęboki biustonosz Jagny. Długą chwilę w nim gmera ponad potrzebę, na pewno dotyka jej
piersi - to najpiękniejsza pierś w całej wsi - wreszcie wyjmuje trzy skręty i zapalamy na znak
wiecznej zgody i zwycięstwa. Machorka jest gorzka. Papier z gazety, ale dobrze sklejony, nie
rozsypuje się, jak każdy skręt Jagny pali się znakomicie. Koło leży na brzegu, schnie. Dola
ucieszony - ojciec zrobi teczkę jeszcze wiosną, lżej będzie wywozić gnój ze stajenki. Gnoju
nie ma dużo, bo krowa chuda, po każdym ocieleniu trzeba ją podnosić i stawiać na nogi,
chwieje się bidula. Jak ma się nie chwiać, kiedy siana nie je, jednego kartofla w życiu nie
widziała, słomy brakuje już w styczniu, a w tym roku śnieg przywalił w Harej Jamie
ostrężynę i suchorosty z minionego lata, więc była na diecie dwa miesiące, stawała na tylnych
nogach, wpierdzielając strzechę przez dziury w powale. Wszystko na pewno się zmieni, kiedy
wreszcie założą spółdzielnię produkcyjną. Kułacy mają w kurwę paszy, kułackie stodoły się
od niej wypuczają, a nie dadzą, nie wspomogą krowy biedaka. Już wkrótce będzie koniec
wszystkim kułakom i krowy nie będą cierpieć głodu, wszystkie krowy we wsi będą równe,
niepodległe i pękate, wysokomleczne rekordzistki światowe, i przede wszystkim szczęśliwe.
Tak jest powiedziane u Stalina, tak u Lenina i na ostatnim zebraniu partyjnym tez tak
powiedziano ojcu Doli.
Wracamy z tym kołem, to znaczy Dola wraca, ugina się, chce, byśmy pomogli mu
nieść, ale my z Jagną mamy w dupie koło Doli. Niech se toczy, kiedy ma. Cały czas idziemy
brzegiem rzeki. Woda naniosła chrustu, będziemy palić ogniska, kiedy tylko obeschnie.
- O! - nagle - O! - krzyczymy z radości. Nie spodziewaliśmy się, że w załomie brzegu
znajdziemy - w tym roku my, nie inni - truposzka niemowlaka.
- Jest! Jest! - krzyczymy. Pierwsza dopadła go Jagna.
- Dziewuszka... wiadomo, dziewuszka - zaraz płacze.
- Jednej pizdy mniej we wsi i na świecie. A szkoda, bo to radość dla wszystkich - Dola
nie potrafi powstrzymać radości w brzuchu. - Zostańcie tu, ja zaniosę koło i zaraz wracam. W
te pędy! - mówi i znika za wierzbami przy drodze.
Patrzę. Patrzymy z Jagną na kobiecego niemowlaczka. Jagna płacze, a mnie też
smutno.
- Dlaczego tak się dzieje? - pytam.
- Dzieje się, bo to nieślubne. Ktoś zrobił to w nieopamiętaniu i nie było innego
wyjścia. Wstyd jest gorszy niż śmierć. I cięższy. Wstydu się nie zapomina. A śmierć - była i
nie ma. I koniec.
Wcześniej, bo szybciej niż myślimy, nadbiega Dola. Dyszy, dławi się gonitwą i staje
przed nami.
- Masz jeszcze skręta? - patrzy błagalnie na Jagnę.
- Nie mam.
- Masz przecież dwie piersi...
- Piersi mam dwie, dla ciebie i cztery byłoby za mało, ale skręta ani jednego...
Wyjmuje jednak zza majtek po skręcie i zapalamy.
- Co teraz? - zastanawiamy się wszyscy bez słowa.
- Musimy schować, przetrzymać, a potem pogrzebać. Przechowamy u ciebie w szopie
- mówi do mnie Dola.
- U nas szopy jeszcze nie ma, poza tym mój stary jest niepewny. Musi wszystko
powiedzieć w Partii, bo w niej jest i dostaje dla nas przydział marmolady. Jeden kilogram
miesięcznie... Mamy wielkie święto... Smarujemy wszystkie dziury w chlebie - to jest nasze
niebo w gębie. Dlatego nie ma wyjścia - albo truposzek, albo marmolada.
Chcąc nie chcąc, Jagna biegnie ukraść siostrze największą pieluchę. My czekamy.
- Ukradnie, czy nie ukradnie? - zastanawiam się niepotrzebnie, bo Dola jest pewny
powodzenia.
- Na pewno ukradnie - mówi. - Jagna to przyszły lumpenproletariat. Taki musi być w
każdym, nawet najdoskonalszym ustroju. Nawet w Królestwie Bożym będą złodzieje, kurwy,
żuliki i diabli wiedzą kto jeszcze. To nieuniknione. Naprawdę - zapewnia mnie Dola. Raj jest
opowiastką dla grzecznych dzieci.
Tymczasem nadbiega Jagna i niesie konieczną pieluchę. Sama zawija zmacerowane
zwłoczki, wcześniej główkę nieżywą ustawia, bo ma przekręconą na odwrót, dlatego właśnie
nie żyje. Zawija szczelnie i zabieramy maleństwo ze sobą, do szopy mojego Ojca, który ma
szopę i dużo miejsca w niej na wszystko.
Nikomu nic! Ani słowa!!! - nakazuje Dola. - Bo może być chryja w całej wsi.
Przyjedzie cała partia z powiatu albo z województwa, prokuratorzy, policaje, lekarze i wezmą
wszystkie baby ze wsi do przeglądu piczek. Nikomu to niepotrzebne.
W nocy nikt z nas nie śpi. Nawet Dola, który jest twardziel. Także Jagna, która będzie
lumpenproletariuszką. Ani ja, który, jak mówi Dola, już jestem idealistą. A mówi, że wie, co
mówi i nie myli się co do mnie na pewno.
Nie śpimy, obmyślając pogrzebek.
Proponuję stos. Jestem po niedawnej lekturze opisu starosłowiańskiego pogrzebu
Wisza. Dola sprzeciwia się gwałtownie. Jagna musi trzymać stronę Doli. Wiadomo, nikt jak
on nie potrafi pieścić Jagny. Trudno. Oczywiście, mają też rację. Stos może niepotrzebnie
przyciągnąć uwagę wszystkich. Wymaga dużej ilości chrustu, poza tym - smród. A resztki
stosu też trzeba starannie pogrzebać. Więcej roboty niż zabawy z takim pogrzebem.
Wybieramy spławienie rzeką. Trumienkę już mamy - w szkole robimy budki lęgowe
dla ptaków. Wybierzemy największą - sprawa załatwiona. A całość ceremonii odbędzie się
nad rzeką. Nikt nie będzie wiedział, co jest w szkatułce. Jagna zorganizuje dziewczęta-
płaczki. Będą zawodzić za tutkę dropsów każda.
Trwa spór o kapłana. Chcę być księdzem, ale Dola twierdzi, że tylko on się nadaje do
tej roli, bo ja jestem za miękki. Zacznę się mazać i zepsuję całe widowisko. Nikt jeszcze nie
widział płaczącego księdza. Nawet najlepszy, najbardziej bogobojny ksiądz, nawet papież
nigdy nie płacze. To nie jego rola. On oddaje ciało ziemi, a diabli z duchem sami sobie radzą.
Jagna trzyma sztamę z Dolą, Dola ma oparcie w Jagnie, a ja mam być asystentem-
ministrantem. Trudno...
Marzec nadal ciepły, a dni prawie upalne. Matka raz tylko weszła do szopy i mówi
Ojcu, że coś potwornie w niej śmierdzi. Ojciec jest zdania, że na pewno zdechła w zimie kura,
może kot od sąsiada, a może tchórz. Trzeba więc przyspieszyć pochówek, bo może być
wsypa. Ojciec i tak nie powiedziałby mi nic, zaleciłby trzymanie języka za zębami, ale Matka
musi wejść do tej szopy, a w niej strasznie śmierdzi ludzkim trupem.
Szaty wciąż nie są gotowe. Trzeba coś ustalić, zatem Dola-kapłan wystąpi w nocnej
koszuli Paulinki, ciotki Jagny. Jagna będzie w swojej koszuli, dziewczęta-płaczki - też w
swoich. A ja będę machał kropidłem. Wszystko dzisiaj, wieczorem, bo powraca zima i rzeka
może zamarznąć.
Jest już ten wieczór dzisiaj. Księżyc wyszedł zza Kamiennego Wzgórza i uniósł się
jak krwawy balon. Dola jest pierwszy. Stoi nad szkatułką, na której widnieje piękny
wianuszek ze świeżych stokrotek. Uwiły go dziewczęta-płaczki. One też mają na główkach
podobne wianki. Jagna - przewodnicząca płaczek trzyma wianek w palcach.
Stoimy cicho. Dola podchodzi do trumienki, kłania się, wszyscy się kłaniamy, bo to
strata dla nas wszystkich, zwłaszcza chłopców.
- Za kilka lat byłaby dla nas radością - zaczyna Dola - śnilibyśmy o niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]