[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na dachu, jakby jęczenia grobowe;
Wreszcie Ladawy pan - odzyskał mowę.
Ktoś ty? - Ksiądz milczał. - Co tu robisz, mnichu?
Co znaczy papier ten? na Lucyfera!
Tu Dzieduszycki zajęczał po cichu,
Ale tak jęknął jak człek, co umiera.
Spojrzał - chciał spojrzeć, lecz w powiek kielichu
Nie było oczu, tylko białość szczera
Jak w zwierciadlanym łysnęła odruzgu;
Szkło tylko - gałki uciekły do mózgu.
Starosta spojrzał i cofnął się biały
Jak wosk, jak oczy, którymi go szukał
Pan Dzieduszycki; ale okazały
W cofnieniu się swym, na ludzi nie hukał,
Zwłaszcza że ksiądz był wielki - a on mały.
51
Nieraz zaś przedtem pan Starosta fukał
Na równych sobie, niższym dawał szlagę
Licząc na swoją małość i powagę.
Więc co miał w oczach skier, wszystkie zapalił,
Co miał na czole zmarszczków, zebrał razem.
Sam by się Jowisz oburzony chwalił
Tak olimpijskim na twarzy wyrazem.
Spiorunowany ksiądz się w proch nie walił,
Lecz w jedną szybę okien rzucił głazem.
Na ten brzęk wszystkie ganki i komnaty
Przewiał ogromny wrzask: Konfederaty!
Starosta spuścił łeb - ksiądz się przybliżył
I wyjął szablę mu złoconą z ręki:
Przebacz, wielmożny pan, jeślim ubliżył,
Lecz zamek był nam potrzebny, a jęki
Tego człowieka słuszne. Bóg go zniżył.
Ten, co na krzyżu poniósł krwawe męki,
Ten go nam daje; a wyrok nie minie:
Kto mieczem grzeszył, ten od miecza zginie . -
Podczas tj mowy twarze się wąsate
Pokazywały w podwojach, kołpaki,
Konfederatki czapki i rogate,
I krągłe, i kapuzy, i pakłaki,
I owe jeszcze uszami skrzydlate,
52
Co ekonomów są laurem. Gdy taki
Rój czapek i rój północnych latarek
Zjawił się, rzekł ksiądz: Ja jestem ksiądz Marek!
Wstrzymał się - powiódł okiem po Staroście,
Zmarszczył się... i rzekł: Dla Kozaka Sawy,
Który się bije z chłopami na moście,
Wypuścić racę nad zamkiem Ladawy;
Wy się tu, proszę, bracia, nie panoszcie
Rabunkiem, zamek się nie poddał krwawy;
Ale wielmożny dziedzic sam to czuje,
%7łe opór próżny - więc kapituluje .
Na to Starosta krzyknął: Protestuję
Przeciwko zdradzie haniebnj waszmościów.
Jako Rzymianin z zamku ustępuję.
Mieć nie będziecie nawet moich kościów .
Tu mi czytelnik zapewne daruje
Trochę w tj mowie niegramatycznościów
Lub niechaj raczy ze mną na spoczynek
Do księżycowych wrócić Anielinek.
O! tam poezja gotowa - Romeo!
Pożycz mi twoich słów rozpłomienionych.
Zresztą już Ursę mam z Kasyjopeą,
Mam księżyc i mam dwoje serc pęknionych,
I Filomelę, co tak jak J. B. O.,
53
w londyńczyków słowik zapalonych,
Zpiewa dla chcących spać arystokratów,
Tak że go wszyscy dają do stu katów.
O! tam poezja. - Gdyby tylko na to,
Aby się żegnać, warto brać amanty.
Czuliście kiedy tę łzę lodowatą
Przy pożegnaniu, ciężką jak brylanty?
Te słowa: Pójdę i skonam za kratą!
Czyście słyszeli te słodkie kuranty
Grane przez wszystkie pozytywki żywe,
A jednak, przysiągłbym, że niefałszywe?
Czyście żegnali? klęczeli? włos rwali?
Tracili ducha? wymowę? kolory?
Pugilares z paszportem i t[ak] d[alj].
Czy przysięgaliście jako upiory
Wrócić po śmierci przy księżycu biali?
Aopotać w okno czarne skrzydłem zmory?
Kochankę swoją w noc poślubną napaść,
Unieść na koniu i w ziemię się zapaść?
Czy wam pozwolił potm los nie wrócić?
Zachować smutku wrażenie niestarte
I całe życie się przeszłością smucić?
Odwiedzać morza, ludy, Egipt, Spartę?
A zawsze: Ona teraz musi nucić!
54
Teraz na księżyc oczy ma otwarte! -
Ach, takem ja śnił... lecz na piramidzie,
Tfu!... odebrałem list, że za mąż idzie.
To mię cokolwiek zmięszało - nie bardzo -
Ale cokolwiek zmięszało, Bóg świadkiem!
Są ludzie, którzy wtenczas klną i gardzą,
Lecz ja to smutnym nazywam wypadkiem.
Takich dwa, a me serce tak zatwardzą,
%7łe nezabudką już ani bławatkiem
Nie da się nigdy wyprowadzić w pole,
Chyba mi posag położą na stole.
Ha, takem zgorzkniał, że nawet nie trącę
W tj pieśni - smutnj lutni pożegnania.
Szeptali długo jak wierzby płaczące,
Gołębie słychać tam było gruchania,
Azy zimne - usta zmywają gorące,
Słychać serc bicia, płacze, słowa, łkania,
Już się rozeszli - rzecz skończona - horror!
Miłość przechodzi już w pamiątek kolor...
W kameleona, w serdeczną jaszczurkę,
W rzecz poetycznie piękną, w sen niebieski,
W muzę, Olimpu zamglonego córkę,
W poemat smutny od deski do deski,
W mgłę podnoszącą się z łez, w białą chmurkę
55
Na tle przeszłości, w gwiazdę, w arabeski
Tęczowe - chmurą obwiedzione złotą.
W dole: Raphal pinxit albo Giotto.
W galerii siedzi dusza. - O! tęczowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
Na dachu, jakby jęczenia grobowe;
Wreszcie Ladawy pan - odzyskał mowę.
Ktoś ty? - Ksiądz milczał. - Co tu robisz, mnichu?
Co znaczy papier ten? na Lucyfera!
Tu Dzieduszycki zajęczał po cichu,
Ale tak jęknął jak człek, co umiera.
Spojrzał - chciał spojrzeć, lecz w powiek kielichu
Nie było oczu, tylko białość szczera
Jak w zwierciadlanym łysnęła odruzgu;
Szkło tylko - gałki uciekły do mózgu.
Starosta spojrzał i cofnął się biały
Jak wosk, jak oczy, którymi go szukał
Pan Dzieduszycki; ale okazały
W cofnieniu się swym, na ludzi nie hukał,
Zwłaszcza że ksiądz był wielki - a on mały.
51
Nieraz zaś przedtem pan Starosta fukał
Na równych sobie, niższym dawał szlagę
Licząc na swoją małość i powagę.
Więc co miał w oczach skier, wszystkie zapalił,
Co miał na czole zmarszczków, zebrał razem.
Sam by się Jowisz oburzony chwalił
Tak olimpijskim na twarzy wyrazem.
Spiorunowany ksiądz się w proch nie walił,
Lecz w jedną szybę okien rzucił głazem.
Na ten brzęk wszystkie ganki i komnaty
Przewiał ogromny wrzask: Konfederaty!
Starosta spuścił łeb - ksiądz się przybliżył
I wyjął szablę mu złoconą z ręki:
Przebacz, wielmożny pan, jeślim ubliżył,
Lecz zamek był nam potrzebny, a jęki
Tego człowieka słuszne. Bóg go zniżył.
Ten, co na krzyżu poniósł krwawe męki,
Ten go nam daje; a wyrok nie minie:
Kto mieczem grzeszył, ten od miecza zginie . -
Podczas tj mowy twarze się wąsate
Pokazywały w podwojach, kołpaki,
Konfederatki czapki i rogate,
I krągłe, i kapuzy, i pakłaki,
I owe jeszcze uszami skrzydlate,
52
Co ekonomów są laurem. Gdy taki
Rój czapek i rój północnych latarek
Zjawił się, rzekł ksiądz: Ja jestem ksiądz Marek!
Wstrzymał się - powiódł okiem po Staroście,
Zmarszczył się... i rzekł: Dla Kozaka Sawy,
Który się bije z chłopami na moście,
Wypuścić racę nad zamkiem Ladawy;
Wy się tu, proszę, bracia, nie panoszcie
Rabunkiem, zamek się nie poddał krwawy;
Ale wielmożny dziedzic sam to czuje,
%7łe opór próżny - więc kapituluje .
Na to Starosta krzyknął: Protestuję
Przeciwko zdradzie haniebnj waszmościów.
Jako Rzymianin z zamku ustępuję.
Mieć nie będziecie nawet moich kościów .
Tu mi czytelnik zapewne daruje
Trochę w tj mowie niegramatycznościów
Lub niechaj raczy ze mną na spoczynek
Do księżycowych wrócić Anielinek.
O! tam poezja gotowa - Romeo!
Pożycz mi twoich słów rozpłomienionych.
Zresztą już Ursę mam z Kasyjopeą,
Mam księżyc i mam dwoje serc pęknionych,
I Filomelę, co tak jak J. B. O.,
53
w londyńczyków słowik zapalonych,
Zpiewa dla chcących spać arystokratów,
Tak że go wszyscy dają do stu katów.
O! tam poezja. - Gdyby tylko na to,
Aby się żegnać, warto brać amanty.
Czuliście kiedy tę łzę lodowatą
Przy pożegnaniu, ciężką jak brylanty?
Te słowa: Pójdę i skonam za kratą!
Czyście słyszeli te słodkie kuranty
Grane przez wszystkie pozytywki żywe,
A jednak, przysiągłbym, że niefałszywe?
Czyście żegnali? klęczeli? włos rwali?
Tracili ducha? wymowę? kolory?
Pugilares z paszportem i t[ak] d[alj].
Czy przysięgaliście jako upiory
Wrócić po śmierci przy księżycu biali?
Aopotać w okno czarne skrzydłem zmory?
Kochankę swoją w noc poślubną napaść,
Unieść na koniu i w ziemię się zapaść?
Czy wam pozwolił potm los nie wrócić?
Zachować smutku wrażenie niestarte
I całe życie się przeszłością smucić?
Odwiedzać morza, ludy, Egipt, Spartę?
A zawsze: Ona teraz musi nucić!
54
Teraz na księżyc oczy ma otwarte! -
Ach, takem ja śnił... lecz na piramidzie,
Tfu!... odebrałem list, że za mąż idzie.
To mię cokolwiek zmięszało - nie bardzo -
Ale cokolwiek zmięszało, Bóg świadkiem!
Są ludzie, którzy wtenczas klną i gardzą,
Lecz ja to smutnym nazywam wypadkiem.
Takich dwa, a me serce tak zatwardzą,
%7łe nezabudką już ani bławatkiem
Nie da się nigdy wyprowadzić w pole,
Chyba mi posag położą na stole.
Ha, takem zgorzkniał, że nawet nie trącę
W tj pieśni - smutnj lutni pożegnania.
Szeptali długo jak wierzby płaczące,
Gołębie słychać tam było gruchania,
Azy zimne - usta zmywają gorące,
Słychać serc bicia, płacze, słowa, łkania,
Już się rozeszli - rzecz skończona - horror!
Miłość przechodzi już w pamiątek kolor...
W kameleona, w serdeczną jaszczurkę,
W rzecz poetycznie piękną, w sen niebieski,
W muzę, Olimpu zamglonego córkę,
W poemat smutny od deski do deski,
W mgłę podnoszącą się z łez, w białą chmurkę
55
Na tle przeszłości, w gwiazdę, w arabeski
Tęczowe - chmurą obwiedzione złotą.
W dole: Raphal pinxit albo Giotto.
W galerii siedzi dusza. - O! tęczowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]