[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grążając się w miodowym blasku słońca, Jim ujrzał zachwycającą dolinę Egremont...
Ujrzał płonące jaskrawymi barwami jesieni wzgórza, błękitne lustro jeziora Tulane,
sady, farmy i kopuły fabryk, maleńkie perełki wagoników Headway i szczyt odległego
Domu Zmierci.
Siedział bez ruchu zaskoczony i wstrząśnięty tym widokiem.
Jestem martwy. Martwy. A wszystko, co mnie otacza, jest moim kryształowym wię-
zieniem.
Jestem martwy, gdyż zastrzelił mnie Noel Resnick. (Czy zastrzelił? Nie, tego nie je-
stem pewien. Ale z całą pewnością mnie zabił.)
Wiem, że jestem martwy. A w takim razie musi to być świat prawdy, nie fantazji, gdyż
wszystko, co mnie otacza, jest wiernym odtworzeniem tamtej rzeczywistości.
Pytanie tylko, na ile jest on wierny i kompletny?
Wszyscy mieszkańcy tego odtworzonego Egremont  Marta i Weinberger, Resnick i
Alice Huron  powinni być wyłącznie wytworami jego umysłu, wcieleniem jego wspo-
mnień z poprzedniego świata. Czy będą zatem nadal kierować się swoimi własnymi
motywami i zamysłami?
Siłą woli skoncentrował się na szczegółach krajobrazu za oknem pędzącego pociągu,
starając się coś w nim przestawić, zmusić do przemiany w jeszcze coś innego.
Tamto drzewo! Niech stanie się fontanną!
Drzewo wciąż było drzewem, wciąż było drzewem.
Jestem władcą  och, tak, jestem teraz Władcą  lecz rzeczy nie chcą być posłusz-
ne mej woli...
Zbliżający się do stacji pociąg zaczął zwalniać.
Odruchowo sięgnął do kieszeni mając cichą nadzieję, że  z jakiegoś powodu
 nadal spoczywa w niej rewolwer. Kieszeń była pusta.
Wstał z miejsca, aby z półki zdjąć walizkę. Dlaczego w ogóle położył tam bagaż, sko-
157
ro jest jedynym pasażerem pociągu i mógł go ulokować gdziekolwiek? Chyba z zamiło-
wania do porządku. Zawsze obawiał się, by się o coś nie uderzyć.
A tym razem uderzył się o coś, co trzymać go będzie przez całą wieczność... Wiecz-
ność! Ale jakże to możliwe, skoro w Egremont obowiązuje normalny czas: minuty, go-
dziny, dni? Nie miał pojęcia. Czuł tylko zadziwiające osamotnienie. Gdzież są owe
drzwi, które mgliście sobie przypominał, wiodące do innych światów i innych możli-
wości? Nigdzie! Taka właśnie była natura miejsca, w które trafił.
Piekło polega na powrocie do swego świata, myślał. Jestem w Piekle, którym stało się
Egremont.
Na peronie oczekiwała już pogodna, przystojna kobieta...
Oczywiście, któż jak nie ona? Ale czy będzie w stanie swobodnie mówić? Czy może
zmienia swoją rolę? A on?
 Cudowny dzień, Jim!  Marta wykrzyknęła radośnie przy powitaniu.  A dla
Egremont wyjątkowo cudowny!
 O tak, dzisiaj jest przecież dzień odejścia Normana Harpera, prawda?
Poprzednim razem Jim tego nie powiedział. W tamtym świecie nie wiedział o tym
jeszcze. Marta jednak nie wyglądała na zbitą z tropu.
 No właśnie! Nasza D. i R. Nasza Duma i Radość. Ceremonia wkrótce się rozpocz-
nie. Akurat zdążymy na czas.
 Przybyłem zatem w szczególnie korzystnym momencie  odparł Jim.  A kto
będzie jego przewodnikiem? Podejrzewam, że Alice Huron.
 Oczywiście. Choć prawdę mówiąc, nie ma wśród nas nikogo, kto byłby odpowied-
nim dla niego przewodnikiem śmierci. Znasz Alice Huron?
Skinął twierdząco głową.
 Ale ona mnie nie zna  dodał.
Zaskoczona Marta zmrużyła oczy.
 Więc skąd wiedziałeś...?  zająknęła się.  Ach, sądzę, że wiem...  nie kończąc
ruszyła szybkim krokiem w stronę zaparkowanego elektrycznego ranbouta.
Jim wziął ją pod rękę.
 Co takiego wiesz?
 Jim... panie Todhunter... co się z panem dzieje? Czuje się pan niedobrze?
Puścił jej ramię.
 Nie, wszystko w porządku. Przepraszam  mruknął.
Uśmiechnęła się.
 Po prostu nie chcę być wplątana w żadne... w żadne intrygi. Dzieje się tyle przy-
jemniejszych rzeczy. Choćby dzisiejszy dzień!
Wzięła go po prostu za kogoś innego, za jakiegoś tajnego agenta uwikłanego w roz-
158
grywki polityczne Domu, i myśli, że chce ją wciągnąć do gry, jako informatora.
By ją uspokoić, odezwał się mocnym, pewnym głosem:
 Ależ nic podobnego, zupełnie nic! Mogę cię o tym zapewnić, Marto. A że prze-
wodnikiem Harpera jest Alice Huron, dowiedziałem się przypadkiem. To wszystko.
Uspokojona nieco Marta pierwsza wsiadła do ranbouta.
Gdy jechali przez miasto, wskazywała mu mijane miejsca: ulicę Harpera, spółdziel-
nię rolniczą, kompleks szkolny w którym była przewodnikiem, słynny Mall i restaura-
cję  Pod Trzema Iglicami , gdzie można było dostać najlepsze jedzenie w mieście... Od-
zyskała już spokój i werwę.
Zatem znów jedziemy.
Tym razem już ostrzeżony  podwójnie ostrzeżony swym wstępnym faux pas z
Martą!  musi uzbroić się w cierpliwość i wybadać, jakimi atutami dysponuje Resnick.
Musi ustalić dokładnie miejsce Mistrza Domu Zmierci, Alice Huron, Mary-Ann Szcze-
panski oraz Toni ego Bekkera w pajęczynie intryg, jak daleko ona sięga, poznać jej słabe
i mocne punkty. Wprawdzie reakcja Marty na jego na oślep postawione pytanie wyda-
wała się spontaniczna i naturalna, jednak powstała w ten sposób sytuacja groziła utra-
tą przyjaznego zaufania dziewczyny.
W tym Piekle życie jest jednak bardziej skomplikowane, niż sądziłem... Czuł się sa-
motny. Był zmęczony wyczerpującą i bezpłodną akrobacją umysłową, która miała mu
zapewnić znośne  życie w Egremont.
No i w końcu tym razem (obiecywał sobie solennie) musi normalnie pójść z kimś do
łóżka! Z kimś innym niż Nathan Weinberger.
Weinberger...! Harper. Ceremonia!
On, Marta, całe Egremont zmierzają nieuchronnie ku morderstwu; morderstwu, któ-
re w tak dużym stopniu stało się jego nieodłączną częścią, że uważał je za czyn zwyczaj-
ny i oczywisty  morderstwu, któremu był w stanie jeszcze zapobiec.
Lecz jeśli zapobiegnie, Weinberger nieodwołalnie pozostanie pod opieką Mary-Ann [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ocenkijessi.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 - A co... - Ren zamyślił się na chwilę - a co jeśli lubię rzodkiewki? | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.