[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdziwieniem dostrzegł też obok nich gazik dowódcy.
Tak mnie honorują za tego Ruska? - pomyślał.
- Panie pułkowniku, porucznik von Schnauberg melduje powrót z patrolu. Zestrzelony
jeden Airacobra - salut do skórzanego hełmu.
Dowódca odsalutował:
- Gratuluję pierwszego zwycięstwa, poruczniku.
Von Schnauberg chrzÄ…knÄ…Å‚:
- Przykro mi tylko, że nie udało mi się zmusić Rosjanina do poddania...
- Do poddania? - szare oczy pułkownika patrzyły zimno. - A na cóż nam on i jego
Airacobra? Rozkaz był jeden: zestrzelić. Rozumiecie, poruczniku? Zestrzelić.
- Tak jest, panie pułkowniku!
ROZDZIAA ÓSMY
OSTATNIA WALKA PORUCZNIKA VON SCHNAUBERGA " MISJA
KAPITANA FROAOWA " JESTEM PRUSAKIEM " OKONKI I
CUDOWNY LEK RZECKIEGO " CZY TO TA TECZKA " PODPISANO:
ERICH KOCH, CZYLI IGAA W STOGU SIANA
Spojrzałem na błękitniejące nad nami niebo, a potem na szarozieloną taflę jeziora
przed nami. Obracając machinalnie kufel na blacie stolika popatrzyłem na mego rozmówcę:
- Przyjechał więc pan na miejsce swego pierwszego zwycięstwa...
Nie odwrócił wzroku:
- Tak. Gdzieś w głębi tego jeziora leżą szczątki jedynego człowieka zabitego przeze
mnie podczas wojny.
- Jedynego? - uniosłem powątpiewająco brwi.
- Tak - lekko uśmiechnął się von Schnauberg. - Następnego dnia po mym pierwszym
zwycięstwie poderwano naszą eskadrę do obrony Królewca. Od wschodu szły na miasto
rosyjskie Iły-2. Szturmowiki , jak oni je nazywali. Nad nimi chmara myśliwskich Jaków i
Aawoczkinów... Dużo ich było... O wiele za dużo. Wywijałem się właśnie dwóm Aa, gdy
wpakowałem mego Zająca...
- Zająca? - nie zrozumiałem.
- Tak ochrzciłem mego Messerschmitta - porucznik pociągnął długi łyk piwa, jakby
chcąc ukryć zmieszanie. - Tak nazywałem moją narzeczoną... No więc wpadłem prosto na
celownik tylnego strzelca jednej z Czarnych Zmierci (tak myśmy nazywali Iły). Trafił mnie
w zbiornik paliwa. Zdążyłem wyskoczyć, ale spadałem w płonącym kombinezonie i modliłem
się, żeby tylko spadochron, rozwijający się nade mną, nie zajął się ogniem. Zaraz zresztą
straciłem przytomność, bo jeden z pocisków przeszył mi płuco. Bezwładnie zwisając na
uprzęży spadochronu rąbnąłem o ziemię łamiąc nogę, ale nie czułem tego. Nie czułem też, że
nie odzyskując przytomności tracę na dodatek wolność. Spadłem po ruskiej stronie frontu.
Nie powiem - von Schnauberg zaśmiał się cicho - opiekowali się mną troskliwie. Może tylko
odrobinę zbyt długo jak na mój gust, bo wypuścili mnie z niewoli dopiero w 1952 roku.
- Rzeczywiście, hm... - parsknąłem piwem - nieco zbyt długo. Tym większą odczuwa
pan zapewne radość wracając do miejsca zwycięstwa nad jednym z nich... - dokończyłem nie
bez pewnej ironii w głosie.
Starszy pan lekko zmrużył oczy:
- Ciekawe... Poszukiwacza skarbów nie interesuje tajemniczy rosyjski pilot, który
zginął nad tym jeziorem? Nie ciekawi go powód, dla którego lądował po niemieckiej stronie
frontu? Bo skoro naprowadzający powiedział: Airacobra startuje , to musiał uprzednio tu
wylądować. Gonicie wszyscy za Bursztynową Komnatą, a czy przypadkiem historia mego
dziwnego pojedynku nad Jeziorem Głębokim nie pasuje do niej? Może właśnie podczas niego
zaginął klucz do nieznanego po dziś dzień miejsca ukrycia tego cudu?
Odruchowo wyprostowałem się w foteliku:
- Pan sądzi, że...
- Może nawet więcej niż sądzę - przerwał mi okrągłym ruchem ozdobionej sygnetem
dłoni. - Ale o tym potem! Najpierw proszę, jako kolegę z podniebnych szlaków, abyśmy sobie
pomogli nawzajem...
- Z miłą chęcią! - stuknąłem kuflem o jego kufel.
- Proszę więc - starszy pan przeciągnął ręką po krótko przyciętych włosach - aby
porozmawiał pan z płetwonurkami. Niech - jeśli odnajdą wrak Airacobry - zwrócą uwagę, czy
w szczątkach kabiny znajdują się kości ludzkie... Mój przeciwnik nie zdążył albo już nie był
w stanie wyskoczyć z maszyny. Leży więc teraz gdzieś z nią tam... - mój rozmówca wpatrzył
się w dal jeziora. - Nie przyjechałem tu, żeby raz jeszcze przeżyć triumf nad nim. Chcę, żeby
miał tak jak inni ludzie chrześcijański pogrzeb i grób. Krzyż z jego imieniem i nazwiskiem
oraz datą śmierci... Jeśli uda mi się, przy pańskiej i nurków pomocy, wydobyć to, co po nim
zostało, zwrócę się do rosyjskiego Czerwonego Krzyża, może odezwie się ktoś z jego
bliskich, kto, choć już minęło pół wieku, wciąż czeka, choćby na wiadomość, gdzie, jak i
kiedy zginął. Sądząc po tajemniczości jego misji, nie wierzę, aby podano rodzinie prawdę o
śmierci... - starszy pan wyprostował się - a to był taki dobry pilot!
- Dlaczego więc pan sam nie zwróci się z tą prośbą do płetwonurków?
Von Schnauberg uśmiechnął się niewesoło:
- Najzwyczajniej w świecie boję się, że mi odmówią. Nie każdy Polak musi lubić
byłego oficera hitlerowskiej Luftwaffe. Rozumiem to... I dlatego proszę pana. Może pan
nawet ofiarować, powiedzmy w imieniu swego ministerstwa, nagrodę za wydobycie
szczątków ciała Rosjanina. Czy 5000 marek nie będzie za mało?
%7Å‚achnÄ…Å‚em siÄ™:
- Po pierwsze nie rozumiem pańskiego lęku przed odmową. To nie o pana ciało
chodzi, a jego ofiary...
Teraz poderwał się Niemiec:
- Pokonałem go w uczciwej walce! Gdyby pociągnął serią po kadłubie Zająca kilka
centymetrów dalej, ja zamiast niego gniłbym teraz na dnie jeziora! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ocenkijessi.opx.pl
zdziwieniem dostrzegł też obok nich gazik dowódcy.
Tak mnie honorują za tego Ruska? - pomyślał.
- Panie pułkowniku, porucznik von Schnauberg melduje powrót z patrolu. Zestrzelony
jeden Airacobra - salut do skórzanego hełmu.
Dowódca odsalutował:
- Gratuluję pierwszego zwycięstwa, poruczniku.
Von Schnauberg chrzÄ…knÄ…Å‚:
- Przykro mi tylko, że nie udało mi się zmusić Rosjanina do poddania...
- Do poddania? - szare oczy pułkownika patrzyły zimno. - A na cóż nam on i jego
Airacobra? Rozkaz był jeden: zestrzelić. Rozumiecie, poruczniku? Zestrzelić.
- Tak jest, panie pułkowniku!
ROZDZIAA ÓSMY
OSTATNIA WALKA PORUCZNIKA VON SCHNAUBERGA " MISJA
KAPITANA FROAOWA " JESTEM PRUSAKIEM " OKONKI I
CUDOWNY LEK RZECKIEGO " CZY TO TA TECZKA " PODPISANO:
ERICH KOCH, CZYLI IGAA W STOGU SIANA
Spojrzałem na błękitniejące nad nami niebo, a potem na szarozieloną taflę jeziora
przed nami. Obracając machinalnie kufel na blacie stolika popatrzyłem na mego rozmówcę:
- Przyjechał więc pan na miejsce swego pierwszego zwycięstwa...
Nie odwrócił wzroku:
- Tak. Gdzieś w głębi tego jeziora leżą szczątki jedynego człowieka zabitego przeze
mnie podczas wojny.
- Jedynego? - uniosłem powątpiewająco brwi.
- Tak - lekko uśmiechnął się von Schnauberg. - Następnego dnia po mym pierwszym
zwycięstwie poderwano naszą eskadrę do obrony Królewca. Od wschodu szły na miasto
rosyjskie Iły-2. Szturmowiki , jak oni je nazywali. Nad nimi chmara myśliwskich Jaków i
Aawoczkinów... Dużo ich było... O wiele za dużo. Wywijałem się właśnie dwóm Aa, gdy
wpakowałem mego Zająca...
- Zająca? - nie zrozumiałem.
- Tak ochrzciłem mego Messerschmitta - porucznik pociągnął długi łyk piwa, jakby
chcąc ukryć zmieszanie. - Tak nazywałem moją narzeczoną... No więc wpadłem prosto na
celownik tylnego strzelca jednej z Czarnych Zmierci (tak myśmy nazywali Iły). Trafił mnie
w zbiornik paliwa. Zdążyłem wyskoczyć, ale spadałem w płonącym kombinezonie i modliłem
się, żeby tylko spadochron, rozwijający się nade mną, nie zajął się ogniem. Zaraz zresztą
straciłem przytomność, bo jeden z pocisków przeszył mi płuco. Bezwładnie zwisając na
uprzęży spadochronu rąbnąłem o ziemię łamiąc nogę, ale nie czułem tego. Nie czułem też, że
nie odzyskując przytomności tracę na dodatek wolność. Spadłem po ruskiej stronie frontu.
Nie powiem - von Schnauberg zaśmiał się cicho - opiekowali się mną troskliwie. Może tylko
odrobinę zbyt długo jak na mój gust, bo wypuścili mnie z niewoli dopiero w 1952 roku.
- Rzeczywiście, hm... - parsknąłem piwem - nieco zbyt długo. Tym większą odczuwa
pan zapewne radość wracając do miejsca zwycięstwa nad jednym z nich... - dokończyłem nie
bez pewnej ironii w głosie.
Starszy pan lekko zmrużył oczy:
- Ciekawe... Poszukiwacza skarbów nie interesuje tajemniczy rosyjski pilot, który
zginął nad tym jeziorem? Nie ciekawi go powód, dla którego lądował po niemieckiej stronie
frontu? Bo skoro naprowadzający powiedział: Airacobra startuje , to musiał uprzednio tu
wylądować. Gonicie wszyscy za Bursztynową Komnatą, a czy przypadkiem historia mego
dziwnego pojedynku nad Jeziorem Głębokim nie pasuje do niej? Może właśnie podczas niego
zaginął klucz do nieznanego po dziś dzień miejsca ukrycia tego cudu?
Odruchowo wyprostowałem się w foteliku:
- Pan sądzi, że...
- Może nawet więcej niż sądzę - przerwał mi okrągłym ruchem ozdobionej sygnetem
dłoni. - Ale o tym potem! Najpierw proszę, jako kolegę z podniebnych szlaków, abyśmy sobie
pomogli nawzajem...
- Z miłą chęcią! - stuknąłem kuflem o jego kufel.
- Proszę więc - starszy pan przeciągnął ręką po krótko przyciętych włosach - aby
porozmawiał pan z płetwonurkami. Niech - jeśli odnajdą wrak Airacobry - zwrócą uwagę, czy
w szczątkach kabiny znajdują się kości ludzkie... Mój przeciwnik nie zdążył albo już nie był
w stanie wyskoczyć z maszyny. Leży więc teraz gdzieś z nią tam... - mój rozmówca wpatrzył
się w dal jeziora. - Nie przyjechałem tu, żeby raz jeszcze przeżyć triumf nad nim. Chcę, żeby
miał tak jak inni ludzie chrześcijański pogrzeb i grób. Krzyż z jego imieniem i nazwiskiem
oraz datą śmierci... Jeśli uda mi się, przy pańskiej i nurków pomocy, wydobyć to, co po nim
zostało, zwrócę się do rosyjskiego Czerwonego Krzyża, może odezwie się ktoś z jego
bliskich, kto, choć już minęło pół wieku, wciąż czeka, choćby na wiadomość, gdzie, jak i
kiedy zginął. Sądząc po tajemniczości jego misji, nie wierzę, aby podano rodzinie prawdę o
śmierci... - starszy pan wyprostował się - a to był taki dobry pilot!
- Dlaczego więc pan sam nie zwróci się z tą prośbą do płetwonurków?
Von Schnauberg uśmiechnął się niewesoło:
- Najzwyczajniej w świecie boję się, że mi odmówią. Nie każdy Polak musi lubić
byłego oficera hitlerowskiej Luftwaffe. Rozumiem to... I dlatego proszę pana. Może pan
nawet ofiarować, powiedzmy w imieniu swego ministerstwa, nagrodę za wydobycie
szczątków ciała Rosjanina. Czy 5000 marek nie będzie za mało?
%7Å‚achnÄ…Å‚em siÄ™:
- Po pierwsze nie rozumiem pańskiego lęku przed odmową. To nie o pana ciało
chodzi, a jego ofiary...
Teraz poderwał się Niemiec:
- Pokonałem go w uczciwej walce! Gdyby pociągnął serią po kadłubie Zająca kilka
centymetrów dalej, ja zamiast niego gniłbym teraz na dnie jeziora! [ Pobierz całość w formacie PDF ]